A. i B. Strugaccy - O wedrowcach i podroznikach.pdf
(
92 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - O wedrowcach i podroznikach
Arkadij i Borys Strugaccy
O
W
Ħ
DROWCACH I PODRÓ
ņ
NIKACH
Na tej gł
ħ
boko
Ļ
ci woda nie była nazbyt zimna, ale mimo to zmarzłem. Siedziałem na dnie
pod skalnym nawisem i od godziny ostro
Ň
nie rozgl
Ģ
dałem si
ħ
na wszystkie strony, wpatruj
Ģ
c
si
ħ
w zielonkawy, m
ħ
tny mrok. Trzeba było siedzie
ę
nieruchomo, gdy
Ň
siedmiornice s
Ģ
niezwykle czujne, mo
Ň
na je spłoszy
ę
ka
Ň
dym gwałtowniejszym ruchem lub najsłabszym
d
Ņ
wi
ħ
kiem, a wtedy uciekn
Ģ
i wróc
Ģ
dopiero w nocy. A w nocy lepiej z nimi nie zaczyna
ę
.
Pod moimi nogami wił si
ħ
w
ħ
gorz, a przed samym nosem chyba z dziesi
ħę
razy
przepływał godnie tam i z powrotem pr
ħ
gowany oko
ı
. I za ka
Ň
dym razem zatrzymywał si
ħ
i
wybałuszał na mnie swoje bezmy
Ļ
lne okr
Ģ
głe
Ļ
lepia. Wystarczyło,
Ň
eby odpłyn
Ģ
ł, i pojawiało
si
ħ
stadko srebrzystego rybiego drobiazgu, który urz
Ģ
dzał sobie pastwisko tu
Ň
nad moj
Ģ
głow
Ģ
. Kolana i ramiona miałem zupełnie zdr
ħ
twiałe z zimna i obawiałem si
ħ
,
Ň
e Maszka, nie
mog
Ģ
c si
ħ
ju
Ň
doczeka
ę
, skoczy do wody, aby mnie szuka
ę
i ratowa
ę
. Tak plastycznie
wyobraziłem sobie, jak ona tam siedzi samotnie nad samym brzegiem i czeka, i boi si
ħ
o
mnie, i chce nurkowa
ę
,
Ň
e postanowiłem wypłyn
Ģę
. Ale wła
Ļ
nie w tym momencie z zaro
Ļ
li,
oddalonych ode mnie o jakie
Ļ
dwadzie
Ļ
cia kroków, wypłyn
ħ
ła siedmiornica.
Był to spory okaz. Szary, okr
Ģ
gły tułów ukazał si
ħ
nagle i bezd
Ņ
wi
ħ
cznie jak widmo.
Białawy worek mi
ħ
kko i jako
Ļ
leniwie pulsował, wci
Ģ
gaj
Ģ
c i wyrzucaj
Ģ
c wod
ħ
, i z lekka
kołysał si
ħ
z boku na bok. Ko
ı
ce podkurczonych macek, podobne do strz
ħ
pów du
Ň
ej szmaty,
ci
Ģ
gn
ħ
ły si
ħ
za ni
Ģ
i matowo błyszczała w ciemno
Ļ
ci szczelina na pół otwartego oka.
Siedmiornica płyn
ħ
ła powoli, jak zwykle w czasie dnia, w dziwnym odr
ħ
twieniu, nie
wiadomo dok
Ģ
d i nie wiadomo po co. Prawdopodobnie kierowały ni
Ģ
najbardziej prymitywne
i niejasne impulsy, te same, które kieruj
Ģ
ruchami ameby.
Powoli uniosłem luf
ħ
strzelby celuj
Ģ
c w rozd
ħ
ty na grzbiecie worek. Srebrzysty rybi
drobiazg nagle rzucił si
ħ
do ucieczki i znikł, i wydało mi si
ħ
,
Ň
e powieka nad wielkim
szklistym okiem drgn
ħ
ła. Nacisn
Ģ
łem spust i natychmiast odbiłem si
ħ
od dna, aby unikn
Ģę
Ň
r
Ģ
cej sepii. Kiedy po chwili spojrzałem w tamt
Ģ
stron
ħ
, siedmiornicy ju
Ň
nie było i tylko
g
ħ
sty, niebieskawoczarny obłok rozpo
Ļ
cierał si
ħ
w wodzie zasłaniaj
Ģ
c dno. Wypłyn
Ģ
łem na
powierzchni
ħ
i skierowałem si
ħ
do brzegu.
Dzie
ı
był upalny i pogodny, nad wod
Ģ
unosiła si
ħ
bł
ħ
kitna mgiełka, niebo było czyste i
białe, i tylko nad lasem pi
ħ
trzyły si
ħ
, jak wie
Ň
yce zamku, nieruchome niebieskawe chmury.
Na trawie przed naszym namiotem siedział nieznajomy człowiek w kolorowych
k
Ģ
pielówkach i z opask
Ģ
na czole. Był opalony i nie tyle muskularny, co jako
Ļ
nieprawdopodobnie
Ň
ylasty, jakby opleciony linami pod skór
Ģ
. Wida
ę
było od razu,
Ň
e jest
ogromnie silny. Naprzeciwko niego stała moja Maszka w granatowym kostiumie k
Ģ
pielowym
— czarna, długonoga, z szop
Ģ
wypłowiałych od sło
ı
ca włosów nad szczupłymi ramionami.
Zamiast oczekiwa
ę
z niepokojem swojego papy, z o
Ň
ywieniem opowiadała co
Ļ
temu
Ň
ylastemu facetowi, wymachuj
Ģ
c przy tym r
ħ
kami. Poczułem si
ħ
nieco ura
Ň
ony,
Ň
e nawet nie
zauwa
Ň
yła mojego powrotu. Ale facet zauwa
Ň
ył. Szybko zwrócił głow
ħ
w moj
Ģ
stron
ħ
i
u
Ļ
miechaj
Ģ
c si
ħ
pomachał r
ħ
k
Ģ
. Maszka odwróciła si
ħ
i z rado
Ļ
ci
Ģ
zawołała:
— A, jeste
Ļ
!
Wyszedłem z wody, zdj
Ģ
łem mask
ħ
i wytarłem twarz. Facet przygl
Ģ
dał mi si
ħ
z
u
Ļ
miechem.
— Ile naznaczyłe
Ļ
? — spytała Maszka rzeczowo.
— Jedn
Ģ
— powiedziałem z trudem, bo kurcz
Ļ
ciskał mi szcz
ħ
ki.
— Ech, ty! — powiedziała Maszka.
Z jej pomoc
Ģ
zdj
Ģ
łem aparat tlenowy i wyci
Ģ
gn
Ģ
łem si
ħ
na trawie.
— Wczoraj naznaczył dwie — wyja
Ļ
niła Maszka. — Przedwczoraj cztery. Jak tak dalej
pójdzie, lepiej od razu przenie
Ļę
si
ħ
nad inne jezioro. — Chwyciła r
ħ
cznik i zacz
ħ
ła rozciera
ę
mi plecy. — Wygl
Ģ
dasz teraz jak mro
Ň
ona g
ħĻ
— o
Ļ
wiadczyła. — A to jest Leonid
Andriejewicz Gorbowski. Astroarcheolog. A to mój tato. Nazywa si
ħ
Stanisław Iwanowicz.
ņ
ylasty Leonid Andriejewicz skłonił głow
ħ
z u
Ļ
miechem.
— Zmarzł pan? — spytał. — A tutaj tak przyjemnie: sło
ı
ce, trawka…
— Zaraz dojdzie do siebie — powiedziała Maszka, nacieraj
Ģ
c mnie z całej siły. — W
ogóle to on jest wesoły, tylko zmarzł diabelnie…
Wida
ę
było,
Ň
e naopowiadała o mnie niestworzonych rzeczy i teraz ze wszystkich sił stara
si
ħ
ratowa
ę
moj
Ģ
reputacj
ħ
. Niech sobie ratuje. Ja nie miałem na to czasu — zaj
ħ
ty byłem
szcz
ħ
kaniem z
ħ
bami.
— Niepokoili
Ļ
my si
ħ
o pana — powiedział Gorbowski. — Chcieli
Ļ
my nawet pana szuka
ę
,
ale ja nie umiem nurkowa
ę
. Panu na pewno trudno sobie nawet wyobrazi
ę
człowieka, który
nigdy nie musiał nurkowa
ę
przy pracy… — Gorbowski odchylił si
ħ
do tyłu, przekr
ħ
cił na bok
i podparł łokciem. — Jutro odlatuj
ħ
— zwierzył si
ħ
nam. — Po prostu nie wiem, kiedy znów
b
ħ
d
Ģ
miał okazj
ħ
pole
Ň
e
ę
na trawie nad jeziorem i ponurkowa
ę
z aparatem tlenowym.
— Niech pan korzysta — zaproponowałem.
Uwa
Ň
nie popatrzył na aparat i dotkn
Ģ
ł go.
— Z ch
ħ
ci
Ģ
— powiedział i poło
Ň
ył si
ħ
na wznak. Zało
Ň
ył r
ħ
ce pod głow
ħ
i popatrzył na
mnie, mrugaj
Ģ
c z wolna rzadkimi rz
ħ
sami. Było w nim co
Ļ
nieodparcie sympatycznego.
Trudno nawet okre
Ļ
li
ę
co. Mo
Ň
e oczy — ufne i troch
ħ
smutne. A mo
Ň
e to,
Ň
e ucho jako
Ļ
tak
Ļ
miesznie odstawało mu spod przepaski. Napatrzywszy si
ħ
na mnie, przeniósł wzrok na
bł
ħ
kitn
Ģ
wa
Ň
k
ħ
, kołysz
Ģ
c
Ģ
si
ħ
na
Ņ
d
Ņ
ble trawy. Wysuwaj
Ģ
c wargi zacz
Ģ
ł do niej czule szepta
ę
:
— Wa
Ň
ko… wa
Ň
eczko… bł
ħ
kitna rusałko jeziorna…
Ļ
licznotko! Siedzi sobie grzeczniutko i
patrzy, kogo by tu ze
Ň
re
ę
… — Wyci
Ģ
gn
Ģ
ł r
ħ
k
ħ
, ale wa
Ň
ka zerwała si
ħ
i zakre
Ļ
laj
Ģ
c parabol
ħ
pomkn
ħ
ła w stron
ħ
trzcin. Odprowadził j
Ģ
wzrokiem i poło
Ň
ył si
ħ
z powrotem. — Jakie to
wszystko skomplikowane, przyjaciele — powiedział, i Maszka natychmiast usiadła,
wpatruj
Ģ
c si
ħ
w niego okr
Ģ
głymi oczami… — Ona jest doskonała, pi
ħ
kna i ze wszystkiego
zadowolona. Zje
Ļę
much
ħ
, rozmno
Ň
y
ę
si
ħ
, a pó
Ņ
niej umrze
ę
. Prosto, elegancko i racjonalnie.
ņ
adnych rozterek duchowych, cierpie
ı
miłosnych, samoanalizy, szukania sensu istnienia…
— Maszyna — wtr
Ģ
ciła si
ħ
nagle Masza. — Bezmy
Ļ
lny robot!
Macie moj
Ģ
Maszk
ħ
! Omal si
ħ
nie roze
Ļ
miałem, ale opanowałem si
ħ
i chyba tylko
sapn
Ģ
łem, bo spojrzała na mnie karc
Ģ
co.
— Bezmy
Ļ
lny — zgodził si
ħ
Gorbowski. — Wła
Ļ
nie. A teraz wyobra
Ņ
cie sobie,
przyjaciele, wa
Ň
k
ħ
jadowicie
Ň
ółtozielon
Ģ
w czerwone pasy, rozpi
ħ
to
Ļę
skrzydeł siedem
metrów, na szcz
ħ
kach czarny, obrzydliwy
Ļ
luz… Wyobrazili
Ļ
cie sobie? — Podniósł brwi i
popatrzył na nas. — Widz
ħ
,
Ň
e nie. Bo ja uciekałem przed nimi na złamanie karku, chocia
Ň
miałem przy sobie bro
ı
… I oto pytanie, co maj
Ģ
ze sob
Ģ
te dwa bezmy
Ļ
lne roboty?
— Ta zielona — spytałem — to z jakiej
Ļ
innej planety?
— Oczywi
Ļ
cie.
— Z Pandory?
— Wła
Ļ
nie z Pandory — powiedział.
— I co maj
Ģ
wspólnego?
— Tak. Co?
— To jasne — powiedziałem. — Jednakowy stopie
ı
wykorzystania informacji. Reakcja na
poziomie instynktu.
Gorbowski westchn
Ģ
ł.
— Słowa — powiedział. — Naprawd
ħ
niech pan si
ħ
nie gniewa, ale to tylko słowa. To mi
nie pomo
Ň
e. Mam szuka
ę
Ļ
ladów rozumu w kosmosie, a nie wiem, co to jest rozum. A tu
mówi
Ģ
mi o ró
Ň
nych stopniach wykorzystania informacji. Dobrze wiem,
Ň
e ten stopie
ı
jest
ró
Ň
ny u mnie i u wa
Ň
ki, ale przecie
Ň
to tylko intuicja. Niech pan mi powie na przykład: oto
znajduj
ħ
kopiec termitów — czy to jest
Ļ
lad rozumu, czy nie? Na Leonidzie znaleziono
budowle bez drzwi i okien — czy to s
Ģ
Ļ
lady rozumu? Czego mam szuka
ę
? Ruin? Napisów?
Zardzewiałych gwo
Ņ
dzi?
ĺ
rubek? Sk
Ģ
d mog
ħ
wiedzie
ę
, jakie oni pozostawiaj
Ģ
Ļ
lady? A mo
Ň
e
dla nich celem
Ň
ycia jest niszczenie atmosfery wsz
ħ
dzie, gdzie j
Ģ
spotykaj
Ģ
? Albo budowania
pier
Ļ
cieni wokół planet. Albo hybrydyzacja
Ň
ycia. Albo tworzenie
Ň
ycia. A mo
Ň
e ta wa
Ň
ka
naprawd
ħ
jest aparatem cybernetycznym, od niepami
ħ
tnych czasów nastawionym na
samoodtwarzanie si
ħ
?
ņ
e ju
Ň
nie wspomn
ħ
o samych istotach rozumnych. Przecie
Ň
mo
Ň
na
dwadzie
Ļ
cia razy przej
Ļę
obok
Ļ
liskiego cielska chrz
Ģ
kaj
Ģ
cego w kału
Ň
y i tylko nos zatyka
ę
.
A cielsko wpatruje si
ħ
w ciebie pi
ħ
knymi
Ň
ółtymi oczkami i my
Ļ
li: „Ciekawe. Niew
Ģ
tpliwie
nowy gatunek. Trzeba by wróci
ę
tu z ekspedycj
Ģ
i schwyta
ę
cho
ę
jeden okaz…”
Przykrył oczy dłoni
Ģ
i zamruczał piosenk
ħ
. Maszka pochłaniała go wzrokiem i czekała. Ja
równie
Ň
czekałem i my
Ļ
lałem ze współczuciem: ci
ħŇ
ko jest pracowa
ę
, kiedy nie ma si
ħ
jasno
okre
Ļ
lonego celu. Trudno pracowa
ę
. Snujesz si
ħ
po omacku, nie masz zadowolenia z pracy.
Słyszałem o tych astroarcheologach. Nie mo
Ň
na ich traktowa
ę
powa
Ň
nie. Zreszt
Ģ
nikt ich
nigdy powa
Ň
nie nie traktował.
— A jednak rozum w Kosmosie jest — powiedział niespodziewanie Gorbowski. — Nie
ulega w
Ģ
tpliwo
Ļ
ci. Teraz ju
Ň
wiem to na pewno. Tylko
Ň
e nie taki, jak sobie wyobra
Ň
ali
Ļ
my.
Nie taki, jak si
ħ
spodziewali
Ļ
my. I szukamy go nie tam, gdzie trzeba. Albo nie tak, jak trzeba.
I po prostu sami nie wiemy, czego szukamy…
„Wła
Ļ
nie — pomy
Ļ
lałem. — Nie ten, nie tam, nie tak… Przecie
Ň
to niepowa
Ň
ne. Czysta
dziecinada, szuka
ę
Ļ
ladów my
Ļ
li, unosz
Ģ
cych si
ħ
w powietrzu.”
— We
Ņ
my na przykład Głos Pustki — kontynuował Gorbowski. — Słyszeli
Ļ
cie o nim? Na
pewno nie. Pół wieku temu pisano o tym, a teraz ju
Ň
si
ħ
nawet nie pisze. Dlatego
Ň
e,
uwa
Ň
acie, nie ma w nim
Ň
adnych zmian, a skoro nie ma zmian, to mo
Ň
e i samego Głosu nie
ma? Przecie
Ň
nie brak u nas tych ptaszków, co to sami w nauce nie bardzo si
ħ
orientuj
Ģ
na
skutek lenistwa czy te
Ň
bł
ħ
dów edukacji, ale ze słyszenia wiedz
Ģ
,
Ň
e człowiek jest
wszechmog
Ģ
cy. Wszechmog
Ģ
cy, a Głosu Pustki nie mo
Ň
e zrozumie
ę
. Ajaj, co za wstyd, lepiej
tego nie rusza
ę
… Taki taniutki antropocentryzm…
— A co to jest, ten Głos Pustki? — zapytała cicho Masza.
— Jest takie ciekawe zjawisko. Je
Ļ
li na niektórych kierunkach w Kosmosie nastawi
ę
radioodbiornik pokładowy na samostrojenie, to wcze
Ļ
niej czy pó
Ņ
niej nastroi si
ħ
on na
dziwn
Ģ
audycj
ħ
. Odzywa si
ħ
głos spokojny i oboj
ħ
tny, powtarzaj
Ģ
cy wci
ĢŇ
to samo zdanie w
jakim
Ļ
nieziemskim j
ħ
zyku. Chwytaj
Ģ
ten głos od wielu lat i od wielu lat powtarza to samo.
Słyszałem go, i wielu innych go słyszało, ale mało kto o tym opowiada. To niezbyt przyjemne
wspomnienie. Przecie
Ň
do Ziemi jest ogromnie daleko. W eterze cisza — nawet zakłóce
ı
nie
ma, tylko słabiutkie trzaski. I nagle rozlega si
ħ
ten głos. A ty jeste
Ļ
sam na wachcie. Wszyscy
Ļ
pi
Ģ
, cisza, strach ci
ħ
oblatuje — i nagle ten głos. Tak, słowo honoru,
Ň
e to nieprzyjemne.
Wielu głowiło si
ħ
nad rozszyfrowaniem tej tajemnicy, wielu głowi si
ħ
do dzisiaj, ale s
Ģ
dz
ħ
,
Ň
e
to tylko strata czasu. S
Ģ
i inne zagadki. Piloci kosmiczni wiele mogliby opowiedzie
ę
, ale nie
lubi
Ģ
tego robi
ę
… — Umilkł na chwil
ħ
i dodał z jakim
Ļ
smutnym uporem: — Trzeba to
zrozumie
ę
. To nie s
Ģ
proste sprawy. Nie wiemy przecie
Ň
nawet, czego si
ħ
spodziewa
ę
. Oni
mog
Ģ
si
ħ
z nami spotka
ę
w ka
Ň
dej chwili. Twarz
Ģ
w twarz. I — zrozumcie to — mog
Ģ
si
ħ
okaza
ę
istotami stoj
Ģ
cymi niesko
ı
czenie wy
Ň
ej od nas. Dyskutuje si
ħ
o starciach i
konfliktach, o jakim
Ļ
tam odmiennym pojmowaniu humanitaryzmu i dobra, a ja nie tego si
ħ
boj
ħ
. Boj
ħ
si
ħ
niebywałego poni
Ň
enia ludzko
Ļ
ci, gigantycznego szoku psychicznego. Jeste
Ļ
my
przecie
Ň
tacy dumni z siebie. Zbudowali
Ļ
my taki wspaniały
Ļ
wiat, wiemy tak du
Ň
o,
wdarli
Ļ
my si
ħ
do wielkiego Kosmosu, dokonujemy tam odkry
ę
, przeprowadzamy badania,
poszukiwania. A dla nich ten kosmos jest rodzinnym domem.
ņ
yj
Ģ
w nim od milionów lat,
tak jak my na Ziemi, i dziwi
Ģ
si
ħ
nam: sk
Ģ
d co
Ļ
takiego pojawiło si
ħ
w
Ļ
ród gwiazd?…
Zamilkł nagle i zerwał si
ħ
gwałtownie, nadsłuchuj
Ģ
c… A
Ň
si
ħ
wzdrygn
Ģ
łem.
— Grzmi — cichutko powiedziała Maszka. Patrzyła na niego z półotwartymi ustami. —
Grzmi… Idzie burza…
Gorbowski wci
ĢŇ
nadsłuchiwał wpatruj
Ģ
c si
ħ
w niebo.
— Nie, to nie grzmot — powiedział wreszcie i usiadł z powrotem. — To liniowiec.
Widzicie?
Na tle bł
ħ
kitnych chmur błysn
Ģ
ł i zgasł jaskrawy płomyk. I znowu rozległ si
ħ
jakby
grzmot.
— Sied
Ņ
teraz i czekaj — powiedział niezrozumiale. Spojrzał na mnie u
Ļ
miechaj
Ģ
c si
ħ
, a w
oczach miał smutek i napi
ħ
cie oczekiwania. Potem wszystko znikn
ħ
ło i oczy znów ufne jak
przedtem.
— A czym pan si
ħ
zajmuje, Stanisławie Iwanowiczu? — spytał.
Uznałem,
Ň
e pragnie zmieni
ę
temat, i zacz
Ģ
łem opowiada
ę
o siedmiornicach.
ņ
e zaliczaj
Ģ
si
ħ
do podgromady dwuskrzelowych, gromady głowonogich mi
ħ
czaków i stanowi
Ģ
oddzieln
Ģ
,
nie znan
Ģ
dotychczas rodzin
ħ
rz
ħ
du o
Ļ
miornic. Charakterystyczne ich cechy to redukcja
trzeciej lewej macki, wykształcaj
Ģ
cej si
ħ
w hectotylus, trzy rz
ħ
dy przyssawek na mackach,
całkowity zanik muszli, niezwykle silny rozwój serc
Ň
ylnych, maksymalna dla głowonogow
koncentracja centralnego systemu nerwowego i niektóre inne mniej wa
Ň
ne szczegóły. Po raz
pierwszy odkryto je niedawno, kiedy pojedyncze osobniki pojawiły si
ħ
u wschodnich i
południowo—wschodnich wybrze
Ň
y Azji. A po roku zacz
ħ
to je znajdowa
ę
w dolnym biegu
wielkich rzek: Mekongu, Jangcy, Huangho i Amuru, a tak
Ň
e w jeziorach dosy
ę
oddalonych od
oceanu — jak cho
ę
by w tym oto. Jest to czym
Ļ
zaskakuj
Ģ
cym, dlatego
Ň
e głowonogi
Ň
yj
Ģ
wył
Ģ
cznie w wodach słonych i unikaj
Ģ
nawet wód arktycznych ze wzgl
ħ
du na ich mniejsze
zasolenie. Poza tym prawie nigdy nie wychodz
Ģ
na l
Ģ
d. Jednak fakt pozostaje faktem:
siedmiornice znakomicie czuj
Ģ
si
ħ
w wodzie słodkiej, a tak
Ň
e wychodz
Ģ
na l
Ģ
d. Wła
ŇĢ
do
łódek i na mosty, a niedawno znaleziono dwa okazy w lesie, trzydzie
Ļ
ci kilometrów st
Ģ
d…
Maszka nie słuchała — ju
Ň
jej to wszystko opowiadałem. Poszła do namiotu, przyniosła
stamt
Ģ
d miniaturowy radioodbiornik i wł
Ģ
czyła go na samostrojenie. Widocznie bardzo
chciała usłysze
ę
Głos Pustki.
Gorbowski słuchał mnie uwa
Ň
nie.
— Czy te dwie były
Ň
ywe? — spytał.
— Nie, znaleziono je nie
Ň
ywe. Ten las jest rezerwatem. Siedmiornice zostały stratowane i
cz
ħĻ
ciowo po
Ň
arte przez dziki. Ale w odległo
Ļ
ci trzydziestu kilometrów od wody jeszcze
Ň
yły! Ich jamy płaszczowe były wypełnione wilgotnymi wodorostami. Widocznie w ten
sposób siedmiornice tworz
Ģ
pewien zapas wody, pozwalaj
Ģ
cej im w
ħ
drowa
ę
po l
Ģ
dzie.
Wodorosty pochodziły z jeziora. Niew
Ģ
tpliwie siedmiornice w
ħ
drowały z tych jezior dalej na
południe, w gł
Ģ
b l
Ģ
du. Trzeba zaznaczy
ę
,
Ň
e wszystkie schwytane dotychczas osobniki były
dorosłymi samcami. Ani jednej samicy, ani jednego młodego. By
ę
mo
Ň
e, samice i młode nie
mog
Ģ
Ň
y
ę
w słodkich wodach i wychodzi
ę
na l
Ģ
d. Wszystko to jest bardzo ciekawe —
powiedziałem. — Przecie
Ň
normalnie zwierz
ħ
ta morskie zmieniaj
Ģ
gwałtownie sposób
Ň
ycia
tylko w okresach rozmna
Ň
ania si
ħ
. Wówczas instynkt zmusza je do przenoszenia si
ħ
w
całkowicie odmienne warunki. Ale w tym wypadku nie mo
Ň
e by
ę
nawet mowy o
rozmna
Ň
aniu. Tutaj działa jaki
Ļ
inny instynkt, by
ę
mo
Ň
e jeszcze starszy i pot
ħŇ
niejszy.
Głównym naszym zadaniem teraz jest prze
Ļ
ledzenie szlaków ich migracji. I oto siedz
ħ
w tym
jeziorze po dziesi
ħę
godzin na dob
ħ
pod wod
Ģ
. Dzisiaj naznaczyłem jedn
Ģ
. Je
Ļ
li b
ħ
d
ħ
miał
szcz
ħĻ
cie, to do wieczora naznacz
ħ
jeszcze jedn
Ģ
czy dwie sztuki. A noc
Ģ
staj
Ģ
si
ħ
one
niezwykle aktywne i atakuj
Ģ
wszystko, co si
ħ
do nich zbli
Ň
y. Były nawet wypadki atakowania
ludzi. Ale tylko w nocy.
Maszka wł
Ģ
czyła odbiornik na pełny regulator i lubowała si
ħ
pot
ħŇ
nymi d
Ņ
wi
ħ
kami.
— Troch
ħ
ciszej, Masza — poprosiłem.
Masza przyciszyła radio.
— Wi
ħ
c pan je naznacza — powiedział Gorbowski. — Ciekawe, w jaki sposób?
— Za pomoc
Ģ
generatorów ultrad
Ņ
wi
ħ
kowych. — Wyj
Ģ
łem ze strzelby magazynek i
pokazałem mu ampułk
ħ
. — Strzelam takimi wła
Ļ
nie kulkami. Znajduj
Ģ
si
ħ
w nich generatory,
wysyłaj
Ģ
ce ultrad
Ņ
wi
ħ
ki daj
Ģ
ce si
ħ
odbiera
ę
pod wod
Ģ
w promieniu 20–30 kilometrów.
Gorbowski ostro
Ň
nie wzi
Ģ
ł jedn
Ģ
ampułk
ħ
i przygl
Ģ
dał si
ħ
jej z uwag
Ģ
. Twarz jego stała si
ħ
przy tym smutna i stara.
— Sprytne — zamruczał. — Proste i sprytne…
Jeszcze przez chwil
ħ
obracał ampułk
ħ
w palcach, jakby badaj
Ģ
c j
Ģ
, potem poło
Ň
ył j
Ģ
przede
mn
Ģ
na trawie i wstał. Ruchy miał powolne i niepewne. Odszedł kilka kroków w stron
ħ
swojego ubrania, rozrzucił je, znalazł spodnie i zastygł trzymaj
Ģ
c je przed sob
Ģ
.
Obserwowałem go z uczuciem niejasnego niepokoju. Maszka trzymała w r
ħ
ku strzelb
ħ
,
aby pokaza
ę
, jak si
ħ
z ni
Ģ
obchodzi
ę
, i równie
Ň
wpatrywała si
ħ
w Gorbowskiego. K
Ģ
ciki ust
miała
Ň
ało
Ļ
nie opuszczone. Od dawna zauwa
Ň
yłem,
Ň
e cz
ħ
sto przybiera bezwiednie taki sam
wyraz twarzy jak człowiek, którego obserwuje.
Gorbowski nagle odezwał si
ħ
bardzo cicho i jakby z kpin
Ģ
w głosie:
— Zabawne, słowo daj
ħ
… Jaka oczywista analogia. Przez stulecia siedziały w gł
ħ
binach, a
teraz wypłyn
ħ
ły i wyszły w obcy, wrogi im
Ļ
wiat… I co je goni? Niejasny, prastary instynkt,
powiada pan? A mo
Ň
e poziom wykorzystania informacji przekroczył u nich próg
niepowstrzymanej ciekawo
Ļ
ci? Przecie
Ň
lepiej by im było siedzie
ę
w domu, w słonej wodzie,
ale co
Ļ
je ci
Ģ
gnie… ci
Ģ
gnie na brzeg… — Wstrz
Ģ
sn
Ģ
ł si
ħ
cały i zacz
Ģ
ł wkłada
ę
spodnie. Miał
staromodne, długie spodnie i wkładaj
Ģ
c je podskakiwał na jednej nodze. — Prawda,
Stanisławie Iwanowiczu,
Ň
e to chyba nie s
Ģ
zwykłe głowonogi, co?
— W swoim rodzaju, oczywi
Ļ
cie — zgodziłem si
ħ
.
Ale on ju
Ň
mnie nie słyszał. Odwrócił si
ħ
w stron
Ģ
radioodbiornika, cały zapatrzony. I my
z Masz
Ģ
równie
Ň
patrzyli
Ļ
my w stron
ħ
aparatu. Rozległy si
ħ
z niego mocne i nieprzyjemne
dla ucha sygnały, przypominaj
Ģ
ce zakłócenia wywoływane prac
Ģ
aparatu rentgenowskiego.
Maszka odło
Ň
yła strzelb
ħ
.
— Sze
Ļę
i osiem setnych metra — powiedziała w zamy
Ļ
leniu. — Chyba jaka
Ļ
stacja
usługowa.
Gorbowski przysłuchiwał si
ħ
sygnałom z zamkni
ħ
tymi oczyma i przechylon
Ģ
na bok
głow
Ģ
.
— Nie, to nie stacja usługowa — powiedział — to ja.
— Jak to?
— To ja. Ja nadaj
ħ
. Leonid Andriejewicz Gorbowski.
— Po co?
Roze
Ļ
miał si
ħ
niewesoło.
— Rzeczywi
Ļ
cie, po co? Bardzo bym chciał wiedzie
ę
, po co. — Wło
Ň
ył koszul
ħ
. —
Dlaczego trzej kosmonauci i ich statek po powrocie z rejsu EN 101 — EN 2657 stali si
ħ
Ņ
ródłem fal radiowych o długo
Ļ
ci sze
Ļę
i osiemdziesi
Ģ
t trzy setne?
Milczeli
Ļ
my. On równie
Ň
zamilkł na chwil
ħ
, zapinaj
Ģ
c sandały.
— Badali nas lekarze. Badali nas fizycy. — Wyprostował si
ħ
i otrzepał ze spodni piasek i
Ņ
d
Ņ
bła trawy. — Wszyscy doszli do tego samego wniosku: to jest niemo
Ň
liwe. Mo
Ň
na by
skona
ę
ze
Ļ
miechu patrz
Ģ
c na ich zadziwione oblicza. Ale nam było, słowo daj
ħ
, nie do
Ļ
miechu. Obozów zrezygnował z urlopu i odleciał na Pandor
ħ
. O
Ļ
wiadczył,
Ň
e woli
promieniowa
ę
jak najdalej od Ziemi. Walkenstein poszedł pracowa
ę
na stacji podwodnej.
Tylko ja jeden chodz
ħ
i promieniuj
ħ
. I przez cały czas na co
Ļ
czekam. Czekam i boj
ħ
si
ħ
. Boj
ħ
si
ħ
, ale czekam. Czy pan mnie rozumie?
— Nie wiem — powiedziałem i k
Ģ
tem oka spojrzałem na Maszk
ħ
.
Plik z chomika:
emohawk
Inne pliki z tego folderu:
A. i B. Strugaccy - Poniedzialek zaczyna sie w sobote.pdf
(1201 KB)
A. i B. Strugaccy - Z zewnatrz.pdf
(100 KB)
A. i B. Strugaccy - Spotkanie.pdf
(63 KB)
A. i B. Strugaccy - Bajka o trojce.pdf
(364 KB)
A. i B. Strugaccy - Bialy stozek Alaidu.pdf
(136 KB)
Inne foldery tego chomika:
Arkadij i Borys Strugaccy - Piknik na skraju drogi (Stalker)
Arkadij i Borys Strugaccy - Zuk w mrowisku [Audiobook PL]
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin