Aby rozpocz�� lektur�, kliknij na taki przycisk , kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki. Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poni�ej. 2 Henryk Sienkiewicz Na polu chwa�y 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Rozdzia� pierwszy Zima z roku 1682 na 1683 by�a tak mro�na, �e nawet bardzo starzy ludzie nie pami�tali podobnej. Jesieni� pada�y d�ugie deszcze, a w po�owie listopada przyszed� pierwszy mr�z, kt�ry sp�ta� wody i powl�k� drzewa jakby szklann� skorup�. W borach z��d� osiad�a na sosnach i pocz�a �ama� ga��zie. W pierwszych dniach grudnia ptactwo po ponownych mrozach j�o si� zlatywa� do wsi i miasteczek, a nawet le�ny zwierz wychyla� si� z g�stwiny i zbli�a� do mieszka� ludzkich. Jednak�e ko�o �w. Damazego niebo zaci�gn�o si� chmurami, a nast�pnie �nieg wali� przez dziesi�� dni nieustannie. Pokry� krain� na par� �okci grubo, pozasypywa� drogi le�ne i op�otki, a nawet okna w cha�upach. Ludzie rozgarniali �opatami zaspy, aby z domu dosta� si� do stajen i ob�r, a gdy wreszcie �nieg usta�, chwyci� zn�w trzaskaj�cy mr�z, od kt�rego drzewa strzela�y w lesie jak rusznice. W�wczas to ch�opi, skoro im wypad�o jecha� do puszczy po drzewo, je�dzili dla bezpiecze�stwa nie inaczej jak gromadnie, a i to bacz�c, by noc ich nie zaskoczy�a z dala ode wsi. Po zachodzie s�o�ca �aden nie �mia� wyj�� na w�asne podw�rze bez wide� lub siekiery, a psy poszczekiwa�y do rana kr�tkim i przera�onym szczekaniem, jak zwykle na wilki. Jednak�e w tak� to noc i mr�z okrutny sun�� puszcza�skim go�ci�cem wielki bro�ek na saniach, zaprz�ony w cztery konie i otoczony lud�mi. Przed ko�mi jecha� na kr�pej szkapie czeladnik z kafarkiem, to jest z �elaznym koszykiem osadzonym na d�ugiej tyczce, w kt�rym p�on�o smolne �uczywo � nie dla roz�wiecenia drogi, bo widno by�o od ksi�yca, ale dla straszenia wilk�w. Na ko�le siedzia� wo�nica, na siod�owym koniu fory�, a po bokach karocy c�apa�o na podjezdkach dw�ch pacho�k�w zbrojnych w gar�acze i ki�cienie. Ca�y ten orszak posuwa� si� bardzo wolno z powodu ma�o przetartej drogi i zasp �nie�nych, kt�re gdzieniegdzie, zw�aszcza na zakr�tach, wznosi�y si� na kszta�t wa��w w poprzek drogi. Powolno�� ta niecierpliwi�a, a zarazem niepokoi�a Gedeona P�gowskiego, kt�ry dufaj�c w liczb� i dobre uzbrojenie czeladzi, postanowi� by� pu�ci� si� w drog�, chocia� w Radomiu ostrzegano go o niebezpiecze�stwie, a to tym bardziej, �e do Be�cz�czki trzeba by�o jecha� przez Puszcz� Kozienick�. Ogromne te bory rozpoczyna�y si� w owych czasach znacznie jeszcze przed Jedlni�, a sz�y daleko a� za Kozienice, do Wis�y, w stron� le��cej na tamtym brzegu St�ycy, a na p�noc a� do Ryczywo�a. Zdawa�o si� panu Gedeonowi, �e wyjechawszy przed po�udniem z Radomia, stanie jak nic na zach�d s�o�ca w domu. Tymczasem w kilku miejscach trzeba by�o rozkopywa� drog� w op�otkach, na czym schodzi�o po kilka godzin, tak �e Jedlni� przejechali ju� o zorzy wieczornej. Tam ostrzegano ich jeszcze raz, �e lepiej zosta� na nocleg, ale �e u kowala znalaz�o si� �uczywo, kt�rym mo�na by�o sobie �wieci� w drodze, kaza� pan P�gowski rusza� dalej. I oto noc zaskoczy�a ich w puszczy. Trudno by�o jecha� pr�dzej z przyczyny zasp coraz wi�kszych, wi�c pan Gedeon niepokoi� si� coraz bardziej, a wreszcie pocz�� kl��, ale po �acinie, aby nie przestraszy� swej krewnej, pani 5 Winnickiej, i swej przybranej c�rki, panny Sieni�skiej, kt�re jecha�y z nim razem. Panna Sieni�ska by�a m�oda, niefrasobliwa, wi�c nie bardzo si� ba�a. Owszem, odsun�wszy sk�rzan� firank� w oknie karocy i rozkazawszy jad�cemu w pobok pacho�kowi, by nie przes�ania� widoku, weso�o patrzy�a na zaspy i na pnie sosen pokrytych d�ugimi rzutami �niegu, po kt�rych pe�ga�y czerwone blaski �uczywa czyni�c wraz z zielonym �wiat�em ksi�yca mi�� dla oczu igraszk�. Wyci�gn�wszy nast�pnie usta na kszta�t dzi�bka, pocz�a chucha� i bawi�o j� to, �e oddech jej by� widzialny i od ognia r�owy. Lecz boja�liwa i wiekowa pani Winnicka pocz�a biada�: � Dlaczego by�o wyje�d�a� z Radomia albo przynajmniej nie zanocowa� w Jedlni, gdzie ostrzegano ich o niebezpiecze�stwie? Wszystko przez czyj� up�r. Do Be�cz�czki jeszcze kawa� drogi i samym borem, wi�c wilcy zast�pi� im niezawodnie, chybaby archanio� Rafa�, patron podr�nych, zmi�owa� si� nad zb��kanymi, czego na nieszcz�cie nie s� wcale godni. S�ysz�c to pan P�gowski zniecierpliwi� si� do ostatka. Tego tylko brak�o, by o zb��kaniu gada�. Go�ciniec przecie jak strzeli�, a co do wilk�w, zast�pi� albo i nie zast�pi�. Pacho�k�w jest kilku dobrych, a przy tym wilk nierad zast�puje �o�nierzowi � i nie tylko dlatego, �e si� go boi wi�cej od pospolitego cz�eka, ale i z jakowego� afektu, i jako bestia maj�ca bystry dowcip. Rozumie wilk dobrze, �e ni mieszczanin, ni ch�op nic mu darmo nie da i tylko �o�nierz nieraz godnie go po�ywi, albowiem wojn� nie na pr�no ludzie wilczym �niwem nazywaj�. Jednak�e pan P�gowski m�wi�c tak, a zarazem schlebiaj�c po trochu wilkom, niezupe�nie by� ich afekt�w pewny; zamy�li� si� wi�c, czyby nie kaza� jednemu z czeladnik�w zle�� z konia i usi��� ko�o panienki. W takim razie on sam broni�by jednych drzwiczek karocy, a pacho� drugich, nie m�wi�c o tym, �e pozostawiony ko� pomkn��by prawdopodobnie w ty� lub naprz�d i m�g�by poci�gn�� za sob� wilki. Ale zdawa�o si� panu Gedeonowi, �e na to jeszcze czas. Tymczasem po�o�y� na przednim siedzieniu, ko�o panny Sieni�skiej, par� kr�cic i n�, kt�re chcia� mie� na podor�dziu, albowiem nie maj�c lewej r�ki, m�g� si� pos�ugiwa� tylko praw�. Przejechali wszelako spokojnie kilka staja�. Go�ciniec pocz�� si� rozszerza�. P�gowski, kt�ry zna� t� drog� doskonale, odetchn�� jakby z poczuciem ulgi i rzek�: � Niedaleko Malikowa polana. Spodziewa� si� bowiem, �e na otwartym miejscu b�d� co b�d� bezpieczniej jest ni� w borze. Ale w�a�nie w tej chwili pacho�ek jad�cy na przedzie z kafarkiem zawr�ci� nagle konia, poskoczy� ku karocy i pocz�� m�wi� co� szybko do wo�nicy i do czeladnik�w, kt�rzy odpowiadali mu urywanymi s�owy, jak si� m�wi w chwilach, w kt�rych nie ma czasu do stracenia. � Co tam? � zapyta� pan P�gowski. � Co�ci s�ycha�, panie, od polany. � Wilki? � Jakowy� ha�as. B�g wie co! Pan P�gowski ju� mia� da� rozkaz, aby czeladnik jad�cy z kafarkiem skoczy� naprz�d i zobaczy�, co si� dzieje, ale pomy�la�, �e w takich razach lepiej nie zostawa� bez ognia i trzyma� si� kupy, a dalej, �e na widnej polanie obrona �atwiejsza ni� w�r�d boru, wi�c kaza� jecha� dalej. Po chwili jednak pacho�ek zn�w pojawi� si� przy oknie karocy. � Dziki, panie � rzek�. � Dziki? � S�ycha� okrutne rechtanie na prawo od drogi. 6 � To chwa�a Bogu! � Ale mo�e je wilcy napadli. � To te� chwa�a Bogu. Przejedziem mimo bez zaczepki. Rusza�! Jako� przypuszczenie czeladnika okaza�o si� s�uszne. Wyjechawszy na polan� ujrzeli na jakie dwa lub trzy strzelania z �uku przed sob�, na prawo od drogi, zbit� kup� dzik�w, kt�r� otacza� ruchliwy wieniec wilk�w. Straszliwe rechtanie, w kt�rym nie by�o trwogi, ale w�ciek�o��, rozlega�o si� coraz pot�niej. Gdy karoca posun�a si� ku �rodkowi polany, pacho�kowie, pogl�daj�c z koni, dostrzegli, �e wilki nie �mia�y jeszcze rzuci� si� na stado, naciska�y je tylko coraz mocniej. Dziki ustawi�y si� w okr�g�� kup�, jarczaki w �rodku, t�gie sztuki na obwodzie, tworz�c jakby ruchom� fortec�, gro�n�, po�yskuj�c� bia�ymi k�ami, nieprze�aman� i nieustraszon�. Tote� mi�dzy wie�cem wilk�w a ow� �cian� k��w i ryj�w wida� by�o bia�e, �nie�ne kolisko, o�wiecone, jak i ca�a polana, jasnym �wiat�em ksi�yca. Niekt�re tylko wilki doskakiwa�y do stada, ale wnet cofa�y si�, jakby przera�one k�apaniem szabel i jeszcze gro�niejszymi wybuchami rechtania. Gdyby wilki by�y si� ju� zwi�za�y ze stadem, walka poch�on�aby je ca�kowicie i karoca mog�a przejecha� w�wczas nie zaczepiona; skoro jednak si� to nie sta�o, by�a obawa, �e porzuc� niebezpieczny atak, aby popr�bowa� innego. Jako� po chwili niekt�re pocz�y odrywa� si� od gromady i biec ku karocy. Za nimi posz�y inne. Ale widok zbrojnych ludzi stropi� je. Jedne pocz�y si� zbiera� za orszakiem, inne osadza�y si� na kilkana�cie krok�w lub te� obiega�y naoko�o w szalonym p�dzie, jakby chc�c si� przez to podnieci�. Pacho�kowie chcieli strzela�, lecz pan P�gowski zabroni� w obawie, aby strza�y nie �ci�gn�y ca�ej gromady. Tymczasem konie, lubo zwyczajne wilk�w, pocz�y wspiera� si� bokami i wykr�ca� w bok g�owy z g�o�nym chrapaniem, a po chwili zaszed� gorszy wypadek, kt�ry stokrotnie powi�kszy� niebezpiecze�stwo. Oto m�ody podjezdek, na kt�rym siedzia� pacho�ek z kafarkiem, wspi�� si� nagle raz i drugi, a potem rzuci� w bok. Czeladnik rozumiej�c, �e gdyby spad�, zostanie natychmiast rozszarpany, chwyci� si� ��ku, ale jednocze�nie upu�ci� tyczk� z kafarkiem, kt�ry pogr��y� si� g��boko w �nieg. �uczywo zaiskrzy�o si�, po czym zgas�o, i tylko �wiat�o ksi�yca zalewa�o teraz polan�. Wo�nica, rodem Rusin spod pomorza�skiego zamku, pocz�� si� modli�, pacho�cy� Mazurowie � kl��. O�mielone ciemno�ci� wilki naciera�y zuchwa�ej, a od strony walki z dzikami nadbiega�y inne. Niekt�re przypada�y do�� blisko, k�api�c z�bami, ze zje�on� szczecin� na karkach. �lepia ich po�yskiwa�y krwawo i zielono. Nasta�a chwila po prostu straszna. � Strzela�, panie? � zapyta� jeden z pacho�k�w. � Krzykiem straszy� � odrzek� pan P�gowski. Rozleg�o si� wnet przera�liwe: �a hu! a hu!� Koniom przyby�o serca, a wilki, na kt�rych g�os ludzki robi wra�enie, cofn�y si� o kilkana�cie krok�w. Ale sta�a si� rzecz jeszcze dziwniejsza. Oto nagle echa le�ne powt�rzy�y za karoc� krzyk czeladzi, lecz z wi�ksz� moc�, pot�niej; rozleg�y si� przy tym jakby wybuchy dzikiego �miechu, a w chwil� p�niej gromada konnych zaczernia�a po obu stronach bro�ka i skoczy�a ca�ym p�dem koni ku stadu dzik�w i otaczaj�cym je wilkom. 7 W mgnieniu oka i jedne, i drugie nie dotrzymawszy pola rozproszy�y si� po polanie, jakby je wicher roze...
MacGarden