mój piętaszek.doc

(654 KB) Pobierz
Mój Piętaszek

Mój Piętaszek

        My Man Friday

autorka: Enahma

tłumaczenie: Lelwani

korekta: Cordel_ia, Rademenes, Musca

 

Biorę mojego Piętaszka ze sobą.”

     (Daniel Defoe, Robinson Crusoe, cz. 1)

 

 

     * 9 maja 1997 roku, piątek*

 

W toalecie było zimno, tak bardzo zimno. Opłukawszy twarz wodą, Harry przycisnął rozgrzane czoło do chłodnej ściany. Nawet po zwymiotowaniu wszystkiego, co dzisiaj zjadł (a było tego sporo, Dumbledore wezwał go zaraz po lunchu), wciąż czuł się okropnie. Miał uczucie, jakby w jego brzuchu wszystko się burzyło i wirowało boleśnie, dobywały się z niego dziwne odgłosy. Krew płynąca w jego żyłach była jak lód.

Panika. Czysta, lodowata panika płynęła w jego żyłach zamiast ciepłej, życiodajnej krwi. Oddech uwiązł mu w gardle.

Został zdradzony. Znowu. A tym razem zdrada była gorsza niż kiedykolwiek wcześniej. Zaatakowali go w jedynym miejscu, gdzie czuł się bezpieczny: w Hogwarcie. Obdarli go z wszystkich dobrych uczuć, jakie żywił względem szkoły. Pozbawili go każdego wrażenia bezpieczeństwa czy ochrony. Ostatnich strzępów niewinności. Jego dzieciństwa.

Chcieli... chcieli zmusić go do poślubienia Snape'a. Severusa Snape'a, jego znienawidzonego i pogardzanego Mistrza Eliksirów, okrutnego, zimnego, brzydkiego i odrażającego gnojka, człowieka, który nienawidził go z niezachwianą żarliwością - a nawet gorzej, chcieli, by ten ślub odbył się jak najprędzej. Dzisiaj, mówiąc konkretnie. I, oczywiście, aby wszystko było "jak trzeba", chcą, żeby sypiał z tym draniem!

Oni - to nieprawda. Nie było żadnych "ich". Był tylko "on" : Albus Dumbledore. I może jeszcze inni członkowie Zakonu. Może nawet sam Snape.

- Ale, panie dyrektorze, ja nawet nie jestem gejem! - Harry pamiętał swoje zdenerwowanie, gdy usilnie próbował odwieść starszego czarodzieja od tego błyskotliwego pomysłu. - I my się nienawidzimy! - To był drugi, bardzo silny i bardzo prawdziwy argument (zdaniem Harry'ego nawet ważniejszy niż pierwszy), ale Dumbledore nie słuchał, patrzył tylko na niego z powagą.

- Wiem o tym, Harry. Ale nie ma innego sposobu, przykro mi.

Harry nie potrafił stłumić szlochu. Czuł się złapany w pułapkę. I BYŁ w pułapce. A tym razem nie było ucieczki. Oczywiście, poprzednie zastawiał na niego Voldemort. Jednak stary potwór nie był nawet w połowie tak efektywny jak dyrektor. Bo teraz Dumbledore czekał na niego za drzwiami, gotowy by zaciągnąć go z powrotem do swojego gabinetu, gdzie Snape będzie czekał w pełnej krasie: tłuste włosy, haczykowaty nos, żółte zęby, ziemista skóra - i nie zapominajmy o ostrym języku, czarnym sercu i mściwym umyśle. Musiał poślubić Snape'a, człowieka, który nienawidził go tak samo zawzięcie jak Voldemort, mimo że w obu przypadkach Harry w niczym nie zawinił.

Może to rzeczywiście prawda, że Bóg przenosił winy ojców na ich dzieci, i teraz Harry odpokutowywał za grzechy Jamesa Pottera.

Idealna zemsta. Smarkerus będzie tym, który poślubi Harry'ego Pottera, który będzie brał go w łóżku i...

Chłopiec drapał paznokciami o ścianę w udręce.

Kolejna fala łez napłynęła mu do oczu. Weźmie ślub już za godzinę - coś, o czym nawet nie śnił, wstając rano z łóżka - zostanie poślubiony mężczyźnie, Snape'owi ze wszystkich mężczyzn, i nic nie może na to poradzić. Harry nie był głupi. Nawet gdyby protestował ze wszystkich sił, Dumbledore się z nim nie zgodzi.

- Tak musi być, Harry. By zachować cię przy życiu...

- Już wolałbym nie żyć! - Własne słowa wciąż dźwięczały mu w uszach i wiedział, że powiedział prawdę. Wolał raczej umrzeć niż poślubić Snape'a. Albo jakiegoś innego mężczyznę. Nie był gejem. Lubił dziewczyny. Fantazjował o dziewczynach.

- Spróbuj to zaakceptować, Harry. Nie walcz z tym. To uczyni wszystko łatwiejszym...

- Wszystko? - Pamiętał swoje zmieszanie i narastające przerażenie.

- Wasze kontakty seksualne.

Tak, to był moment, gdy zrozumiał każdy aspekt tego narzuconego "związku". Związek! Śmieszne.

Sama myśl o byciu dotykanym przez innego mężczyznę była nie do zniesienia. Harry zwymiotował na środku dyrektorskiego gabinetu.  - NIE! - To było pierwsze słowo, jakie wypowiedział, gdy znów mógł oddychać. - NIE! Nie poślubię go i nie będę z nim sypiał, NIGDY!

- Nie rozumiesz niebezpieczeństwa, Harry...

- Żyłem z tym niebezpieczeństwem od urodzenia!

- Musisz wziąć ślub, Harry. Jeśli Voldemort by cię złapał, mógłby wypełnić klątwę, którą rzucił na ciebie w zeszłym tygodniu!

Zeszły tydzień... Weekend w Hogsmeade i atak Śmierciożerców... Gdy Snape ujawnił się jako szpieg, aby uratować życie Harry'ego i innych uczniów... Mimo tego, Voldemort zdołał rzucić zaklęcie na Harry'ego, który dużo później wracał do przytomności w skrzydle szpitalnym, częściowo związany z Voldemortem.

- Jeśli on wykorzysta tę więź, każda uncja twojej magicznej energii będzie pod jego kontrolą. I jeżeli wyssie ją z ciebie, a podejrzewam, że taki właśnie jest jego plan, umrzesz. Harry, to musi zostać zrobione. Musisz wziąć ślub zanim on cię dopadnie!

- Ale dlaczego Snape? –“Dlaczego, dlaczego, dlaczego?” łkał, a jego żołądek znowu zaczął się skręcać.

- Ponieważ posiada cząstkę Voldemorta w swoim ciele. To może znieść klątwę...

W tym stanie Harry czuł, że woli raczej być przyobiecany Voldemortowi, przynajmniej nie musiałby "znosić klątwy". Voldemort był dla niego okrutny, ale to Snape zawsze był sadystycznym draniem, czerpiącym radość z męczenia i poniżania Harry'ego, a od piątego roku sadyzm ten osiągnął niebywałe natężenie w zadawaniu bólu i upokarzaniu. W jakiś sposób działania Voldemorta były mniej wstrętne, nędzne i przebiegłe. To było coś konkretnego: byli wrogami i Voldemort chciał jego śmierci.

Natomiast Snape... Snape to już zupełnie inna historia.

- Skąd ma pan pewność, że Snape nie będzie próbował manipulować moją magiczną energią?

- Ufam Severusowi Snape'owi...

- Och, wiem o tym! - wykrzyknął Harry gorzko. - Ale ja mu nie ufam!

Przypomniał sobie lekcję Eliksirów w październiku, gdy został zmuszony do wypicia mikstury uwarzonej przez Malfoya, która sprawiła, że jego ubrania stały się niewidzialne (w zamierzeniu to on sam miał zniknąć). Stał potem kompletnie nagi przed całym szóstym rokiem Zaawansowanych Eliksirów. Doskonale pamiętał te pogardliwe uśmieszki, twarz Malfoya, wesołość Bullstrode i jawny chichot Snape'a. Nawet Hermiona nie mogła się powstrzymać od parsknięcia. A następnego dnia w “Proroku” pojawił się artykuł o jego ekshibicjonistycznych skłonnościach (autorstwa Rity Skeeter, z krótkim, "zatroskanym" komentarzem Knota, oczywiście: "Martwię się o tego chłopca. Z pewnością stres ma na niego większy wpływ, niż ktokolwiek z nas przypuszczał..."), a tygodnik “Czarownica” zamieścił raczej szczegółowy opis "wyposażenia" Chłopca-Który-Przeżył. Widząc satysfakcję na twarzy Snape'a, okrutną radość, gdy odbierał Slytherinowi jeden punkt za "drobny błąd" Malfoya - Harry wiedział, że to było zaplanowane... Snape trafił w cel, a przy tym upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu: Harry został upokorzony bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i zrezygnował z Zaawansowanych Eliksirów raz na zawsze.

Dumbledore nie był zachwycony zachowaniem Snape'a i próbował zmusić go, by przyjął chłopaka z powrotem, ale Harry odmówił. I to by było na tyle, jeśli chodzi o konsekwencje tego "wypadku". Snape'owi wszystko uszło na sucho, jak zawsze.

Odejście Harry'ego nie powstrzymało Mistrza Eliksirów od dalszego znęcania się nad nim. Och, nie. Upokarzające uwagi, odbieranie punktów, gnojenie go i, w końcu, niecałe dwa tygodnie temu, ostatnia kropla do czary goryczy, gdy sprowokował Harry'ego, aż ten go uderzył, zaraz po meczu quidditcha. Natychmiast odebrano chłopakowi prawo do gry w quidditcha i zawieszono go w obowiązkach ucznia. W rzeczywistości Dumbledore musiał użyć wszystkich swoich wpływów, by Harry'ego nie wyrzucono z Hogwartu. Większość Gryfonów wciąż się do niego nie odzywała, ponieważ stracił wtedy wszystkie punkty swego domu. A później jeszcze ten artykuł... (Chłopiec-Który-Przeżył - niezrównoważony umysłowo?)

Harry pamiętał drwiące słowa na boisku, zaraz po tym, jak Gryffindor wygrał ze Slytherinem. Czuł się wtedy taki szczęśliwy, po raz pierwszy od tamtej lekcji Eliksirów - i nadszedł Snape, a jego słowa były jak kwas dla zranionej duszy chłopaka: o "tym debilu ojcu chrzestnym" (Syriuszu, dlaczego mnie opuściłeś?) i, oczywiście, o jego "ojcu, aroganckim kutasie", oraz o samym Harrym, który, zdaniem Snape'a, był dokładnie taki, jak oni - arogancki i głupi. Chłopak nie mógł się powstrzymać. Śmierć Syriusza wciąż była dla niego zbyt wielkim ciężarem. Uderzył swojego nauczyciela.

A teraz musi poślubić tego gnojka. Poślubić!

- Nie, panie dyrektorze.

- To nie będzie trwało wiecznie! Dostaniesz rozwód, gdy tylko Voldemort zginie!

- NIE!

- Harry, by to małżeństwo było ważne wystarczy podpis Severusa na dokumentach, ponieważ zostanie to uznane po prostu za związek zaaranżowany. Ale ja chciałbym, abyś wyraził zgodę. Nie zachowuj się jak dziecko!

- Nie. Może mnie pan zmusić, a później Snape może mnie gwałcić, ale nie podpiszę na siebie wyroku śmierci.

- Dobrze więc. Zostaniesz mu oddany jak w aranżowanym małżeństwie. Warunki są następujące: małżeństwo to trwać będzie do chwili śmierci Voldemorta. Będziecie odbywać stosunki okresowo, najlepiej raz w tygodniu. W celu chronienia więzi nie może być mowy o żadnych pozamałżeńskich kontaktach seksualnych. Severus będzie twoim strażnikiem dopóki nie skończysz siedemnastu lat. Co oznacza, że już nie wrócisz do Dursleyów. Informacja o tym związku zostanie podana do wiadomości publicznej i aby uniknąć raczej niesmacznych artykułów, sam zawiadomię o tym prasę.

I to był drugi moment, kiedy jego żołądek się zbuntował, i Dumbledore zaprowadził go do toalety.

W końcu Harry wstał i potykając się, podszedł do umywalki. Umył sobie twarz trzęsącymi się rękoma, ochlapując energicznie rozgrzane policzki (jakim cudem jego policzki były tak ciepłe, skoro krew w jego żyłach zamieniła się w lód?). Starał się zapanować nad oddechem, nie zapowietrzyć się, nie panikować, ale niezupełnie mu się to udawało. Jego serce było jak przerażony ptak w klatce, trzepotało mu w piersi, chcąc się uwolnić i nigdy już nie wrócić. Pocił się, jego włosy były wilgotne i czuł krople, ściekające mu po plecach.

Czuł się chory. Bardzo chory. Właściwie to czuł, że ma gorączkę.

Podniósł głowę i spojrzał na swoje odbicie w lustrze.

Blada, przerażona twarz z ciemnymi kręgami wokół oczu. Źrenice miał tak rozszerzone, że prawie nie widać było zieleni w jego oczach. Widział to doskonale nawet bez okularów: nosił teraz szkła kontaktowe, było to prawie podświadome postanowienie, by odróżniać się od swojego ojca. Smugi potu były wyraźnie widoczne na jego skroniach, krople spływały powoli w dół jedna za drugą, po szczęce, i spadały na podłogę. Nigdy by nie pomyślał, że dzień jego ślubu będzie właśnie taki. Brudny, pełen nienawiści i strachu.

- NIE! - wykrzyczał z desperacją i uderzył pięścią w lustro, które rozpadło się na tysiące kawałków, kalecząc jego dłoń, na co nawet nie zwrócił uwagi. - NIE, nigdy!

W następnej chwili znowu zaczął zwracać do umywalki, ale że w żołądku nie miał już nic stałego, wymiotował śliną i kwasem. Paliło go w gardle i przełyku, nawet gdy po raz nie wiadomo już który przepłukał usta, wciąż czuł ten gorzki smak.

- Harry!

Tak, Dumbledore był zaniepokojony, skoro czekał już tak długo i słyszał krzyki, ale Harry nie był gotów. Jeszcze nie. Prawdopodobnie nigdy.

- Dlaczego ja? Dlaczego to zawsze muszę być ja? - wyszeptał do strzaskanego lustra, ale to nie dało mu odpowiedzi.

Chłopak pocierał przez chwilę skronie, po czym wytarł zakrwawione palce o fałdę swojej szaty i wyprostował się. Nie mógł siedzieć tu wiecznie. Przełykając ciężko i przywołując na twarz maskę spokoju, otworzył drzwi. Dumbledore spojrzał na niego z troską.

- Przykro mi, Harry.

- Nie - odparł zimno. - Wcale nie jest panu przykro.

Ale poszedł za nim posłusznie.

Korytarz był długi, ale nie wystarczająco długi, i wkrótce byli znów w gabinecie Dumbledore'a.

Snape już tam był, razem z Moodym, Lupinem i McGonagall. Patrzyli na wchodzących. Harry pomyślał, że musi stanowić niezły widok w swojej poplamionej (wymiocinami i krwią) szacie, z bladą twarzą i trzęsącymi się rękoma, zapewne jak każdy pan młody w dniu ślubu, czyż nie? Przynajmniej jego przyszły... (przyszły co? Mąż? Partner? Małżonek? Wspólnik? Żona?) nie wyglądał wcale lepiej. Snape zdawał się być zdenerwowany, żyła na jego tłustej skroni drgała tak gwałtownie, że Harry był pewien, iż mężczyzna wybuchnie w trakcie ceremonii. Miał na sobie swoją zwykłą czarną szatę i oceniając po odcieniu, Harry mógłby przysiąc, że też jest zatłuszczona. A on będzie musiał dotykać tego człowieka... Ledwo udało mu się powstrzymać nerwowy szloch.

Na szczęście Lupin podszedł do niego i go przytulił, i nawet jeśli Harry czuł się zdradzony również przez niego, pozwolił mu na to, ponieważ tego potrzebował. Potrzebował pełnego uczucia kontaktu z drugim człowiekiem, zanim rozpocznie się ta nowa część jego wypełnionego cierpieniem życia, zanim dokumenty, które zapewnią mu nieszczęśliwą przyszłość, zostaną podpisane i zapieczętowane. Po prostu potrzebował dłoni Remusa, jego dodającego otuchy szeptu, ciepła...

- Nie zapominaj, że ja zawsze tu będę, Harry...

- Ale ja nie jestem gejem, Remusie - jęknął; usłyszał sarkastyczne prychnięcie Snape'a. - I ja go nienawidzę...

- To nie jest kwestia bycia gejem, ani seksualności czy miłości. Tu chodzi o pośpiech i konieczność. Gdy tylko pokonasz Voldemorta, dostaniesz rozwód - wyszeptał Lupin, próbując go wesprzeć.

- Nie mogę tego zrobić, Remusie...

- Możesz. Jesteś silny.

- Nie, nie jestem... - odszepnął, czując, że kolana się pod nim uginają, ale nie płakał.

Ktoś cicho zakaszlał, a dyrektor chrząknął dyskretnie.

- Remus? Harry?

- Daj spokój, Albusie! Przecież wiesz, że Potter musi odstawić swoje małe show, zanim zrobi cokolwiek! - Głos Snape'a był drażniący i brzmiał jak zwykle, i Harry nienawidził go za to jeszcze bardziej.

- Severusie! - Dumbledore warknął gniewnie, ale Snape wszedł mu w słowo.

- Albusie, ja również nie mam najmniejszej ochoty poślubić tego imbecyla. Jestem zdegustowany tym pomysłem co najmniej tak samo, jak on, ale mimo to nie skamlę.

Harry uwolnił się z objęć Lupina i stanął twarzą do dyrektora.

- Nie zrobię tego.

Dumbledore westchnął ciężko i spojrzał na Remusa, którego policzki pokryły się czerwienią.

- Harry - zaczął ostrożnie - mamy już zgodę Dursleyów. Jesteś nieletni...

- Już niedługo - odpowiedział chłopak złowrogo. - Za trzy miesiące skończę siedemnaście lat i natychmiast wystąpię o rozwód...

- POTTER! - Głos Snape'a przerwał zawziętą odpowiedź Harry'ego. - Spróbuj dorosnąć! Tu nie chodzi o moje życzenia czy przyjemności! Jest wojna i musimy podejmować właściwe decyzje, by w niej zwyciężyć! Musimy pozostać małżeństwem, dopóki Czarny Pan żyje...

- Czarny Pan! - Harry zakrzyknął z frustracją, zwracając się do Dumbledore'a. - Nie dostrzega pan tego, dyrektorze? Oddaje mnie pan w ręce Śmierciożercy!

- Harry! - zganili go zgodnie wszyscy zgromadzeni, poza Snape'em, który po prostu stał z nienawiścią wypisaną na twarzy.

- Jesteś idiotą, Potter - wysyczał i odwrócił głowę.

- Idiotą? - Głos Harry'ego wznosił się, gdy ruszył w stronę Snape'a; w jego krokach czaiła się groźba. Mistrz Eliksirów już nie górował nad nim - byli prawie tego samego wzrostu.

- Idiotą? - powtórzył, teraz już prawie sycząc. - To ty znienawidziłeś mnie od pierwszej chwili, gdy mnie ujrzałeś! To ty próbowałeś wyrzucić mnie każdego roku! To ty zawsze obrzucałeś obelgami mojego nieżyjącego ojca, przy mnie, który nigdy go nie znałem! To ty, zamiast uczyć mnie Oklumencji, gwałciłeś mój umysł przy każdej okazji, aż w końcu wykopałeś mnie z lekcji! To ty posłałeś Syriusza, jedyną prawdziwą rodzinę, jaką miałem, na pewną śmierć swoimi ciągłymi szyderstwami! To ty zmusiłeś mnie do wypicia tego eliksiru w klasie, by poniżyć mnie przed kolegami i całym światem czarodziejów! A raz, jeden jedyny raz, gdy śmiałeś powiedzieć, że mój ojciec był kutasem - nie zaprzeczaj, tego właśnie słowa użyłeś - a ja cię uderzyłem, to wszyscy obwiniali MNIE! Nienawidzę cię! - Harry potoczył pałającym wzrokiem po reszcie towarzystwa - przestępowali nerwowo z nogi na nogę, ewidentnie nie czując się zbyt komfortowo w tej sytuacji.

- Jeśli już skończyłeś... - zaczął Moody, ale Harry mu przerwał.

- Nie poślubię go, a przynajmniej nie z własnej woli!

- Potter, musisz...

- Alastorze - Dumbledore podniósł autorytatywnie głos i wszyscy spojrzeli na niego. - Severusie, czy ta ostatnia część wypowiedzi Harry'ego to prawda?

- Nie, ja... - zaczął Snape, ale Harry wykrzyknął z wściekłością.

- Oczywiście, że nie, nie powiedziałeś, że mój ojciec był kutasem, tylko że ja jestem kutasem, tak jak mój ojciec! - prychnął wściekle i spojrzał na Dumbledore'a. - I mogę wypić Veritaserum, jeśli jest to konieczne...

- Nie jest, Potter. Przytoczyłeś moje słowa poprawnie - powiedział Snape zimno.

Cienkie usta McGonagall zacisnęły się w wąską kreskę, Moody zmarszczył brwi, a Lupin zbladł z wściekłości, ruszając w stronę Snape'a z groźną miną, lecz spojrzenie dyrektora zatrzymało go w miejscu.

- W takim razie, Severusie, jesteś winien Harry'emu przeprosiny. Sugeruję również, abyś w przyszłości powstrzymał się od tego typu słów i zachowań - chłód w głosie Dumbledore'a dorównywał temu w głosie Snape'a, patrzył nieustępliwie. Moody i McGonagall przytaknęli zgodnie.

Snape przestąpił niespokojnie z nogi na nogę i powiedział pospiesznie.

- Przepraszam za moje słowa, Potter. Nie znajduję dla nich usprawiedliwienia.

- A co z resztą? Z poniżaniem? A lekcje Oklumencji? - Harry krzyczał wściekle.

- Zaglądałeś do mojej Myślodsiewni! - Snape prawie wypluł te słowa i okręcił się w stronę Harry'ego.

- Ty wdzierałeś się do mojego umysłu za każdym razem, nie dając mi najmniejszej wskazówki, jak się obronić!

- Potter, zaglądanie do czyjejś Myślodsiewni jest poważnym wykroczeniem - burknął Moody, ale Harry już miał gotową odpowiedź.

- Tak jak używanie Legilimencji na osobie, która nie wyraziła na to zgody! - Harry rzadko czuł się aż tak sfrustrowany w swoim życiu, mimo że ostatnie lata pełne były bólu i rozczarowań.

- Harry, nie mamy na to czasu - Dumbledore w końcu zamknął temat. - Teraz musisz wziąć ślub. Mam przy tym nadzieję, że wy dwaj znajdziecie jakąś drogę porozumienia. Czy wyrażam się jasno?

- Widmo Voldemorta jest zawsze wystarczającym powodem dla pana, żeby wydać mnie na pastwę Snape'a. Nie wezmę ślubu! - Harry skrzyżował ramiona na piersi. - To moje ostatnie słowo.

Moody tracił już nad sobą panowanie.

- Potter! Nie rozumiesz powagi sytuacji! Voldemort może cię zabić...

- Nie jestem idiotą. Rozumiem was i wasze motywy, ale wy nawet nie próbujecie zrozumieć mnie! Nie chcę związać się z człowiekiem, który mnie nienawidzi!

- Tak musi być, Potter - warknął Moody. - To nie jest prawdziwe małżeństwo.

- Ja muszę... uprawiać z nim seks! Co to więc jest, jeśli nie prawdziwe małżeństwo?

- To zaaranżowane małżeństwo, Potter. Seks jest konieczny, ale nie musisz robić z tego wielkiej sprawy. Wielu ludzi uprawia seks z osobami, których nie lubią. Ty będziesz robił to samo. Poza tym, możecie się nauczyć miłości. To nie jest szczególnie rzadkie w przypadku aranżowanych małżeństw.

- TY... - Harry otworzył usta, rozwścieczony.

- Silencio! - Moody w końcu wziął się na sposób i uciszył chłopaka zaklęciem. - Albusie, proszę, zacznijmy wreszcie. Nie mam całego dnia...

- Dzięki - wymamrotał Snape, a Harry aż zawrzał z gniewu, lecz żaden dźwięk nie wydostał się z jego ust.

Następne wydarzenia zdały się być zasnute mgłą. Harry słyszał jakby z oddali, jak Snape składa przysięgę.

- Ja, Severus Snape, biorę ciebie, Harry'ego Pottera, za prawowitego małżonka. Biorę ciebie z wszystkimi twoimi wadami i zaletami, tak jak daję siebie wraz z moimi wadami i zaletami. Będę służył ci pomocą, gdy znajdziesz się w potrzebie, i zwracał się do ciebie, gdy sam będę potrzebował pomocy. W obecności tych oto świadków uroczyście przyrzekam, że będę się tobą opiekował, dopóki kontrakt ten nie wygaśnie.

Harry się skrzywił. Tyle kłamstw w prostej, krótkiej przysiędze! "Będę służył ci pomocą, gdy znajdziesz się w potrzebie" - to było takie w stylu Snape’a, prawda? Pomocna dłoń...

- W imieniu drugiej strony, proszę, Remusie. - Dumbledore na moment spojrzał na Harry'ego z rozczarowaniem.

- Ja, Remus Lupin, w zastępstwie Vernona Dursleya, prawnego opiekuna Harry'ego Pottera, powierzam ciebie, Harry'ego Pottera, jako prawowitego małżonka Severusowi Snape'owi. Severusie, przyjmij go wraz ze wszystkimi jego wadami i zaletami, i opiekuj się nim dopóty, dopóki kontrakt ten będzie ważny.

Harry zacisnął usta i powstrzymał łzy bezsilności, które cisnęły mu się do oczu.

- Od tej chwili nie będziecie odczuwać deszczu, gdyż jeden dla drugiego będzie osłoną. Nie będziecie czuli zimna, bo jeden drugiego będzie ogrzewał swym ciepłem. Nie będziecie samotni, ponieważ jeden dla drugiego będzie towarzyszem. Jesteście dwiema osobami, ale przed wami tylko jedno życie. Niech piękno otacza was obu w tej podróży i prowadzi przez lata, niech szczęście wam towarzyszy i niech wasze wspólne życie będzie długie i dobre, w imię tej ziemi - Dumbledore pobłogosławił ich i płynnym ruchem różdżki scementował związek. - Jesteście teraz związani, Severusie, i znasz warunki.

- Oczywiście, dyrektorze - odparł Snape kwaśno. - A czy Potter je zna?

- Poinformowałem go już wcześniej.

Ale Harry nie mógł skupić się na ich rozmowie. Gdyby nie uciszono go zaklęciem, parsknąłby teraz. "Nie będziecie czuli zimna, bo jeden drugiego będzie ogrzewał swym ciepłem". Ciepło, doprawdy! Osłona! Piękno! Szczęście! Harry opadł ciężko na krzesło, nie zawracając sobie głowy spojrzeniami pozostałych. Był wykończony, czuł się zdradzony i wykorzystany, ale nie chciało mu się płakać, miał raczej ochotę wybuchnąć obłąkańczym śmiechem na cały ten bałagan, którym było (od zawsze) jego życie. Ale to z pewnością było najgorsze: nim zdążył powiedzieć choć słowo - został wmanewrowany w ten ślub, i od dziś nic już nie będzie takie samo.

Wyobrażał sobie mroczną satysfakcję Snape'a - cóż za znakomita okazja by w końcu zemścić się za jego ojca i Syriusza! Nie wspominając o tym, że zrobił to z pomocą Remusa! To pewnie najlepszy dzień w życiu tego gnojka. Nawet jeżeli w dalszej przyszłości miały się ukazać i negatywne strony - zemsta to jedno, zostawała jeszcze perspektywa trwającego nie wiadomo jak długo małżeństwa.

Harry nie był głupi. Widział, że Snape nie wyglądał na zadowolonego ani szczęśliwego. Raczej wręcz przeciwnie. Och, on również się pocił. Harry skrzywił się z obrzydzeniem. Już niedługo znajdą się w sypialni Snape'a i będą... Jego żołądek znowu skręcił się nieprzyjemnie. Snape i on będą... będą co? Czuł prawdziwe obrzydzenie na myśl, że będzie dotykał tego pocącego się, tłustego drania (ciekawe, czy wciąż nosi te szarawe gatki? - Harry zamyślił się na moment). Snape pewnie śmierdzi wyziewami eliksirów i potem, jego oddech cuchnie, a jeśli te tłuste włosy dotkną jego skóry, to on... Harry przełknął ślinę, usiłując się nie dławić.

Wcześniej niż by chłopak sobie życzył, ceremonia dobiegła końca, a dokumenty zostały podpisane i zapieczętowane. Otrzymał jeszcze kilka pospiesznych uścisków, po czym ciężka dłoń Snape'a opadła na jego ramię i został prawie zaciągnięty do lochów. Przerażenie rosło w nim z każdym krokiem.

Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za nimi, Snape machnął różdżką w stronę Harry'ego, mrucząc "Finite Incantatem" i znosząc tym zaklęcie uciszające Moody'ego.

Harry czuł, że jego wcześniejsza wściekłość minęła - nie mógł już parskać. Nie potrafił nawet myśleć, więc nie otwierał ust, mimo że widział jak Snape czeka na jego tyradę. Ale tylko siedział w ciszy. Powiedział już swoją część w gabinecie.

Po kilku sekundach mężczyzna wzruszył ramionami i podszedł do półki w rogu pomieszczenia. Zza książek wyciągnął butelkę Ognistej Whisky. Nalał bursztynowego płynu do dwóch szklanek i skinąwszy zapraszająco, postawił jedną na stole, a zawartość drugiej wychylił jednym łykiem.

Harry nigdy jeszcze nie pił alkoholu i zdecydował, że to nie jest odpowiednia okazja, by zacząć. Mógłby stać się alkoholikiem, biorąc pod uwagę pod jaką presją właśnie się znajdował, ponieważ na całej kuli ziemskiej nie było wystarczającej ilości alkoholu, która mogłaby sprawić, że wizja spania ze Snape'em stałaby się choć odrobinę bardziej atrakcyjna. Więc tylko siedział, zdrętwiały i pełen obrzydzenia, gdy Snape spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.

- To może pomóc - wymamrotał i skinął na szklankę.

Harry wzruszył ramionami. Snape odstawił swoje naczynie na stół. W powietrzu wręcz czuło się napięcie, które z niego emanowało.

- Musimy wziąć prysznic przed... przed tym - powiedział w końcu mężczyzna. - Idź pierwszy.

Harry zdziwił się i poczuł dziwną ulgę na myśl o prysznicu. To znaczyło, że Snape nie będzie narzucał się ze swoją brudną, spoconą osobą Harry'emu, ale spróbuje choć trochę doprowadzić się do porządku. Podążył za mężczyzną, który zaprowadził go swojej sypialni i pokazał drzwi do łazienki. Krótko skinąwszy głową, chłopak wśliznął się do środka, usuwając się sprzed oczu Snape'a. Gdy tylko drzwi się zamknęły, oparł się o nie, oddychając ciężko. Poczuł ponowny przypływ paniki.

To mogłoby być nawet zabawne, gdyby to nie było jego życie.

Stał w czyjejś łazience, przygotowując się do swojej nocy poślubnej. Zacisnął pięści w poczuciu całkowitej bezsilności. Stracił ostatnie zludzenie, że ma jakąkolwiek kontrolę nad własnym życiem, i to tuż przed ukończeniem siedemnastu lat. Jego urodziny wypadały za niecałe trzy miesiące. A teraz nie miał rodziny, ojca chrzestnego ani jakiegokolwiek prawdziwego wsparcia, i był poślubiony Snape'owi. Zastanawiał się, czy jego przyjaciele wiedzą o tym całym zamieszaniu.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin