Wieslaw1.txt

(33 KB) Pobierz
1






























        Kazimierz Brodziki
        
        Wiesウaw
        
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
         
            Sielanka krakowska
          
            I
            Z ソonケ Stanisウaw wychodzi z komory,
            Wnosi do izby dwa pieni・ne wory,
            Czterysta zウotych uウoソyウ na ウawie
            I tak powiada: "Zgarniej to, Wiesウawie!
            Jed・do Krakowa, a za te talary
            Kup mi dwa konie i wybierz do pary.
            Syn m jedyny na wojnie zabity,
            Mnie schyla niemoc i wiek nieuソyty,
            Nie mam z chudobケ poufa・si・komu,
            Ty prawケ r麑ケ jeste・w moim domu,
            A skoro pomr・ ty・rodziny gウowa.
            Je徑i, daj Boソe! cka si・uchowa -
            Ma lat dwana彡ie, nieskケpo urody -
            Moソesz jej czeka・ same・jeszcze mウody".
            "Tak jest, dla ciebie - Bronisウawa powie
            Strzeg・tej cki jakby oka w gウowie.
            A c droソszego mie・moソesz od matki?
            Jedne・to moje przed grobem dostatki".
            Bronika matk・obj・a za szyj・
            I wstyd rumiany na jej piersi kryje,
            Lecz pusty u徇iech zwraca na Wiesウawa.
            A dalij smutna rzekウa Bronisウawa:
            "Miaウam ja drugケ, lito彡iwy Boソe!
            Oko si・za niケ przepウaka・ nie moソe;
            Zaledwie piケty kwitnケウ owoc sadu,
            Gdy mi znikn・a jako cie・bez 徑adu.
            Juソ to dwunastym li彡iem wiatr pomiata,
            Jak my徑i matki zatruwa jej strata.
            Gdy Moskwa polskie dobijaウa plemi・
            W pustkach wsie staウy a odウogiem ziemie;
            Oknych las i wiosek poソary
            Gniewu Boソego zwiastowaウy kary;
            Z wiatrem, co strzechy i konary waliウ,
            Do nas wr przybyウ i wiosk・zapaliウ.
            Dzie・to byウ sケdu; - 徨 pウaczu i gwaru,
            W徨 ciemnej nocy, wichr i poソaru,
            Razem rolnicy ku obronie bieソケ,
            Razem si・wojsko ci從ie za grabieソケ;
            W tej walce z dymem znikウa nasza strzecha;
            Wtedy mi cka, jedyna pociecha,
            Znikウa bez 徑adu. Przez dウugie ja czasy
            Chodziウam za niケ na wioski i lasy;
            Ale jak kamie・do Wisウy rzucony
            Znikn・a wiecznie, gウuche wszystkie strony,
            Co dzie・do kウos przychodzケ oracze,
            A ja dzieci鹹ia nigdy nie zobacz・
            Na 忤iat szeroki prno rzuca・oko,
            詣iat nie pocieszy i niebo wysoko.
            Niech wola Boska b鹽zie, Boska chwaウa.
            Ciebiem ja za nie, synu! wychowaウa,
            Bo gdzie sierota przyj黎a pod strzech・
            Tam z niebem bliソszy B zsyウa pociech・
            Moソe teソ moje utracone dzieci・
            Podobnie k鹽y・na szerokim 忤iecie
            Lito懈 znalazウo; ソyje gdzie u matki
            Pomi鹽zy wウasne policzone dziatki.
            W takiej ja my徑i, po ojc twych stracie,
            Ciebie maウego wychowaウam w chacie.
            Lito懈 za lito懈. - Niebieska opieka
            Tajnie nagradza uczynki czウowieka.
            A je徑i ziemia strawiウa jej ko彡i,
            Swobodna dusza w krainach przyszウo彡i
            Igra wesoウo przy niebieskiej matce
            I ウask・nieba zwabia naszej chatce".
            Tu Bronisウawa zalaウa si・ウzami.
            Rade ウzy pウynケ za matki my徑ami;
            Pウakaウa zaraz i cka przy boku,
            Lecz ウzy, m黌kiemu nieprzystojne oku,
            Kryjケc Stanisウaw, karci smutek ソony:
            "Jaki los w niebie komu naznaczony,
            Prno si・troska・ B siedzケc wysoko
            Nad caウym 忤iatem opatrzne ma oko,
            Wszakci On ojcem na wieki i wsz鹽zie,
            Co pod Nim byウo, pod Nim jest i b鹽zie;
            Lepsze nad smutek ufanie poboソne.
            Id・ Wiesウawowi przygotuj nadroソne.
            Ty wyjd・o 忤icie, a chro・si・przygody,
            Bo zawsze wiele ufa sobie mウody;
            Przynie・twej przyszウej podarunek z drogi!"
            Wiesウaw obojgu kornie 彡isnケウ nogi
            I wyszedウ z chaty przenikniony caウy,
            ッe takich ojc niebiosa mu daウy.
            II
            Juソ wonny wiecz u徇iechaウ si・ziemi,
            Gdy wracaウ Wiesウaw z koi kupionemi.
            Z przydroソnej wioski rozlega si・granie,
            Sウycha・wesoウe plケsy i 徘iewanie.
            Parskajケc konie bieソケ po go彡ieu,
            Wida・dziewoje przy rucianym wieu,
            Bijケ druソbowie w podkki ze stali,
            A gdy w鹽rowca mile powitali,
            Tak rzekウ starosta, zarzケdca wesela:
            "Dobrze to w kaソdym zyska・przyjaciela!
            Witajcieソ do nas, wy z proszowskiej ziemi!
            Nie chciejcie gardzi・dary ubogiemi,
            Poソyjcie z nami, czym tu gospodarzy
            Wdzi鹹zna prac rola i dobry B darzy.
            Napatrzycie si・krakowskim dziewojom,
            Wymy徑nym taom i przecudnym strojom,
            Wreszcie i w tany sunケ・nie zaszkodzi,
            Bo cho・strudzeni, widz・ ソe彡ie mウodzi".
            Na to Halina przyst麪uje mウoda,
            W caウym weselu najpierwsza uroda,
            Wstydzi si・ wstydzi, jednak przed nim staje,
            Ciasto z koszyka i owoc podaje:
            "Obcy w鹽rowcze! juソci przyjケ・trzeba
            Naszych owoc i naszego chleba!"
            A przy tym u徇iech jakowy・uroczy
            Zwriウ na siebie w鹽rownika oczy;
            I zwriウ tyle, ソe odtケd jedynie
            Okiem i duszケ zostaウ przy Halinie.
            Wchodzi do izby na wesoウe tany
            Z kubkiem od druソb Wiesウaw powitany;
            Potem starosta, zarzケdca wesela,
            W te sウowa druソbom porady udziela:
            "Juソci pierwszetwo zostawcie obcemu,
            Niech idzie w tany, niech teソ po swojemu
            Skrzypkom zanuci, dziewoj・wybierze;
            Bo z obcym trzeba uczciwie i szczerze".
            I wybraウ druhn・ ktej wdzi麑 uroczy
            Zwriウ na siebie w鹽rownika oczy;
            Na prz wychodzi, przed muzykケ staje,
            Halina w plケsach r麑・mu podaje;
            Za nim si・w koウo mウodziey zebrali,
            Nucケ i bijケ w podkki ze stali.
            Wiesウaw si・za pas ujケウ r麑ケ prawケ,
            Zagasiウ wszystkich powaソnケ postawケ.
            W skrzypce i basy sypnケウ grosza hojnie,
            Ojcom za stoウem skウoniウ si・przystojnie.
            Halina plケsa z minケ uroczystケ,
            W oburケcz szat・ujケwszy kwiecistケ,
            On tupnケウ, gウow・nachyliウ ku ziemi
            I zaczケウ nuci・sウowy takowemi:
            "Niechソe ja lepiej nie ソyj・
            Dziewcz・ skarby moje,
            Je徑i kiedy oczka czyje
            Milsze mi nad twoje.
            Patrzajソe mi prosto w oczy,
            Bo widzi B w niebie,
            ッe mi ledwo nie wyskoczy
            Serduszko do ciebie!"
            Bierze Halin・i tak wokoウo,
            Przodkujケc druソbom, tazy wesoウo;
            A gdy ku skrzypkom znowu powri,
            Staje i w plケsach tak dalej nuci:
            "Czemuソ ja w proszowskiej ziemi
            Maウe zaznaウ dzieci・
            Byウbym mi鹽zy krakowskiem!
            Najszcz龕liwszy w 忤iecie.
            Krew, nie woda lud殞i wウada,
            Bo kt sercem rzケdzi?
            Czウowiek pragnie i ukウada,
            A wszystko B sケdzi".
            Halina w plケsach przed nim ucieka,
            On w r鹹e pleszcケc goni z daleka,
            A gdy dogoni, z uj黎ケ wri,
            Staje i w plケsach tak dalej nuci:
            "Nie uciekaj, ptaszku luby!
            Moje sto tysi鹹y!
            Dogoni・ja mojej zguby
            I nie puszcz・wi鹹ej!
            Krケソy sウowik w szumnym lesie,
            Gaウケzek si・czepia,
            Aソ dognany pika niesie,
            Gniazdeczko ulepiケ".
            Sam teraz w plケsach przed druhnケ stroni,
            A ona za nim poskocznie goni,
            I dogoniony, gdy znowu wri,
            Staje i w plケsach tak przed niケ nuci:
            "Gospodarzu! nie dasz wiary,
            Jak konie opウac・
            Wydaウem ja twe talary,
            Moje serce strac・ -
            Grajcie skrzypki! bo si・smuc・
            W opウakanym stanie,
            Z konikami ja powr・
            Serce si・zostanie".
            Dウo・mu podaウa, a on wokoウo
            Przodkujケc druソbom tazy wesoウo,
            A gdy do nowej piosenki stanie,
            Skrzypek drzymiケcy zakozyウ granie.
            Na to Halina, zapウoniona caウa,
            Mi鹽zy te彡ine za st uciekaウa;
            Wiesウaw staro彡ie i matkom si・kウania,
            Sウycha・wokoウo pokケtne szemrania.
            Dウugo si・Wiesウaw go彡innie weseliウ,
            Juソ si・teソ dzionek nad gami bieliウ,
            Poソegnaウ wszystkich w zasmuconym stanie,
            Wciケソ majケc w uszach i 徘iewy, i granie,
            W sercu niepok, a my徑i jedynie
            Krケソケ niewolne przy pi麑nej Halinie.
            III
            Pospieszaウ Wiesウaw i lasem, i polem,
            Ale si・osta・nie moソe przed bem,
            Bo gdy ch・ jedna raz serce osi鹽zie,
            Daremny namysウ i rozsケdek b鹽zie.
            Przeto co my徑aウ, co czyni・przystaウo,
            Stanowi wyzna・otwarcie i 徇iaウo.
            Oczekiwany wjechaウ do podwka.
            Wybiegi Stanisウaw i matka, i cka;
            Gウaszczケ koniki i wiケソケ u pウotu,
            Cieszケ si・wszyscy z pr鹽kiego powrotu,
            Z tanio彡i kupna i z konik radzi;
            Sam je Stanisウaw do stajni prowadzi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin