Fromm - O Sztuce Miłości.pdf

(479 KB) Pobierz
I
1
Erich Fromm
O SZTUCE MIŁOŚCI
I. CZY MIŁOŚĆ JEST SZTUKĄ?
Czy miłość jest sztuką? Jeżeli tak, to wymaga wiedzy i wysiłku. A może miłość jest przyjemnym uczuciem,
którego zaznanie jest sprawą przypadku, czymś, co się zdarza, jeśli człowiek ma szczęście? Niniejsza książeczka
opowiada się za pierwszym sposobem jej pojmowania, podczas gdy niewątpliwie większość ludzi przyjmuje
dzisiaj tę drugą interpretację.
Dzieje się tak nie dlatego, by ludzie uważali, że miłość nie jest rzeczą ważną. Nie, ludzie jej pragną, oglądają
niezliczone filmy o szczęśliwych i nieszczęśliwych perypetiach miłosnych, słuchają setek marnych przebojów o
miłości - ale mato kto pomyśli, że istnieje coś, czego w sprawie miłości trzeba się nauczyć.
Taka szczególna postawa wynika z szeregu przesłanek, które każda z osobna i wszystkie razem skłaniają do
zajęcia takiego stanowiska. Dla większości ludzi problem miłości tkwi przede wszystkim w tym, żeby b y ć
k o c h a n y m , a nie w tym, by k o c h a ć, by umieć kochać. Dlatego też główną sprawą dla nich jest, jak
zdobyć czyjąś miłość, co zrobić, żeby wzbudzić uczucie. W pogoni za tym celem próbują różnych metod. Jedną z
nich, której chwytają się zwłaszcza mężczyźni, jest zdobywanie powodzenia, mocnej pozycji życiowej i
pieniędzy w takiej skali, na jaką pozwala społeczna sytuacja danego człowieka. Inna metoda, szczególnie
ulubiona przez kobiety, to dbałość o wygląd oraz pielęgnację ciała, stroje itd. Inne sposoby zdobywania sobie
otoczenia, stosowane zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, to miły sposób bycia, umiejętność prowadzenia
ciekawej rozmowy, gotowość do okazywania ludziom pomocy, skromność i łagodność. Takich samych zabiegów,
jakie mają prowadzić do zdobycia czyjejś miłości, używa się zresztą, aby osiągnąć powodzenie w życiu, aby
zdobyć sobie przyjaciół i wpływowych ludzi. W mniemaniu większości ludzi naszego kręgu kulturalnego umieć
zdobywać miłość to znaczy po prostu być sympatycznym i pociągającym fizycznie.
Drugą przesłanką, z której wynika pogląd, że o miłości niczego nie można się nauczyć, jest przekonanie, że
problem miłości to problem obiektu, a nie problem zdolności. Ludzie myślą, że kochać to rzecz prosta,
natomiast trudne jest znalezienie właściwego obiektu miłości, zdobycie czyjegoś uczucia. Na kształtowanie takiej
postawy wpłynęło szereg przyczyn głęboko zakorzenionych w rozwoju dzisiejszego społeczeństwa. Jedną z nich
jest wielka przemiana, jaka zaszła w dwudziestym wieku w wyborze „obiektu miłości". W epoce wiktoriańskiej,
tak samo jak w wielu tradycyjnych kulturach, miłość w większości wypadków nie była spontanicznym, osobistym
przeżyciem, które następnie miało prowadzić do małżeństwa. Wprost przeciwnie - małżeństwo zawierano na
zasadzie umowy między zainteresowanymi rodzinami albo aranżowanej przez zawodowego swata, albo też bez
tego rodzaju pośrednictwa; małżeństwo zawierano opierając się na względach natury społecznej, zakładając, że
miłość rozwinie się już w czasie jego trwania. Od kilku pokoleń w całym świecie zachodnim zapanowało jednak
niemal powszechnie pojęcie miłości romantycznej. W Stanach Zjednoczonych, choć zawieranie małżeństw na
zasadzie umowy zdarza się jeszcze niekiedy, ludzie w ogromnej większości szukają „miłości romantycznej", jakie-
goś osobistego uczucia, które następnie powinno prowadzić do małżeństwa. To nowe pojęcie swobody w miłości
musiało w znacznym stopniu uwypuklić ważność obiektu w stosunku do ważności funkcji.
Z tym czynnikiem ściśle wiąże się inny charakterystyczny rys współczesnej kultury. Cała nasza kultura opiera
się na żądzy kupna, na idei wymiany korzystnej dla obu stron. Szczęście współczesnego człowieka to ów
dreszczyk, jakiego doznaje oglądając wystawy sklepowe i nabywając to wszystko, na co może sobie pozwolić
kupując za gotówkę lub na raty. On (lub ona) w podobny sposób patrzą na ludzi. Dla mężczyzny pociągająca
kobieta, dla kobiety pociągający mężczyzna - są zdobyczą, której nawzajem szukają. „Pociągający" oznacza
zazwyczaj zestaw właściwości poszukiwanych na ludzkim rynku. To, co czyni danego człowieka pociągającym,
zależy od mody obowiązującej w danym okresie, i to zarówno pod względem psychicznym, jak fizycznym. W
latach dwudziestych pociągająca dziewczyna piła, paliła, była dzielna i miała sex appeal, dzisiejsza moda
wymaga od kobiety raczej cnót domowych oraz skromności . U schyłku dziewiętnastego wieku i w początkach
naszego stulecia mężczyzna, aby być pożądanym „towarem", musiał być agresywny i ambitny - dzisiaj wymaga
się, by był towarzyski i tolerancyjny. W każdym razie uczucia miłosne kieruje się zazwyczaj jedynie ku takiemu
ludzkiemu towarowi, który można zdobyć biorąc pod uwagę własne możliwości wymienne. Szukam korzystnego
kupna; obiekt powinien być pożądany z punktu widzenia jego walorów społecznych, a równocześnie powinien
chcieć mnie, ceniąc należycie moje widoczne i ukryte aktywa oraz możliwości. Tak więc dwie osoby zakochują
się w sobie, kiedy czują, że znalazły najlepszy osiągalny na rynku obiekt, uwzględniając przy tym obustronne
wartości wymienne. Często, podobnie jak przy nabywaniu nieruchomości, odgrywają dużą rolę przy tych transak-
cjach ukryte możliwości, które mogą się w przyszłości zrealizować.
2
Nie należy się specjalnie dziwić, że w kulturze, w której przeważa orientacja handlowa i w której sukces
materialny jest najwyższą wartością, stosunki w dziedzinie ludzkiej miłości podlegają temu samemu schematowi
wymiany, jaki rządzi rynkiem towarowym czy rynkiem pracy.
Trzecim błędem prowadzącym do przekonania, że nie można się niczego nauczyć w sprawach miłości, jest
pomieszanie początkowego uczucia z a k o c h a n i a s i ę ze stałym s t a n e m koc h a n i a lub też, jak
można by to lepiej wyrazić, „pozostawania w miłości". Jeśli dwoje ludzi, zupełnie sobie obcych, pozwala nagle,
aby dzielący ich mur runął, zaczynają nagle czuć się sobie bliscy, to właśnie ten moment doznania jedności jest
jednym z najbardziej radosnych, najbardziej podniecających przeżyć w życiu. Jest on tym wspanialszy i
cudowniejszy dla ludzi, którzy byli dotąd odizolowani, odcięci, pozbawieni miłości. Temu cudowi nagłego
zbliżenia dość często pomaga połączony z nim albo też przezeń zrodzony pociąg fizyczny i jego zaspokojenie.
Jednakże tego rodzaju miłość z samej swej natury jest nietrwała. Dwoje ludzi dobrze się poznaje, ich zażyłość w
coraz większym stopniu zatraca swój cudowny charakter, aż w końcu antagonizmy i rozczarowania, wzajemne
znudzenie się sobą zabiją to, co zostało jeszcze z początkowego podekscytowania. Jednak z początku ludzie nie
zdają sobie z tego sprawy: intensywność szaleńczej miłości, „wariowanie" na swoim punkcie biorą za dowód
potęgi miłości, podczas gdy może to jedynie dowodzić, jak bardzo byli osamotnieni poprzednio.
Przekonanie, że nie ma rzeczy łatwiejszej niż miłość, utrzymywało się jako powszechny pogląd wbrew
przytłaczającym dowodom świadczącym o czymś wręcz przeciwnym. Nie ma chyba sprawy, którą byśmy
podejmowali z takimi zawrotnymi nadziejami i tak pełni oczekiwania, która by jednak zawodziła z taką
regularnością jak miłość. Gdyby to dotyczyło jakiejkolwiek innej działalności, ludzie robiliby wszystko, aby
dowiedzieć się, jakie są przyczyny tego niepowodzenia, chcieliby się nauczyć, jak można postępować lepiej — lub
zaniechaliby tego działania. Ponieważ ta ostatnia ewentualność, jeśli chodzi o miłość, jest niemożliwa, wydaje się,
że istnieje tylko jeden skuteczny sposób, by uniknąć niepowodzenia w miłości: zbadać przyczyny tego
niepowodzenia i zabrać się do studiowania znaczenia miłości.
Pierwszym krokiem, jaki należy zrobić, to uświadomić sobie, że miłość jest sztuką, tak samo jak sztuką jest
życie; jeżeli chcemy nauczyć się kochać, musimy postępować w sposób identyczny jak wówczas, gdy chcemy
nauczyć się jakiejkolwiek innej sztuki, powiedzmy muzyki, malarstwa, stolarstwa, sztuki medycznej czy
inżynieryjnej.
Co należy zrobić, by nauczyć się jakiejś sztuki?
Proces nauki można z łatwością podzielić na dwa etapy: pierwszy -opanowanie teorii; drugi - opanowanie
praktyki. Jeśli chcę się nauczyć sztuki medycznej, muszę najpierw poznać wszystkie fakty dotyczące ludzkiego
ciała i rozmaitych chorób. Ale jeśli nawet opanowałem już tę teoretyczną wiedzę, to w żadnym wypadku nie
opanowałem jeszcze sztuki medycznej. Stanę się mistrzem w tej dziedzinie dopiero po długiej praktyce, dopiero w
chwili, kiedy w końcu rezultaty mojej teoretycznej wiedzy oraz praktyki zespolą się w jedną całość - zrodzą
intuicje, istotę opanowania każdej sztuki. Ale obok poznania teorii i praktyki istnieje jeszcze trzeci niezbędny
czynnik, aby się stać mistrzem w jakiejkolwiek dziedzinie - opanowanie sztuki musi być sprawą maksymalnego
zainteresowania; nie może być nic ważniejszego na świecie od danej sztuki. Prawda ta odnosi się do muzyki,
medycyny, stolarstwa - i do miłości. I tu może właśnie leży odpowiedź na pytanie, dlaczego ludzie naszej
kultury tak rzadko próbują uczyć się tej sztuki mimo tak oczywistych niepowodzeń na tym polu; chociaż
pragnienie miłości tkwi w ludziach tak głęboko, niemal wszystko inne uważa się za ważniejsze niż miłość:
powodzenie, prestiż, pieniądze, władzę. Niema) całą naszą energię zużywamy na to. aby się nauczyć osiągać te
cele, natomiast prawie nic nie robimy, aby nauczyć się sztuki miłości.
A może ludzie uważają, że warto jest uczyć się tylko tych rzeczy, za których pomocą można zdobyć pieniądze
czy prestiż, i że miłość, która przynosi korzyści „jedynie" duszy, lecz jest bezużyteczna w nowoczesnym
zrozumieniu, jest luksusem, na który nie mamy prawa poświęcać dużo energii? Jakkolwiek ta sprawa wygląda, w
dalszych rozważaniach będę traktował sztukę miłości w duchu uprzedniego podziału: najpierw omówię teorię
miłości - i to obejmie większą część książki; następnie zajmę się praktyką miłości - będzie tego niewiele, tyle, ile
można powiedzieć o praktyce w tej czy jakiejkolwiek innej dziedzinie.
II. Teoria miłości
Miłość jako rozwiązanie problemu ludzkiego istnienia
Każda teoria miłości musi się zaczynać od teorii człowieka, ludzkiego istnienia. Chociaż spotykamy się z
miłością, a raczej jej odpowiednikiem u zwierząt, ich przywiązanie jest w głównej mierze wynikiem zespołu
instynktów; u człowieka działają jedynie resztki tego zespołu. Podstawową rzeczą w istnieniu człowieka jest fakt,
że wynurzył się on z królestwa zwierząt, ze sfery instynktownego przystosowywania się, że ma transcendentną
3
naturę; człowiek nigdy jej nie opuścił, jest jej częścią -a jednak, raz od niej oderwany, nie może powrócić,
wygnany z raju, ze stanu pierwotnej jedności z naturą. Cherubini z gorejącymi mieczami zagrodzą mu drogę,
gdyby próbował powrotu. Cztowiek może posuwać się naprzód jedynie rozwijając swój rozum, znajdując nową
harmonię, ludzką zamiast przedludzkiej, która została bezpowrotnie utracona.
Kiedy rodzi się człowiek - zarówno rodzaj ludzki, jak pojedynczy osobnik - zostaje on wytrącony z sytuacji
dokładnie określonej, równie określonej jak instynkty, i wepchnięty w sytuację, która jest nieokreślona, niepewna
i otwarta. Pewność istnieje jedynie w stosunku do przeszłości, natomiast jeśli chodzi o przyszłość, to pewna jest
tylko śmierć.
Człowiek jest obdarzony rozumem; jest b y t e m o b d a r z o n y m s a m o ś w i a d o m o ś c i ą ,
uświadamia sobie siebie, swego bliźniego, swoją przeszłość oraz możliwość swojej przyszłości. Ta świadomość
samego siebie jako odrębnej jednostki, świadomość krótkotrwałości życia, faktu, że człowiek rodzi się
niezależnie od swej woli i że umiera wbrew tej woli, że umrze przed tymi, których kocha, albo że oni umrą przed
nim, świadomość swojej samotności i wyodrębnienia, swojej bezbronności wobec sił przyrody i społeczeństwa -
wszystko to czyni jego odosobnione, z niczym nie związane istnienie więzieniem nie do zniesienia. Człowiek
postradałby zmysły, gdyby nie mógł się uwolnić z tego więzienia, wyjść z niego, zjednoczyć się, w tej czy innej
formie z ludźmi, z zewnętrznym światem.
Poczucie osamotnienia wywołuje niepokój; stanowi ono w istocie źródło wszelkiego niepokoju. Jestem
osamotniony znaczy, że jestem odcięty, że nie mogę wykorzystać moich ludzkich możliwości. Być samotnym to
znaczy być bezradnym, nie móc czynnie zmierzyć się ze światem — rzeczami, ludźmi; to znaczy, że świat może
mnie zaataktować, podczas gdy ja nie mogę się bronić. Tak oto samotność staje się źródłem intensywnego
niepokoju. Rodzi ona nadto uczucie wstydu i winy. I właśnie to poczucie wstydu i winy wyrażone zostało w
biblijnej historii Adama i Ewy. Gdy Adam i Ewa zjedli z „drzewa wiadomości dobrego i złego", gdy okazali się
nieposłuszni (nie ma dobra i zła, jeśli nie ma możliwości nieposłuszeństwa) - stali się ludźmi; wyzwoliwszy się z
pierwotnej zwierzęcej harmonii z naturą spostrzegli, że „byli nadzy" i zawstydzili się. Czyż mamy przyjąć, że mit
tak stary i podstawowy jak ten wyraża pruderyjną moralność dziewiętnastowiecznego spojrzenia na świat i że naj-
ważniejszą rzeczą, jaką ta opowieść chce nam przekazać, jest zakłopotanie pierwszych rodziców widokiem
genitaliów? Przecież chyba nie w tym rzecz, a gdybyśmy chcieli rozumieć tę opowieść w duchu wiktoriańskim,
pominęlibyśmy sprawę zasadniczą, która, jak się wydaje, przedstawia się następująco: kiedy mężczyzna i kobieta
uświadomili sobie swoje własne i wzajemne istnienie, zdali sobie zarazem sprawę ze swego odosobnienia oraz z
tego, że się od siebie różnią, ponieważ należą do odmiennych płci. I mając świadomość swojego odosobnienia
pozostali sobie obcy, jako że nie nauczyli się jeszcze kochać wzajemnie (na co wyraźnie wskazuje również
fakt, że Adam broni się zrzucając winę na Ewę, zamiast stanąć w jej obronie). Ś w i a d o m o ś ć l u d z
k i e g o o s a m o t ni e n i a b e z p o n o w n e g o p o ł ą c z e n i a s i ę p r z e z m i ł o ś ć
j e s t ź r ó d ł e m w s t y d u . J e s t z a r a z e m ź r ó d ł e m poc z u c i a w i n y i
n i e p o k o j u .
Tak więc najgłębszą potrzebą człowieka jest przezwyciężenie swego ^odosobnienia, opuszczenie więzienia
samotności. C a ł k o w i t e niepowodzenie w osiągnięciu tego celu prowadzi do błędu, jako że paniczny lęk
przed zupełną izolacją można przezwyciężyć jedynie przez radykalne wycofanie się ze świata zewnętrznego, aż
znika uczucie osamotnienia — ponieważ świat zewnętrzny, z którego człowiek się wyobcował, przestaje istnieć.
Człowiek wszystkich czasów i kultur staje wobec jednego i tego samego pytania: jak przezwyciężyć samotność,
jak uzyskać poczucie jedności, jak przekroczyć granicę własnego osobistego życia i znaleźć zadośćuczynienie?
Takie samo pytanie stawia sobie człowiek jaskiniowy, koczownik pasący swe stada, egipski rolnik, fenicki kupiec,
rzymski żołnierz, średniowieczny mnich, japoński samuraj i dzisiejszy urzędnik bądź robotnik fabryczny. Pytanie
jest to samo, jako że wypływa z tego samego źródła: z sytuacji człowieka, z warunków ludzkiego istnienia.
Odpowiedzi mogą być różne. Można odpowiadać oddając cześć zwierzętom, składając ofiary z ludzi lub dokonując
militarnych podbojów, nurzając się w zbytku, uprawiając ascezę, oddając się z zapamiętaniem pracy lub
artystycznej twórczości, wreszcie pielęgnując w sobie miłość Boga i miłość człowieka. Chociaż istnieje tyle tych
rozwiązań, których zapis tworzy historię człowieka - niemniej jednak liczba ich nie jest niezliczona. Wprost
przeciwnie, jeżeli pominąć drobniejsze różnice dotyczące raczej drugorzędnych szczegółów niż sedna sprawy,
dochodzi się do wniosku, że istnieje tylko określona liczba odpowiedzi, jakie zostały już udzielone i mogły być
udzielone przez człowieka różnych kultur, w których żył. Historia religii i filozofii stanowi właśnie dzieje tych
odpowiedzi, ich różnorodności, jak również ich ilościowego ograniczenia.
Odpowiedzi te zależą w pewnej mierze od stopnia indywidualizacji osiągniętego przez dana jednostkę. U
niemowlęcia osobowość rozwinięta jest w bardzo nikłym stopniu; wciąż czuje się ono jednością z matką, nie
czuje się samo, dopóki matka jest przy nim. Przed uczuciem samotności chroni je jej fizyczna obecność, jej piersi
i ciało. Dopiero w miarę jak u dziecka zaczyna wzrastać poczucie odrębności i indywidualności, przestaje mu
wystarczać fizyczna obecność matki, zaczyna narastać potrzeba przezwyciężenia osamotnienia w inny sposób.
Podobnie cały rodzaj ludzki w okresie swego niemowlęctwa ma poczucie zespolenia z naturą. Ziemia, zwierzęta,
rośliny - wciąż są światem człowieka. Utożsamia się on ze zwierzętami, co wyraża się noszeniem masek
zwierzęcych, oddawaniem czci zwierzęcym totemom lub też zwierzętom-bogom. Ale w miarę jak rodzaj ludzki
4
uwalnia się z tych pierwotnych więzów, coraz bardziej oddala się od naturalnego świata, coraz mocniejsza staje
się potrzeba znalezienia nowych dróg ucieczki przed osamotnieniem.
Jedną z metod prowadzących do tego celu jest dążenie do osiągnięcia różnych stanów orgiastycznych. Mogą mieć
one formę wywołanego przez samego człowieka transu, czasem osiąga się je przy pomocy narkotyków.
Wiele obrzędów szczepów pierwotnych stanowi żywy obraz rozwiązań tego rodzaju. W krótkotrwałym stanie
egzaltacji świat zewnętrzny znika, a wraz z nim znika poczucie własnej odrębności. Ponieważ obrzędy te
praktykowane są wspólnie, dochodzi do tego jeszcze świadomość stopienia się z grupą, co czyni dane rozwiązanie
jeszcze bardziej skutecznym. Blisko z nimi spokrewnione i często towarzyszące tym stanom orgiastycznym są
doznania seksualne. Orgazm seksualny może wytworzyć stan podobny do transu albo do działania pewnych
narkotyków. Obrzędy polegające na wspólnym uprawianiu orgii seksualnych stanowiły jeden z elementów wielu
pierwotnych obrzędów. Wydaje się, że po przeżyciu orgiastycznym człowiek może żyć przez pewien czas i nie
cierpieć zbytnio z powodu swego osamotnienia. Później natężenie niepokoju narasta powoli, po czym, po
ponownym powtórzeniu obrzędu, znowu opada.
Póki owe stany orgiastyczne są praktykowane wspólnie przez szczep, nie wywołują niepokoju czy poczucia
winy. Postępowanie takie uznane jest za rzecz słuszną, a nawet cnotliwą, jako że uczestniczą w nim wszyscy, a
czarownicy czy kapłani nawet tego wymagają; dlatego też nie ma powodu do poczucia winy lub wstydu. Rzecz
zaczyna wyglądać zgoła inaczej, kiedy na tego rodzaju rozwiązanie decyduje się człowiek żyjący w kulturze,
która przestała już stosować te wspólne praktyki. Alkoholizm czy narkomania to formy, jakie wybiera jednostka
żyjąca w kulturze nieorgiastycznej. W przeciwieństwie do osób biorących udział w praktykach uznawanych i
stosowanych przez społeczeństwo jednostki takie odczuwają winę i wyrzuty sumienia. Szukają ucieczki przed
osamotnieniem w alkoholizmie czy narkotykach, ale tym bardziej czują się samotne po zakończeniu
orgiastycznego doznania, po czym pojawia się potrzeba .powtarzania go z coraz większą częstotliwością i siłą.
Jedynie nieznacznie różni się od tego uciekanie się do orgiastycznych doznań seksualnych. W pewnym sensie
jest to naturalna i normalna forma przezwyciężania poczucia samotności i stanowi częściowe rozwiązanie
problemu izolacji. Jednakże u wielu osobników, którzy nie mogą osiągnąć w inny sposób ulgi w cierpieniu
osamotnienia, dążenie do seksualnego orgazmu pełni funkcję nie różniącą się wiele od ucieczki w alkoholizm czy
narkomanię. Staje się ono desperacką próbą ratunku przed niepokojem zrodzonym z osamotnienia, co w
rezultacie prowadzi do coraz bardziej zwiększającego się uczucia izolacji, jako że akt seksualny, w
którymjwaki_uczucia,_ nie może przerzucić mostu nad przepaścią dzielącą dwoje ludzi, chyba tylko na bardzo
krótki okres czasu.
Wszystkie formy orgiastycznego zespolenia mają trzy cechy charakterystyczne: są silne. a nawet
gwałtowne;ipbejmują całą osobowość, zarówno psychikę, jak i ciało są przemijające i okresowe. Coś wręcz
przeciwnego można powiedzieć o tej formie zespolenia, która jest o wiele częstszym rozwiązaniem wybieranym
przez człowieka w przeszłości i obecnie: jest to zespolenie oparte na dostosowaniu się do grupy, do jej
zwyczajów, praktyk i wierzeń. I tu znowu widzimy znaczny postęp.
W społeczeństwie pierwotnym grupa jest nieliczna; składa się z jednostek związanych wspólnotą krwi i ziemi.
W miarę rozwoju kultury grupa powiększa się; staje się zbiorowiskiem obywateli polis, zbiorowiskiem obywateli
wielkiego państwa, członków Kościoła. Nawet ubogi Rzymianin odczuwał dumę, ponieważ mógł powiedzieć:
„Civis romanus sum." Rzym i imperium były jego rodziną, jego domem, jego światem. Również i w dzisiejszym
społeczeństwie zachodnim zespolenie z grupą jest dominującym sposobem przezwyciężenia osamotnienia. Dzięki
zespoleniu w znacznym stopniu znika własna osobowość i to właśnie jest celem przynależności do stada. Jeżeli
jestem taki sam jak wszyscy, jeżeli czuję i myślę w sposób nie różniący mnie od innych, jeżeli dostosowuję się do
zwyczajów, ubioru i poglądów, do wzorca obowiązującego w grupie-jestem uratowany; uratowany od
przerażającego uczucia osamotnienia. Ustroje dyktatorskie zmuszają do konformizmu groźbą i terrorem; kraje
demokratyczne - perswazją i propagandą. Między tymi dwoma systemami istotnie widać wielką różnicę. W
demokracji niedostosowywanie się jest możliwe i rzeczywiście się zdarza; w systemach totalitarnych natomiast
można przyjąć, że jedynie kilku niezwykłych bohaterów i męczenników odmówi posłuszeństwa. A jednak mimo tej
różnicy społeczeństwa demokratyczne wykazują ogromny stopień ujednolicenia. Przyczyny tego szukać należy w
fakcie, że potrzeba zespolenia musi być zaspokojona, a jeśli nie ma innego lub lepszego sposobu, wówczas za-
czyna dominować dążność dostosowania się do stada, do zjednoczenia z nim. Siłę lęku, aby nie okazać się
innym, aby nie oddalić się choćby na kilka kroków od stada, można zrozumieć jedynie wówczas, gdy pojmie się,
jak głęboka jest potrzeba współuczestnictwa. Niekiedy ten lęk przed niedostosowaniem się można tłumaczyć jako
lęk przed praktycznymi niebezpieczeństwami, które by mogły grozić takiemu nonkonformiście. W rzeczywistości
jednak ludzie znacznie bardziej c h c ą się dostosowywać, niż są do tego z m u s z a n i...
Wielu ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy ze swej gotrzeby przystosowania. Żyją pełni złudzeń, że postępują
zgodnie ze swoimi przekonaniami i skłonnościami, że są indywidualistami, że dochodzą do swoich poglądów
drogą własnego rozumowania, że jedynie dzięki przypadkowi ich koncepcje pokrywają się z koncepcjami
większości. Powszechna zgoda służy im za dowód, że te przekonania są słuszne. Ponieważ wciąż jeszcze istnieje
potrzeba odczuwania pewnej indywidualności, zostaje ona zaspokojona na polu mało istotnych różnic; inicjały
5
na torebce czy swetrze, wywieszka z nazwiskiem kasjera bankowego, przynależność do partii demokratycznej
zamiast do partii republikańskiej, do takiego, a nie innego klubu - stają się wyrazem indywidualnych odrębności.
Reklamowy slogan: „to jest inne" - wyraźnie wskazuje na tę wzruszającą potrzebę odróżniania się, podczas gdy
w rzeczywistości już prawie nic z niego nie pozostało.
Ta wzrastająca tendencja do wyeliminowania różnic wiąże się ściśle z pojęciem i poczuciem równości, jakie
wzmaga się w najbardziej rozwiniętych społeczeństwach przemysłowych. Równość w religijnym kontekście
oznaczała, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, że wszyscy posiadamy ten sam ludzko-boski pierwiastek, że
wszyscy stanowimy jedność. Znaczyła ona również, że należy szanować właśnie różnice pomiędzy ludźmi, że
aczkolwiek jest prawdą, że wszyscy stanowimy jedno, jest również prawdą, że każdy z nas jest niepowtarzalnym
istnieniem, jest wszechświatem sam w sobie. To przekonanie o wyjątkowości jednostki wyrażone jest na
przykład w stwierdzeniu Talmudu: „Kto ocali jedno życie, postępuje tak, jakby uratował cały świat; kto
unicestwi jedno życie, czyni tak, jakby unicestwił cały świat".
Filozofia Oświecenia również stalą na stanowisku, że równość jest koniecznym warunkiem rozwoju
indywidualności. Oznacza to (najjaśniej sformułował to Kant), iż żaden człowiek nie może być środkiem do
osiągnięcia celów innego człowieka, a także, że wszyscy ludzie są równi, ponieważ są dla siebie celami i jedynie
celami. Kierując się ideami Oświecenia myśliciele socjalistyczni różnych szkół określali równość człowieka jako
zniesienie wyzysku człowieka przez człowieka, niezależnie od tego, czy wyzysk ten jest okrutny, czy też
„ludzki".
We współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym znaczenie równości uległo przekształceniu. Przez równość
rozumie się dzisiaj równość automatów, ludzi, którzy utracili swoją indywidualność. Równość oznacza dzisiaj
raczej „identyczność" niż „jedność". Jest to identyczność abstrakcji, identyczność ludzi wykonujących tę samą
pracę, ludzi, którzy mają te same rozrywki, czytają te same gazety, mają te same uczucia i te same idee. Z tego
względu również trzeba patrzeć z pewnym sceptycyzmem na niektóre osiągnięcia, wychwalane zazwyczaj jako
oznaki naszego postępu, na przykład na kwestię równouprawnienia kobiet. Nie muszę chyba zaznaczać, że nie
występuję przeciwko równouprawnieniu kobiet, lecz pozytywne aspekty tego dążenia do równości nie powinny
nikogo wprowadzać w błąd. Jest to jeden z elementów dążenia do zatarcia wszelkich różnic. Równość kupuje się
za tę właśnie cenę: kobiety posiadają równouprawnienie, ponieważ przestały się różnić od mężczyzn.
Twierdzenie filozofii Oświecenia: ,,1'ame n'a pas de sexe", dusza nie posiada płci, zostało ogólnie przyjęte.
Biegunowa różnica pici znika, a wraz z nią znika miłość erotyczna oparta na tej właśnie różnicy. Mężczyźni i
kobiety stają się t a c y s a m i , a nie r ó w n i , jak przeciwległe bieguny. Współczesne społeczeństwo głosi ten
ideał niezindywidualizowanej równości, ponieważ potrzebuje ludzkich atomów, z których każdy będzie taki sam,
aby działały w masowych zbiorowiskach sprawnie, bez tarć; aby wszyscy słuchali tych samych rozkazów, a jednak
aby każdy był przekonany, że postępuje zgodnie ze swoimi własnymi pragnieniami. Podobnie jak nowoczesna
produkcja masowa wymaga standaryzacji wyrobów, tak samo proces zachodzący w społeczeństwie wymaga
standaryzacji człowieka i tę właśnie standaryzację nazwano „równością".
Zespolenie przez dostosowanie się nie ma ani intensywnego, ani gwałtownego charakteru; jest łagodne,
dyktowane rutyną i właśnie z tego powodu często nie wystarcza, aby uśmierzyć niepokój wyobcowania.
Przypadki alkoholizmu, narkomanii, erotomanii oraz samobójstw są we współczesnym zachodnim
społeczeństwie symptomami pewnej porażki w wysiłkach przystosowania się do stada. Co więcej, wyjście to
dotyczy głównie sfery umysłu, a nie ciała, i również z tego powodu nie można go porównać do rozwiązań
orgiastycznych. Przystosowanie się do stada posiada tylko jedną wyższość: ma charakter stały, a nie dorywczy.
Jednostka wdraża się w stosowanie pewnych wzorców postępowania od trzeciego lub czwartego roku życia, po
czym nigdy już nie traci kontaktu ze stadem. Nawet pogrzeb, na który już zawczasu patrzy jako na swoje ostatnie
wielkie wystąpienie towarzyskie, odbywa się według ściśle ustalonego rytuału. i Poza przystosowaniem się jako
próbą uwolnienia się od niepokoju wywołanego uczuciem wyobcowania należy rozważyć również i inny
czynnik współczesnego życia: rolę rutyny pracy i rutyny rozrywki. Człowiek staje się „ośmiogodzinowcem", jest
częścią siły roboczej lub zbiurokratyzowanej armii urzędników czy kierowników. Ma minimum inicjatywy,
wykonywaną przez niego czynność wyznaczają zasady organizacji pracy; nie ma nawet wielkiej różnicy między
tymi, co na górze, a tymi, co są na samym dole hierarchicznej drabiny. Wszyscy wykonują czynności
przewidziane przez strukturę organizacji, w przepisanym tempie i w przepisany sposób. Nawet uczucia są
ustalone: wyrozumiałość, pogoda, solidność, ambicja i zdolność gładkiego współżycia z otoczeniem. Rozrywka
jest również zrutynizowana w podobny, chociaż nie aż tak drastyczny sposób. Książki wybierane są przez kluby
książek, widowiska przez właścicieli kin i teatrów, którzy płacą za slogany reklamowe; cała reszta jest również
ujednolicona: niedzielna wycieczka samochodem, zebrania przy telewizorze, partia kart, przyjęcia towarzyskie.
Od urodzenia się do śmierci, od poniedziałku do poniedziałku, od rana do wieczora - wszystkie czynności są
zrutynizowane, prefabrykowane. I jak człowiek schwytany w sieć tej rutyny może nie zapomnieć, że jest czło-
wiekiem, niepowtarzalną indywidualnością, kimś, kto otrzymał tylko jedną szansę życia ze wszystkimi
nadziejami i rozczarowaniami, ze smutkiem i lękiem, z tęsknotą za miłością i strachem przed nicością i
samotnością?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin