Urlop Weroniki.doc

(68 KB) Pobierz

Urlop Weroniki

To były ostatnie dni lata. Weronika spacerowała po promenadzie w Mikołajkach zastanawiając się jak spędzić te ostatnie dni urlopu. Miała ochotę przeżyć coś nietypowego, zaskakującego. Była typową sekretarką, znudzoną monotonią w pracy, kwaśnymi uwagami szefa, dziesiątkami telefonów i zleceń. Pogoń za utrzymaniem się na jako takiej wysokiej stopie życiowej sprawiała, że Weronika pracowała od kilku lat bez żadnego dłuższego urlopu, nie licząc dni kiedy musiała wziąć zwolnienie z powodu choroby. Efektem było to, że codziennie zmęczona wsiadała w samochód i podjeżdżała pod blok w nowym osiedlu i codziennie witała ją cisza wypełniająca małe ale ze smakiem urządzone mieszkanie. Po tych kilku latach los sprawił, ze tego lata szef nie pojechał na żadne Karaiby czy Baleary i to ona mogła cieszyć się sierpniowym słońcem. Teraz szła wolnym krokiem i klęła w duchu. Tak rozreklamowane Mikołajki rozczarowały ją kompletnie. Nie było żadnych imprez, znudziło ją oglądanie jeziora z okien motelu w jakim zamieszkała, dość miała chłodnych wieczorów i wiatru wiejącego od wody. Kto jej wmówił, że urlop tutaj to dobry pomysł? Przeddzień wyjazdu szukała dobrego lokum na urlop… I to nowy lokator z naprzeciwka - nieco starszy chyba od niej mężczyzna zaproponował jej to miasto. Jechali razem windą, ona ledwo stojąc na obolałych nogach, on z wielkim kartonem, wpatrzony uważnie i taksujący jej sylwetkę i dziwnym uśmieszkiem błądzącym w kąciku warg. Do końca nie wiedziała czy to z powodu mokrych włosów które potargał jej wiatr czy z powodu rozmazanego makijażu.

- Wprowadza się pan na 7 piętro? - upewniła się, widząc że tylko jeden przycisk w windzie się pali.

Mężczyzna z wciąż nie niknącym uśmieszkiem przytaknął.

- A zatem nowy sąsiad…

- Taki los - uśmiechnął się mężczyzna. - Może w ramach poznania da się pani zaprosić na kawę sąsiedzką? – zapytał.

- Niestety. Jutro wyjeżdżam. Jeszcze nie wiem dokąd, ale muszę uciec z miasta.

- Proponuję Mazury. Najcudniejsze są Mikołajki. Mają niepowtarzalny klimat.- w głosie czuć było zachwyt, jakąś nutę wspomnień które z pewnością zapadły mu w pamięć.

Spojrzała na niego badawczo i poczuła ukłucie zazdrości - sama nie pamiętała nic z ostatniego urlopu.

- Sama nie wiem - zastanawiała się półgłosem. Wizja spędzenia urlopu na Mazurach wyglądała kusząco. - Jeśli jest tam jakiś hotel w miarę tanio i dający uczucie swobody…

- Znam całkiem miły hotelik - przerwał - mały, cichy na uboczu i całkiem tani.- podstawił karton na podłogę, wyjął z kieszeni spodni pogniecioną kartkę i długopis i nabazgrał adres.

Wysiedli z windy.

- Dziękuję - powiedziała uśmiechając się do nowego sąsiada kiedy podawał jej kartkę - bardzo mi pan pomógł. Oby 2 tygodnie na jeziorach były tym, czego mi trzeba.

- Miłego wypoczynku.

Uśmiechnęła się pod nosem na to wspomnienie. Mikołajki, Mazury. Mimochodem skrzywiła się lekko. Zapomniał dodać, że tu nie ma żadnych atrakcji. Zawróciła i podążała w kierunku hoteliku. 10 dni wystarczyło jej w zupełności. Teraz potrzebowała odmiany. Weszła na posesję hotelu i z politowaniem pokiwała głową na widok srebrnego Audi zaparkowanego przy płocie.

Samochód musiał stać od niedawna, bo zakurzone miał szyby i zabłocone błotniki.

- Komuś odbiło przyjechać na wczasy na sam koniec lata - pomyślała i wchodząc po schodach widziała już siebie pakującą walizkę.

Weronika przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Wymacała włącznik światła i ruszyła w kierunku szafy. Wyjęła z dolnej półki torbę podróżną i położyła na dużym wygodnym łóżku. Zaczęła powoli pakować ubrania, kiedy stwierdziła, ze spacer ją zmęczył i ciepła herbata dobrze jej zrobi. Odłożyła pakowanie i już miała otworzyć drzwi kiedy dostrzegła na podłodze tuż przed nimi biała kartkę papieru. Zaciekawiona podniosła i rozłożyła ją. Kartka była usiana drobnymi ale zamaszyście napisanymi literami które układały się z wolna w swoistą instrukcję. ,,Zostań w swoim pokoju. Nie bój się, nie skrzywdzę cię. Idź się wykąp, załóż czarną bieliznę a oczy zasłoń czarna przepaską, którą znajdziesz na półce w holu. o 20.00 drzwi zostaw otwarte. Uklęknij przy łóżku i czekaj.” Przeczytała kartkę jeszcze kilka razy i poczuła dziwne podniecenie i strach. Kartki z pewnością nie było kiedy wychodziła przespacerować się po promenadzie więc na pewno była adresowana do niej. Stała tak przed drzwiami pokoju. Zapomniała całkowicie o herbacie, choć teraz poczuła jak ma spierzchnięte wargi i jak z trudem przełyka ślinę.

-Co to ma znaczyć? - zadawała sama sobie pytanie.

Kartkę wsunięto do pokoju przez szczelinę między drzwiami a podłogą, tego była pewna - hotelik był mały i drugie klucze posiadała tylko właścicielka hotelu, bardzo powściągliwa i nad wyraz wyrozumiała. Zatem autorem listu nie mogła być ona. Ale kto? KTO??? Namyślała się chwilę. Co ryzykuje? Nic. Jest w motelu. W razie niebezpieczeństwa zacznie krzyczeć. Co ma do stracenia? W końcu wynudziła się tu całe 10 dni. Może teraz spotka ją coś ekscytującego? Wrzuciła torbę z powrotem do szafy i poskładała na nowo ubrania na półki. Poprawiła narzutę na łóżku, przegarnęła włosy z czoła i usiadła skonfundowana na łóżku bijąc się z własnymi myślami. Siedziała dobrą chwilę a potem mimochodem zerknęła na budzik na stoliku. 19.20. Mało czasu. Za mało by móc podjąć prawidłową decyzję. Pozostało jej jedno. Wślizgnęła się do łazienki i weszła pod prysznic. Odetchnęła głęboko. Prysznic po takim spacerze działał na nią kojąco. Owinęła się dużym ręcznikiem i wyszła z łazienki czując, jak kąpiel usunęła z niej zmęczenie. Wybrała czarną bieliznę i… co tam jeszcze miało być? Sięgnęła po leżącą na stoliku kartkę. Przepaska, prawie by o niej zapomniała. Zarzuciła na siebie szlafroczek i wyjrzała za lekko uchylone drzwi. W holu nie było nikogo. Uspokojona rozejrzała się uważnie i dostrzegła na półce naprzeciw swojego pokoju czarne zawiniątko. Skoczyła niczym kotka w kierunku półki i chwyciła za aksamitny materiał, po czym cofnęła się do swojego pokoju. Zrzuciła z siebie szlafrok i po chwili oczy zasłonięte czarną przepaską przestały widzieć cokolwiek. Na kolanach podeszła do brzegu łóżka i czekała. Czas jakby zatrzymał się w miejscu. Nie wiedziała, czy minęła już minuta czy może kwadrans. Słyszała tylko łomot własnego serca a potem niemal bezszelestnie otwierane drzwi. Zadrżała, kiedy poczuła na swojej szyi obce ręce. Prawie przestała oddychać, kiedy poczuła jak palce gładzą jej ramiona i kark, jak przesuwają się po linii kręgosłupa. Potem usłyszała metalowy brzęk i po chwili poczuła jak jej szyję obejmuje skórzany pasek spinany na karku niczym….. obroża? Chciała sięgnąć rękoma i zerwać z oczu opaskę, ale czyjeś ręce były szybsze i poczuła jak na nadgarstkach zamykają się kleszcze z metalu.

- Ciiiiiii, nie bój się - usłyszała szept obok ucha.- Będzie odpowiednia chwila i zdejmę ci z oczu ten materiał. Ton w głosie był stanowczy i paraliżował ją. Klęczała bezradnie.

- Grzeczna jesteś. - Ręce przesunęły się po jej pośladkach i teraz sunęły ku górze. - Obiecaj że będziesz posłuszna i nie będziesz krzyczeć.

Skinęła głową potakująco. Wtedy poczuła, jak węzeł z tyłu jej głowy rozluźnia się. Jeszcze chwila. Pierwsze co zauważyła, to półmrok w pokoju i tlącą się niemrawym światłem lampkę na nocnym stoliku - widać ten ktoś zgasił górne światło. Powoli obróciła twarz w stronę autora listu.

-To ty… - zająknęła się osłupiona tym, kogo ujrzała - to pan…?

- O! Tak właśnie powinnaś się do mnie zwracać… - Patrzył na nią z tym błąkającym się w kąciku warg uśmieszkiem, zupełnie tak jak kilkanaście dni temu, w windzie. - Od dzisiaj będę twoim Panem, i mam nadzieję, że będziesz grzeczną i posłuszną.

Zapadła cisza. Całkiem zdezorientowana nadal klęczała koło łóżka, wpatrzona nieprzytomnym wzrokiem w człowieka, którego dane było jej spotkać raz, w windzie, który teraz albo się wygłupiał z tym ,,Panem” albo prowadził grę, której reguł jeszcze nie znała. Których nie chciała poznać! Szarpnęła się spod jego dłoni, kiedy głaskał jej policzek.

- Niech mnie pan rozkuje i … - ja nie chcę!!!! - jej oczy zaszły mgłą złości i poczuła pod powiekami piekące łzy. - Nie chcę tej głupiej gierki!

- Uspokój się. - Powiedział stanowczo ale łagodnie. - nie zrobię ci krzywdy. Wytłumaczę ci…

- Ale ja nie chcę. - gdyby nie to, że miała skute ręce podrapała by go z pewnością - furia sięgać zaczęła ogarniać ją na równi z paniką. Poczuła się jak w pułapce - jeśli nawet teraz zacznie wołać o pomoc i ktoś przybiegnie to naje się wstydu kiedy ktoś zobaczy ją w takim położeniu w jaki się teraz znajdowała.

Westchnął ciężko.

- Widzę, że nawet nie dasz sobie niczego wytłumaczyć. To źle, bardzo źle… - sięgnął w stronę torby, którą zauważyła dopiero wtedy, kiedy szperał w jej czeluści szukając. Czego u diabła szuka?

Odpowiedź pojawiła się szybko, kiedy z torby wyłuskał czerwoną kulkę zamocowaną na pasku i przytrzymując jej głowę wepchnął kulkę w usta i spiął pasek z tyłu głowy.

- Teraz lepiej. - spojrzał na jej twarz pełną wyrzutu i złości. Po pokoju rozszedł się jej przytłumiony jęk.

- Uspokój się i to natychmiast! - jęk ucichł. Usiadł naprzeciw niej i przypiął do obroży smycz.

- Po pierwsze nie jestem tu przypadkiem - zaczął. - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie w windzie?

Kiwnęła głową na znak że pamięta. Uśmieszek znowu zagościł na jego wargach.

- To dobrze - w głosie wyczuła zadowolenie. - ale nie wiesz wszystkiego. I dzisiaj z pewnością wszystkiego ci nie powiem. Ale myślę że część powinnaś wiedzieć.

Podałem ci adres tego motelu. Miałem nadzieję, że nie będziesz szukać innego miejsca zakwaterowania. Liczyłem na to, że uda mi się przyjechać wcześniej, ale sprawy przeprowadzki, nowa praca nie pozwoliły mi na to. Przyjechałem 3 godziny temu, ale nie było ciebie w pokoju. mogłem poczekać do rana ale … - zawahał się - ale nie mogłem dłużej czekać, by nie móc dotknąć kobiety, która idealnie pasuje na moja sukę. Zobaczył jak jej oczy powiększają się w zdziwieniu. Chyba nadal nic nie rozumiała. - Posłuchaj mnie. Wiem co myślisz. Nie jestem żadnym zboczeńcem, nie zrobię ci żadnej krzywdy. Wiem, że się nadajesz, cokolwiek to znaczy.

Patrzyła na niego próbując zrozumieć co chce jej powiedzieć, ale z każdą chwilą rozumiała coraz mniej. Obcy człowiek, ona na kolanach w kajdankach i obroży z idiotyczną kulką między zębami, której nie mogła wypluć. I te wyjaśnienia… jaka suka? O co mu chodzi? Uciec. Uciec i zapomnieć. Obróciła twarz w stronę drzwi i w tym samym momencie poczuła szarpnięcie u szyi. Zaskoczona spojrzała na niego.

- Pierwsza zasada jaką musisz poznać to nie zwracanie uwagi na inne rzeczy jeśli do ciebie mówię! - podniósł głos i mimowolnie zadrżała.

Wstał z łóżka i podciągnął ją za smycz do góry. Stała przed nim bezradna, zagubiona i przerażona. Sięgnął w kierunku jej majtek i szarpnął mocno aż materiał pękł odsłaniając jej łono. Dłoń mężczyzny wtargnęła na siłę między jej zaciśnięte uda a potem wysunęła się równie szybko. Palce podsunął jej pod oczy. W blasku lampy dostrzegła na nich własną wilgoć i poczuła się zawstydzona. Spuściła głowę by nie widać było rumieńca, jaki wykwitał na jej policzkach. Zrozumiała. Rozpiął jej stanik i po chwili ściskał jej sutki. Zmusił do ponownego klęczenia, i kilka razy uderzył w jej pośladki otwartą ręką. Szarpnęła się raz i drugi - pośladki piekły ją dotkliwie a potem poczuła jego palce w swojej kobiecości i jęknęła przeciągle.

-Dobra suczka - usłyszała zadowolenie. - Na dzisiaj dość wrażeń.

Pogłaskał ją po plecach i ramieniu, zdjął knebel i kajdanki, odpiął smycz.

- Czas spać. - zakomenderował.

Dotknęła obroży na szyi, ale nie pozwolił jej zdjąć tego paska skóry.

- Dzisiaj śpisz w obroży. Mam nadzieję, że przez noc przemyślisz to wszystko. A jutro masz być wypoczęta. Czas na pierwszą tresurę. - to mówiąc wyszedł zamykając za sobą drzwi i zostawiając ją na środku pokoju całkiem sparaliżowaną całym wydarzeniem.

Cokolwiek się jutro wydarzy - chce spróbować - pomyślała. Następnego dnia obudziła się czując, że wydarzy się cos niesamowitego. Spojrzała w stronę okna i zobaczyła słońce wysoko na niebie. Podniosła się z łóżka i dotknęła obroży zapiętej na szyi. Poszła do łazienki i po chwili wykąpana, z wilgotnymi włosami, owinięta w ręcznik wróciła do pokoju. Czekał na nią siedząc na krześle. Zmieszała się - ręcznik nie był duży, właściwie to niewiele przysłaniał i poczuła się głupio.

- Dzień dobry. - powiedziała wolno całkowicie zaskoczona jego obecnością.

- Witaj. Widzę, że już wstałaś. Tym lepiej. Ubierz się w coś gustownego ale raczej niech nie będą to spodnie. Zero bielizny, chyba że zamierzasz założyć jakąś cienką bluzeczkę. I za pół godziny czekam na ciebie przy schodach. Zjedz coś konkretnego. I nie zapomnij zabrać ze sobą obroży! - ostatnie zdanie powiedział już stojąc w drzwiach, które w chwilę potem za sobą zamknął.

Po śniadaniu, ubrana w błękitną sukienkę i klapki zeszła na dół. Czekał na nią przy samochodzie. Wsiadła i samochód ruszył.

- Dokąd jedziemy…? - spytała patrząc przed siebie .

-…Panie - dokończył za nią - Pamiętaj o zasadach. Jestem twoim Panem i jeśli koniecznie chcesz wiedzieć to jedziemy na plażę.

-Nie wzięłam stroju kąpielowego ani kremu do opalania – odparła.

- Gdybyś miała je zabrać ze sobą to na pewno bym ci powiedział - uciął krótko. - Nie przejmuj się, nic z tych rzeczy ci nie będzie potrzebne.

Jechali w milczeniu; bała się zadać kolejne pytania. Wjechali w jakiś zagajnik i zrobiło się chłodniej.

- Jeszcze kawałek - zakomunikował i poczuła drżenie kolan. Wcisnęła się mocniej w fotel. Bała się.

Dojechali na miejsce. Musiała przyznać, że było idealne. Z trzech stron polanę osłaniały drzewa, a brzeg jeziora był zasłonięty w połowie trzcinami. Nie było widać żadnych żaglówek pływających po okolicy, ciszę przerywały tylko śpiewy ptaków i delikatne uderzenia fali. Rozglądała się zaciekawiona a potem jej uwaga skupiła się na tym, co jej Pan zaczął wyjmować z bagażnika. Znieruchomiała.

- Rozbieraj się! - pochylony nad przedmiotami przekręcił głowę w jej kierunku. Stała onieśmielona skubiąc materiał sukienki - No, na co czekasz?

Zdjęła sukienkę, jak kazał i stała w bezruchu. Podszedł do niej i mocno chwyciwszy za rękę podprowadził do pobliskiego drzewa., Przylgnęła piersiami i brzuchem do chropowatej kory. Zaczął związywać jej ręce tak, że obejmowała nimi pień drzewa. Drugim sznurem związał jej nogi i tez unieruchomił. Potem sięgnął po pejcz i przesunął nim po skórze nagich pleców. A potem trząśnięcie. Jedno, drugie i kolejne. Zaczęła płakać i prosić o to by przestał. Uderzył jeszcze kilka razy a potem odwiązał od pnia. Popchnął ją na plecy i upadła na trawę. Ręce przywiązał do leżącego obok konaru i rozsunął jej uda. Kolejne uderzenie wprost miedzy uda sprawiło że zaczęła krzyczeć.

- Nie drzyj się tak, bo głos niesie się po wodzie! Chyba że chcesz by ktoś cię zobaczył taką? - pytanie zastygło w powietrzu. Pokręciła przecząco głową i teraz wrzask zmienił się w nieustanny szloch.

Po chwili trzymał w ręku sporej długości pokrzywy. Przekręcił ja na brzuch i poczuła jak wymierza jej baty pokrzywą. A to nie był koniec repertuaru, jaki jej dzisiaj zamierzał serwować. Słońce przesunęło się po niebie i zaczęło się chłodne popołudnie, kiedy obolała i poniżona wsiadała do samochodu. Kolejne dni wyglądały podobnie - upokarzana, poniżana, bita ale jednocześnie pieszczona, głaskana i zaspokojona zaczynała się czuć, jakby na tym właśnie polegało jej życie - dawanie rozkoszy swojemu Panu.

- Jutro kończy mi się urlop - powiedziała pewnego wieczoru.

Spojrzał na nią uważnie.

- Iiiiii? Co z tego? – zapytał.

- I koniec zabawy - usłyszał w jej głosie smutek.

- Tego nikt nie powiedział. - odparł. - Zastanów się po powrocie do domu co jest dla ciebie ważne.

Urlop się skończył. Weronika wróciła do domu. W pracy nie potrafiła się skupić- co rusz wracała do wspomnień sprzed kilku dni, o których przypominały jej siniaki na tyłku. Promieniała całą sobą, koleżanki z pracy zaczynały podszeptywać po katach, że Weroniki urlop zmienił co nieco w jej życiu. Weronika uśmiechała się pod nosem „nawet nie wiecie jak bardzo”. Tego dnia cicho zawarczała komórka. Chwyciła ją w rękę i wybiegła na korytarz chroniąc swoją prywatność przed wścibstwem koleżanek z pokoju.

- Witaj - usłyszała znajomy głos - wiem, ze o tej godzinie jesteś w pracy dlatego nie odpowiadaj na żadne pytanie i słuchaj uważnie co powiem.

Nabrała powietrza w płuca i wbiła wzrok w podłogę starając się nie uronić ani jednego słowa.

- Słucham - wydusiła z siebie.

- Wracam dzisiaj ok. 17.00 powinienem być już na miejscu. Jeśli zdążyłaś przemyśleć wszystko to czekam o 18.00 u mnie. Adres znasz - w ostatnich słowach usłyszała nutkę rozbawienia.

-Tak - powiedziała głucho dziwiąc się sobie że tak chłodno potakuje temu, co słyszy.

- To do zobaczenia. - Rozmówca wyłączył się i słyszała tylko sygnał.

Wróciła do pokoju nie patrząc na żądne sensacji spojrzenia koleżanek. Nie potrafiła się skupić tego popołudnia. Zapomniała posłodzić prezesowi kawę, nie mogła przypomnieć sobie gdzie wrzuciła kopie umów z klientem… Myślami była już w domu, kilka godzin później. Modląc się, by praca się już skończyła doczekała do 16.00, błyskawicznie sprzątnęła biurko i z głośnym ,,do poniedziałku, szefie” wyszła. Droga do domu dłużyła się niesamowicie. Klęła na każde czerwone światła na skrzyżowaniu, które zmuszały do postoju. W końcu znalazła się przed drzwiami mieszkania i zezując spojrzała na drzwi naprzeciwko. Przekręciła klucz i zatrzasnęła za sobą drzwi. Marzyła jej się kąpiel. Odkręciła kran i szum wody wypełnił łazienkę. Rozebrała się przed lustrem uważnie oglądając pośladki - ślady - małe, ledwo widoczne już nadal widniały na jej tyłku i ich widok cieszył ją - były potwierdzeniem, że jej przygoda nad jeziorem nie była senna marą. Wskoczyła do wanny i z błogim wyrazem twarzy zanurzyła się w wodzie. Leżąc tak rozmyślała jakie będzie to spotkanie. Nie miała pomysłu. Pustka w głowie. Wylazła z wanny. Zaczęła ubierać się. bielizna - ubrać, nie ubrać? Ubrała. Bluzka - tu nie miała problemu z wyborem. Spódnica - wybrała krótką. Spojrzała na zegarek - zostało jej 15 minut. 15 minut na wysuszenie włosów, na makijaż. Podsuszyła włosy i pociągnęła szminką po wargach. Trudno, tyle wystarczy. Otworzyła drzwi na korytarz i zamknęła mieszkanie. Podeszła do drzwi naprzeciwko i cicho zastukała. Za drzwiami panowała cisza. Zastukała drugi raz. usłyszała jak Pan podchodzi do drzwi i po chwili zobaczyła go przed sobą.

- Dobry wieczór - bąknęła nie wiedząc jak się zachować w tym momencie.

Pociągnął ją za rękę w głąb mieszkania. Zamknął drzwi wyjściowe i złapał za włosy nakazując by uklękła. Objęła rękoma jego nogi.\ - Witaj Panie - sapnął cicho. - tak się powinnaś witać! Zapomniałaś?

- Nie… nie Panie - poprawiła czując jak wzmaga się zacisk palców na jej włosach. - Nie zapomniałam.

- Dobrze. - uścisk zelżał. - Chodź tu - poszedł do pokoju a ona ruszyła za nim kołysząc się lekko podczas chodzenia na czworakach.

Usiadł na krześle i klepnął znacząco w udo. Przysiadła obok jego nogi. Dotknął jej bluzki.

- Rozbieraj się!- rzucił twardo.

Zaczęła zdejmować ubranie. Na widok bielizny twarz ściągnęła mu się w grymasie niesmaku.

- Co ty wyprawiasz? Po co założyłaś bieliznę?

- Bo ja.. ja - zaczęła się gubić w tłumaczeniu ale przerwał jej.

-Przestań się tłumaczyć! rozbieraj się, jazda!- drżącymi rękoma zdjęła majtki i stanik.

– Podejdź tu - wskazał jej miejsce gdzie przed chwilą klęczała. Przysunęła się na kolanach do jego nóg. Chwycił jej twarz w obie dłonie i spojrzał badawczo. - Tęskniłaś, suko?

-Tak, Panie - wytrzymała jego wzrok. Trzymał tak przez chwilę jej głowę. Potem cień zadowolenia zagościł na jego ustach przez chwilę.

Przesunął dłonią po jej karku. Oparła głowę na jego udzie.

- Zdecydowałaś się, co będzie? - spytał.

- Tak, Panie. Dobrze mi z tym jak jest. Brakowało mi tego - potaknęła.

- To znaczy czego, bo nie rozumiem.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem. To przecież jasne - brakowało jej spotkań bólu upokorzenia, dotyku jego rąk, jego ust.

- Brakowało mi ciebie, Panie - wyszeptała.

- Dobra odpowiedź - pogłaskał ją po plecach.- Mam nadzieję, że mnie nie rozczarujesz. A teraz… zawiesił głos na chwilę - teraz suko przywitaj Pana jak należy!

Sięgnął po leżące obok skórzane paski i spiął nimi ręce Weroniki za plecami. Na szyję założył obrożę. - Rozbierz mnie i zrób mi dobrze! Patrzyła na niego - niby jak ma go rozebrać, skoro właśnie skuł jej ręce?

- Zębami suniu - podpowiedział. - Czeka cię długi weekend. Jeden z pierwszych jakie będą w twoim nowym życiu.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin