IRVING STONE PASJA �YCIA PRZEK�AD WANDA KRAGEN Alfya Tytu� ORYGINA�U: LUST FOR LIFE (c) Copynght for the Pohsh translatlon by Wanda Kragen WYDAWCA De Agostmi Polska Sp z o o Al Jerozolimskie 125/127 00 973 Warszawa Tel 69971 56 VE WSPӣPRACY Z Ediciones Altaya Polska Sp z o o (c) Copynght by Irvmg Stone, 1934 Published by atrangement with Doubleday, a division of Doubleday Broadway Pubhshmg Group a dmsion of Random House, Inc (c) Copynghf for this edition by Muza SA, Warszawa 2002 (c) Copyright for this edinon by Ediciones Altaya Polska Sp z o o & De Agostmi Polska Sp z o o Warszawa 2002 Cala kolekcja - ISBN 83-7316-150-3 ISBN 83-7316-177 5 Druk i oprawa Cayfosa Quebecor D L B-35626 2002 Pnnted m Spain Prolog Londyn i - Monsieur van Gogh, czas wstawa�! Niech�e si� pan zbudzi! - Vincent ju� przez sen oczekiwa� g�osu Urszuli. - Nie spa�em, mademoiselle Urszulo - odkrzykn��. - Nieprawda - za�mia�a si� dziewczyna - dopiero teraz pan si� obudzi�. Vincent pos�ysza�, jak zbiega ze schod�w na d� i idzie do kuchni. Wsun�� r�ce pod siebie, opar� si� na nich ca�ym ci�arem i wyskoczy� na pod�og�. Pier� i barki mia� masywne, ramiona grube i pot�ne. W�o�y� spodnie, wyla� troch� zimnej wody z dzbana i naostrzy� brzytw�. Vincent rozkoszowa� si� codziennym rytua�em golenia: najpierw w d� po szerokim policzku, od prawej skroni do k�ta zmys�owych ust, p�niej prawa strona g�rnej wargi od nosa pocz�wszy, potem lewa strona, wreszcie broda - pot�na, zaokr�glona p�yta ciep�ego granitu. Zanurzy� twarz w p�ku brabanckiej trawy i d�bowych li�ci na komodzie. Jego brat Theo zebra� je na wrzosowiskach niedaleko Zundert i przys�a� mu do Londynu Z woni� Holandii Vincent szcz�liwie zaczyna� nowy dzie�. - Monsieur van Gogh - zawo�a�a zn�w Urszula, pukaj�c do drzwi - listonosz przyni�s� list do pana. Rozerwawszy kopert�, pozna� opanowane pismo matki. "Drogi Vincencie - czyta� - chcia�am napisa� do ciebie par� s��w". Poczu� na twarzy zimno i wilgo�, wsun�� wi�c list do kieszeni, postanawiaj�c przeczyta� go w spokojnej chwili u Goupil�w. Sczesa� do ty�u d�ugie, g�ste, rude w�osy, w�o�y� bia�� sztywn� koszul�, niski ko�nierzyk i szeroki czarny krawat, po czym zszed� do jadalni, na �niadanie - i do u�miechu Urszuli. Urszula Loyer i jej matka, wdowa po pastorze z Prowansji, u kt�rych mieszka� Vincent, prowadzi�y przedszkole dla ch�opc�w w ma�ym domku w ogrodzie. Dziewi�tnastoletnia Urszula by�a u�miechni�tym stworzeniem o du�ych oczach, delikatnej, poci�g�ej, pastelowej twarzy, o drobnej i smuk�ej figurze. Vincent lubi� widzie� b�ysk u�miechu na jej interesuj�cej twarzy, podobny do odblasku, jaki rzuca barwna parasolka. Urszula szybko i z gracj� poda�a mu �niadanie, szczebioc�c przy tym z o�ywieniem. Vincent mia� lat dwadzie�cia jeden i kocha� po raz pierwszy. �ycie sta�o przed nim otworem. Wierzy�, �e b�dzie szcz�liwy, je�li a� do �mierci wolno mu b�dzie je�� �niadanie, siedz�c naprzeciw Urszuli. Urszula przynios�a boczek, jajko i fili�ank� mocnej, ciemnej herbaty. Kr�ci�a si� na krze�le vis-a-vis Vincenta, poprawia�a kasztanowe loki i u�miecha�a si� do niego, podaj�c mu kolejno s�l, pieprz, mas�o i tosty. - Pa�ska rezeda uros�a troszk� - oznajmi�a. - Chce j� pan obejrze� przed wyj�ciem? - Tak - odpar�. - Czy pani chce... to jest, czy pani zechcia�aby... pokaza� mi j�? - Co za �mieszny cz�owiek! Sam zasia� rezed� i teraz nie wie, gdzie jej szuka�. - Urszula mia�a zwyczaj m�wienia o ludziach w taki spos�b, jak gdyby ich przy tym nie by�o. Vincent prze�kn�� �lin�. Maniery mia� dosy� niezdarne, nie potrafi�, zdawa�o si�, znale�� s��w odpowiednich dla Urszuli. Zeszli na podw�rze. By� ch�odny poranek kwietniowy, ale jab�onki sta�y ju� w rozkwicie. Ma�y ogr�dek dzieli� dom Loyer�w od przedszkola. Przed kilkoma dniami Vincent posia� w nim mak i groszek pachn�cy. Rezeda wschodzi�a. Vincent i Urszula przykucn�li z obu stron grz�dki, ich g�owy styka�y si� niemal. W�osy Urszuli mia�y mocny, naturalny zapach. - Panno Urszulo - powiedzia�. - S�ucham... - cofn�a g�ow�, lecz u�miecha�a si� pytaj�co. - Ja... ja... to jest... - O Bo�e, co tam pan mruczy? - zawo�a�a, zrywaj�c si�. Poszed� za ni� w stron� przedszkola. - Moje brzd�ce wnet si� zjawi� - powiedzia�a. - Czy nie sp�ni si� pan do sklepu? - Mam czas. Id� na Strand czterdzie�ci pi�� minut. Urszula nie wiedzia�a, co odpowiedzie�; podnios�a r�ce do g�ry i zacz�a poprawia� niesforne pasemko w�os�w. Sprawia�a wra�enie bardzo wysmuk�ej, a przecie� by�a pe�na. - A co si� sta�o z tym brabanckim obrazem, kt�ry mi pan obieca� dla przedszkola? - spyta�a. - Pos�a�em reprodukcj� jednego ze szkic�w Cesara de Cock do Pary�a z pro�b� o dedykacj� dla pani. - O, to cudownie! - klasn�a w d�onie i obr�ci�a si� tanecznym ruchem. - Niekiedy potrafi pan by� doprawdy czaruj�cy. U�miechn�a si� oczami i ustami i chcia�a odej��. Przytrzyma� j� za r�k�. 7 - Wczoraj w nocy my�la�em o jakim� odpowiednim dla pani przezwisku - powiedzia�. - I nazwa�em pani� l'ange aux poupons1. Urszula odrzuci�a g�ow� do ty�u i wybuchn�a serdecznym �miechem. - L'ange aux poupons - zawo�a�a - musz� to zaraz powiedzie� mamie. Wyrwa�a mu si�, roze�mia�a g�o�no i pobieg�a przez ogr�dek do domu. II Vincent w�o�y� cylinder, wzi�� r�kawiczki i wyszed�szy z domu, skierowa� si� drog� prowadz�c� przez Clapham. W dzielnicach tych, po�o�onych w znacznej odleg�o�ci od centrum Londynu, domy sta�y z dala od siebie, w ogrodach pe�nych kwitn�cych bz�w, g�ogu i z�otokap�w. By�o kwadrans po �smej; u Goupil�w mia� by� o dziewi�tej. By� dobrym piechurem; w miar� jak zbli�a� si� do centrum, mija� coraz wi�cej ludzi id�cych do pracy. Czu� serdeczn� przyja�� dla nich wszystkich; oni z pewno�ci� tak�e wiedzieli, jaka to wspania�a rzecz by� zakochanym. Szed� bulwarem nad Tamiz�, min�� Most Westminsterski, Opactwo Westminsterskie i Parlament i skr�ci� w ulic� Southampton, w dzielnicy Strand, przy kt�rej pod numerem 17 mia�a sw�j sk�ad firma Goupil et Co. Galeria Dzie� Sztuki i Wydawnictwo Rycin. Przechodz�c przez g��wny salon sklepu, zas�any dywanami i zdobny w portiery, zobaczy� obraz przedstawiaj�cy co� 1 Anio� dzieciarni 8 w rodzaju ryby czy smoka d�ugo�ci sze�ciu metr�w, nad kt�rym unosi� si� ma�y cz�owieczek. Podpis brzmia�: Archanio� Micha� zabija szatana. Jeden z urz�dnik�w zawiadomi� Vincenta, �e nadesz�a dla niego paczka z Pary�a. Drugi pok�j za salonem, w kt�rym wystawiano dzie�a Turnera, Millaisa i Boughtona, zawiera� litografie i akwaforty1. Dopiero w trzecim pokoju, wygl�daj�cym bardziej handlowo ni� poprzednie, odbywa�a si� wi�kszo�� transakcji handlowych. Vincent roze�mia� si� na my�l o kobiecie, kt�ra poprzedniego dnia kupowa�a obrazy. "Nie podoba mi si� ten obraz, Harry - powiedzia�a do m�a. - Ten pies wygl�da kubek w kubek tak samo jak ten, kt�ry ugryz� mnie zesz�ego roku w Brighton". "S�uchaj pan - rzek� Harry - czy musimy mie� obraz z psem? Psy denerwuj� moj� pani�". Vincent zdawa� sobie spraw�, �e sprzedaje tandet�. Wi�kszo�� klient�w nie mia�a najmniejszego poj�cia o tym, co kupuje. P�acili wysokie ceny za marny towar. Ale czy� to by�a jego sprawa? Jedynym jego obowi�zkiem by�o stara� si� o to, aby handel reprodukcjami szed�. Otworzy� paczk� od Goupil�w z Pary�a. Zawiera�a szkic Cesara de Cock z dedykacj�: "Vincentowi i Urszuli Loyer. Les amis de nos amis sont nos amis2". "Zapytam j� dzi� wiecz�r... wr�czaj�c obraz - mrucza� sam do siebie. - Za par� dni sko�cz� dwadzie�cia dwa lata, zarabiam pi�� funt�w miesi�cznie. Nie ma sensu czeka� d�u�ej". Czas mija� spokojnie w bocznym pokoju firmy. Vincent sprzedawa� przeci�tnie oko�o pi��dziesi�ciu reprodukcji 1 Akwaforta. - 1) Technika graficzna wykonywania rysunku ig�� na werniksie pokrywaj�cym p�yt� metalow�. P�yt� poddaje si� nast�pnie dzia�aniu kwasu azotowego, kt�ry trawi metal w miejscach ods�oni�tych przez ig�� Z powsta�ej w ten spos�b formy drukuje si� ryciny technik� druku wkl�s�ego. 2) Rycina wykonana wy�ej wspomnian� technik�. 2 Przyjaciele naszych przyjaci� s� naszymi przyjaci�mi. dziennie i jakkolwiek wola�by pracowa� w salonach frontowych w�r�d obraz�w olejnych i akwareli, rad by�, �e jego obrazy przynosz� zysk firmie. Lubi� swych koleg�w i oni go lubili. Wiele mi�ych chwil sp�dzili razem, dyskutuj�c o sprawach europejskich. Jako m�ody ch�opak Vincent by� dziki i unika� towarzystwa. Ale Urszula odmieni�a go zupe�nie. Sprawi�a, �e stara� si� by� mi�y i lubiany, pomog�a mu wyzwoli� si� z p�t w�asnej osobowo�ci, nauczy�a widzie� pi�kno w zwyczajnych sprawach powszedniego �ycia. O sz�stej zamykano sklep. Mr Obach, szef londy�skiej filii, zatrzyma� Vincenta, gdy ten zbiera� si� do odej�cia. - Dosta�em od pa�skiego stryja, Vincenta van Gogha, list dotycz�cy pana. Chcia� wiedzie�, jak pan daje sobie u nas rad�. Z przyjemno�ci� odpisa�em, �e jest pan jednym z najlepszych pracownik�w firmy. - Jest pan bardzo uprzejmy. - E, nie. Po feriach przejdzie pan z tylnego pokoju na front, do dzia�u litografii i akwafort. - Bardzo si� ciesz�, �e nast�pi to w�a�nie teraz, poniewa�... poniewa� mam zamiar si� �eni�. - Doprawdy? To mi nowina. A kiedy? - S�dz�, �e tego lata. - Nie my�la� jeszcze o dacie. - Dobrze, m�j ch�opcze, doskonale. Dosta� pan wprawdzie podwy�k� z pocz�tkiem roku, ale s�dz�, �e gdy pan wr�ci z podr�y po�lubnej, pomy�limy o nowej. III - Przynios�em obraz dla pani, panno Urszulo - rzek� Vincent po obiedzie, odsuwaj�c krzes�o, 10 Urszula mia�a na sobie modn� haftowan� sukienk� w kolorze grynszpanu. - A czy artysta napisa� mi co� mi�ego? - spyta�a. - Tak jest. Je�li pani da lamp�, zaraz powiesimy obraz w przedszkolu. �ci�gn�a wargi w kokieteryjnym grymasie i zerkn�a na niego z ukosa: - Musz� teraz pom�c matce. Zrobimy to za p� godziny, dobrze? Vincent stan�� przed komod� w swoim pokoju i przejrza� si� w lustrze. Bardzo rzadko my�la� o swojej powierzchowno�ci; w Holandii te sprawy wydawa�y mu si� niewa�ne. Teraz spostrzeg�, �e w por�wnaniu z Anglikami mia� twarz i g�ow� masywn� i ci�k�, oczy osadzone g��boko, jakby w szczelinach skalnych, nos o wielkim garbie. Wysoko�� jego sklepione...
megazynek