Ciemna noc niewierności.pdf

(71 KB) Pobierz
Ciemna noc niewierności
Ciemna noc niewierności
W filmie o zdradzie Kubrick nie zdradził ani siebie, ani widzów
„Oczy szeroko zamknięte” jest to ostatni film Stanleya Kubricka, czołowego
reprezentanta ambitnej sztuki kina, zmarłego w marcu w wieku lat 71.
Premiera podwójnie zaskakująca: ze względu na ascetyzm, jako że
dotychczasowa twórczość reżysera była bogata wizualnie, oraz na treść: jest
nią uraz zdrady małżeńskiej.
ZYGMUNT KAŁUŻYŃSKI
Jest to kino sugestywne i w tym miejscu konieczne jest ostrzeżenie: Sz. Czytelnicy,
którzy jeszcze nie widzieli filmu, lecz życzą sobie mieć z niego pełną satysfakcję,
nie powinni czytać tego tutaj tekstu: w odbiorze „Oczu” ważne jest to, co
profesjonaliści nazywają suspens, czyli napięcie.
Czy jednak na pewno pasuje tu ono? Podobny niepokój stosowny jest w sensacji,
tymczasem tutaj treść stanowi błąkanie się po nocy doktora Harforda, z intencją, by
odbyć przygodę męsko-damską i głównym pytaniem, jakie zarówno on, jak my
sobie stawiamy, jest, czy mu się to uda. Bowiem żona po dziewięciu latach
małżeństwa – mają córkę – powiedziała mu, że kiedyś tam miała ochotę na oficera
marynarki spotkanego przelotnie, co niespodziewanie dla niego ugodziło go tak
dotkliwie, że wyruszył z zamiarem dokonania aktu niewierności. Co stanowi całą
treść filmu ciągnącego się dwie godziny i czterdzieści minut.
Temat podobnie, zdawałoby się, ograniczony wygląda na wyjątek w dorobku
Kubricka. Bowiem jego znaczenie w dziejach kina polega na podejmowaniu
gatunków popularnych i przekształcaniu ich w dzieła sztuki. „2001: Odyseja
kosmiczna” była to science fiction, która stawiała pytanie o los ludzki we
wszechświecie, „Lśnienie” („Shining”) był to horror, który – w wykonaniu Jacka
Nicholsona – przekształcił się w dramat twórczości, która nie może się spełnić i
popada w szaleństwo. „Barry Lindon” – film kostiumowy w rodzaju tłuczonym w
Hollywood stał się wizją społeczności przeżartej przez obłudę. Co więcej, były to
imponujące widowiska, wypielęgnowane co do szczegółu, w wypracowanym stylu.
Skąd więc wzięło się kameralne zainteresowanie Kubricka dla rozgoryczonego
Harforda, który samotnie przez pół doby snuje się po ulicach? Nie mniej dziwne
wydaje się źródło literackie „Oczu”. Co prawda Kubrick posługiwał się
pierwowzorami beletrystycznymi („2001: Odyseja kosmiczna” – powieść Arthura C.
Clarke’a, „Lśnienie” – horror S. Kinga, „Lolita” wg Nabokova), ale miały one
związek ze współczesnością, tymczasem scenariusz „Oczu” pochodzi z tekstu
anachronicznego i zaiste trzeba było grzebać się po bibliotekach, by trafić na
niego.
1
8852621.001.png 8852621.002.png 8852621.003.png 8852621.004.png
Seks i groza
Jest to krótka nowela Artura Schnitzlera, zmarłego w roku 1931, lecz który należy
do wieku poprzedniego i do środowiska, którym był Wiedeń cesarski. Jest on
autorem sztuk, które były w swoim czasie przerabiane na filmy, ale Kubrick zajął
się jego prozą, którą zaiste można określić jako regionalną. Oddycha ona
atmosferą ówczesnej stolicy Habsburgów: melancholijną, schyłkową, na granicy
degeneracji, lecz rafinowanie kulturalną; przy tym jest to społeczeństwo, które dba
o fason, honor, styl. Dzieją się tu tragedie z powodu niezapłaconych długów;
odbywają się pojedynki. Ale główną treścią jest obyczajowość erotyczna: Schnitzler
był przyjacielem profesora Freuda i sam zajmował się psychoterapią seksualną.
Tyczy ona jednak u niego mentalności, która dla nas wygląda na osobliwość.
Nowele Schnitzlera wyszły po polsku w 1971 r. w przekładzie Marii Wisłowskiej,
pod tytułem „Panna Elza”. Już ten czołowy tekst wyraża orientację Schnitzlera.
Matka zwraca się do córki Elzy, by poprosiła znanego jej nababa Dorsdaya o 50
tys. guldenów, bo ojciec-adwokat jest zagrożony więzieniem, stracił pieniądze
sierocińca w grze hazardowej. Dorsday się zgadza, ale żąda, by Elza pokazała mu
się nago. Elza przychodzi, gdy odbywa się u niego eleganckie przyjęcie, naga
przykryta tylko płaszczem, ale do demonstracji nie dochodzi, bo mdleje, i w trakcie,
gdy ją ratują, truje się weronalem: jej ostatnie słowa są: „Zasypiam słodko”. Jest
więc ona ofiarą naruszenia porządku seksualnego, tak jak ona go pojmowała, i do
którego udało jej się wrócić za pomocą samobójstwa.
Ten temat występuje u Schnitzlera stale: jego postaci zostają zaatakowane w
swoim osobistym poczuciu ładu seksualnego: dokonuje się agresji, często tylko
psychologicznej, na ich emocje związane z seksem, co prowadzi do urazu,
nieszczęścia, nawet śmierci. Podobnie dzieje się w noweli wybranej przez
Kubricka, zatytułowanej „Traumnovelle” (po polsku w naszym tomie: „Jak we śnie”):
Fridolin (u Kubricka Harford), gdy żona mu opowiedziała, że miała przez chwilę
pociąg do kogoś, zresztą nieznanego jej, wstrząśnięty ucieka z domu, by się
zemścić. Podobne cierpienie, w 1999 r., gdy nie takie już kawałki oglądaliśmy,
wygląda na dziecinne maniactwo. Poznaliśmy panie, które za znacznie mniejszą
ilość guldenów potrafią zrobić znacznie więcej niż Elza. Na co więc było to
potrzebne Kubrickowi?
Tym bardziej że trzyma się on owego tekstu ze zdumiewającą dokładnością! (ale z
dodanymi dwiema scenami). Do tego stopnia np., że gdy Schnitzler pisze, że
Fridolin położył rękę na czole swojego zmarłego pacjenta Nathansona, Tom Cruise
w roli Harforda wykonuje ten sam gest, co prawda w innej intencji: w noweli było to
2
 
bolesne współczucie, w filmie jest to lekarski profesjonalizm. Tylko że właśnie o
intencję chodzi. Kubrick bierze tekst, ale traktuje go jako szkic, szkielet czy raczej
drabinę, po której wchodzi wyżej; jego hasłem jest: „Dajcie mi akcję, ja dostarczę
styl”. Toteż Schnitzler, pozornie nienaruszony, okazuje się u niego nie do poznania.
Po co więc był mu potrzebny?
Zapewne Kubrick zauważył tu szansę, by, pozbywszy się wiktoriańskich
naleciałości obyczajowych przesadnie ważnych dla Schnitzlera, odkryć to, co bez
względu na epokę, rygory i przejściowe tabu jest zawsze tą samą niezmienną
prawdą o seksualizmie człowieka. Nowela dostarczyła mu tej możliwości właśnie z
racji „freudyzmu” Schnitzlera, który prawie że metodycznie rejestruje
charakterystyczne sytuacje: w filmie urastają one do typowych. Harforda kokietują
na przyjęciu dwie eleganckie modelki: szansa przygody salonowej nie bez
perwersji, bo we troje. Udaje on się do pacjenta właśnie zmarłego, którego córka, w
szoku po śmierci ojca, wyznaje mu miłość: możliwość skorzystania z naiwnego
sentymentalnego uczucia. Zaprasza go urodziwa call girl, gotowa obsłużyć jego
skryte potrzeby w sposób profesjonalny: seks skalkulowany. Nieletnia córka
właściciela składu kostiumów, którą pieszczą za zezwoleniem ojca dwaj zamożni
Japończycy, może mu służyć, gdyby odezwało się w nim odchylenie pedofilskie.
Wreszcie kulminację stanowi orgia dla wtajemniczonych, na którą Harford dostał
się nielegalnie, włożywszy obowiązującą tu maskę (dlatego był u owego
kostiumera): jest to przegląd pełnej skali rozpasania, do ostateczności, którą jest
masochistyczne zagrożenie: bo doktorowi, który wtargnął tu jako obcy i został
rozpoznany, grozi represja: jego poszukiwanie seksu dociera do granicy śmierci.
Na granicy koszmaru
Otworzył się przed nim komplet sposobności, przeszedł on szczeble erotyzmu aż
do jego degeneracji, lecz nie skorzystał z żadnej z tych okazji. Film wszystkie te
doświadczenia pogłębia, wobec ich tylko szkicowego zaznaczenia w oryginale
Schnitzlera, ale to wciąż nie wyjaśnia niezwykłej magii „Oczu”. Zacząłem od
stwierdzenia, że film ten, trudny do zaklasyfikowania, jak zresztą wszystkie rzeczy
Kubricka, jest jednak w porównaniu z poprzednimi jego wielkimi spektaklami
wstrzemięźliwy. Otóż bynajmniej: może się tak wydawać na podstawie akcji
ograniczonej czasowo i zorientowanej na jedną postać: a jednak jest to obraz
nabrzmiały intensywnością nie mniej jak inne wielkie inscenizacje Kubricka.
Przeniósł on akcję do Nowego Jorku, do jego dzielnicy artystów Greenwich Village,
ale kompletnie sztucznej, zbudowanej w atelier w Anglii. Panuje tu bezustanna noc,
ruch wydaje się spowolniony i nawet zastygły, Harford przemieszcza się
taksówkami, owymi charakterystycznymi tamtejszymi w żółtym kolorze, lecz
przesuwającymi się po ulicach lśniących od wody z niepokojącą jednostajnością.
3
 
Jesteśmy bowiem stale na granicy rzeczywistości i sennego koszmaru, ale ani na
chwilę nie przekraczamy jej w jedną lub drugą stronę, tkwimy w bezustannej
niepewności, a to dlatego, że odbywamy wyprawę podwójną: autentyczną włóczęgę
po mieście, lecz jednocześnie wewnętrzną podróż psychologiczną w doznaniach
Harforda. Klimat, który wyraża ścieranie się sprzeczności: pasja i usiłowanie, by się
jej pozbyć, pragnienie i lęk, uraz zdrady i walka z nim. O prawdzie tego kina
decyduje natężenie emocji: otóż Kubrickowi udało się je konsekwentnie utrzymać.
Krytyka amerykańska zgłosiła zastrzeżenia do obsady: Tom Cruise jest jakoby
aktorem z akcyjnych filmów wyczynowych, nie pasującym do duchowej rozterki
Harforda. Nie uważam: może nie operuje on subtelnością, ale ma dar
natychmiastowego przekształcania akcji w emocję oraz emocji w akcję: jest
nowoczesny, zaś zamiarem Kubricka było wydobyć to, co w dramacie „Oczu” jest
zawsze aktualne i niezmienne w ludzkim charakterze. Cruise jest przejmujący, gdy
wróciwszy do domu, z głową wspartą na ramieniu żony (zresztą jego autentycznej,
Nicole Kidman), ma atak rozpaczliwego szlochu. Dlaczego? Jaki jest wniosek? U
Schnitzlera, który był lekarzem-psychiatrą, jest on uspokajający: kończy się
wybaczeniem i pocałunkiem. Tu jest inaczej, mimo że porozumienie również
następuje, ale jakie? Zarówno mąż i żona są winni: ona, bo prowokowała go
opowiadaniem o chęci zdrady, on, bo owej zdrady próbował dokonać. Ona go
zraniła, on zareagował chęcią odegrania się. Co prawda nie było czynu, do zdrady
nie doszło z powodu okoliczności, ale obydwoje popełnili ją w intencji. Zniszczyli
zaufanie do siebie: teraz trzeba zacząć od początku. Co więcej, wypadnie żyć ze
wspomnieniem owych fantasmagorii i mogą one wrócić, bo nie da się powstrzymać
myśli, które nas nachodzą. „Nie ma rzeczywistości ani snu, które dałoby się
całkowicie wytłumaczyć. Ale nie ma też snu, który nie miałby znaczenia”.
Rozpocznijmy powtórnie od tego co najprostsze, mówi żona: jej ostatnie słowo to
jest „fuck”, czyli należy się rżnąć, a potem zobaczymy. Rezultat nie jest ani
jednoznaczny, ani optymistyczny, ani pesymistyczny i cały film jest taki: jest bez
porównania bogatszy w możliwości, niż gdyby padły jakieś oczywiste moralne
definitywne stwierdzenia. O to również recenzenci mieli do Kubricka pretensję, ale
zgłaszali podobne zarzuty z okazji każdego jego filmu. Jego „Lolita” o miłości
pedofilskiej, jego „Doktor Folamour” szydzący z mocarstw atomowych, jego
„Ścieżki chwały”, film kompromitujący sztaby generalne, były okresowo i w różnych
krajach zakazane przez cenzurę. W swoim ostatnim filmie, jakoby kameralnym,
lecz bynajmniej nie kameralnym, o zdradzie, sam Kubrick nie zdradził ani siebie,
ani nas, swoich widzów.
4
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin