List8.txt

(11 KB) Pobierz
44






























    Rozdział 8
          Po powrocie zaliczyłem kolejnš przeprawę z Jackiem Edgecombe'em. Może jeszcze nie 
    był całkowicie przekonany do moich planów, ale zmiękł na pewno, co sprawiło, że dyskusja z 
    nim przestała przypominać męczšcš wspinaczkę. Popracowałem nad nim jeszcze trochę i 
    udało mi się wzniecić w nim kolejnš iskierkę entuzjazmu, po czym odprawiłem go, by 
    rozejrzał się po farmie pod kštem wprowadzenia innowacji.
          Resztę poranka spędziłem w ciemni. Pocišłem suchy już film 35-milimetrowy i 
    zrobiłem próbnš odbitkę, by sprawdzić, jak wyszedł. Wyszedł niele, większoć klatek 
    nadawała się do użytku, zrobiłem więc serię odbitek o wymiarach dwadziecia na 
    dwadziecia pięć centymetrów. Nie były wykonane aż tak fachowo jak te, które pokazywał mi 
    Fallon, ale z pewnociš były na tyle dobre, by je z tamtymi porównać.
          Powieliłem również nieudane zdjęcia, w tym także te, przy których lampa błyskowa 
    pstryknęła ni stšd, ni zowšd. Jedno z nich okazało się tak interesujšce, że je dokładnie 
    obejrzałem pod lupš. Była to prawdziwa łamigłówka i bardzo chciałem powtórzyć to ujęcie, 
    ale zabrakło mi już czasu, bo gocie mieli nadejć lada moment.
          Halsteadowie przyjechali piętnacie minut przed czasem, co potwierdzało ich olbrzymie 
    zainteresowanie tacš. Halstead wyglšdał na jakie trzydzieci pięć lat i sprawiał wrażenie 
    kłębka nerwów. Był na swój sposób przystojnym mężczyznš, jeli kto gustował w 
    jastrzębich obliczach. Twarz jego cechowały wydatne koci policzkowe, a głęboko osadzone 
    oczy były tak podkršżone, jakby ich właciciel jeszcze nie doszedł do siebie po tygodniowej 
    balandze. Miał szybkie ruchy, a jego sposób mówienia przypominał krótkie staccato, więc 
    pomylałem sobie, że mógłby się okazać dosyć męczšcym towarzyszem na dłuższš metę.
          Jednak pani Halstead jako sobie radziła i zachowywała pogodę ducha, która 
    rekompensowała nerwowoć Halsteada. Być może osišgnęła to dzięki wytrwałej pracy. 
    Przedstawiła mi swojego męża, po czym nastšpiła, skrócona do minimum, pogawędka 
    towarzyska.
          Zapanowała nagła cisza. Halstead spojrzał na mnie wyczekujšco.
           Co z tacš?  spytał głosem uniesionym bardziej, niż to było konieczne.
          Spojrzałem na niego obojętnie.
           A tak  powiedziałem.  Mam tu kilka fotografii, które mogš pana zainteresować.
          Podałem mu je i zauważyłem, jak drżały mu dłonie. Przerzucił je błyskawicznie, uniósł 
    głowę i spytał ostro:
           To sš zdjęcia pańskiej tacy?
           Tak.
           To włanie ta, popatrz na licie winoroli. Taka sama, jak ta meksykańska. Nie ma 
    żadnych wštpliwoci  zwrócił się do żony.
           Wydaje się taka sama  odrzekła z wahaniem.
           Nie bšd głupia  przerwał.  Jest taka sama. Na miłoć boskš, przyglšdałem się 
    tamtej wystarczajšco długo. Gdzie masz nasze zdjęcia?
          Pani Halstead wyjęła je i zajęli się porównywaniem.
           Nie jest to replika  owiadczył Halstead.  Ale niewiele się różni. Niewštpliwie 
    obie wyszły spod tej samej ręki. Zwróć uwagę na unerwienie lici.
           Chyba masz rację.
           Mam rację  powiedział stanowczo. Odwrócił się w mojš stronę.  Żona mówiła, 
    że pozwoli mi pan zobaczyć tacę.
          Nie podobały mi się jego maniery, jego natarczywoć i nieuprzejmoć, a może i sposób, 
    w jaki odnosił się do żony.
           Powiedziałem tylko, że nie ma żadnego powodu, dla którego nie miałbym jej panu 
    pokazać. Równoczenie nie widzę ani jednego powodu, dla którego miałbym to zrobić. Może 
    pan mógłby mnie owiecić?
           To sprawa czysto zawodowa i naukowa  odparł sztywno z minš człowieka, który 
    nie lubił, gdy mu się sprzeciwiano.  Stanowi ona częć moich obecnych badań i doprawdy 
    wštpię, by pan to zrozumiał.
           Spróbujmy  przerwałem spokojnie. Czułem się urażony jego zarozumiałociš.  
    Rozumiem słowa dwusylabowe, a może nawet trzysylabowe, jeli będzie je pan wolno 
    wymawiał.
           Bylibymy bardzo wdzięczni, gdybymy mogli zobaczyć tacę  wtršciła się do 
    rozmowy pani Halstead.  Wywiadczyłby nam pan wielkš przysługę, panie Wheale.
          Nie chciała przepraszać za niezbyt piękne maniery męża, ale robiła, co mogła, by wlać 
    choć odrobinę oliwy ogłady towarzyskiej do tego mechanizmu.
          Przerwała nam Madge.
           Panie Wheale, jaki dżentelmen chce się z panem zobaczyć. Umiechnšłem się 
    krzywo do Halsteada i odrzekłem:
           Dziękuję, pani Edgecombe, proszę go wprowadzić.
          Kiedy wszedł Fallon, Halstead szarpnšł się konwulsyjnie.
          Spojrzał na mnie i spytał podniesionym głosem:
           Co on tu robi?
           Profesor Fallon przybył tu na moje zaproszenie, tak jak i państwo  powiedziałem 
    słodko.
           Nie zostanę tu z tym człowiekiem. Chod, Katherine.  Halstead skoczył na równe 
    nogi.
           Zaczekaj chwilę, Paul. Co z tacš?
          To pytanie zastopowało Halsteada i stanšł jak wryty. Niepewnie spojrzał na mnie, 
    potem na Fallona.
           Ubolewam nad tym  powiedział drżšcym głosem  w najwyższym stopniu nad 
    tym ubolewam.
           Mylisz może, że mnie się to wszystko podoba? Ale nie złoszczę się z tego powodu 
    jak rozkapryszone dziecko. Zawsze byłe zbyt wybuchowy, Paul  powiedział Fallon 
    zaskoczony widokiem rywala. Wszedł jednak dalej do pokoju. Zapytał:
           Można wiedzieć, co to wszystko znaczy, panie Wheale?
           Może zorganizowałem licytację?  powiedziałem spokojnie.
           Marnuje pan czas, ci ludzie nie majš złamanego grosza.
           Zawsze uważałam, że kupił pan swojš reputację, profesorze Fallon  odcięła się 
    Katherine Halstead.  A czego nie może pan dostać za pienišdze, kradnie pan.
           Do licha, chyba nie uważasz mnie za złodzieja, panienko?  Fallon gwałtownie 
    odwrócił się.
           Uważam  odpowiedziała spokojnie.  Ma pan przecież list Vivera, prawda?
           Co pani wie o tym licie?  Fallon znieruchomiał.
           Tylko tyle, że skradziono go nam niemal dwa lata temu oraz że obecnie jest w 
    pańskim posiadaniu.  Spojrzała na mnie.  Jakie wnioski by pan z tego wycišgnšł, panie 
    Wheale?
          Uważnie przyglšdałem się Fallonowi. Substancje chemiczne wspaniale się ze sobš 
    mieszały i miałem nadzieję, że uda mi się wydestylować
          z nich trochę prawdy. Postanowiłem jeszcze bardziej wzburzyć tę mieszaninę.
           Ma pan rzeczywicie ten list?  spytałem. Fallon z ocišganiem skinšł głowš.
           Tak, kupiłem go najzupełniej legalnie w Nowym Jorku. Mogę to udowodnić, bo 
    mam nawet rachunek. Ale, do licha, to ci dopiero parka, omielajš się mówić o kradzieży. 
    Powiedz lepiej, Halstead, co z tymi papierami, które ukradłe mi w Meksyku?
          cišgnięte nozdrza Halsteada aż zbielały.
           Nie zabrałem ci niczego, co nie należało do mnie. A co ty mi zabrałe? Tylko moje 
    dobre imię, nic więcej. W tym zawodzie jest zbyt wielu takich złodziejskich drani jak ty, 
    Fallon, ludzi niekompetentnych, którzy zdobywajš pozycję, żerujšc na pracy innych.
           Ty sukinsynu  zagrzmiał Fallon.  Ogłosiłem już to wszystko w czasopismach i 
    jako nikt nie zwrócił na ciebie uwagi. Mylisz, że kto uwierzy w te bzdury?
          Stali naprzeciwko siebie jak walczšce koguty i lada moment skoczyliby sobie do gardeł, 
    gdybym nie wrzasnšł na cały głos:
           Spokój!
          Obaj odwrócili się jak na komendę, powiedziałem więc już nieco ciszej:
           Słuchajcie. W życiu nie widziałem jeszcze równie żenujšcego widowiska w 
    wykonaniu dorosłych mężczyzn. Albo zaczniecie zachowywać się w moim domu porzšdnie, 
    albo was wszystkich stšd wyrzucę i nigdy już nie zobaczycie tej cholernej tacy.
          Pierwszy opamiętał się Fallon.
           Przepraszam, panie Wheale, ale ten człowiek mnie rozzłocił  powiedział siadajšc.
          Halstead także siedział i w milczeniu wpatrywał w Fallona. Twarz Katherine pobladła, a 
    na jej policzkach pojawiły się różowe plamki. Spojrzała na męża i zacisnęła usta, a kiedy w 
    dalszym cišgu milczał, powiedziała:
           Przepraszam za nasze zachowanie, panie Wheale.
           Niech pani przeprasza za siebie, pani Halstead. Nie można tego robić za innych, 
    nawet za własnego męża  zwróciłem się do niej szorstko.
          Umilkłem i czekałem, aż Halstead co powie, on jednak zachowywał uporczywe 
    milczenie, więc zignorowałem go i zwróciłem się do Fallona:
           Nie interesujš mnie specjalnie szczegóły waszych zawodowych konfliktów, 
    aczkolwiek muszę przyznać, że zaskoczyły mnie zarzuty, które tu dzisiejszego popołudnia 
    padły.
           Nie ja rozpoczšłem to obrzucanie się błotem  odezwał się Fallon, umiechajšc się 
    gorzko.
           Nic mnie to nie obchodzi  powiedziałem.  Ludzie, jestecie niesamowici. 
    Jestecie tak pochłonięci swoimi trywialnymi sprawami zawodowymi, że zapominacie o 
    najważniejszym. Przecież z powodu tej tacy zamordowano człowieka. Na miłoć boskš, już 
    dwóch ludzi nie żyje!
          Tym razem odezwała się Katherine Halstead.
           Przykro mi, jeli wydajemy się panu tak bezduszni, to rzeczywicie musi być dla 
    pana szokujšce.
           I, na Boga, jest! A teraz posłuchajcie mnie wszyscy uważnie. Sšdzę, że dostałem w 
    tej rozgrywce wysokš kartę, mam bowiem tacę, która okazała się tak cholernie ważna. Ale 
    nikt z was jej nawet nie powšcha, dopóki ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin