Wskrzesiciel - STEWART SEAN.txt

(355 KB) Pobierz
STEWART SEAN





Wskrzesiciel





SEAN STEWART





Resurection Man

Przelozyl



Michal Jakuszewski





Dla pajaka, ktorego kiedys zabilem wTeksasie.



I wszystkich polknietych przeze mnie

duchow.





LATWE JEST ZEJSCIE DO AWERNU: NOCA I DNIEM, NA OSCIEZ JEST OTWARTA BRAMA MROCZNEGO DISA, LECZ ZAWROCIC KROKI STAMTAD I ZNOW SIE WYMKNAC DO PRZESTWORZA POD SLONCEM - TO JEST TRUD, TO JEST ZADANIE.





WERGIUUSZ





Przelozyl Zygmunt Kubiak





1





Umrzec wystarczy jeden razWergiliusz

Dante nie przestawal sie gapic na trupa, lecz jego oczy porazila slepota. Bylo to calkiem tak, jakby nie byl w stanie ujrzec ciala, pojac jego obecnosci ani tego, co ono oznacza.

Nigdy jeszcze nie byl tak przerazony, nawet w najgorszych chwilach zycia. Wezbralo w nim anielskie szalenstwo, a wraz z nim zjawil sie nieunikniony strach, metaliczny dotyk grozy, zeslizgujacy sie w dol jego gardla, niczym miecz. Skora mu cierpla. Gesia skorka pokryla miejscami jego ramiona i szyje, przemknela niepowstrzymanie po twarzy, jak gdyby chciala rzucic sie do ucieczki. Oczy mial otwarte, ale nie widzial. W ustach czul smak nafty.

Co to moglo znaczyc?

Chryste.

Co to moglo znaczyc?

-O Jezu - wyszeptal. - A moze bysmy tak udali, ze to tylko zly sen? Zostawmy to cholerstwo tutaj i wrocmy do lozek w nadziei, ze do rana zniknie.

Jego przybrany brat, Jet, usmiechnal sie tak, jak Kain musial sie usmiechac do Abla.

-Po twoim trupie - powiedzial.

Nie byly to zwloki kogos podobnego, lecz samego Dantego. Zauwazyl malenka blizne nad prawym okiem, ktora powstala, gdy pewnej Wielkanocy spadl ze schodow podczas lowow na czekoladowe jajka. Tuz pod lewym lokciem znajdowala sie dluga, biala szrama pozostawiona przez ostrze pily, ktore rozcielo mu ramie, kiedy razem z Jetem budowali fort na drzewie. (Ojciec pojechal odebrac porod, rana wiec zajela sie matka, ktora przetarla ja merbromina i zalozyla wszystkie piecdziesiat trzy szwy. Zartowala, ze powinna zaoszczedzic sobie klopotu i przejechac po rece maszyna do szycia. Niemniej, byla dyplomowana pielegniarka i palce miala wprawne).

Chociaz bylo zimno, budynek przystani cuchnal plesnia, olejem silnikowym i patroszonymi rybami. Jet i Sarah zmontowali podreczny stol operacyjny, ukladajac deski o rozmiarach dwa na cztery cale na poprzecznych lawkach plaskodennej lodzi. Ulozyli zwloki Dantego glowa w strone rufy, tak ze lekko dotykaly malego, dwusuwowego silnika firmy Evinrude.

Jezu. Co to moglo znaczyc? Ze umrzesz, powiedzial sobie gniewnie. A coz twoim zdaniem ma to przepowiadac? Kryzys gospodarczy? Uklad nizowy, niosacy ulewy i sporadyczne wichury? Umierasz, umierasz, praktycznie jestes juz martwy i wiesz o tym, wiesz, w jakis sposob to wyczuwasz, w jakis sposob aniol ci to pokazuje. Jezu Chryste...

Opanowal sie.

Zle. To nienaukowe podejscie, tworzyc teorie, nim zgromadzi sie wszystkie dane. Ojciec bylby rozczarowany (jak zwykle). Zbadaj fakty. Nie wyciagaj przedwczesnych wnioskow. Symbole smierci oznaczaja mnostwo rzeczy. Odrodzenie. Nagla zmiane. Regeneracje.

Ponownie spojrzal na swe nagie zwloki. Wydawaly sie zalosnie bezbronne. Ich stopy zwisaly z dziobu lodzi. Odrodzenie. No jasne.

Po smierci, jego blada skora stala sie biala jak snieg. Dlugie palce sprawialy dziwne, zlowieszcze wrazenie. Wyobrazil sobie, jak odpelzaja na boki, kazda dlon przeobrazona w niezdarnego, bialego pajaka, przelazacego przez gorna krawedz nadburcia i spadajacego na ziemie, by czmychnac w niewidoczne miejsce, ukryc sie za starymi wioslami i kublami z farba, aluminiowymi wiadrami na przynety, wedziskami oraz zdemontowanym podczepianym silnikiem firmy Mercury.

Wysokie, biale czolo Dantego okalaly wlosy, tworzac rudozlota grzywke. Po dziadku odziedziczyl ryze brwi, ktorych zewnetrzne konce wznosily sie ostro ku gorze niczym u szatana. Oczy byly waskie i niebieskie. Wpatrywaly sie nieruchomo w nieoslonieta zarowke, wiszaca pod sufitem przystani.

Dante wyciagnal drzaca dlon i zamknal swe martwe powieki.

Jet pokrywal zimna, betonowa podloge starymi egzemplarzami "New York Timesa", na wypadek, gdyby narobili balaganu.

-Jest z ciebie sliczny trup - zauwazyl. - Tego wlasnie sie spodziewalem.

-Szkoda, ze stary nie ma okazji go podziwiac - mruknal Dante. (Pod koniec jego najokropniejszych koszmarow sennych zjawial sie on, doktor Ratkay, by otworzyc mu cialo skalpelem. Zawsze pamietal to jeszcze przez pewien czas po przebudzeniu: dlugie ciecie, przenikajace narzady. Jego pulsujace serce trzymane uwaznie przez ojca w zlozonych dloniach).

Scisle mowiac, to Jet znalazl zwloki. Dante nie chcial miec nic wspolnego z cala ta sprawa.

Gdy jednak cialo spoczelo juz na komodzie w jego sypialni, nawet on przyznal, ze musza sie dowiedziec, skad sie wzielo i co to, u licha, znaczy. Jesli - jak sadzil Jet - byl to omen, powinni sprawdzic, co bylo przyczyna smierci, by moc uchronic przed nia prawdziwego Dantego. Rzecz jasna, nie mogli jednak zrobic sekcji na gorze, nawet w lazience. Matka spala lekko, a ojciec wstawal dwa razy w nocy, zeby sie odlac. Przystan, choc zimna i wilgotna, byla jedynym bezpiecznym miejscem. Mogli tam znalezc spokoj, mnostwo wody i wiader oraz dobre oswietlenie.

Bylo juz po polnocy. Gdy ukradkiem wynosili trupa, Dantego zalal przyplyw wspomnien z dziecinstwa. Przypomnial sobie liczne przypadki, gdy wspolnie z Jetem i mala Sarah wymykali sie noca po schodach. Szeptali wowczas i uciszali sie nawzajem, obijajac sie po ciemku o porecze, wystraszeni, ze obudza rodzicow.

Siostra Dantego, Sarah, weszla cicho przez skrzypiace drzwi budynku przystani. W prawej rece trzymala plastikowe wiaderko na lody, a w nim gabke, pare gumowych rekawiczek i jeden z rzeznickich nozy ciotki Sophie, upchniety obok malej ksiazki w twardej oprawie, zabranej z gabinetu ojca.

Dante pomyslal, ze siostra wyglada na wiecej niz swe dwadziescia osiem lat. Zrobila sie ponura i zaczynala tyc. Byly czasy, gdy bawil sie z nia w chowanego, laskotal ja, az jej mala, okragla buzia robila sie czerwona ze smiechu, a nogi uginaly sie pod nia; czasy, gdy nosil ja po domu, udajac, ze lata samolotem, nekal ciotke Sophie i bombardowal przerazone koty.

-Nie zajelo ci to dlugo - stwierdzil.

-Fajnie ci sie czekalo?

Jet zauwazyl kiedys, ze jesli juz Sarah wziela cie na jezyk, to zwykle czules sie tak, jakbys oberwal w twarz forma do wafli.

Popatrzyla na brata oczami czerwonymi od lez, ktore wylala wczesniej, nim udalo sie jej nad soba zapanowac.

-Nadal chcesz to zrobic?

Nie! - mial ochote odpowiedziec Dante, lecz Jet nie dal mu dojsc do slowa.

-Musimy sie dowiedziec, skad wzielo sie cialo. Dowiedziec sie, co ono oznacza, a D. jest jedyna osoba, ktora moze nam to wyjasnic. Jest aniolem. Czlowiekiem z talentem do rzeczy niemozliwych.

-No wiec, chyba sprawa rozstrzygnieta - rzucil lekkim tonem Dante. Zdumial go spokoj we wlasnym glosie. Czul sie dziwnie, tkwiac wewnatrz wlasnego ciala, widzac, jak porusza sie ono zwyklym, swobodnym krokiem, slyszac, jak odzywa sie z typowa dla niego niewymuszona nonszalancja, zbyt slepe, by zobaczyc, ze jego zycie rozpadlo sie przed chwila na kawalki. Zbyt odretwiale, by czuc przebudzajacego sie wewnatrz aniola.

Dante jednak go czul. Czul, ze serce mu wysycha.

Wewnatrz jego piersi pekaja lancuchy.

Rozposcieraja sie straszliwe skrzydla.

Jet wyjal z przyniesionego przez Sarah wiaderka stary podrecznik i przerzucil jego pierwsze strony.

-Miller: Patologia praktyczna wraz z anatomia patologiczna i metodami sekcji. Znakomicie.

Przemawial wyjasniajacym tonem ojca, uzywanym przez niego podczas ogladania probek pod mikroskopem lub tlumaczenia przyczyn straszliwych chorob.

-Stojac po prawej stronie ciala, patolog ujmuje mocno skalpel w prawa dlon, rycina pierwsza.

Chwycil aluminiowe wiadro na przynety, odwrocil je i ustawil obok lodzi, by moc usiasc przy trupie. Popatrzyl na Dantego z obsydianowym blyskiem w ciemnych oczach.

-Trzymaj noz mocno! - rozkazal. - Nie chcesz chyba schrzanic roboty? Nie na tym ciele.

Dante spojrzal na niego wilkiem.

-Zamknij sie.

-Tak, panie! Twe zyczenie bedzie wykonane - wycharczal z najsilniejszym wegierskim akcentem ciotki Sophie. Zgarbil chude barki i zaczal sie krzatac nad lezacymi w lodzi zwlokami. Wygladzil rudozlote wlosy trupa i przycisnal ramiona do zapadnietych bialych bokow. Przechylil glowe i popatrzyl na Dantego. - Panski sluga, baronie.

Przez jego twarz przemknal figlarny usmiech. Na prawym policzku uniosly sie i opadly koronkowe skrzydelka.

Minely lata, odkad Dante po raz pierwszy zauwazyl znamie w ksztalcie motyla na twarzy Jeta, teraz jednak przemknelo ono przed jego anielskimi oczyma niczym zly omen.

-Pan skopie Igorowi dupe, jesli Igor sie nie zamknie.

(Z tym cholernym Jetem zawsze tak bylo. "Calkiem jak dwa weze wokol laski Hipokratesa" - zauwazyl kiedys z chichotem ojciec. "Nic, tylko sycza i pluja". Latwo mu bylo mowic. To nie w jego oczy Jet mierzyl jadem).

Dante przelknal sline. Mial wrazenie, ze rekojesc najwiekszego rzeznickiego noza ciotki Sophie wierci mu sie w dloni niczym osa.

-Dobra - powiedzial, oblizujac wargi. - Dobra.

-Cholera, musiales sie niezle wystraszyc. - W glosie Sarah brzmialo cos przypominajacego zachwyt. - Przeciez mozesz sobie poplamic marynarke!

Dante zamrugal powiekami, po czym opuscil wzrok. Wciaz mial na sobie ulubiona chinska bonzurke z czystego jedwabiu. Miala szerokie klapy i byla pokryta haftem, przedstawiajacym motyw wijacych sie smokow i oblokow pary.

-Och. Masz racje.

Sciagnal marynarke, rozgladajac sie w poszukiwaniu miejsca, gdzie by sie nie poplamila olejem czy starymi rybimi wnetrznosciami.

Byc moze najlepiej by sie bylo wymknac do domu, zeby powiesic ja na wieszaku. Moglby wtedy nalac sobi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin