Small Bertrice - Dziedzictwo Skye 02 - Urzeczona.rtf

(867 KB) Pobierz
BERTRICE SMALL

Bertrice Small

URZECZONA

(Bedazzled)

PROLOG

Londyn, rok 1616

- Czy on nie żyje, mamo? - zapytał chłopiec, przyglądając się z zainteresowaniem ciału, spoczywającemu bezwładnie na obitym ciemnoniebieską tapicerką krześle.

Kobieta podsunęła do nozdrzy mężczyzny lusterko, zawieszone jeszcze przed chwilą na złoconym sznurku, opasującym jej talię. Lusterko pozostało czyste, bez najmniejszego śladu pary.

- Nie żyje, synu - stwierdziła rzeczowo.

Potem zaś, sięgając za stanik sukni, wydobyła sztylet o pięknie rzeźbionej, zdobionej klejnotami rękojeści. Przyglądała mu się przez chwilę, podziwiając kunszt artysty, który stworzył takie arcydzieło i żałując, że sztylet stanie się dla nich stracony. Podała broń chłopcu, polecając:

- Wbij mu go w serce, jak ci pokazywałam.

Chłopak spojrzał na sztylet w swoich dłoniach.

- Zawsze chciałem go mieć - powiedział z namysłem. - Czy to koniecznie musi być ten sztylet, matko? Potem nie będę mógł już go zatrzymać, prawda? To nie w porządku!

- Omawialiśmy tę sprawę wiele razy, synu - odparła spokojnie kobieta. - Sztylet należy do twego starszego brała i wszyscy o tym wiedzą. Ponieważ on i lord Jeffers pokłócili się publicznie o lady Clinton, gdy lord zostanie znaleziony martwy, ze sztyletem twego brata w sercu, wszyscy pomyślą, że to on zabił.

Uśmiechnęła się.

- Chcesz zostać dziedzicem swego ojca, prawda, caro mio! O wiele lepiej jest być dziedzicem i następcą, niż tylko młodszym synem. Bycie młodszym synem to żadna satysfakcja.

- Chyba masz rację - powiedział chłopiec, wzdychając. - Powieszą Deva za tę zbrodnię, matko?

- Tylko, jeśli go złapią - odparła kobieta. - Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Nie chcę mieć na sumieniu śmierci twego brata. Chcę tylko, by mój najdroższy chłopczyk został dziedzicem swego ojca. To nie nasza wina, że twój ojciec był już żonaty i miał syna, nim pojął za żonę mnie.

- Lecz jeśli go nie powieszą, jak zdołam zostać dziedzicem? Co będzie, jeśli Dev udowodni swoją niewinność?

- Nie będzie miał po temu cienia szansy, kochanie - tłumaczyła cierpliwie matka. - Już o tym mówiliśmy. Twój brat jest popędliwy. Nietrudno będzie przekonać go, by uciekł z Anglii, zanim zostanie aresztowany. Nie ośmieli się wrócić wiedząc, że wisi nad nim groźba egzekucji. A teraz wbij sztylet w serce lorda, kochanie.

Dotknęła delikatnie dłoni syna, by go zachęcić.

Chłopiec uczynił, czego żądała. Zauważyła, że przekręcił nóż w ranie z pewną przyjemnością. To, co zrobił, szczególnie go nie zaszokowało. Kobieta wzięła kielich, z którego piła jej ofiara i wylała resztki płynu do kominka. Ogień zasyczał i nieco przygasł, aby po chwili znowu zapłonąć. Używając własnej chusteczki, wytarła starannie kielich z resztek sproszkowanego szkła i włosów, którymi otruła swą ofiarę. Potem nalała do naczynia świeżego wina z karafki i postawiła na stole obok drugiego kielicha, napełnionego po brzegi, by stworzyć wrażenie pośpiechu i wściekłości, jaką musiał pałać zabójca.

- Zrobione - powiedziała, usatysfakcjonowana swoim dziełem.

Syn zaczął zdradzać wreszcie oznaki zaniepokojenia.

- Możemy już iść, mamo? - zapytał płaczliwie.

Przytaknęła. Wzięła go za rękę i razem wyśliznęli się niepostrzeżenie z domu, który lord Jeffers wynajmował, kiedy przyjeżdżał do Londynu na dłużej. Jego osobisty służący, jedyna osoba, jaką tu zatrudniał, miał tego wieczoru wolne. Kobieta upewniła się, że nie wróci do domu przed świtem, podsuwając mu jedną ze swych pokojówek. Teraz, gdy ona i syn dosiadali koni, ukrytych dotąd w bocznej alejce, ktoś informował już jej pasierba o nagłym zgonie lorda Jeffersa, zachęcając do natychmiastowej ucieczki, co pozwoli mu uniknąć oskarżenia o zbrodnię.

Oczywiście młody człowiek będzie protestował - zawsze tak robił - próbując przekonać majordoma rodziny, lecz biednemu, zrozpaczonemu Rogersowi z pewnością uda się skruszyć opór młodzieńca, którego znał od dziecka i kochał jak własnego syna. Rogers był już stary. Jego umysł nie pracował tak jak dawniej. Nim wyszli z domu, kobieta poinformowała staruszka chłodno, iż lord Jeffers zostanie rankiem znaleziony martwy, ze sztyletem starszego panicza w sercu. Jeśli Rogers go nie ostrzeże, młodzieniec zostanie aresztowany, skazany i powieszony. Czyż nie było ogólnie wiadome, że pokłócił się z lordem o tę ladacznicę, lady Clinton? Jeffers nie miał innych wrogów.

- Ale, milady, skąd możesz wiedzieć, co się stanie? - zapytał starzec. Nagle zrozumiał i ciarki przebiegły mu po plecach. Nie był aż tak stary, by nie domyślić się, że jego pani wie o morderstwie, ponieważ sama zamierza je popełnić.

Od dawna podejrzewał, iż może być niebezpieczna, lecz jako sługa nic nie mógł na to poradzić. Jego pan, lord, przebywał na dworze, przy królu. Nie było sposobu, by powiadomić go na czas. Poza tym, czyby mu uwierzył?

Rogers zdawał sobie sprawę, że jej lordowska wysokość jest zazdrosna o pozycję starszego panicza. Wiedział, że bardzo pragnie, aby to jej syn został spadkobiercą i dziedzicem, nie przypuszczał jednak, że w tym celu zdolna jest posunąć się do morderstwa. Mimo wszystko dawała starszemu synowi szansę, by mógł ujść cało, nawet jeśli straci przy tym wszystko, co mu drogie. Zachowa jednak życie, i jej dostanie się dziedzictwo.

- Dopilnuję, by mój pan zdołał uciec - powiedział, kłaniając się sztywno.

Kobieta skinęła głową.

- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - powiedziała, a potem dodała: - Zawsze byłeś człowiekiem rozważnym, Rogers. Czyż to niepocieszające wiedzieć, że twój pan będzie bezpieczny, a ty zapewniłeś sobie wygodną starość?

- Tak, milady - odparł beznamiętnie. - Jestem wdzięczny za łaskawość.

Lecz kiedy wyszła, rzucił się ku schodom i mimo podeszłego wieku wbiegł po nich z szybkością, o jaką nigdy by się nie podejrzewał. Przekazał młodemu panu złe nowiny i przekonał go, acz nie bez trudności, by uciekł, ratując życie. W niecały rok później zmarł spokojnie we śnie. Teraz nikt nie wiedział już, co naprawdę przydarzyło się lordowi Jeffersowi.


CZĘŚĆ I
ANGLIA
lata 1625 - 1626

ROZDZIAŁ 1

Witamy we Francji, madame - powiedział diuk de St. Laurent do swej teściowej, pomagając jej wysiąść z podróżnej bryki.

- Merci, monseigneur - odparła Catriona Stewart - Hepburn, dygając sztywno. Jej słynne, zielone jak liście oczy napotkały spojrzenie oczu diuka i przesunęły się czym prędzej na postać poza nim.

James Leslie, książę Glenkirk, wysunął się pośpiesznie do przodu. Z uśmiechem na przystojnej twarzy otworzył szeroko ramiona, aby uściskać matkę.

- Jemmie! - zawołała. Jej oczy wypełniły się łzami. Syn objął matkę serdecznie i ucałował jej miękki policzek. - Drogi chłopcze!

Glenkirk roześmiał się, a potem uścisnął ją raz jeszcze.

- Już nie „chłopcze”. Nie w moim wieku. - Odsunął się i spojrzał na nią.

- Dobrze cię znowu widzieć, pani. Gdy dowiedzieliśmy się, że przyjeżdżasz, sprowadziliśmy tu cały nasz przychówek, byś mogła poznać w końcu wszystkie swoje wnuki, zwłaszcza że niektóre z nich są już prawie dorosłe.

- I twoją żonę, Jemmie - powiedziała matka. - Jesteś żonaty od dziesięciu lat, a nie poznałam jeszcze twojej żony.

- Z powodu dzieci nie mogłem pozwolić Jasmine na podróże. W końcu nie była już dziewczęciem, gdy się z nią ożeniłem.

Wsunął sobie pod ramię dłoń matki.

- Chodźmy do zamku - powiedział. - Wszyscy tam na ciebie czekają: moja żona i rodzina, a także siostra i jej dzieci.

- To bardzo miło z twojej strony - powiedziała lady Stewart - Hepburn, zwracając się do zięcia - że zgodziłeś się gościć nas wszystkich.

- Zamek jest duży - odparł diuk St. Laurent serdecznie - kilkoro dzieci więcej nie czyni zbytniej różnicy.

Jego teściowa uniosła brwi i się roześmiała. James Leslie miał trzech synów, a także dwie pasierbice i dwóch pasierbów. Siedmioro dzieci to nie błahostka, zwłaszcza jeśli doliczyć szóstkę potomstwa siostry Jamesa. Najmłodsza córka lady Stewart - Hepburn, Francesca, poślubiła przed czternastoma laty swego francuskiego diuka i odtąd żyła z nim szczęśliwie. Wkrótce potem ukochany mąż Catriony, Francis Stewart - Hepburn, zachorował nagle i umarł. Doczekał jednak chwili, gdy obie jego córki były zamężne i szczęśliwe: Francesca ze swoim Jean - Claudem, a Jean, zwana w rodzinie Gianną, z markizem di San Ridolfi. Ich syn, Ian, jeszcze się nie ustatkował.

- Jak tam Jeannie? - zapytał książę Glenkirk, kiedy wchodzili do domu.

- Stała się tak włoska, iż nikomu nie przyszłoby do głowy, że urodziła się Szkotką - odparła.

- A Ian? Co tym razem nabroił?

- Będziemy musieli o nim porozmawiać - odparła starsza dama zwięźle.

Weszli do jasnego salonu, gdzie oczekiwała ich rodzina.

- Grand mere! Grand mere! - dzieci Franceski ruszyły hurmem ku babce, domagając się uwagi.

- Witaj, mamo - powiedziała księżna de St. Laurent, całując rodzicielkę. - Dziękuję Bogu, że udało ci się bezpiecznie do nas dotrzeć.

- Podróż była długa i męcząca, Francesco - odparła matka - ale nie niebezpieczna.

Jak piękna jest moja córka, pomyślała. Ma cudowne kasztanowe włosy swego ojca, i moje oczy. Gdy się uśmiecha, widzę jego. Przywitała się z każdym z dzieci Franceski, pozdrawiając je po imieniu. Potem, spojrzawszy w drugi koniec salonu, zobaczyła syna, stojącego obok pięknej kobiety o czarnych jak noc włosach i w olśniewającej biżuterii.

Spostrzegłszy, że matka na nich patrzy, książę Glenkirk poprowadził ku niej żonę.

- Pani, oto moja małżonka, Jasmine Leslie.

Jasmine dygnęła z wdziękiem.

- Witamy we Francji, pani. Cieszę się, że w końcu mamy okazję się poznać.

- Ja także - odparła starsza kobieta, całując synową w oba gładkie policzki. Odstąpiła o krok, by jej się przyjrzeć.

- Jesteś bardzo piękna, Jasmine Leslie i zupełnie niepodobna do żony, którą wybrałam kiedyś dla Jemmiego.

- Mam nadzieję, że porównanie wypada na moją korzyść, pani - zauważyła Jasmine.

Lady Stewart - Hepburn roześmiała się.

- Isabelle była słodkim dzieckiem, ale przy tobie wyglądałaby niczym księżyc przy słońcu, kochanie. A teraz chciałabym poznać wreszcie moje wnuki! Wszystkie! Uważam twoje dzieci z poprzednich związków za wnuczęta, gdyż Jemmie był ich ojcem dłużej niż ci, którzy je poczęli, prawda?

Na krótką chwilę Jasmine odebrało mowę, a jej turkusowe oczy zaszły mgłą. Opanowała się jednak błyskawicznie i wypchnęła przed siebie córkę. Poruszyło ją, że matka Jemmiego okazała się tak szczodra w uczuciach i wspaniałomyślna.

- Pani, pozwól, że przedstawię ci moje najstarsze dziecko: lady India Lindley.

Dziewczyna dygnęła wdzięcznie.

- A to mój najstarszy syn, Henry Lindley, markiz Westleigh. I młodsza córka, lady Fortune Lindley. Mój syn, Charles Frederick Stuart, książę Lundy.

Dziewczęta dygnęły, a chłopcy pięknie się skłonili.

Lady Stewart - Hepburn powitała ich serdecznie, mówiąc do jedenastoletniego księcia Lundy:

- Jesteśmy dalekimi krewnymi, milordzie, poprzez twego zmarłego ojca.

- Dziadek kiedyś o pani wspominał - odparł młody książę. - Powiedział, że jest pani najpiękniejszą kobietą w całej Szkocji. Widzę, że nie kłamał, madame.

Jego przyrodnia babka parsknęła śmiechem.

- Na Boga, milordzie, prawdziwy z ciebie Stuart!

Ciekawe, co by powiedział, gdyby zdawał sobie sprawę, że jego zmarły dziadek był swego czasu niepoprawnym rozpustnikiem, który zniszczył jej pierwsze małżeństwo.

- A oto i dzieci Jemmiego - mówiła tymczasem Jasmine. - Nasi najstarsi, Patrick, Adam i Duncan. Mieliśmy też córeczkę, lecz straciliśmy ją prawie dwa lata temu. Zaraziła się odrą i zmarła w miesiąc po mojej najdroższej babce. Nazwaliśmy ją Janet Skye, na cześć tej damy i Janet Leslie.

- Pamiętam moją prababkę Janet - powiedziała Cat. - Nazywaliśmy ją mamusią. Była wspaniałą kobietą.

- Podobnie jak moja babka - odparła Jasmine.

- Czy to prawda, że była pani kiedyś w haremie? - spytała nagle India.

Cat odwróciła się, by spojrzeć na dziewczynę, która wkrótce miała stać się kobietą. Młoda lady Lindley, ze swymi kruczymi włosami i cudownymi, złotymi oczami, była w każdym calu równie piękna jak matka.

- Tak - odparła. - Przebywałam jakiś czas w haremie wielkiego wezyra.

- Czyj to był wezyr? Którego sułtana? - dopytywała się India.

- Jest tylko jeden sułtan - wyjaśniła Cat. - Władca imperium otomańskiego.

- Pobyt tam był ekscytujący czy straszny? - Oczy Indii błyszczały z ciekawości.

- Jedno i drugie - odparła krótko Cat.

- Indio! - zawołała Jasmine, przerażona bezpośredniością córki. Cóż, India zawsze była samowolna i niewiele dało się na to poradzić.

- Moja matka wychowywała się w haremie - poinformowała babkę jak gdyby nigdy nic.

- Doprawdy? - teraz to Cat poczuła się zaintrygowana.

- Moim ojcem był Wielki Mogoł, władca Indii - wyjaśniła Jasmine. - A matką Angielka. Jest teraz żoną lorda BrocCairn.

- Pamiętam twoją matkę - powiedziała Cat. - Mana imię Velvet. Nocowała u nas w Hermitage przed wielu laty. Nie jesteś do niej podobna, prawda?

- Niezbyt. Prawdę mówiąc, przypominam raczej mego ojca i babkę ze strony matki - odparła Jasmine.

Rzeczywiście, w kształcie tych niezwykłych turkusowych oczu i złotawym połysku skóry daje się zauważyć coś orientalnego, pomyślała Cat. Przeniosła spojrzenie na Indię. Dziewczyna miała mleczno porcelanową cerę, a włosy tak czarne, że aż granatowe. Lecz skąd się wzięły te oczy? Zupełnie jak u kota. Złote, nie bursztynowe, nakrapiane drobnymi czarnymi cętkami. Starsza dama usiadła na fotelu przy kominku. Kwiecień we Francji nie był zbyt ciepły. Poruszenie wywołane jej przyjazdem stopniowo się uspokajało. Dzieci Cat i ich małżonkowie usadowili się w pobliżu, zajmując sofę, fotele i stołki. Dzieci wróciły do zabawy.

- Ile lat ma India? - spytała.

- W końcu czerwca będzie miała siedemnaście - odparła Jasmine, domyślając się, o co spyta teściowa. Nie zawiodła się.

- I nie jest jeszcze mężatką?

Jasmine potrząsnęła głową.

- Zaręczona?

- Nie, pani.

- Więc lepiej się tym zajmijcie - zauważyła Cat bez ogródek. - Dziewczyna dojrzała do tego, by mieć męża. Jeśli szybko go nie dostanie, mogą zacząć się kłopoty.

James Leslie tylko się roześmiał.

- India nie spotkała dotąd mężczyzny, który by ją poważnie zainteresował, mamo. Chcę, by moje córki wyszły za mąż z miłości. Ja tak zrobiłem i jestem bardzo szczęśliwy.

- Zaręczono mnie z twoim ojcem, gdy miałam cztery lata, a pobraliśmy się tuż przed twoim urodzeniem, kiedy mieliśmy zaledwie po szesnaście lat - zauważyła lady Stewart - Hepburn. - Miłość nie była wówczas niezbędna do ożenku, choć z czasem zaczęłam darzyć twego ojca przywiązaniem.

- Może i tak, lecz lorda Bothwell kochałaś bezwarunkowo - przypomniał matce książę. - Poza tym twój pierwszy ślub miał miejsce czterdzieści siedem lat temu. Czasy się zmieniły, matko.

- I pozwoliłbyś pasierbicy zawrzeć nieodpowiednie małżeństwo w imię miłości?

Cat czuła się zaskoczona, że tego rodzaju perspektywa wręcz ją przeraża. Widać się starzeję, pomyślała.

- India nie wybrałaby nieodpowiedniego kandydata - wtrąciła szybko Jasmine. - Jest bardzo dumna i w najwyższym stopniu świadoma swego dziedzictwa. To wnuczka wielkiego monarchy, a i rodzina jej ojca też była stara i bardzo szlachetna. Szczyci się faktem, że mój ojczym i jej ojczym spowinowaceni są z rodziną królewską. Uwielbiała moją babkę, madame Skye, i wychowała się na opowieściach o jej przygodach oraz zmaganiach z królową Bess. Kiedy nadejdzie czas, wybierze właściwego mężczyznę.

- Nikt nie poprosił dotąd o jej rękę? - spytała Cat, zaciekawiona.

- Owszem, prosili, lecz żaden z kandydatów nie spodobał się Indii. W większości przypadków odniosła wrażenie, że rodzinie przyszłego pana młodego zależy na jej posagu, nie na niej samej - powiedział lord Glenkirk. - I miała rację. India potrafi wykazać się bystrością.

- Dziewczyna, gdy po raz pierwszy się zakocha, nie zawsze potrafi kierować się rozumiem i być ostrożna - ostrzegła Cat.

- Cóż, skoro nikt się jej dotąd nie spodobał, chyba na razie nie mamy czego się obawiać - zauważyła Jasmine.

 

Rodzina Lesliech z Glenkirk przybyła do Francji, aby reprezentować swój kraj podczas ślubu per procura, jaki miał zostać zawarty pomiędzy nowym królem, Karolem I, a francuską księżniczką, Henriettą - Marie. Król Jakub zachorował i dwudziestego siódmego marca niespodziewanie zmarł. Negocjacje małżeńskie w zasadzie zostały już zakończone, choć pozostało kilka punktów spornych, związanych z wyznaniem księżniczki. Karol Stuart nie miał czasu, by sprzeczać się ze swoim rządem. Został królem dość nagle i nie miał dziedzica. Chociaż z powodu niedawnej śmierci ojca nie mógł opuścić jeszcze swego kraju i poddanych, czuł, iż małżeństwo powinno zostać zawarte jak najszybciej, a młoda królowa przywieziona do Anglii.

Ślub, który początkowo miał odbyć się w czerwcu, przesunięto na pierwszego maja, by wrogowie Karola w parlamencie nie zdążyli zjednoczyć sił, opóźnić zawarcia małżeństwa lub nawet go uniemożliwić. Planowano, że zastępcą króla na ślubnym kobiercu będzie książę Buckingham, ten musiał jednak zostać w Anglii, by dopilnować przygotowań do pogrzebu starego króla. Uroczystość miała odbyć się dopiero w końcu kwietnia, co w przypadku władcy nie było niczym niezwykłym. Zamiast niego u boku księżniczki stanie zatem książę de Chevreuse, spokrewniony za sprawą swego przodka, księcia de Guise, zarówno z angielską, jak francuską rodziną królewską. Był to doskonały wybór, możliwy do zaakceptowania przez każdą ze stron.

Większa część angielskiego dworu pozostała w kraju, Karol poprosił jednak księcia Glenkirk, by wraz z rodziną był obecny na ślubie. Z pewnością będzie to o wiele przyjemniejsze niż pogrzeb, powiedział książę do żony. A jeśli jego siostrze, księżnej de St. Laurent, uda się namówić matkę, by przyjechała w odwiedziny z Neapolu, Jasmine i dzieci będą miały w końcu okazję poznać Catrionę Hay Leslie Stewart - Hepburn.

Powód, dla którego młody król poprosił księcia o uczestnictwo w ceremonii, był natury osobistej. Jamesa Leslie łączyły z Karolem więzy krwi, zaś jego pasierb, mały Charles Frederick Stuart, był bratankiem nowego monarchy, choć z nieprawego łoża. Nieślubne pochodzenie nie stanowiło dla Stuartów problemu, chyba że w grę wchodziła sukcesja. Zawsze uznawali swoje bękarty i traktowali jak prawowitych członków rodziny. Król życzył sobie, by podczas ceremonii obecny był ktoś, w czyich żyłach płynie choć kropla jego krwi, a rodzina Lesliech nadawała się do tego idealnie. Nieczęsto pokazywali się na dworze, nie byli zatem dość ważni, by ich nieobecność podczas pogrzebu starego króla rzucała się w oczy.

 

Zameczek St. Laurentów położony był pośród wiejskiego krajobrazu o dwie godziny jazdy od Paryża. Leslie zostali wciągnięci na listę gości. Mieli być obecni podczas podpisywania kontraktu ślubnego, połączonego z ceremonią zaręczyn i podczas samego ślubu. Pojawią się tam w towarzystwie piątki najstarszych dzieci. St. Laurentowie, lady Stewart - Hepburn i dwójka najmłodszych Leslie będą obecni jedynie podczas uroczystości ślubnej. Młodzi Lindleyowie i ich przyrodni brat Stuart byli zbyt mali, by mogli bywać na dworze za życia małżonki Jakuba, królowej Anny. Umarła, gdy India miała jedenaście lat. Królowa uwielbiała bale i maskarady. Kochała muzykę, sztukę i taniec.

Jej ponury z usposobienia mąż tolerował te głupstewka, jak je nazywał, gdy kochał swoją Annie. Lecz kiedy zmarła, na dworze zaczęło brakować rozrywek. Wyrażano powszechną nadzieję, że nowa francuska królowa ożywi dworskie życie, jak dokonała tego kiedyś Anna Duńska.

Elegancja oraz wspaniałość Luwru zadziwiła Glenkirka i jego rodzinę. W Anglii nie było niczego, co można by z tym porównać. Na miejscu powitali ich ambasadorowie Karola: lord Carlisle i wicehrabia Kensington, po czym zostali pośpiesznie zaprowadzeni do komnaty króla Ludwika, gdzie miał zostać podpisany dokument. Ambasadorowie wręczyli kontrakt królowi i jego kanclerzowi, aby go odczytali. Gdy to nastąpiło, król podpisał uzgodnione wcześniej warunki. Dopiero teraz księżniczka mogła stawić się przed obliczem brata.

Nadeszła, eskortowana przez królową matkę, Marię de Medici i damy dworu. Odziana była w suknię ze złotogłowiu, haftowaną w złote lilie burbońskie i wyszywaną diamentami, rubinami, szmaragdami oraz szafirami. Kiedy zajęła przeznaczone dla niej miejsce, wezwano występującego w imieniu króla księcia de Chevreuse. Przybył odziany w kubrak w czarne pasy, gęsto naszywany diamentami. Skłonił się wpierw królowi, a potem księżniczce i przedstawił list od swego władcy, po czym znowu się skłonił. Ludwik XIII przyjął list, wręczył go kanclerzowi, a następnie podpisał małżeński kontrakt. Po nim uczynili to także Henrietta - Marie, Maria de Medici, francuska królowa, Anna Austriaczka, książę de Chevreuse oraz angielscy ambasadorowie.

Gdy formalnościom stało się wreszcie zadość, w królewskich komnatach odbyła się uroczysta msza zaręczynowa, celebrowana przez ojca chrzestnego księżniczki, kardynała de la Rochefoucauld, podczas której w imieniu króla Anglii występował książę de Chevreuse. Po ceremonii księżniczka udała się do klasztoru karmelitanek w Faubourg St. Jacques, by odpoczywać i modlić się do dnia ślubu. Glenkirk i jego rodzina wrócili do Chateau St. Laurent.

W dniu szesnastych urodzin Henry’ego Lindleya, które wypadały 30 kwietnia, całe towarzystwo, to znaczy Glenkirk z rodziną, St. Laurentowie i lady Stewart - Hepburn udali się do Paryża na królewskie zaślubiny. Książę uznał, że lepiej będzie wyruszyć dzień wcześniej, ale i tak drogi były już niemożebnie zatłoczone, a podróż męcząca. Tak się złożyło, że szwagier Jamesa posiadał niewielką rezydencję przy tej samej ulicy, co francuscy krewni Jasmine, którzy nie wybierali się na ślub. Rodzina de Saville mieszkała w dolinie Loary, daleko od Paryża, i choć byli to ludzie szlachetnie urodzeni, nie liczyli się na dworze. Poza tym, jako że była wiosna, słynne winnice Archambault potrzebowały dozoru bardziej, niż ich właściciele wyprawy do Paryża, zgodzili się zatem wypożyczyć swój nieduży dom krewnym.

Dzień ślubu wstał szary i pochmurny. Przed dziesiątą zaczął padać deszcz. Mimo to na placu przed katedrą Notre Damę już od poprzedniego wieczora gromadziły się tłumy. Teraz plac zatłoczony był ludźmi, pragnącymi zobaczyć królewskie zaślubiny. Tymczasem arcybiskup Paryża wdał się w okropną kłótnię z kardynałem de la Rochefoucauld. Było mu bowiem nie w smak, że to kardynał został wybrany do poprowadzenia ceremonii, mimo iż katedra należała do prowincji arcybiskupa. Tymczasem rodzina królewska zlekceważyła protesty, traktując je niczym brzęczenie dokuczliwego owada. Rozwścieczony dostojnik wyjechał do swych włości na wsi, skąd miał wrócić dopiero po uroczystości.

Nie mógł jednak, pomimo swego gniewu, zabronić księżniczce, by skorzystała z jego pałacu, znajdującego się obok katedry, zatem o drugiej po południu, w ulewnym deszczu, Henrietta - Marie opuściła swe apartamenty w Luwrze, by udać się do rezydencji arcybiskupa i przywdziać tam ślubny strój.

Na szczęście pomiędzy drzwiami pałacu a wejściem do katedry zbudowano specjalną galerię. Wznosiła się blisko trzy metry ponad placem, podparta słupami, których dolną część owinięto nawoskowanym materiałem, a górną fioletową satyną, haftowaną w złote lilie. Przy zachodnim wejściu wzniesiono platformę, opatrzoną baldachimem z nawoskowanego złotogłowiu, co miało ochronić znajdujące się pod nim osoby przed deszczem. O szóstej po południu z pałacu arcybiskupa zaczęli wychodzić uczestnicy weselnego orszaku, kierując się ku galerii.

Na czele kroczyła setka królewskich szwajcarów, a pomiędzy nimi dobosze oraz żołnierze z niebiesko - złotymi flagami. Za gwardzistami maszerowali muzycy. Dwunastu grało na obojach, za nimi zaś podążało ośmiu doboszy i dziesięciu królewskich trębaczy, grających fanfary. Za królewskimi muzykami szedł mistrz ceremonii, a następnie odziani w zdobione klejnotami peleryny kawalerowie orderu Ducha Świętego. Za nimi postępowało siedmiu królewskich heraldów w kaftanach w karmazynowo - złote pasy.

Przed królewskim zastępcą, księciem de Chevreuse, maszerowało trzech wysokich rangą szlachciców. Książę miał na sobie strój z czarnego aksamitu, z rozcięciami ukazującymi podszycie ze złotogłowiu. Na aksamitnym nakryciu głowy pysznił się wspaniały diament, błyszczący mimo pochmurnej pogody. Za de Chevreuse’em postępowali lord Carlisle i wicehrabia Kensington, odziani w szaty ze srebrzystej materii.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin