Klasyk buntu.pdf

(73 KB) Pobierz
Klasyk buntu
Klasyk buntu
Jean-Luc Godard wraca na ekrany nowym filmem w swoim starym stylu
Festiwal w Cannes w 1968 r. został przerwany drugiego dnia. Za sprawą Jean-
Luc Godarda i jego kolegów. Były buntownik i anarchista wraca na nasze
ekrany nowym filmem – „Pochwałą miłości”.
ZYGMUNT KAŁUŻYŃSKI
Panie i panowie, proszę zająć miejsca, seans się zaczyna” – zapowiedziała
spikerka 17 maja 1968 r., otwierając festiwal w Cannes. Ale wtedy na estradę
wkroczył Jean-Luc Godard i jego koledzy z miesięcznika „Cahiers du Cinema”.
W przeciwieństwie do publiczności w obowiązujących strojach wieczorowych mieli
na sobie dżinsy, adidasy oraz bluzy robocze. „Wasza reakcyjna uroczystość nie
istnieje”, oświadczył Godard i zerwał rozsuwaną kurtynę.
Obecnie, po upływie 35 lat, na nasze ekrany wchodzi „Pochwała miłości”, 18 film
Godarda liczącego 73 lata. Co dziś oznacza jego kino, jego rewolta oraz ruch, który
on wówczas reprezentował? Otóż jego uczestnicy przekształcili się w biznesmenów
podtrzymujących system, który usiłowali zlikwidować, program Godarda i kolegów
okazał się rozdziałem historii kina, on sam zaś został klasykiem odległym,
obojętnym.
Tak też prezentuje się jego ostatni film. Jest on, jak zwykle u tego reżysera, jego
osobistym monologiem, w którym aktorzy, pejzaże i nawet rekwizyty stanowią
ilustrację jego myśli, tak jak ona przebiega, bez dbałości o uporządkowanie.
Niespodziewane skojarzenia, aluzje, skoki i znowu nawroty: odruchy emocjonalne
przemieszane z refleksją; wykład i ataki furii; groch z kapustą z iskrami. Powracają
też jego tematy: los sztuki filmowej; miłość i erotyzm w świecie współczesnym;
krytyka aktualności politycznej. Wszystko to najpierw zakwestionowane, następnie
poddane destrukcji.
Edgar pragnie zrobić dzieło sztuki, ewentualnie film, który obejmie całość pojęcia
miłości – symbolem tego zamiaru jest książka o niezapisanych białych stronicach.
Jaka miłość jest dojrzała? Trudność polega na tym, że wiadomo o miłości wśród
młodych, wśród starych, ale nie wśród dorosłych; pojęcie miłości się gubi. Edgar
znajduje wykonawczynię jego zamysłu Berthę, ale ta popełnia samobójstwo, jak
zwykle bywa u Godarda, co oznacza fiasko zamiaru. Edgar dyskutuje
z autentycznym historykiem Jeanem Lacouture o Ruchu Oporu i spotyka
małżeństwo starych jego uczestników, którzy zamierzają sprzedać swoje
wspomnienia Amerykaninowi-konkurentowi Stephenowi Spielbergowi. Co jednak
okazuje się podejrzane: historyk wykrył, że mąż zdradził żonę Niemcom, zresztą
zdaje się na polecenie organizacji, jednak się uratowała i potem się pobrali. Akcja,
1
8852793.001.png 8852793.002.png 8852793.003.png 8852793.004.png
którą tu opowiadam, jest ledwie zarysowana, bo film biegnie na ciągu skojarzeń,
cytatów, obrazów przypadkowych, które podsuwa własna wizja Godarda rozmyślnie
nieuporządkowana.
Film, ze swoją manierą, z całą charakterystyczną godardowską prywatnością,
wygląda na jeszcze jedną wersję albo wręcz na samokarykaturę twórczości,
uprawianej przez niego od blisko pół wieku. Jak zwykle u Godarda, obyczaje,
charakter oraz polityka zostają doprowadzone do ostateczności
i skompromitowane, na co dziś patrzymy okiem cokolwiek zimnym.
Barykady nie były potrzebne
Inaczej było w owym 1968 r. Miałem okazję być w tym czasie i także później
parokrotnie we Francji z okazji festiwalu w Clermont-Ferrand. Otóż ruch ten był
zgoła czymś innym niż wizją, jaką następnie do niego dodali komentatorzy, usiłując
go zdyskontować politycznie albo wiążąc z nim swoje własne nadzieje. Mówiło się
po wygaśnięciu całej owej akcji o „próbie generalnej rewolucji”, o „wstępie do
rewolucji” ewentualnie o „rewolucji, która się nie udała”. Otóż jest to
nieporozumienie: ruch miał na celu nie obalenie porządku, lecz zmianę. Szło nie
o zniszczenie systemu, lecz o stworzenie w jego ramach innej cywilizacji. Była to
rewolta kulturalna, nie polityczna: żądała innego sposobu życia, co wreszcie udało
się przeprowadzić. Niemniej, posługiwała się gestami, aktami i słownictwem
gwałtownym, zaczerpniętym z autentycznych przykładów rewolucyjnych i stąd brały
się zbyt daleko idące oceny ruchu. (O rewolcie 1968 r. pisaliśmy przed tygodniem:
patrz „Kwiaty przeciw korzeniom” oraz wywiad z Danielem Cohn-Benditem, jednym
z liderów Francuskiego Maja ’68, POLITYKA 20).
Zniszczenie nie było jednak tak znaczne, jak to później koloryzowano, ani bunt tak
bezwzględny, jakby wynikało z rewolucyjnego słownictwa. Było tu więcej gestów niż
destrukcji, tak np. działo się z barykadami. Były bez sensu i stanowiły li tylko
wizualną manifestację, z aluzją do tradycji przewrotów ludowych w rodzaju
rewolucji lipcowej, tak jak to opisuje Wiktor Hugo. Barykada miała uzasadnienie
jako zapora przeciwko szarży kawaleryjskiej i zasłona w razie ataku policji, ale
w wieku helikopterów odgrywała rolę zaledwie romantycznej dekoracji. Jedna z nich
znajdowała się w impasie St. Antin, w zaułku, który donikąd nie prowadził.
Przedstawiciel grupy anarchistycznej usiłował oddać mocz na znicz stale płonący
pod Łukiem Tryumfalnym na Grobie Nieznanego Żołnierza: przeszkodzono mu
jednak. Kto? Trockiści, czyli grupa skrajnej lewicy! Sikający kłócił się z nimi:
„Koledzy, przecież robimy rewolucję! ”. „Tak, ale jesteśmy wciąż republikanami! ”.
2
 
Na tym tle wyłania się filmowa Nowa Fala, której reprezentantem najbardziej
wyrazistym był właśnie Godard. Jej prekursorem był ruch literacki, określany
podobnym terminem, który w przeciwieństwie do tradycyjnych sposobów,
dramatycznych, sensacyjnych, komercjalnych, żądał zbliżenia się do prawdy za
pomocą biernej notacji strumienia świadomości. Weźmy np. powieść Robbe-
Grilleta, jednego z czołowych przedstawicieli szkoły, „Le voyeur” (Podglądacz).
Idzie o wypadek dramatyczny: zabójstwo pasterki wiejskiej przez komiwojażera. Ale
zbrodnia ta zrelacjonowana jest w paru zdaniach, gdzieś tam na setnej stronicy,
zaś cały materiał powieści, przed i po tym wypadku, składa się z opisu tysiąca
drobnych czynności codziennych, wykonanych przez główną postać zanim doszło
do zabójstwa i następnie już po nim. Przy tym pisarz nie interesuje się stanem
ducha bohatera, jego emocjami, jego wrażeniami, lecz przedstawia błahą minutę po
błahej minucie od strony zewnętrznego zapisu, gestu, mechanicznego zachowania
się – jakby to mogła robić taśma magnetofonowa idąca automatycznie. Tak więc
sznurowanie trzewika zabiera tyleż uwagi i miejsca co zgładzenie dziewczyny, przy
czym dysproporcja ta oznacza zatarcie znaczenia czynu dramatycznego,
roztopionego, rozpuszczonego, rozmazanego w potoczności lejącej się spokojnie
z upływem czasu.
Właśnie podobne były zasady Nowej Fali; dzisiaj nie zwracają już one uwagi, bo
jesteśmy do nich przyzwyczajeni, ale wtedy stanowiły uderzające odkrycie. Kino
jeszcze w latach 60. było kręcone w atelier, w sztucznych dekoracjach, według
scenariuszy skom-ponowanych, dozujących napięcie, pilnujących pointy,
z wymyślonymi dialogami. Tymczasem nowofalowcy filmowali jak leci, ich filmy
z pozoru nie miały ani początku, ani finału, bo nie ma go w życiu, stanowiły jego
ochłap. Myśli, wspomnienia, wizje były włączone bez ostrzeżenia i przygotowania
w bieg taśmy, gdy w dawnym kinie w takim wypadku bohater zasiadał w fotelu,
podpierał brodę, popadał w zamyślenie, ekran rozmydlał się i wtedy dopiero
pojawiał się fragment z przeszłości naszej postaci. Czy jednak tak bywa w życiu?
– pytali nowofalowcy, czy gdy zastanawiamy się nad czymś innym niż przed chwilą,
pojawia się ekran pełen mgły? Bynajmniej: nasze myśli są ciągłe, jest to
nieprzerwany strumień świadomości i kino jest obowiązane odtworzyć tę prawdę.
Mieszało ono też chronologię: to co było dawniej, splata się z tym co dziś, to, co
miało nastąpić w przyszłości, pokazywało się już teraz bez ostrzeżenia, bo tak
dzieje się w naszym mózgu. Akcja odbywała się w autentycznych lokalach, na
prawdziwych ulicach, w byle jakich wnętrzach, bez względu na to, czy są ciekawe,
malownicze, efektowne: wystarczało, że jesteśmy na miejscu. Tu zresztą
nowofalowcom przysłużył się postęp techniczny, właśnie w latach 60. fotografia
udoskonaliła się dzięki wprowadzeniu elektroniki: obecnie można już było
fotografować byle gdzie, przy przypadkowym oświetleniu, wystarczała pojedyncza
żarówka w piwnicy i nowofalowcy nie odmawiali sobie podobnych półmrocznych
sytuacji.
3
 
Opis minionej gorączki
Wszystko to należy od dawna do repertuaru sztuki filmowej, natomiast pojawienie
się filmu Godarda po długiej przerwie wyłania pytanie o wartość jego treści.
Postawa „Pochwały miłości” jest stale podobna, jak bywa u Godarda:
powątpiewanie w obyczaje, politykę, historię, mimo że nastąpiło złagodzenie
w porównaniu z jego poprzednimi gwałtownymi dramatami. W „Do utraty tchu”
Jean-Paul Belmondo zabijał agenta drogowego i sam ginął zastrzelony przez
policję. W „Piotrusiu-wariacie” tenże Belmondo usiłował wraz z Anną Kariną uciec
od cywilizacji, ale gdy Anna stała się ofiarą dawnych porachunków, wysadzał się
dynamitem. W „Żyć własnym życiem” Karina, szukając niezależności, zostawała
prostytutką, lecz ginęła w starciu między alfonsami. W „Karabinierach” dwaj
poczciwcy, namówieni, by wstąpić do armii, bo będzie można gwałcić, mordować
i rabować, gwałcili, mordowali i rabowali, ale wreszcie ginęli.
Film miał opinię manifestu pacyfistycznego, ale czy był nim? Żołnierz walczący nie
dlatego, że ma okazję do bezkarnej zbrodni, ale dlatego, że zmusza go konkretna
sytuacji jego społeczeństwa, z którego losem jest związany. „Karabinierzy”
odsłaniali lukę w programie Godarda. Stanowił on rewoltę wobec współczesności:
doprowadzał do krańcowości bunt roku ’68, ale bez uwzględnienia jego finału:
powrotu do normalności po przeprowadzeniu reform. Gdy stawiano mu ten zarzut,
Godard odpowiadał, że ład, który nastąpił, jest faktem rzeczywistości, zaś jego
sztuka jest wizją intelektu. Zapewne, ale też mogła ona istnieć dlatego, że ów
porządek – zresztą mieszczący się stale w ramach burżuazyjnego liberalizmu
– dawał szansę Godardowi na jego kino.
Okazywał on się wreszcie nieuleczalnym anarchistą, ale anarchia może mieć
rozmaite znaczenie; bywa argumentem, pomocą, poparciem dla postępu. Nihilizm
Godarda jest reakcyjny. Oddala się on coraz bardziej do kroniki historycznej jako
dokument swoich czasów, jako pozycja w encyklopedii; jego ostatni film odbiera
się, jakby wertowało się opis minionej gorączki, należącej już tylko do przeszłości.
4
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin