227 SANFORD I Spojrzałem na niš z goryczš. Byłem przekonany, że Metcalfe zgubił nas w czasie sztormu miał jednak diabelskie szczęcie. Nie odnalazł nas za pomocš radaru, gdyż sztorm wymiótł do czysta nadbudówkę fairmili. Zniknęła antena radaru, jak również maszt radiowy i krótki dwig obrotowy. Jedynie dzięki nieprawdopodobnemu przypadkowi mógł się na nas natknšć. Zejd na dół i uruchom silnik powiedziałem do Coertzego. Francesca, id też na dół i nie wychylaj nosa. Spojrzałem na fairmilę. Znajdowała się o milę od nas i zbliżała się z szybkociš jakich omiu węzłów. Dawało nam to nieco ponad pięć minut na jakiekolwiek daremne przygotowania. Nie miałem złudzeń co do Metcalfe'a. Torloni był niebezpieczny, lecz posługiwał się tylko przemocš. Metcalfe za używał głowy. Pogoda była paskudna. Kiedy wiatr dmšc równomiernie narzuca morzu dyscyplinę, fale idš równo i jednostajnie. Z ustaniem wiatru na morzu zapanował chaos. Wielkie jak piramidy góry wody unosiły się i znikały, a Sanford" przechylał się i kołysał alarmujšco. Fairmila też nie była w lepszym położeniu. Zataczała się niepewnie i kołysała ciężko, gdy uderzały w niš nieoczekiwane fale. Mogłem sobie wyobrazić hałas panujšcy w kadłubie. Jako nabytek z demobilu była starš łodziš i jej kadłub musiał stracić na wartoci mimo troski, której nie szczędził jej Metcalfe. Poza tym trzeba pamiętać, że planowano jej żywot na jakie pięć lat, a materiały z czasów wojny nie zasłynęły zbyt wysokš jakociš. Nagle przyszło mi do głowy, że nie mogła już płynšć szybciej; że przy tak wzburzonym morzu Metcalfe nie odważył się prowadzić jej szybciej. Jej silniki w spokojnej wodzie mogły dać nawet dwadziecia szeć węzłów. Gdyby jednak teraz wyduszono z niej choć trochę więcej niż osiem, istniało niebezpieczeństwo, że łód rozleci się na kawałki. Metcalfe mógł wiele ryzykować dla złota, ale nie aż tyle. Gdy usłyszałem, że silnik zaskoczył, otwarłem szeroko przepustnicę i odwróciłem Sanforda" rufš do fairmili. Mielimy niezły silnik i nawet pokonujšc takie fale mogłem uzyskać Sanfordem" siedem węzłów. Nasza pięciominutowa zwłoka została teraz przecišgnięta do godziny. Może przez ten czas wpadniemy jeszcze na jaki dobry pomysł. Coertze wyszedł na górę. Przekazałem mu rumpel, a sam zszedłem na dół. Nie zawracałem sobie głowy mówieniem mu, co ma robić wszystko było oczywiste. Otworzyłem szafkę pod swojš kojš i wycišgnšłem 'schmeissera oraz wszystkie magazynki. Francesca spoglšdała na mnie z koi. Czy musisz to robić? Nie strzelę, dopóki nie będę musiał odparłem. Albo gdy oni zacznš strzelać pierwsi. Rozejrzałem się dokoła. Gdzie jest Walker? Zamknšł się w dziobówce. Boi się Coertzego. Dobrze. Nie chcę, żeby się teraz pętał pod nogami stwierdziłem i wróciłem do kokpitu. Coertze spojrzał z niedowierzaniem na pistolet maszynowy. Skšd go wzišłe, u diabła? Ze sztolni. Mam nadzieję, że działa; ta amunicja jest cholernie stara. Założyłem jeden z długich magazynków i przymocowałem kolbę. Lepiej we swojego lugera, a ja przejmę ster. Umiechnšł się kwano. Po co? Wyrzuciłe wszystkie kule. Do diabła! Chociaż, czekaj chwilę. Jest broń Torloniego. Leży w szufladzie stołu nawigacyjnego. Zszedł na dół, a ja spojrzałem w tył na fairmilę. Tak jak mylałem, Metcalfe nie zwiększył prędkoci, gdy zaczęlimy uciekać. Nie miało to zresztš większego znaczenia płynšł o jaki węzeł szybciej od nas i odlegoć między nami wyranie się zmniejszyła. Coertze wrócił z pistoletem wetkniętym za pasek spodni. Ile zajmie mu dopadniecie nas? spytał. Niecałš godzinę. Dotknšłem schmeissera. Nie strzelamy, chyba że on zacznie, i postaramy się nie zabijać. Czy on będzie strzelał tak, żeby zabić? Nie wiem. Może. Coertze mruknšł, wycišgnšł pistolet i zaczšł go sprawdzać. Zamilklimy, a zresztš i tak nie bardzo mielimy o czym rozmawiać. Mylałem o posługiwaniu się pistoletem maszynowym. Dawno już nie strzelałem, zaczšłem więc powtarzać kolejne punkty szkoleniowe, wpojone mi kiedy przez sierżanta o czerwonej twarzy. Pamiętałem, że odrzut unosi lufę i jeli celowo nie przytrzymało się jej na dole, większoć kul szła w powietrze. Próbowałem sobie przypomnieć i inne rzeczy, których się nauczyłem, ale nic mi nie przychodziło na myl. Te fragmentaryczne wiadomoci muszš wystarczyć. Chętnie napiłbym się kawy powiedziałem w jaki czas póniej do Coertzego. Niezły pomysł odrzekł i zszedł na dół. Afrykaner nigdy nie odrzuci propozycji wypicia kawy. Ich wštroby pewnie sš od niej zupełnie bršzowe. Wrócił po pięciu minutach z dwoma dymišcymi kubkami. Francesca chce wyjć na górę powiedział. Spojrzałem w tył na fairmilę. Nie odparłem krótko. Pilimy kawę, której połowa się rozlała, gdy Sanford" zadygotał od uderzenia szczególnie silnej fali. Kiedy skończylimy, fairmila znajdowała się o ćwierć mili i wyranie widziałem Metcalfe'a stojšcego obok sterówki. Ciekaw jestem, jak się do nas zabierze powiedziałem. Przy takim morzu nie da rady wedrzeć się na pokład; istnieje zbyt wielkie niebezpieczeństwo staranowania nas. A jak ty by się do tego zabrał, Kobus? Podpłynšłbym blisko i wystrzelał nas z karabinu mruknšł. Jak na strzelnicy. A póniej, gdy morze się uspokoi, wszedłbym spokojnie na pokład. Brzmiało to rozsšdnie, lecz nie poszłoby tak łatwo jak na strzelnicy. Metalowe kaczki nie odpowiadajš ogniem. Wręczyłem rumpel Coertzemu. Może będziemy musieli wykonać parę fantazyjnych manewrów powiedziałem. Ale bez żagli dasz sobie z nim doć dobrze radę. Kiedy powiem, że masz co zrobić, rób to natychmiast. Wzišłem schmeissera i położyłem sobie na kolanach. Ile naboi jest w tamtym pistolecie? Za mało odparł. Pięć. W końcu fairmila znalazła się w ćwiartce rufowej, o sto jardów zaledwie od nas. Metcalfe wyszedł ze sterówki niosšc megafon. Jego głos zadudnił po wodzie: Po co uciekacie? Nie chcecie, żeby was podholować? Przyłożyłem dłonie do ust. Chcesz dostać nagrodę za ocalenie? spytałem ironicznie. Rozemiał się. Czy sztorm wyrzšdził u was jakie szkody? Żadnych! krzyknšłem. Sami dotrzemy do portu. Jeli chciał udawać niewiništko, byłem gotów bawić się razem z nim. Nie miałem nic do stracenia. Fairmila zmniejszyła szybkoć, aby ić równo z nami. Metcalfe dłubał co przy wzmacniaczu megafonu, który niesamowicie piszczał. Hal! krzyknšł. Chcę mieć twojš łód. I twój ładunek. A więc zostało to powiedziane: jasno i bez ogródek. Jeżeli podejdziecie do tego spokojnie, zadowolę się połowš zahuczał megafon. Jeli nie, wezmę wszystko. Torloni złożył takš samš ofertę i wiesz, co się z nim stało. Znajdował się w niekorzystnym położeniu! zawołał Metcalfe. Nie mógł użyć broni. Ja mogę. Pojawił się Krupke z karabinem. Wspišł się na dach salonu pokładowego i położył się tuż za sterówkš. Wyglšda na to, że wykrakałe powiedziałem do Coertzego. Było le, ale nie beznadziejnie. Krupke służył w wojsku. Przywykł do stabilnej pozycji, nawet jeli cel się ruszał. Nie sšdziłem, aby mógł celnie strzelać z tak podskakujšcej platformy jak fairmila. Dostrzegłem, że Metcalfe podchodzi bliżej i powiedziałem do Coertzego: Utrzymuj stałš odległoć. No więc jak?! krzyknšł Metcalfe. Id do diabła! Skinšł Krupke'owi, który natychmiast strzelił. Nie wiem, gdzie poleciała kula mylę, że w ogóle nie trafiła w jacht. Strzelił ponownie i tym razem trafił w co na dziobie. Musiał to być metal, bo usłyszałem brzęk, gdy kula odbiła się rykoszetem. Coertze szturchnšł mnie w żebra. Nie oglšdaj się, żeby Metcalfe się nie zorientował, ale chyba czeka nas kolejna burza. Zmieniłem nieco pozycję na siedzeniu, tak że kštem oka mogłem spoglšdać na rufę. Horyzont zaczerniała złoliwa nawałnica, zbliżajšca się w naszš stronę. Modliłem się w duchu, żeby się pospieszyła. Musimy grać teraz na zwłokę szepnšłem. Krupke znowu strzelił i kula trzasnęła w rufę. Wychyliłem się za burtę i zobaczyłem dziurę wbitš w cianie pawęży. Celował coraz lepiej. Powiedz Krupke'emu, żeby nie zrobił nam dziury poniżej linii zanurzenia! krzyknšłem. Moglibymy zatonšć, a to by ci się nie spodobało. Na chwilę strzały umilkły. Zobaczyłem, jak Metcalfe rozmawia z Krupke'em gestykulujšc, aby mu pokazać, że powinien strzelać wyżej. Niezwłocznie przywołałem Francescę na pokład. Te kule z niklowym płaszczem przechodziły przez cienkie deski burty Sanfor-da" niczym przez bibułkę. Wyszła akurat w chwili, gdy Krupke oddał kolejny strzał. Przeszedł wysoko. Pudło. Gdy tylko Metcalfe jš ujrzał, podniósł rękę i Krupke przestał strzelać. Hal, bšd rozsšdny! zawołał. Masz kobietę na pokładzie. Spojrzałem na Francescę, a ona pokręciła głowš. Strzelaj dalej! krzyknšłem. Nie chcę nikogo zranić prosił Metcalfe. ...
aniona