Książka poniekąd kucharska- Joanna Chmielewska.pdf

(1488 KB) Pobierz
265492992.002.png 265492992.003.png
265492992.004.png
który z serca radzę przeczytać
W przedwojennej książce kucharskiej, zresztą doskonalej, autorstwa niejakiej pani Idy
Plucińskiej, znajdowała się ostrzegawcza uwaga, której w całości już zacytować nie zdołam.
Dokładnie pamiętam tylko jej fragment najcelniejszy.
Pani Ida mianowicie zaleca szanownym czytelniczkom staranne zachowanie
zamieszczonego na końcu książki spisu rzeczy i zaglądanie doń, bez tego bowiem żadnej
potrawy za cholerę nie znajdą. I oto cytat: „Nerwy lub rozumowania osobiste nic tu nie
pomogą.”
Cudo! Rozbawiły mnie te słowa już w wieku młodzieżowym, bo przedwojenne
cierpienia nerwowe rozmaitych zamożnych dam znałam doskonale nie tylko z licznych lektur,
ale i z doświadczeń własnych. Nie znaczy to, żeby mnie samą dotknęły, nic z tych rzeczy,
wiek nie ten i zaraz wojna wybuchła, więc zrobiło się śmiesznie i rozrywkowe, przed wojną
istniało zatrzęsienie bab, nudzących się śmiertelnie, przeważnie rozczarowanych seksem,
którym z nieróbstwa we łbach się przewracało. Chore były na nerwy. Udało mi się jakimś
cudem skojarzyć słowa z książki kucharskiej z owymi babami i oczyma duszy ujrzałam, jak
taka we łzach i szlochach szarpie kartki i ciska lekturą w kuchenną makatkę, z nadzieją, że
otworzy się to akurat na roladzie wieprzowej. Albo siedzi i strasznie myśli, gdzie też znajdzie
pieczeń wołową. Pod P, czy pod W, czy może w ogóle pod „Mięso”...? Albo racuchy...
O, do licha! Bardzo porządnie tam wszystko było poukładane, oddzielnie mięsa,
cielęcina, wieprzowina, wołowina, oddzielnie „Przystawki zimne i gorące”, oddzielnie
„Ciasta”, oddzielnie „Leguminy, lody i kremy”, oddzielnie „Torty”, oddzielnie „Konfitury,
marmelady i soki”... Gdzie, u diabła, były racuchy? W ciastach? W leguminach? W
265492992.005.png
potrawach mącznych? No i proszę, za skarby świata nie mogę sobie przypomnieć, a
rozumowanie osobiste nic mi kompletnie nie pomaga.
Chyba niesłusznie się wtedy śmiałam i głupio...
Na marginesie muszę zauważyć, że spis rzeczy do owej książki zginął mi już przeszło
ćwierć wieku temu, a i sama książka, w postaci strzępów, w ostatnich latach przepadła.
Szkoda.
Nie o panią Plucińską jednakże rzecz idzie. Niniejszy wstęp należy przeczytać, żeby
pozbyć się złudzeń. Niech się nikt nie spodziewa rzetelnych, porządnych przepisów ani też
informacji, jak się, na przykład, piecze chleb. Nikt mnie nigdy nie uczył gotować. Nie
spędzam połowy życia w kuchni, nie mam na to czasu. Mam wyłącznie doświadczenia własne
i cudze oraz jakieś coś tam w genach, bo moja matka gotowała znakomicie.
Jeśli powyższe zdania nie napełniły osoby czytającej lękiem, wstrętem i zgrozą, proszę
bardzo, osoba może zaryzykować ciąg dalszy.
A skoro jest tu mowa wyłącznie o żarciu, to niby jak to ma się nazywać? Poniekąd
książka kucharska, nie?
Żywe raki lubieją być wrzucane do wrzącej wody.
Jest to bezwzględnie najtrafniejsza informacja, jaką udało mi się znaleźć w pouczających
dziełach traktujących o sztuce kulinarnej. Nie było jeszcze raka, który by przeciwko temu
twierdzeniu zaprotestował. Może i rzeczywiście lubieją.
Inne komunikaty mają raczej charakter zaleceń, jak na przykład:
Zabitego indora wypatroszyć. (Bardzo istotne, niedoświadczona pani domu
mogłaby spróbować patroszyć żywego, co zniechęciłoby ją zapewne na zawsze do
przyrządzania drobiu).
Zająca złapać. (Sposób mordowania potrawy nie został sprecyzowany, wyjaśniono
tylko, iż ustrzelenie śrutem jest o tyle niepraktyczne, że na śrucinie ząb łatwo złamać).
Wziąć sześć silnych dziewek kuchennych . (Rzecz oczywista, jest to posunięcie
wstępne przy produkcji prawdziwego tortu mokka. Wbrew pozorom, z dziewek się części
jadalnych nie wykrawa).
Rano wstawszy, pościel odrzucić . (Jak Boga kocham, też z książki kucharskiej!).
I tym podobne.
Jeśli różne książki kucharskie prezentują tak imponującą rozmaitość treści, ja też mogę
sobie pozwolić. Żywię straszliwe obawy, że wyjdzie z tego bezsensowny wtręt do
autobiografii, ale skoro wszyscy chcą ciągle wszystko wiedzieć, proszę bardzo, niech mają.
Przy okazji powyważam trochę otwarte wierzeje od stodoły i napiszę także i to, co jest
powszechnie znane, ale skoro Maria Skłodowska-Curie nie miała pojęcia, że do gotowania
rosołu używa się wody, inna, mniej od niej znana, całkowicie dorosła facetka upiekła kurę z
całą zawartością, bez wypatroszenia, druga facetka zaś ze łzami w oczach potwornie długo
gotowała jajka, a one nie chciały zrobić się miękkie, to znaczy, że wszystko jest możliwe.
Nawet najprostszych instrukcji należy udzielać.
Niewykluczone, że uda mi się stworzyć książkę kucharską dla półgłówków.
Rzecz oczywista, prawdziwe przepisy też się tu znajdą. Wszystkie, z wyjątkiem jednego,
zmodyfikowane i przystosowane do egzystencji ludzi pracujących zawodowo nie w kuchni.
Nie wszystkie natomiast sprawdzone, więc jeśli ktoś zechce je wypróbować, niech czyni to na
własne ryzyko.
Osobom, niezadowolonym z wyniku prób, przypominam wielką prawdę:
265492992.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin