Kot ktory_. #11 Kot ktory mieszkal wysoko - BRAUN LILIAN JACKSON.txt

(393 KB) Pobierz
BRAUN LILIAN JACKSON





Kot ktory... #11 Kot ktorymieszkal wysoko





LILIAN JACKSON BRAUN





GTW

tom 11.



Kot, ktory mieszkal wysoko



Przelozyl



Stanislaw Kroszczynski





Tytul oryginalny serii: The Cat Who... Series!Tytul oryginalu: The Cat Who Lived High

Tlumaczenie z oryginalu: Stanislaw Kroszczynski

Projekt okladki: Aleksandra Mikulska

Korekta: Maciej Korbasinski

Sklad: Elipsa Sp. z o.o.



Copyright (C) 1966 by Lilian Jackson Braun

Copyright (C) for this edition by Elipsa Sp. z o.o.



ISBN 978-83-61226-51-2

Elipsa Sp. z o.o.

01-673 Warszawa, ul. Podlesna 37

tel./fax +48 (22) 833 38 22



Printed in EU





INFORMACJE (0 22) 624 16 07

(od pn. do pt. w godz.

9.00-17.00)



Rozdzial pierwszy





Wiadomosc, ktora dotarla do miasta Pickax w ten zimny, listopadowy poranek, przejela groza te niewielka spolecznosc zamieszkujaca odlegly, polnocny kraniec stanu. Pierwszy o wypadku samochodowym dowiedzial sie Andrew Brodie, komendant policji w Pickax. Doszlo do niego czterysta mil na poludnie, w niebezpiecznym, zurbanizowanym rejonie, ktory miejscowi nazywali Nizinami. Policja z wielkiego miasta poprosila Brodiego o pomoc w znalezieniu najblizszej rodziny.Dowiedzial sie, ze zgodnie z relacja swiadkow zabity jechal czteropasmowa autostrada przez centrum miasta, kiedy pasazerowie mijajacego wozu zaczeli do niego strzelac i spowodowali, ze kierujacy stracil kontrole nad pojazdem, uderzyl w betonowy wspornik i samochod zapalil sie. Cialo kierowcy splonelo, ale po tablicy z numerami udalo sie ustalic, ze samochod zarejestrowany byl na Jamesa Qwillerana, lat piecdziesiat dwa, mieszkanca Pickax.

Brodie walnal piescia w biurko. Jego twarz wykrzywila rozpacz i gniew.

-A ostrzegalem go! Ostrzegalem! - zawolal.

Qwilleran nie mial zadnych zyjacych krewnych. Potwierdzil to telefon do jego adwokata. Jego rodzina skladala sie z jedynie dwoch kotow syjamskich, choc jesli spojrzec na to pod innym katem, mozna powiedziec, ze obejmowala zarazem wszystkich mieszkancow Moose County. Mile obejscie i ekscentryczny styl zycia bylego dziennikarza zaskarbialy "panu Q" powszechna sympatie. Byl autorem rubryki w lokalnej prasie, ktora zyskala grono milosnikow. Bujne wasy, ciezkie powieki i wlosy siwiejace na skroniach pociagaly kobiety w kazdym wieku. Dodatkowo fakt, ze byl najbogatszym kawalerem w trzech okregach i zapamietalym filantropem, czynil go wartosciowym czlonkiem spolecznosci.

Brodie natychmiast zadzwonil do Archa Rikera, wieloletniego przyjaciela Qwillerana i obecnego wydawcy gazety w Moose County.

-Cholera! Ostrzegalem go przed ta dzungla! - komendant krzyczal przez telefon. - Mieszka tu od trzech lat i juz zapomnial, ze zycie na Nizinach to jak gra w rosyjska ruletke!

Riker byl wstrzasniety i nie mogl wykrztusic slowa, w koncu zdolal tylko stwierdzic:

-Qwill o tym wiedzial. Zanim sie tu przeprowadzil, mieszkal w miescie przez piecdziesiat lat. Dorastalismy razem w Chicago.

-Wiele rzeczy zmienilo sie od tamtego czasu - zauwazyl Brodie. - Boze! Czy wiesz, co to znaczy?

Otoz Qwilleran odziedziczyl ogromny majatek, fortune Klingenschoenow, ale pod jednym warunkiem: musial mieszkac w Moose County przez piec lat. W przeciwnym razie miliony albo moze i miliardy Klingenschoenow mialy przypasc w udziale alternatywnym spadkobiercom spoza stanu.

Riker wysluchal posepnie tyrady Brodiego i zadzwonil do Polly Duncan, bliskiej przyjaciolki Qwillerana. Byla zdruzgotana zalobna wiescia. Arch postanowil jak najszybciej poleciec do miasta. Gdy wydawca powiadomil dzial informacyjny swojej gazety i lokalna stacje radiowa, w miescie rozdzwonily sie telefony, przekazujac ponura wiadomosc coraz dalej; przerazenie i smutek opanowaly Moose County. Tysiacom czytelnikow bedzie brakowalo rubryki Qwillerana na drugiej stronie gazety. Setki z nich beda tesknic za widokiem pana Q przejezdzajacego na rowerze przez wiejskie drogi albo przechadzajacego sie dlugimi krokami po centrum miasta Pickax, z powaznym wyrazem twarzy, odpowiadajacego na powitania uprzejmym pozdrowieniem. Wszyscy zdawali sobie sprawe, ze spolecznosc straci teraz stypendia, dofinansowania i nieoprocentowane pozyczki. Zadawali sobie pytanie, dlaczego tak nierozwaznie zaryzykowal wyprawe na Niziny? Tylko jedna osoba martwila sie o koty. Lori Bamba, jego sekretarka na pol etatu, rozplakala sie:

-Co teraz bedzie z Koko i Yum Yum?

W Moose County bylo mnostwo kotow: polujacych na myszy w stodolach, kotow zdziczalych, rozpieszczonych kotow domowych. Jednak nikt nie rozpieszczal kotow tak jak Qwilleran, a zaden z nich nie byl tak wyjatkowy jak Kao K'okung, zwany na co dzien Koko. Koko ze swoimi szlachetnymi wasami, arystokratycznymi uszami, wrazliwym nosem i nieprzeniknionym spojrzeniem widzial to, co niewidzialne, slyszal to, co nieslyszalne, i wyczuwal to, czego nikt jeszcze nie wiedzial. Jego towarzyszka byla kotka Yum Yum, ktora podbila serce Qwillerana, gdy z przymknietymi oczami dotykala lapka jego wasow, mruczac przy tym gardlowo. Byla to nader urodziwa parka o zlocistobezowych futerkach, brazowych pyszczkach i lapach, obdarzona hipnotyzujacymi, niebieskimi oczami. Co sie teraz z nimi stanie? Czy ktos bedzie je karmil?

Pozostawalo jeszcze najwazniejsze dotyczace ich pytanie: Czy koty jeszcze zyja? Czy byly w plonacym samochodzie?

Na dwa tygodnie przed tym, jak policja stanowa zadzwonila do Brodiego ze wstrzasajaca wiadomoscia, Qwilleran i jego dwaj koci towarzysze spedzali spokojny wieczor w domu w Moose County. Krzepki mezczyzna, wzrostu ponad metr osiemdziesiat, beztrosko rozpieral sie w glebokim fotelu, prawie najwygodniejszym w domu - i nie myslal wlasciwie o niczym. Koty wylegiwaly sie w najlepszym z foteli, traktujac to wyroznienie jako naturalne i nalezne kocim majestatom. Pograzone byly w medytacji, a przy tym prezentowaly sie wytwornie i malowniczo. Kiedy domowa cisze zaklocil halas dzwonka, Qwilleran niechetnie podniosl sie i poszedl do telefonu w sasiednim pokoju. To byla zamiastowa z Nizin. Uslyszal nieznajomy glos.

-Witam, panie Qwilleran. Nigdy pan nie zgadnie, kto mowi!... Amberina z "Trzech Zwariowanych Siostrzyczek", z Junktown! Pamieta mnie pan?

-Oczywiscie, ze pamietam - odpowiedzial dyplomatycznie i jednoczesnie zaczal sie goraczkowo zastanawiac. Trzy kobiety prowadzily sklep ze starociami, ale ktora z siostr miala na imie Amberina? Roztrzepana blondynka czy zwariowana na punkcie mezczyzn rudowlosa, a moze ta przecietna brunetka?

-Co slychac na Nizinach? - zapytal. - Nie bylo mnie tam od dawna. Prawde mowiac, juz od trzech lat.

-Nie poznalby pan Junktown - odparla. - Mowia, ze podnosi nam sie status. Ludzie kupuja stare domy i je remontuja. Powstaja luksusowe restauracje, sklepy z antykami.

-Czy nadal prowadzicie sklep?

-Nie, przestalysmy. Ivrene skonczyla szkole plastyczna i dostala prace w Chicago. Cluthra poslubila faceta z pieniedzmi - kto by pomyslal! - i przeprowadzila sie do Teksasu. A ja pracuje w domu aukcyjnym. Z tego, co slyszalam, pana zycie takze sie zmienilo, spadek i to wszystko.

-Tak, ku mojemu zdziwieniu... Przy okazji, czy slyszala pani o Iris Cobb?

-Boze, to byl prawdziwy szok! W Junktown byla po prostu jak zywe srebro.

-Czy Mary Duckworth nadal ma "Blekitnego Smoka"?

-No pewnie! Najlepszy sklep z antykami na tej ulicy, scislej mowiac, najdrozszy. Robert Maus otworzyl szykowna restauracje, a Charlotta Roop jest jej menedzerem. Mysle, ze zna pan ich oboje.

Dlaczego - zastanowil sie Qwilleran - ta kobieta dzwoni do mnie po trzech latach? Jego chwilowe milczenie sprawilo, ze wlasnie przeszla do rzeczy.

Amberina oznajmila mianowicie:

-Mary chciala, zebym do pana zadzwonila, poniewaz wyjezdza z miasta. Chciala panu cos zaproponowac.

-No, smialo!

-Czy zna pan duzy, bialy apartamentowiec o nazwie "Casablanca"? Jest zniszczony, ale dosc charakterystyczny.

-Troche go pamietam.

-To taki wysoki budynek miedzy Junktown a nowo zagospodarowywanym terenem, gdzie powstaja biurowce i bloki mieszkalne.

-Tak, teraz juz wiem, o ktory chodzi - powiedzial.

-A wiec, krotko mowiac... rzecz w tym, ze niektorzy deweloperzy chca rozebrac Casablance, a to bylaby zbrodnia! Ten budynek jest naprawde cenny! I ma dluga historie. W Junktown utworzono nawet specjalny Komitet Ocalenia "Casablanki". W skrocie KOC.

-Czy KOC zdola otulic zagrozony budynek? - zazartowal Qwilleran.

-Marne widoki. Dlatego dzwonimy do pana.

-W czym moge pomoc?

Wziela gleboki oddech.

-"Casablanca" byla kiedys najlepszym adresem w miescie. KOC chce, zeby pan ja kupil i odnowil... No wlasnie! Powiedzialam to! Nie bylo latwo.

Teraz Qwilleran musial wziac gleboki oddech.

-Poczekaj chwileczke, Amberino. Pozwol, ze cos ci wyjasnie. Nie jestem finansista i nie angazuje sie w biznesowe przedsiewziecia. Przeciwnie, jestem od tego jak najdalszy. Prawda jest taka, ze przeksztalcilem swoj spadek w Fundacje Klingenschoenow i w ogole sie nim nie zajmuje. - Co prawda zdarzalo mu sie dosc czesto sugerowac Fundacji rozne posuniecia, ale uznal, ze akurat w tej chwili nie ma potrzeby sie nad tym rozwodzic.

-Wszyscy pamietamy, jak wiele pan zrobil dla Junktown, kiedy pisywal pan jeszcze do "Daily Fluxion", panie Qwilleran. Pana artykuly naprawde przebudzily nas z odretwienia i pobudzily do dzialania.

Przygladzil wasy, wspominajac pamietna zime w tej obskurnej czesci miasta.

-Przyznaje, ze wrazenia z Junktown wzbudzily we mnie zainteresowanie kwestia ochrony zabytkow - powiedzial - i teoretycznie popieram wasza propozycje, ale nie wiem, czy jest ona wykonalna.

-Och, musi pan obejrzec "Casablance"! - powiedziala z entuzjazmem. - Eksperci twierdza, ze ten dom kryje wielkie mozliwosci. - Qwilleran zaczal przypominac sobie Amberine. To byla ta naj...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin