KRZYŻ W CODZIENNYM ŻYCIU
brat Marian, Gdańsk, zgromadzenie 08.01.2011r.
Mówiliśmy o ciele, które nie może funkcjonować, jeśli chcemy prowadzić chrześcijańskie życie – albo umiera cielesne życie, albo umiera chrześcijański człowiek. Coś z tego musi umrzeć, nie może żyć jedno i drugie; cielesne życie i chrześcijański człowiek razem. Tak, jak mówi Słowo Boże: ciało – skażenie, Duch – życie. Nie ma innej opcji, jeśli żyje cielesność, nie ma chrześcijaństwa. Jeśli żyje chrześcijaństwo, nie ma cielesności i człowiek jest wtedy duchowy i inne są przemyślenia, inne działania.
I tak myśląc o tym, pewne rzeczy docierały do mnie. Często mówiąc o ukrzyżowaniu, o pozbyciu się naszego cielesnego człowieka, bardzo często pamiętamy o tym z samego poranka, modlimy się i mówimy: Panie Boże pomóż nam spędzić ten dzień dla twojej chwały, pomóż nam, by to nie my, ale Ty był tym, który używasz nas, a potem wstajemy z kolan i zapominamy, że modliliśmy się o to i prosiliśmy Boga, by pomógł nam całego tego dnia utrzymywali swoją cielesność w ukrzyżowaniu. Poprosiliśmy Boga i myślimy, że Bóg załatwi za nas wszystko, a my możemy już teraz żyć. „Myśmy się już pomodlili, Bóg to wszystko załatwi”. Pomodliliśmy się o jedzenie i picie, musimy i w tej sprawie poruszać się – coś przygotować, ugotować, tym bardziej sprawa doświadczenia krzyża jest potrzebna nam, ponieważ każdy z nas to wie, że nieukrzyżowany chrześcijanin straszne spustoszenie czyni wokół siebie. Niezadowolenie, niechęć, złośliwość, obmowa, plotka – to jest właśnie metoda diabła jak zniszczyć wszelkie zadowolenie z tego, że Chrystus był na ziemi, jak obrócić to wszystko w niechęć do chrześcijaństwa, niechęć do ludzi, którzy mienią się chrześcijanami. A to właśnie jest obiektem cielesności, gdyż diabeł używa jej, by do tego doprowadzić, by ludzie mieli siebie serdecznie dość, by chcieli uciec jak najdalej od chrześcijaństwa.
Każdy człowiek z Biblią, w większości, mówi, że chce, by było dobrze, że chce dobrych relacji, wzajemnej miłości, troski, budowania się nawzajem, że pragnie tego, co dobre. Ale jeśli nie ma wykonania…- Paweł mówi: ja dziękuję za Jezusa Chrystusa. Nie ma potępienia nade mną, ale też nie znaczy to, że ja nie muszę dbać o krzyż. Nie znaczy to, że nie muszę w każdej cząstce dnia rozprawiać się ze swoim cielesnym „ja”. To nie jest tak, że mogę sobie powiedzieć: prosiłem cię Panie, dlaczego nie ma tego? Krzyż jest mocą, ale ja muszę tą moc używać nieustannie. W tej bitwie nie ma zwycięstwa nad diabłem, jeśli krew Jezusa nie oczyszcza mnie nieustannie. Nie wystarczy, że rano oczyściła mnie, że rano prosiłem: „Panie”. Ale potem wystarczy, że na coś zdenerwuję się, na coś rozzłoszczę, coś zniechęci mnie i już zaczynam zachowywać się jak stary Adam, czy stara Ewa i już myślę: no, prosiłem i co teraz. Przecież po co umarł Jezus Chrystus na krzyżu? – po to, byśmy mieli oręż do walki i zwycięstwa. To ja muszę chcieć umierać. Diabeł chce ożywiać starego człowieka przez emocje, przez nastawienia, przez różne złe rzeczy, a ja muszę nienawidzić go i krzyżować. To ja muszę brać w tym zupełnie świadomy udział i nie mogę zapomnieć ani chwili o krzyżu. Jezus mówi: niech się wyprze siebie, weźmie swój krzyż na siebie codziennie i idzie za mną. Nie wystarczy, że pomodlę się trzy razy dziennie, nie wystarczy, że będę modlić się dziesięć razy dziennie, ja muszę używać krzyża przeciwko wrogości własnego ciała. Przychodzi jakieś nastawienie i co mam zrobić z tym? – mam pozwolić, by rozbudziło się we mnie jeszcze więcej emocji, czy mam zniszczyć to nastawienie, nim te emocje rozbudzą się.
To ja muszę codziennie, od obudzenia aż do zaśnięcia, używać krzyża przeciwko sobie. Jeśli zaniedbam to, wówczas wynik jest taki, jaki jest: czytam Biblię, czytam o zwycięskim człowieku, jestem pełen ekscytacji z tego, co uczynił Jezus Chrystus na krzyżu, zamykam Biblię i za chwilę mogę już „gryźć”. Biblia nie załatwi tego, Biblia mówi mi prawdę, a ja muszę tą prawdę używać i korzystać z niej.
Mogę zapewnić was w stu procentach, że używając codziennie krzyża, będziecie mogli widzieć efekt swego duchowego wzrostu. Bez krzyża nie ma duchowego wzrostu. Dlatego apostołowie mówili: przypominamy wam o tym, przypominamy. Wiedzmy o tym, że bardzo ważna jest modlitwa, bardzo ważne jest prosić Pana, ale również bardzo ważne jest pamiętać, że Bóg już dał nam oręż, już dostaliśmy go. Wiecie jak ważne jest to dla Boga, byś ty, ani ja nie być z rodowodu cielesności? Słowo Boże mówi, że nawet Jezusa nie znamy już według ciała i siebie nie mamy znać według ciała. A jak my dobrze znamy się według ciała, dlaczego tak jest? A Słowo Boże mówi, że już nie mamy znać się według ciała, ale według kogo? – według nowonarodzonego człowieka. Diabeł lubi jak ludzie znają się według ciała i jak to ciało określa granice ich postępowania. Podczas, gdy Bóg mówi o wolności, lecz by była wolność, my musimy umrzeć dla tej strasznej, przeklętej duchowości, która niszczy ludzi. Od zaniedbania prawdziwego boju. Słowo Boże mówi: trwajcie w pobożności, ćwiczcie się w pobożności. Umartwianie własnego ciała nic nie pomoże, ale ten, który trwa w pobożności ma obietnice życia teraźniejszego i wiecznego.
Jak bardzo ważne jest zobaczyć to zwycięstwo krzyża. Pewna osoba mówiła, że ciężki jest czytać jej Stary Testament, bo jest tam tyle krwi, ofiar, ptaki z urwanymi głowami i różne inne trudne rzeczy. Człowiek czyta i myśli sobie: po co to wszystko? A Duch Święty przychodzi i mówi: bo Bóg jest Święty, a człowiek coraz bardziej grzeszy i między człowiekiem a Bogiem jest coraz więcej krwi i ta krew nie jest wstanie zaspokoić świętego Boga. Widząc ten bezmiar, obfitość krwi w Starym Testamencie, możesz zobaczyć świętość Boga i nadal Jego świętość nie może być zaspokojona i musiał przyjść Jego Syn, by Jego świętość otrzymała ofiarę, która będzie zaspakajała ją, aby dać przebaczenie tobie i mnie. Jak wielka jest obfitość grzechu na ziemi. Człowiek czyta stary Testament i nie rozumie tego. Na przykład czytasz Stary Testament i widzisz Boga, który z nieba rzucał kamieniami i więcej wrogów zginęło od kamieni rzucanych z nieba, niż od żołnierzy Izraela. Tak Bóg brał udział we wspólnej bitwie przeciwko wrogowi. I Bóg chce współdziałać z tobą i ze mną w walce przeciwko wrogowi. Tam pokazany był fizycznie wróg narodu Bożego i fizycznie Bóg pokazywał, jak jest ze swoim ludem, by oni mieli zwycięstwo nad złem. Bóg chce być z tobą i ze mną. Stary Testament jest fizycznym obrazem jaki jest Bóg. W tej duchowej bitwie Bóg chce mnie i tobie pomóc, abyśmy nie zginęli, kiedy wrogowie napadają na nas. Ale kiedy Bóg pozwalał, by wrogowie pokonywali Izraela? Wtedy, kiedy Izrael zaniedbywał chodzenie z Bogiem w świętości. Dopóki Izrael trwał, Bóg pomagał.
Bóg obiecuje pomagać tobie i mnie, dopóki będziemy trwać w Chrystusie. I możemy i musimy być pewni swojego Boga. Bez pewności Boga ciężko wybierać się do tak strasznej bitwy, kiedy napadają cię emocje i nie wiesz, co z nimi zrobić – ogarniają cię, zmiatają cię wręcz z powierzchni chrześcijaństwa i robią z ciebie zwierzę. I nie możesz sobie poradzić z tym. Bóg chce pomóc, ale Bóg powiedział o krzyżu. Komu ma pomóc w tym momencie? Bóg powiedział o miejscu, gdzie Jego Syn wziął wszelkie grzechy, abyśmy obumarłszy grzechom, mogli żyć dla sprawiedliwości, dlatego krzyż jest tak ważny w codzienności, nie tylko pamiętając o tym rano, czy wieczorem, mówiąc: o Boże, znowu wiele bałaganu. Ale w trakcie, kiedy ten bałagan wydarzał się, człowiek stawał przeciwko danej sprawie, licząc, że ktoś za niego uczyni coś, o czym Jezus powiedział, że my mamy to zrobić. Jezus nie powiedział, że weźmie za nas nasz krzyż codziennie. On powiedział, że wziął raz na zawsze swój krzyż, abyśmy z tego krzyża czerpali codziennie. To my mamy czerpać codziennie, a On załatwił to raz na zawsze. Uczynił nas doskonałymi, dał nam zwycięstwo zbawienia.
A więc kiedy doznajesz, że coś na ciebie napada, to jest właśnie moment, w którym albo krzyż będzie twoim triumfem, albo cielesny człowiek zwycięży. Albo zobaczysz śmierć dla swoich idei, planów, zamierzeń, albo zobaczysz życie twojego ciała. Stary Adam, stara Ewa chcą żyć, tylko krzyż może zabić ich. Dlatego tak ważne jest, by nie myśleć o krzyżu tylko jako opisie w Biblii, ale by w każdym jednym momencie naszego życia korzystać z tego krzyża. Tam umarliśmy wraz z Chrystusem. To musi być tak realne i rzeczywiste, że jest to oczywista sprawa i kiedy przychodzi takie doświadczenie, człowiek poddaje to krzyżowi.
Jakże cenne jest, gdy codziennie trwamy w tym i widzimy efekt, że Bóg może więcej i więcej napełniać nas sobą. Najczęściej jest to też widoczne, kiedy człowiek przychodzi do Boga i widzi to zło i jak to zło niszczy się. Człowiek poddaje się unicestwianiu tego zła, a dobro napełnia coraz bardziej. Niech Bóg pomoże wygrać nam, gdyż bez tego krzyża jest tak jak jest; ludzie odchodzą, rezygnują, poddają się, gdyż cielesność coraz mocniej dochodzi do władzy i sieje tak ogromne zniszczenie, że wielu nie daje rady, rezygnuje.
Otwórzmy list do Galacjan 5,24:
A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami.
Pierwsze – „ukrzyżowali” – to jest czas dokonany, przeszły, ale czynny. To stało się i jest utrzymywane codziennie. Użyte jest tu słowo „z namiętnościami”, ale w większości miejsc oznacza ono „cierpienia”. Może tak być, że przyjęli krzyż wraz z cierpieniami jego, aby ich żądze zginęły, a cierpienia powodowały w nich, co? – trzymanie się Boga. „A wyście przyjęli te ucierpienia Chrystusowe.” Mojżesz te cierpienia, tą hańbę Chrystusową uznał za większe bogactwo od wszystkich skarbów Egiptu. Myślę, że krzyż łączy się również z cierpieniem naszym i razem z krzyżem przyjmujemy cierpienie, przyjmujemy to, że stary człowiek nie może działać, nie może uczynić, co chce. Słowo Boże mówi: czyż nie powinniście raczej ponieść straty, niż w ten sposób szukać sprawiedliwości? Krzyż łączy się z końcem moich cielesnych możliwości, by osiągnąć to, co chcę. Krzyż otwiera możliwość, bym polegał na Bogu i cierpiąc, nie oddawał. Paweł mówi: kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny. Kiedy ciało cierpiąc, nie ma siły, by oddać, wtedy jestem silny, ponieważ Chrystus czyni temu komuś, kto zadaje mi cierpienie, co On chce, nie to, co ja chcę, lecz, to co On chce. Codziennie przechodzimy doświadczenie cierpienia, jeżeli krzyż wykonuje swoją pracę w nas. Jeśli nie wykonuje, nie musimy cierpieć. Jeśli cierpimy z powodu Chrystusa, błogosławieni jesteśmy.
Paweł napisał w liście do Filipian 3,18. 19:
Wielu bowiem z tych, o których często wam mówiłem, a teraz także z płaczem mówię, postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego; końcem ich jest zatracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwałą to, co jest ich hańbą, myślą bowiem o rzeczach ziemskich.
A więc stali się wrogami krzyża, gdyż odwrócili się od mocy krzyża, dlatego, że odwrócili się od mocy krzyża do tego, co jest w tym świecie. Krzyż oddziela, daje możliwość, aby Chrystus był uwielbiony. I jak jest nam to potrzebne. Jakże często słyszy się: „ja, my, dla mnie, dlaczego nam”. A bardzo mało słyszy się, że kiedy krzyż oddzielił mnie od tego, Chrystus mógł być uwielbiony. Paweł mówi: ja umarłem dla świata, a świat dla mnie i z tego raduję się. Jeśli krzyż nie może wykonać tej pracy, że ja umieram dla świata, a świat dla mnie, wtedy moje „ja” żyje i kto mnie uratuje. „Nie muszę znosić tego cierpienia”, zobaczcie jak często ciało szuka odzewu, riposty, własnej sprawiedliwości i zobaczcie, po to jest krzyż, by zniszczyć to, żeby nie szukać tego. Gdyż gdzie my wybieramy się?
Ostatnio pewnemu człowiekowi zadałem takie pytanie: czy kiedy urodził się, zdawał sobie sprawę, co czeka go w życiu, jak będzie ono wyglądać, co tutaj jest i ku czemu zmierza? I kiedy narodził się na nowo, czy wie, ku czemu zmierza i czego może spodziewać się? Kiedy urodziliśmy się cieleśnie, nie wiedzieliśmy nic, nie mieliśmy pojęcia, że będziemy czynić zło, że będziemy swoim własnym rodzicom sprawiać wiele kłopotów już od początku. Nie zadawaliśmy sobie z tego zupełnie sprawy. Urodziliśmy się w ciele grzechu i tak żyliśmy.
Ale, kiedy urodziliśmy się z Boga, czy wiemy już dokąd zmierzamy i po co żyjemy, czy wiemy, co ma być osiągnięte w nas? Już wiemy. Między jednym narodzeniem a drugim jest olbrzymia różnica; jedno w nieświadomości, drugie jest w świadomości. I teraz, kiedy narodziliśmy się na nowo z Boga, jesteśmy świadomi, co z nami ma się dziać, ku czemu idziemy, jakie Bóg ma dla nas plany. Straszną rzeczą jest, kiedy człowiek narodzony na nowo żyje w nieświadomości, jakoby nie wiedział: co, po co, dlaczego, ku czemu. A więc też nie żyje wtedy ku temu, by to stało się i myśli: ja nie wiem co mnie czeka. Nie mówię, że wiem co zrobię i gdzie pójdę, ale wiem, że Bóg chce mieć mnie na obraz swego Syna. Wiem, że chce mnie mieć w wieczności z Sobą i wyznaczył mi kierunek dla mojej duszy: wieczność ze Sobą - to wiem. Wiem, że mam się uświęcać, oczyszczać. Nie mogę powiedzieć, że jestem nieświadomy, ku czemu wezwał mnie Bóg, co mam teraz w tej sprawie robić. Słowo Boże mówi, że ci ludzie w niewiedzy są jak zwierzęta, nie wiedzą, że idą na śmierć. Ale my wiemy, że idziemy do wieczności z Bogiem i jak możemy w tym momencie razem rozmawiać; a to chałupa, a to samochód, a to lepsza praca, lepsze zarobki i tak wszystko wokół tego – „myślą o rzeczach ziemskich”(Filip.3,19).
Kiedy my wiemy, że celem naszym jest wieczność z Bogiem, miejsce, gdzie nie ma bólu, łez, rozterek, dlaczego więc nie kładziemy życia swego? Dlatego, że nie widzimy celu – wieczna radość z Bogiem. Nie widząc celu, nie widzimy potrzeby kładzenia swego życia. Człowiek mówi: no mam być chrześcijaninem, ale nie zgłębia celu i zadań, nie chce żyć w pełnej świadomości. Kiedy bierzemy na siebie krzyż, jesteśmy świadomi, że musi umrzeć moje „ja”, ego, złe nastawienie. Bracia i siostry muszą widzieć we mnie nowego człowieka, po to umieram. Paweł mówi: krzyż, śmierć Chrystusa wykonuje swoje dzieło we mnie, aby Chrystus był widoczny we mnie przez innych. Po to mamy umierać - nie ja , lecz Chrystus. Bóg chce, abyśmy umierali, żeby Jego Syn był widoczny wśród nas. Nie po to, by utrapiać nas, lecz po to, by Jego Syn był widoczny w nas. To jest Jego cel i my wiemy, że po to mamy umierać. Nie po to, by była ulepszona wersja jakiegoś chrześcijanina, lecz po to, bym mógł być zbawiony.
Kiedy Paweł mówi: umieram dla świata – to umieram dla pożądliwości oczu, pychy życia, pychy tego ciała, bo to nie jest z Ojca, tylko ze świata. Dla Pawła - umieram dla świata – znaczy, że umieram dla tego, co w tym świecie jest bliskie temu światu, a żyję dla tego, co jest bliskie Bogu. Piękne, prawda? Człowiek, który ma tak wspaniały cel, by żyć z Bogiem, mówi: wszystko uznaję za śmieć, aby zyskać Go. Dlatego, tak ważne jest, by nie umknęło sprzed naszych oczu, ku czemu zostaliśmy wezwani. Wspaniałe życie z Jezusem. Widzę, jak wielu młodych ludzi, również i starych, nawet nawróconych, nie ma pojęcia jak cudowne jest życie Jezusa. Nie widzą potrzeby usunięcia samego siebie, bo nie widzą wspaniałości nowego życia. A tu trzeba widzieć wspaniałość Chrystusa, by pragnąć: „to nie ja, lecz Chrystus”. Wiele jest doświadczeń i problemów. Paweł w pewnym miejscu pisał: „powinniście już być nauczycielami, a nadal potrzebujecie mleka”, nadal nie widzicie po co staliście się chrześcijanami. Wiecie, u młodego w wierze można znieść głupotę, chociaż nie powinno tego być, ale u starego? Nasze najpiękniejsze życie, to Chrystus i On właśnie jest coraz mniej widoczny na ziemi.
Piękność Chrystusa została utracona na konto religijnego rozwoju i widzimy, co religia potrafi zrobić. Cudowne jest, że jest dla nas nadzieja, kiedy będziemy robić to, co należy do nas, chociaż teraz tak straszna bitwa toczy się. Nie ma nic piękniejszego w zgromadzeniu Bożego ludu, jak budować się na dom dla Boga, jako nowi ludzie, którzy zostali oddzieleni od tego, co stare.
Myśląc o tym, zaczęło docierać do mnie, że umknęło ludziom z takiej czynnej świadomości, że idziemy wszyscy do jednego miejsca, w którym nie ma bólu, nie ma łez, nie ma osobnych pokoi. Jak ludzie zmieszczą się tam, jeśli nie potrafią być ze sobą przebywać na ziemi, nie umieją pokonać przeciwności? Jak ludzie ci zniosą się całą wieczność? Rozumiecie, po co jest krzyż? Po to, by wieczność nie była przerażająca. Jeśli nie umrzemy za życie, nie wejdziemy do wieczności, gdyż ta wieczność przeraziłaby nas. Nigdzie nie można ukryć się, nigdzie schować, nigdzie zamknąć. Wszystko odkryte na zawsze. Jeśli nie będziemy widzieć wieczności ze sobą i nie będziemy przygotowywać się do niej używając krzyża dzisiaj, to my nie widzimy celu, do którego zmierzamy. Nic nieczystego nie wejdzie tam – mówi Słowo Boże. Ci, którzy nie uświęcają się, nie ujrzą Pana. Pan nie chce tam kłótni, sprzeczek, wojen, niczego złego, dlatego już na ziemi te rzeczy muszą być usunięte. Skąd spory, skąd waśnie? Z cielesności, nie płyną przecież z uświęcenia.
A więc cudowna jest ta nadzieja – wieczność razem. Co my musimy zrobić, by ta wieczność była szczęściem dla nas wszystkich? Dać się ukrzyżować, bo to stary Adam, czy Ewa, jeśli żyją w nas, czynią tą wieczność czymś strasznym. Dlatego tak ważne jest, by każdy z nas korzystał z tego przez całe dnie, aż do końca naszej pielgrzymki, by każdy z nas widział cel – życie Jezusa we mnie, najpiękniejsze, najwspanialsze. Życia tego nikt nie jest w stanie wydobyć z samego siebie, ale które przyszło z góry, by napełniać tych, którzy gotowi są umrzeć. Jezus miłuje tych, którzy doszli do tego samego przekonania – skoro On umarł, wszyscy umarliśmy. Jezus mówi, że nie możesz być moim uczniem, jeśli nie wyprzesz się siebie, nie weźmiesz krzyża na siebie, aby pójść za mną, by naśladować Mnie. Nie możesz – mówi Jezus. To jest prawda – nie możemy być bez krzyża Jego uczniami, bo jak mamy wykonać tę naukę, skoro jesteśmy gotowi do działań starego człowieka. Krzyż jest bardzo ważny dla nas. Zgadzanie się na to, że chrześcijanin nie musi mieć krzyża, to jest jak zgadzanie się na to, że nie musimy iść na wieczność do Boga. To jest równoważne.
Jeśli nie musimy wygrać w ogniu doświadczeń przez to, że umrzemy dla reakcji ciała, a Pan odpowie, to jak wejdziemy do miejsca, gdzie tylko Jego reakcje mają prawo przebywać. Słowo Boże mówi, że kościół przyoblekł się w sprawiedliwe uczynki świętych. Te uczynki to Chrystus. A więc krzyż jest nam pomocą, by usunąć mnie i ciebie z tej drogi, która ma być piękna, święta, napełniająca nas wzajemnymi wspaniałymi relacjami. O tym mówi Słowo Boże. „To wy jesteście światłością dla tego świata” – mówi Pan. Oskarżyciel diabeł wystarczy, nie musimy oskarżać się nawzajem. Kiedy widzimy pojawiającego się starego Adama, czy Ewę, musimy pamiętać o krzyżu. Jeśli przypomnimy komuś o krzyżu, to nie podejrzewaj, że ktoś nie lubi cię, raczej powiedz: widzę, że miłujesz mnie. Jeśli widzisz mnie w grzechu i mówisz mi o krzyżu, widzę, że miłujesz mnie, dobrze mi radzisz. A jeśli człowiek mówi: wszyscy złościmy się i gniewamy i mamy do tego prawo, bo ten świat jest taki, że mamy prawo złościć się – wtedy nie jest to głos przyjaciela, lecz diabła. Przyjaciel mówi ci: zniszcz to, by żyć. Wróg mówi: można zaakceptować to.
Nie łatwo niszczy się starego Adama, prawda, Adamie, Ewo? Nie łatwo niszczy się – skoro „sprawiedliwy z trudnością dostąpi zbawienia” (1Pio.4,18). Z trudnością – to nie jest łatwe, czy rozumiemy to? Powinniśmy sobie nawzajem współczuć w tym doświadczeniu krzyża, rozumiecie? Skoro jest to tak trudne, powinniśmy sobie współczuć, dodawać otuchy i modlić się o siebie, żebyśmy mogli nieść ten krzyż, żebyśmy mogli poddawać się krzyżowi, by niszczył w nas starego człowieka, po to, by Jezus był uwielbiony między nami. To jest cel twój i mój, tego zgromadzenia i każdego zgromadzenia, które jest w imię Pana, by Jezus był uwielbiony w nas. Nie my, lecz Jezus. Jeśli jest to w naszym sercu, to Bóg jest po tej stronie, by stało się to możliwe.
Pokażę wam pewną sytuację, która też dla mnie była dobrą ilustracją. Otwórzmy ewangelię Łukasza 5,1- 3:
Pewnego razu, gdy On stał nad jeziorem Genezaret, a tłum tłoczył się dokoła niego, by słuchać Słowa Bożego, (2) ujrzał dwie łodzie, stojące u brzegu jeziora; ale rybacy, wyszedłszy z nich, płukali sieci. (3) A wszedłszy do jednej z tych łodzi, należącej do Szymona, prosił go, aby nieco odjechał od brzegu; i usiadłszy, nauczał rzesze z łodzi.
Jezus poprosił Szymona, by usłużył Mu swoją łodzią.
Dalej, 5,4.5:
4) A gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wyjedź na głębię i zarzućcie sieci swoje na połów. (5) A odpowiadając Szymon, rzekł: Mistrzu, całą noc ciężko pracując, nic nie złowiliśmy; ale na Słowo twoje zarzucę sieci.
A więc Szymon był zmęczony po całonocnej próbie złowienia czegoś, a kiedy Szymon już zwija się, by iść, Jezus prosi go: udostępnij mi swą łódź,. Zobaczcie jaki był połów.
Dalej 5,6:
A gdy to uczynili, zagarnęli wielkie mnóstwo ryb, tak iż się sieci rwały.
Zobaczcie, kiedy zmęczony, utrudzony dajesz siebie Jezusowi – „przyjdźcie do Mnie wszyscy spracowani i obciążeni, a znajdziecie ukojenie”, wtedy Jezus czyni możliwym to, co było niemożliwe dla nas rozumiecie? I co wywołało to w Piotrze?
Wiersze 8-11:
Widząc to Szymon Piotr przypadł do kolan Jezusa, mówiąc: Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny. (9) Albowiem zdumienie ogarnęło jego i wszystkich, którzy z nim byli, z powodu połowu ryb, które zagarnęli. (10) Także i Jakuba, i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli towarzyszami Szymona. Wtedy Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, od tej pory ludzi łowić będziesz. (11) A wyciągnąwszy łodzie na ląd, opuścili wszystko i poszli za nim.
Jeśli daję się Jezusowi, by On mógł używać mnie, jakże bogate będzie Jego zapłacenie mi. On przyjdzie z zapłatą dla tych, którzy dali Mu siebie. Jakże bogate to będzie. Jakże cudowny jest Pan, który chce uczynić dla mnie i dla ciebie, kiedy jestem gotowy poddać siebie krzyżowi. Wiecie, nami władają emocje, ciało próbuje żyć, a moim i twoim zadaniem jest: „umartwiajcie to, co w was jest cielesnego”. Nie pozwólcie, ani przez chwilę diabłu, by on mógł przez to zniszczyć waszą chęć uwielbienia Jezusa.
Drugi przykład, kiedy anioł przychodzi do Marii i mówi jej co ma się stać - otwórzmy Ewangelię Łukasza 1, 31. 32:
I oto poczniesz w łonie, i urodzisz syna, i nadasz mu imię Jezus. (32) Ten będzie wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego. I da mu Pan Bóg tron jego ojca Dawida.
Anioł mówi do niej piękne rzeczy, mówi o tym, co stanie się:
Wiersze 33 – 38:
I będzie królował nad domem Jakuba na wieki, a jego królestwu nie będzie końca. (34) A Maria rzekła do anioła: Jak się to stanie, skoro nie znam męża? (35) I odpowiadając anioł, rzekł jej: Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego zacieni cię. Dlatego też to, co się narodzi, będzie święte i będzie nazwane Synem Bożym. (36) I oto Elżbieta, krewna twoja, którą nazywają niepłodną, także poczęła syna w starości swojej, a jest już w szóstym miesiącu. (37) Bo u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa. (38) I rzekła Maria: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego. I anioł odszedł od niej.
Oto ja jestem służebnicą Pana. I stało się. Oto ja, twój sługa, oto jestem do Twojej dyspozycji Panie, niech mi się stanie to, co Ty chcesz. Maria zniosła różne przeciwności; Józef chciał ją opuścić, wyglądała jakby zgrzeszyła. Ale wszyscy zwać ją będą błogosławioną, szczęśliwą, że Bóg posłużył się nią. Bóg posłużył się tobą, dla swojej chwały, ku uratowaniu ciebie i jeszcze kogoś innego. Pan słyszy mnie i ciebie, jest gotowy czynić to, co jest potrzebne. My musimy widzieć cel, dla którego warto umierać. Tu nie chodzi o samoumartwianie, tu chodzi o to, by Jezus był uwielbiony. Po to czynisz się martwym, by Jezus był uwielbiony. Nie po to, by ludzie podziwiając cię mówili: o, jaki wspaniały człowiek, nie po to, lecz ustępujesz po to, by Jezus był uwielbiony. Tego bardzo dzisiaj brakuje – widzenia celu, kierunku, zrozumienia, dlaczego tak ma być. Słowo Boże mówi: kto trwa w Chrystusie, ma życie wieczne. W kim jest Chrystus, w tym jest życie. Kto nie ma Chrystusa, nie ma życia.
Pomyśl, że twoje życie chrześcijańskie jedynie wtedy osiąga cel, kiedy to nie ty, lecz Chrystus do niego dochodzi, a ty jesteś w Nim. Już zbawiony, już uratowany, już należący do wieczności. Ale dziś ustępujesz Mu miejsca, żeby to „już” stało się w pełni. Słowo Boże mówi o zbawieniu i o tym pełnym zbawieniu, kiedy wróci Jezus. Jesteśmy zbawiani codziennie, by być zbawionymi na zawsze. I dlatego jest tak ważne, by w moim i twoim życiu był określony cel: wieczność ze świętym Bogiem. Nie uświęcam się po to, by tylko coś w tym kierunku robić, ale uświęcam się po to, by spotkać się z Bogiem i być z Nim. Muszę mieć cel – po co to robię. Ludzie mogą być orężem w ręku diabła, żeby mnie zniechęcać przed tym celem, żeby osiągnąć go. Mogą mnie ranić, uderzać i szydzić, a ja wiem, że ten cel jest najlepszy – kto go osiągnie wchodzi w wieczną radość. Dlatego jestem gotowy iść wbrew temu, co by działo się wokół mnie, bo wiem, że ten cel wyznaczył Bóg. Ludzie mają różne cele, które wyznaczyli sobie i do których zmierzają, lecz naprawdę jest tylko jeden, który spełnia się i niesie z sobą całkowite, absolutne zadowolenie wieczne – to jest cel, który Bóg wyznaczył w Chrystusie. Wszystkie ludzkie cele, choćby wydawałoby się, że dają szczęście, nie dają wieczności.
Dlatego Jezus mówił o budowaniu na skale, na Tym, który jest. My musimy zwracać uwagę na Jezusa, nie pozwolił diabłu odwrócić sobie oczu od Chrystusa na coś naszego. Nie jest to łatwe. Każdy z nas wie, w jakim ciele żyjemy i nie jest to łatwe. Paweł mówi: wzdychamy, wzdychamy w tym ciele, bo chcemy być znalezieni przyobleczeni, a nie zewleczeni. Jeśli pozwolimy sobie na to, żeby nasze ciało będzie robiło różne głupie rzeczy, a my będziemy zgadzać się z tym, znaczy, że straciliśmy cel. Nie widzimy celu, a zaczęliśmy widzieć przemijanie; odpłaty złem za zło, cierpieniem za cierpienie, złym słowem za złe słowo.
Niech Bóg pomoże nam, Ten, który jest najbardziej zainteresowany tym dając Swego Syna, abyśmy nie stracili rozumu. Widzę jak diabeł chce odbierać nam rozum, pewność Boga, wiarę. Wszystko, wszystko co Pańskie jest zaatakowane na tej ziemi i tak ciężko jest iść i wierzyć, że nadal Bóg jest z nami, że Bóg nadal jest zainteresowany tym, żebyśmy doszli do wieczności i mieli z Nim zawsze szczęście. Ale Bóg jest nadal zainteresowany, tylko czas jest taki trudny. Diabeł szaleje. To, co dzieje się obecnie w wielu miejscach, nie do pomyślenia kiedyś. To jest efekt uderzania diabelskiego w ludzi, zniechęcania do tego, co Pańskie, dlatego niech Bóg pomoże nam zachęcać się nawzajem w tym kierunku, by Słowo Boże było wyrocznią. A gdy gdzieś zawodzimy, gdy gdzieś chcemy uczynić dobrze, a nie powiedzie się nam, obyśmy znaleźli przyjaciół, którzy pomogą nam w tym momencie przejść przez to doświadczenie, którzy będą w stanie znieść przeciwność i nie odwrócić się od nas, nie zostawić nas w nieszczęściu. Przyjaciół poznaje się w doświadczeniach. Obyśmy byli sobie przyjaciółmi, którzy chcą nawzajem osiągnąć cel – wieczność z Bogiem. Ten cel został wyznaczony, droga jest nam znana, wiemy jak żył Jezus. On jest wyznacznikiem tego życia. Jeśli ktoś jest niepewny jak powinien żyć, niech czyta ewangelie i patrzy jak żył Jezus. Tak powinniśmy żyć, nie inaczej. Nie trzeba nic do tego dodać, ani nic ujmować.
Otwórzmy 1 list Piotra 4, 13.18.19 wiersz:
(13)Ale w tej mierze, jak jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, radujcie się, abyście i podczas objawienia chwały jego radowali się i weselili. (18)A jeśli sprawiedliwy z trudnością dostąpi zbawienia, to bezbożny i grzesznik gdzież się znajdą? (19) Przeto i ci, którzy cierpią według woli Bożej, niech dobrze czyniąc powierzą wiernemu Stwórcy dusze swoje.
Wiemy, że Pan cierpiał na krzyżu. Cierpiał ból fizyczny, ale również to, że ludzie, którzy byli przyczyną Jego śmierci, kpili z Niego, szydzili, pluli na Niego, mówili: zejdź, a uwierzymy. O tych cierpieniach mówi krzyż. Czy my jesteśmy gotowi znieść te cierpienia? Czy jesteśmy gotowi nie odpowiedzieć złem na zło? Czy my jesteśmy gotowi dać się ukrzyżować, wejść w te cierpienia i nie pozwolić na to, by moje „ja” wyprzedziło, czy usunęło Jezusa? Pan jest po naszej stronie, by nam powiodło się, ale życie chrześcijańskie ma wtedy sens, kiedy wiem dokąd idę, wiem z Kim spotkam się, wiem jaki On jest i wiem jakie dał środki, żeby do Niego dotarłszy mógł być z Nim na wieczność. Diabeł przegrał, bo krew Jezusa została przelana. Diabeł dobrze wiedział, że to jest Chrystus, kusił Go na pustyni. Nawet demony wiedziały, że to jest Chrystus. Diabeł zrobił wszystko, co tylko mógł, by przeszkodzić Chrystusowi umrzeć za mnie i za ciebie. I diabeł przegrał. Tak bardzo Jezus miłuje ciebie i mnie, żeby pomóc nam. Obyśmy wszyscy doświadczali tego, by ćwiczyć się w tym ,że jeśli nie uda gdzieś ci się nie uda, nie skorzystasz z tego krzyża umiejętnie, by zniszczył to zło, to oczyść się i nie rezygnuj, bo cel jest wyznaczony – święci będą tam z Bogiem.
2list Piotra 3,10 – 14:
A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną. (11) Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności, (12) jeżeli oczekujecie i pragniecie gorąco nastania dnia Bożego, z powodu którego niebiosa w ogniu stopnieją i rozpalone żywioły rozpłyną się? (13) Ale my oczekujemy, według obietnicy nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość. (14) Przeto, umiłowani, oczekując tego starajcie się, abyście znalezieni zostali przed nim bez skazy i bez nagany, w pokoju.
Starajcie się. Pamiętajmy, mamy cel, mamy świadomość, jak iść ku temu celowi i mamy potrzebne środki, by dojść do tego celu. Wszystko to w Chrystusie. Używajmy, korzystajmy z tego, z powodu Pana, aby dotrzeć do wieczności z Nim. Niech Pan będzie z tobą i ze mną w tym, by powiodło się nam. By już tu na ziemi nasze relacje zwiastowały, że wspólnie myślimy o jednej wieczności z Panem, który umarł za nas na krzyżu dla naszego zbawienia. Jemu chwała za wszystko. Amen.
tsenre11