Kamien31.txt

(19 KB) Pobierz
254






























  XXXI
  
  Armia, która wyłoniła się z przełęczy Halys Cut, była w opłakanym stanie. Zniknšł duch walki. 
  Wstyd im było za porażkę, której doznali, a liczba zabitych i rannych wprawiła ich w szok i 
  konsternację. Ci, co zginęli, pozostanš tam na zawsze. Nie dane im będzie spoczšć w ojczystej 
  ziemi, która wydała ich na wiat. Ranni za nie mogli liczyć ani na chwilę ulgi i ukojenia. Trucizna, 
  wsšczona pazurami i kłami demonów, paliła ich ciała żywym ogniem. Zewszšd słychać było ich jęki, 
  krzyki i wołanie o pomoc. Dla całej reszty armii, która maszerowała teraz na południe wzdłuż pasma 
  Breakline, dzień nie zapowiadał się lepiej. Słońce prażyło już niemiłosiernie, wysuszajšc żołnierzom 
  usta i gardła, a w sercach nieli smutek i gorycz.
  Prowadził ich Ander Elessedil. On sam nie uważał się za przywódcę, raczej za ofiarę przypadku i 
  tragicznego zbiegu okolicznoci. W głowie huczały mu niewesołe myli. Jakże by chciał, aby to się 
  wreszcie skończyło, żeby ojciec odzyskał przytomnoć i by mógł się zobaczyć z bratem. Wcišż 
  trzymał w ręku gałšzkę Ellcrys. Czuł się jak skończony głupiec. To wszystko poszło nie tak. Musiał 
  wszakże dalej grać przeznaczonš mu rolę, przynajmniej tak długo, aż armia dojdzie do przesmyku 
  Baen Draw. Wtedy, być może, to wszystko się skończy.
  Spojrzał na jadšcego obok Allanona. Druid był przez całš drogę ponury i milczšcy. To, o czym 
  mylał, trzymał dla siebie. Tylko raz podczas drogi odezwał się do Andera.
   Rozumiem teraz  powiedział cichym, smutnym głosem  dlaczego pozwolili nam podejć tak 
  blisko, dlaczego nas nie zatrzymali.  Chcieli nas mieć w tych górach. Włanie w górach chcieli nas 
  dopać.
   Chcieli nas?  zapytał Ander.
   Tak, chcieli nas, ksišżę elfów  powtórzył chłodno Allanon.  Wiedzieli tak dużo, że nic nie 
  moglimy zrobić, by ich powstrzymać. Pozwolili nam samym wpakować się w zasadzkę. Po prostu.
  Dalej jechali już w milczeniu. Po pewnym czasie zza wzgórza wyłonił się jaki jedziec i zbliżał się do 
  nich bardzo szybko. Jego wierzchowiec wyglšdał na wyczerpanego. Gdy był już blisko, Ander 
  wzniósł w górę dłoń i nakazał wszystkim zatrzymać się, sam za podjechał do pokrytego pyłem i 
  kurzem, potarganego jedca. Ander poznał go. Był to posłaniec w służbie jego brata.
   Flyn  wymówił głono imię elfa na przywitanie. Posłaniec zawahał się. Wspišł się nieco w 
  strzemionach i spojrzał za Andera, na szeregi żołnierzy.
   Kazano mi zdać raport królowi...  zaczšł niepewnie.   Przekaż swš wiadomoć księciu  
  wtršcił się Allanon.
   Panie mój.  Flyn zasalutował. Jego twarz była blada i cišgnięta. I nagle w oczach stanęły my 
  łzy.  Panie mój...  zaczšł znowu, ale głos mu się załamał i nie mógł dalej mówić.
  Ander zsiadł z konia i polecił posłańcowi uczynić to samo. Odszedł z nim na stronę i położył dłoń na 
  ramieniu.
   A teraz powoli i spokojnie. Co to za wiadomoć?  zapytał. Flyn przetarł oczy wierzchem dłoni 
  i spojrzał na księcia.
   Kazano mi powiedzieć królowi, że ksišżę Arion poniósł klęskę. On... nie żyje, panie.
  Ander patrzył na niego przez chwilę, a potem pokręcił wolno głowš, jakby te słowa nie mogły być 
  prawdš.
   Nie żyje...?  Usłyszał swój głos z daleka. To wszystko wydawało mu się takie dziwne, 
  nieprawdopodobne.  Jak może... nie żyć? Nie może nie żyć!
   Panie, zaatakowano nas o wicie.  Flyn mówił głono, prawie krzyczał.  Demony... było ich 
  mnóstwo. Wyparły nas z przełęczy. Musielimy się wycofać... nasze szyki się załamały... I wtedy go 
  dopadły... Ksišżę próbował zewrzeć...
  Ander uniósł szybko dłoń i pochylił głowę. Nie chciał dalej tego słuchać. To był jaki koszmar. 
  Odwrócił się gwałtownie i spojrzał na Allanona. Ciemne oczy druida również wpatrywały się w 
  niego. Allanon wiedział.
  Ander odwrócił się powoli.
   Czy mamy jego ciało?  Zmusił się, by zadać to pytanie.     Tak, panie.
   Chcę, by mi je przyniesiono.
  Flyn skinšł głowš. Ksišżę chciał już odejć, gdy posłaniec odezwał się niepewnie.
   Panie, jest jeszcze co.  Ander odwrócił się powoli i czekał, nic nie mówišc.  Stracilimy 
  Worl Run. Ale dowódca Pindanon twierdzi, że możemy jš odzyskać. Prosi o posiłki, o jazdę. Mówi, 
  że można by wtedy szybkim wypadem przez równinę, która dochodzi do samej przełęczy...
   Nie!  Ander urwał mu w pół słowa. Z wielkim trudem opanowywał głos.  Nie, Flyn. 
  Powiedz dowódcy Pindanonowi, że ma się natychmiast wycofać. Ma wracać do Sarandanon.
  Elf przełknšł nerwowo linę, popatrujšc na milczšcego druida.
   Wybacz mi, panie, ale kazano mi o tym rozmawiać z królem. Dowódca będzie pytał...
  Ander zrozumiał, że musi powiedzieć co więcej.
   Powiedz swojemu dowódcy, że mój ojciec jest ciężko ranny.  Flyn pobladł jeszcze bardziej. 
  Ander westchnšł ciężko i mówił dalej:  Przekaż też Kaelowi Pindanonowi, że od tej chwili ja 
  przejmuję dowodzenie i nakazuję mu natychmiastowy odwrót. Bierz nowego konia, Flyn, i ruszaj. 
  Bezpiecznej drogi, posłańcze!
  Flyn zasalutował i pospieszył wypełnić rozkazy. Ander za stał dalej i wpatrywał się, gdzie hen 
  daleko, w bezkres trawiastej równiny. Chłód, żal i smutek ciskały mu serce. Zdał sobie sprawę, że 
  oto już nigdy nie zobaczy brata, że już nigdy z nim nie porozmawia. Wszystko odeszło... Tyle było 
  spraw, o których chciał mu powiedzieć, tyle było między nimi do naprawienia... Lecz Arion 
  odszedł... na zawsze. Stojšc plecami do Allanona, Ander pozwolił łzom płynšć swobodnie po 
  policzkach.
  Zmierzch obejmował całš dolinę Sarandanon i kładł się długimi cieniami na przesmyk Baen Draw i 
  armię elfów. Eventin Elessedil leżał w swym namiocie, nie odzyskawszy przytomnoci. Oddech miał 
  płytki i nierówny. Ander siedział przy nim w milczeniu i modlił się, by ojciec się obudził. Dopóki król 
  pozostawał nieprzytomny, nie można było stwierdzić z całš pewnociš, jak poważnie był ranny. Król 
  był starym człowiekiem i Ander bardzo się bał o niego.
  Nagle pochylił się i ujšł w swš dłoń rękę ojca. Była chłodna i wiotka. Trzymał jš przez czas jaki, po 
  czym położył delikatnie na posłaniu.
   Ojcze  szepnšł bardzo cicho, prawie w swoich mylach.
  Rozpacz i smutek rozsadzały mu piersi. Wstał gwałtownie i odszedł parę kroków. Jak to się 
  wszystko mogło stać...? I dlaczego? Ojciec ciężko ranny, nieprzytomny... brat zabity... Wszystko to 
  tak nagle, jednoczenie... A on sam...? Był teraz przywódcš elfów... całej armii. To jaki koszmar, 
  szaleństwo... Oczywicie, było to wszystko teoretycznie możliwe. Przecież szli na wojnę... Wszystko 
  mogło się wydarzyć. Ale teraz, kiedy tak się włanie stało, okazało się, że nie był na to 
  przygotowany. To już nie była odległa teoria. Czuł, że ogarnia go panika. Zawsze był tylko parš 
  sprawnych i silnych ršk do pomocy... i dla ojca, i dla brata. Lecz teraz...? Prowadzić do boju całš 
  armię...? Rzšdzić narodem elfów...? Wszak nie jemu było to przeznaczone. To należało do ojca... A 
  dziedzictwo...? A nadzieje i oczekiwania...? To jego brat miał...
  Potrzšsnšł głowš, nie mogšc się z tym pogodzić. Teraz on będzie musiał przejšć ster rzšdów... 
  przynajmniej na jaki czas. I będzie musiał dalej poprowadzić armię, którš wyprowadził do boju 
  jego ojciec. Musi obronić Sarandanon i powstrzymać demony. Halys Cut pokazało, jakie to może 
  być trudne. Wiedział, tak samo jak wszyscy, że jeli skalne obsunięcie, powstałe w trakcie walki 
  Allanona ze smokiem, nie zablokowało dostatecznie Halys Cut, demony mogš ich dopać i 
  zniszczyć. Tak więc jego pierwszym zadaniem było przekonać armię, że tak się nie stało i że tu, w 
  Baen Draw, nie spotka ich nic złego. Nawet mimo że utracili króla i jego następcę. Innymi słowy, 
  musi im dać nadzieję.
  Usiadł znów na łóżku przy ojcu. Kael Pindanon mógł im pomóc. Był weteranem wielu wojen i 
  bardzo dowiadczonym żołnierzem. Czy jednak pomoże? Ander wiedział, że Pindanon będzie na 
  niego wciekły z powodu rozkazu wycofania się z przełęczy. Jeszcze nie powrócił, pozostajšc jako 
  tylna straż, by powstrzymać ewentualny nagły atak demonów na Sarandanon. Wszak przedsmakiem 
  tego, co nastšpi po jego przybyciu, były komentarze oficerów Andera, które doszły do jego uszu. Z 
  pewnociš więc konfrontacja między nimi jest nieunikniona. Ander wiedział też, że Pindanon poprosi 
  o przekazanie mu naczelnego dowództwa. Potrzšsnšł smutno głowš. To byłoby bardzo łatwe... 
  Oddać Pindanonowi dowodzenie, a tym samym zrzucić na starego żołnierza całš odpowiedzialnoć 
  za obronę ojczyzny. Być może nawet tak powinien postšpić. Wszelako jednak co w rodku 
  wzdragało się przed takim prostym rozwišzaniem, co mu mówiło, że to nie jest w porzšdku. Nie 
  można ot tak przerzucić całej odpowiedzialnoci na kogo innego, gdy oczywiste jest, że znaczna 
  częć tych zadań należy do niego samego.
  Co robić, pytał sam siebie i patrzył na ojca, jakby szukajšc u niego wsparcia.
  Minuty mijały powoli, a na dworze robiło się coraz ciemniej. Po pewnym czasie nadszedł Dardan ł 
  oznajmił, że przybył dowódca Pindanon, proszšc o natychmiastowš rozmowę. Ander skinšł 
  przyzwalajšco głowš, zastanawiajšc się jednoczenie, gdzie też mógł się podziać Allanon. Nie 
  widział druida, odkšd tu przybyli. W końcu jednak rozmowa z Pindanonem była jego własnym 
  problemem. Wpatrywał się w podłogę i zauważył gałšzkę Ellcrys, leżšcš obok łóżka króla.
  Chwycił jš w obie dłonie i zawahał się przez moment, spoglšdajšc na ojca.
   Odpoczywaj  szepnšł i wyszedł z pomieszczenia.
  W przyległej częci namiotu czekał już na niego Pindanon. Zbroję pokrytš miał pyłem i krwiš, a jego 
  okolona białš brodš twarz cišg...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin