Kamien3.txt

(20 KB) Pobierz
12






























  III
  
  Zaledwie słońce wstało nad horyzontem, Ander Elessedil wyszedł ze swojego małego domku i 
  podšżył cieżkš w stronę żelaznych wrót, które prowadziły na tereny otaczajšce pałac. Jako 
  młodszy syn Eventina, króla elfów, mógłby mieszkać w królewskich apartamentach, już wiele lat 
  temu jednak przeniósł się wraz z ksišżkami do swojej obecnej siedziby. W ten sposób zyskał 
  spokój, którego brakowałoby mu w pałacu. Przynajmniej wtedy tak mylał; teraz już nie był tego 
  taki pewien. Cała uwaga ojca skupiała się na jego starszym bracie Arionie i prawdopodobnie miałby 
  spokój wszędzie, gdzie zdecydowałby się zamieszkać.
  Ksišżę zacišgnšł się czystym, ciepłym powietrzem poranka i umiechnšł się przelotnie. Dobry dzień 
  na przejażdżkę. Obaj, on i jego ulubiony wierzchowiec, mogš zażyć dzi trochę ruchu.
  Ander dobiegał już czterdziestki. Szczupła twarz nosiła lady zmarszczek, zwłaszcza w kšcikach 
  wšskich oczu i na czole. Jego kafle był jednak cišgle szybki i lekki, a gdy się umiechał, co zdarzało 
  się teraz bardzo rzadko, twarz przybierała niemal chłopięcy Wyglšd.
  Gdy zbliżył się do bramy, zobaczył starego Wenta; pochylonego nad klombem z małš motykš. 
  Usłyszawszy kroki, ogrodnik wyprostował się powoli i dotknšł rękš pleców.
   Dzień dobry, ksišżę. Ładny dzień, prawda?
   Cudowny, Went  zgodził się Ander.  Plecy cišgle cię bolš?
   Bez przerwy.  Staruszek westchnšł i delikatnie pomasował bolšce miejsce.  Chyba wiek 
  daje mi się we znaki. Ale wcišż jestem w stanie przecignšć w pracy młodych, których dajš mi do 
  pomocy.
  Ander pokiwał głowš, wiedzšc, że przechwałki starego ogrodnika sš prawdš. Went już wiele lat 
  temu powinien przejć na emeryturę, ale uparcie odmawiał porzucenia swoich obowišzków.
  Gdy Elessedil przechodził przez bramę, wartownicy powitali go skinieniem głowy, a on odpowiedział 
  im tym samym. Już od dawna strażnicy i ksišżę obywali się bez formalnoci. Arion, jako następca 
  tronu, mógł domagać się oficjalnego traktowania, ale pozycja i oczekiwania Andera były nieco 
  mniejsze.
  Ksišżę podšżył obsadzonš ozdobnymi krzewami alejš, która prowadziła do stajni. Wtem ciszę 
  poranka zakłócił tętent końskich kopyt i czyj krzyk. Ander skoczył w bok, ujrzawszy wielkiego 
  ogiera Ariona, który rozpryskujšc żużel, pędził prosto na niego. Koń stanšł dęba i zanim zdšżył się 
  uspokoić, Arion stał już obok brata.
  Ander był niski i ciemny, Arion za wysoki i jasny; jego podobieństwo do ojca było uderzajšce. Był 
  również znakomitym sportowcem, mistrzem walk, myliwym i jedcem i to wszystko sprawiało, że 
  stał się dumš i radociš króla Eventina. Arion posiadał jeszcze pewien nieodparty urok, którego 
  brakowało Anderowi.
   Dokšd to, braciszku?  zapytał Arion. Jak zwykle, gdy zwracał się do młodszego brata, w jego 
  głosie była odrobina kpiny i lekceważenia.  Na twoim miejscu nie zawracałbym teraz głowy na-
  szemu ojcu. Pracowalimy do póna nad pewnymi ważnymi sprawami państwowymi. Jeszcze spał, 
  gdy do niego zajrzałem.
   Szedłem do stajni  odparł Ander cichym głosem.  Nie miałem zamiaru nikomu zawracać 
  głowy.
  Arion umiechnšł się, po czym wrócił do swojego wierzchowca. Chwycił jednš rękš za siodło i 
  wskoczył lekko na konia, lekceważšc strzemię. Potem obrócił się i spojrzał z góry na brata.
   Cóż, jadę do Sarandanon na kilka dni. Ludzie na farmach sš zaniepokojeni jakimi starymi 
  opowieciami o złym losie, który nas wszystkich wkrótce spotka. Same bzdury, ale muszę ich 
  uspokoić. Jednak nie rób sobie nadziei. Wrócę, zanim ojciec wyjedzie do Kershalt.  Ander 
  umiechnšł się i dodał:  Zajmij się wszystkim w tym czasie, braciszku. Dobrze?  cišgnšł lejce i 
  pomknšł w kierunku bramy.
  Ander zaklšł cicho i zawrócił. Nie miał już nastroju na przejażdżkę. To on powinien towarzyszyć 
  królowi do Kershalt. Zacienianie więzi między trollami a elfami było niezmiernie istotne. Pewne 
  podstawy zostały już wypracowane, ale sprawa wymagała jeszcze dyplomacji i ostrożnych 
  negocjacji. Arion był zbyt niecierpliwy i lekkomylny, brakowało mu wrażliwoci na potrzeby i idee 
  innych. Może Ander nie miał fizycznych umiejętnoci swego brata, chociaż był dosyć sprawny; może 
  nie miał jego wrodzonych zdolnoci przywódczych, ale za to odznaczał się darem 
  bezkompromisowego, rozważnego rozumowania i cierpliwociš potrzebnš podczas dyplomatycz-
  nych narad. Jak do tej pory miał okazję zademonstrować te umiejętnoci jedynie kilka razy.
  Wzruszył ramionami. Nie było sensu się teraz nad tym rozwodzić. Zgłosił już Eventinowi swojš 
  gotowoć podróży do Kershalt, ale ojciec wybrał Ariona. To on zostanie kiedy królem, musi więc 
  się wprawiać w dyplomacji, dopóki żyje jeszcze Eventin i może udzielać mu wskazówek. Może to 
  ma sens, przyznał w duchu Ander.
  Kiedy bracia byli sobie bliscy. To było wtedy, gdy żył Aine, najmłodszy z synów Elessedila. Lecz 
  Aine zginšł w wypadku, który zdarzył się na polowaniu jedenacie lat temu. Od tego czasu więzy 
  pokrewieństwa nie wystarczały, aby utrzymać bliskie, braterskie stosunki. Amberle, młodziutka 
  córka Aine'a, zwróciła się o pomoc do Andera, nie do Ariona, i wtedy starszy z braci, powodowany 
  zazdrociš, otwarcie zaczšł okazywać młodszemu lekceważenie. Gdy Amberle porzuciła swš 
  pozycję Wybranej, Arion przypisał to zgubnemu wpływowi brata, a jego pogarda zamieniła się w 
  ledwie maskowanš wrogoć. Ander podejrzewał, że teraz i ojciec zwrócił się przeciwko niemu. Nie 
  mógł jednak nic na to poradzić.
  Zagubiony w mylach minšł bramę i skierował się do swego domu.
  Panie, zaczekaj!  Z zadumy wytršcił go czyj głos. 
  Ander obejrzał się zdziwiony. Biegła ku niemu postać odziana w białe szaty, wymachujšc nerwowo 
  rękš. To był jeden z Wybranych, rudowłosy Lauren. Chyba tak włanie miał na imię? O tej porze 
  jego obecnoć poza Ogrodami była niezwykła. Ander poczekał, aż młody elf go dogoni. Wybrany 
  był bardzo zmęczony, a jego twarz i ręce pokryte kroplami potu.
   Ksišżę, muszę się zobaczyć z królem  wyrzucił z siebie ledwo dyszšc.  A teraz mnie do 
  niego nie wpuszczš. Czy możesz mnie zaprowadzić?
   Król jeszcze pi  zawahał się Ander.
   Muszę natychmiast się z nim zobaczyć!  nalegał młody elf.  Proszę! To nie może czekać!
  W jego oczach i napiętej, pobladłej twarzy była prawdziwa rozpacz. Głos mu się łamał, gdy 
  próbował wyrazić, jak istotna jest wiadomoć, którš chce przekazać królowi. Ander zastanawiał się, 
  co może być aż tak ważne.
   Jeli masz jakie kłopoty, Lauren, może ja mógłbym...
   Nie chodzi o mnie, ksišżę. Chodzi o Ellcrys! Wahanie Andera natychmiast zniknęło. Skinšł głowš 
  i chwycił Laurena za ramię.
   Chod ze mnš.
  Razem popędzili z powrotem w kierunku bramy i pałacu, a strażnicy patrzyli za nimi w zdziwieniu.
  Gael, młody elf, który był osobistym służšcym Eventina Elessedila, stanowczo potrzšsnšł głowš. 
  Ubrany w ciemnš, jeszcze porannš szatę, poruszył się niespokojnie, unikajšc spojrzenia Andera.
   Nie mogę obudzić króla, ksišżę. Mam pilnować, żeby nic mu nie przeszkadzało.
   Nic czy nikt, Gaelu?  spytał cicho Ander.  Nawet Arion?
   Arion wyjechał...  zaczšł Gael, ale umilkł i wyglšdał jeszcze bardziej nieszczęliwie.
   Włanie. Ale ja jestem tutaj. Masz zamiar mi powiedzieć, że nie mogę zobaczyć się ze swoim 
  ojcem?
  Służšcy nie odpowiedział. Ander skierował się do sypialni króla, a młody elf pospieszył za nim.
   Zaczekaj, ksišżę. Ja go obudzę.
  Minęło kilka minut, zanim się znowu pojawił. Wcišż był zmartwiony, ale skinšł na Andera. 
   Zobaczy się z tobš, ksišżę; na razie tylko z tobš.
  Król był jeszcze w łóżku i włanie kończył małš szklaneczkę wina, którš z pewnociš przygotował 
  dla niego Gael. Przywitał syna skinieniem głowy, a potem wysunšł się ostrożnie spod warstwy cie-
  płych kocy. Jego stare ciało zadrżało pod wpływem chłodnego powiewu wczesnego poranka. Gael, 
  który wszedł z Anderem do sypialni, podał Eventinowi szatę, a król otulił się niš szczelnie.
  Pomimo osiemdziesięciu dwóch lat Eventin Elessedil cieszył się dobrym zdrowiem. Jego ciało było 
  jeszcze sprawne i mocne. Cišgle jeszcze był w stanie jedzić konno, a nawet szybko i pewnie posłu-
  giwał się mieczem, co czyniło go niebezpiecznym. Umysł miał jeszcze wieży, bystry i żwawy, i gdy 
  sytuacja tego wymagała, a zdarzało się to często, był zdecydowany i stanowczy. W dalszym cišgu 
  posiadał ów niezwykły zmysł wyczuwania odpowiednich proporcji, potrafił dostrzec wszystkie 
  strony problemu, rozważyć je i wybrać to, co przyniesie największe korzyci jemu samemu i ludowi, 
  nad którym sprawował władzę. Był to dar, bez którego nie mógłby zostać królem, a nawet nie 
  mógłby przeżyć. Ander wierzył, że w jaki sposób odziedziczył tę umiejętnoć, chociaż w obecnej 
  sytuacji wydawała się ona zupełnie bezużyteczna.
  Król podszedł do ręcznie tkanych zasłon, które przysłaniały jednš ze cian, rozsunšł je, po czym 
  otworzył kilka sięgajšcych podłogi okien, które wychodziły na las. Komnatę zalało łagodne, 
  przyjemne wiatło, a powietrze wypełniło się słodkim zapachem porannej rosy. Gael poruszał się 
  cicho po pokoju, zapalajšc oliwne lampy, by wypłoszyć ostatnie cienie nocy. Eventin przystanšł przy 
  oknie i zapatrzył się w odbicie swojej twarzy w zaparowanym szkle. Patrzyły na niego niebieskie 
  oczy o przenikliwym, twardym spojrzeniu. Były to oczy człowieka, który przeżył zbyt wiele lat i 
  widział zbyt wiele zła. Eventin westchnšł i zwrócił się do syna:
   No dobrze, Ander. O co chodzi? Gael mówił co o wiadomoci, jakš ma mi przekazać 
  Wybrany, którego tu przyprowadziłe.
   Tak, sir. Twi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin