Whitiker Gail - Tajemnice Opactwa Steepwood 05 - Afrodyta z leśnego jeziora.rtf

(466 KB) Pobierz
Gail Whitlker

Gail Whitlker

AFRODYTA Z LEŚNEGO JEZIORA

Tłumaczyła Anna Kruczkowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Lipiec 1811 roku

- Ut sementem feceris, ita metes. - Panna Desiree Nash czytała głośno dwunastu siedzącym naprzeciw niej pensjonarkom znaną łacińską maksymę. - Przetłumaczone na angielski to przysłowie mówi: Co zasiejesz, to zbierzesz. Zauważcie przy tym, dziewczęta, że... Tak, słucham, panno Melburry?

- Moja babcia stałe mi to zdanie powtarzała, panno Nash, ale nigdy nie wyjaśniła, co ono znaczy.

Desiree uśmiechnęła się ciepło do zmieszanej dziewięciolatki.

- Mówi, że każdy człowiek jest kowalem własnego losu, Jane. Weźmy pierwszy z brzegu przykład: jeżeli jesteś uprzejma i sympatyczna dla ludzi, wśród których się obracasz, to oni odwzajemnią ci się podobną życzliwością i uwagą. Podobnie sprawa ma się z rolnikami; jeżeli farmer zasieje na swym polu kamienie, to jakich może oczekiwać plonów? - niczego prócz kamieni. Zauważyłyście też pewnie, dziewczęta, że wymawiając słowo feceris, kładziemy akcent na...

- Panno Nash, dlaczego musimy wkuwać język, który już dawno wyszedł z użycia? Posługiwały się nim narody żyjące bardzo dawno temu. W dzisiejszym, nowoczesnym społeczeństwie ten język nie odgrywa żadnej roli.

Pytanie postawiła uczennica, siedząca, podobnie jak panna Melburry, w tylnej ławce. Desiree wiedziała jednak, że w przeciwieństwie do Jane, tej właśnie dziewczynce nie chodziło o to, aby otrzymać wyczerpującą odpowiedź. Jaśnie panienka Elizabeth Perry nawet nie próbowała udawać, że ją ten przedmiot interesuje i że nie uważa jego nauki za zmarnowany czas. Doświadczenie nauczyło Desiree, że Elizabeth zrobiła to nie tylko dlatego, że się nudziła na lekcji, ale również z przekory. Chciała ją też zdenerwować i wywołać zamieszanie w klasie.

- Łacina, panno Perry, jest podstawą wszystkich nowożytnych języków - odparła łagodnie. - Język angielski jest również na niej oparty. Tak więc, jeżeli pragniemy lepiej poznać naszą własną mowę, powinniśmy starać się opanować dobrze łacinę.

- Nie wątpię, że jest tak, jak pani mówi, panno Nash, ale czy znajomość łaciny pomoże nam, gdy dorośniemy, znaleźć męża? Mój ojciec twierdzi, że dama musi dbać przede wszystkim o to, aby wypaść dobrze w oczach mężczyzny. Musi być atrakcyjna i pełna wdzięku, bo tylko wtedy może liczyć na zainteresowanie dżentelmena i szybkie wyjście za mąż. Czy nie uważa pani, że byłoby dla nas z większą korzyścią skupić się na takim właśnie celu, aniżeli wkuwać słówka i sentencje, z których nic nam w przyszłości nie przyjdzie? To wiedza dobra wyłącznie dla prawników i duchownych - dla nich znajomość łaciny jest konieczna.

Siedząca obok Elizabeth, wysoka dziewczynka zachichotała z rozbawieniem, ale Desiree zignorowała jej zachowanie. Isabel Hewton uwielbiała swą koleżankę z ławki. Elizabeth Perry stała się jej ideałem od chwili, gdy na początku roku szkolnego znalazły się w tej samej klasie. W przeciwieństwie jednak do przyjaciółki, zachowanie Isabel było bez zarzutu. Panna Hewton była nieśmiałą i uległą osobą, która koniecznie musiała mieć kogoś, kto by nią kierował i był dla niej wzorem.

Co do Desiree, tę obchodziła w tej chwili jedynie reakcja pozostałych uczennic. Ale one, jak z ulgą stwierdziła, nie wydawały się podzielać pretensji Elizabeth. Była im za to wdzięczna. Nie zamierzała antagonizować swych młodziutkich podopiecznych i doprowadzać w klasie do podziałów. Większość z nich miała bogatych i wpływowych rodziców, od hojności których, w dużej mierze, zależał byt i istnienie szkoły. Pani Guarding, jej założycielka i dyrektorka, wyznawała zasadę, którą wszyscy jej podwładni podzielali, że w miarę możliwości należy łagodzić trudne sytuacje, a nie przyczyniać się do ich zaostrzenia.

Ta ugodowa postawa nie zawsze odpowiadała Desiree, zwłaszcza gdy dochodziło do spięć z uczennicami pokroju Elizabeth Perry. Desiree tylko z trudem panowała nad sobą, gdy jakaś rozpuszczona pannica, która nigdy nie wydusi z siebie jednego słowa po łacinie - ani jak należy przypuszczać żadnego inteligentniejszego zdania w ogóle, z chwilą gdy opuści mury szkoły - starała się podważyć jej autorytet.

- Całkowicie się z tobą zgadzam w tym wypadku, panno Perry - odpowiedziała w końcu Desiree. - Jest mało prawdopodobne, że jako dorosła osoba będziesz w przyszłości popisywać się w towarzystwie lub przed mężem znajomością łacińskich czy greckich filozofów. Zważywszy jednak na wpływ tego starożytnego języka na naszą własną mowę, mam przekonanie, że włączenie tego przedmiotu do edukacyjnego programu naszej szkoły jest jak najbardziej zasadne. Ty jednak nie doceniasz dobrodziejstw płynących ze znajomości łaciny i greki. Proponuję zatem, byś przynajmniej zachowywała się jak przystało na dobrze urodzoną panienkę i nie rozpraszała uwagi innych uczennic swymi wątpliwościami.

Desiree mówiła spokojnym, opanowanym głosem. Wiedziała dobrze, że nie wolno jej unieść się gniewem. Podważyłoby to jej autorytet i pozbawiło przewagi na uczennicami. Czasami celna reprymenda bywa równie skuteczna jak podniesiony ton. Tym razem jednak ta wypróbowana metoda nie odniosła pożądanego skutku. Elizabeth Perry podniosła się gwałtownie z ławki i spojrzała na nauczycielkę z nieukrywaną złością. Desiree zrozumiała, że jej strzała chybiła celu. Jaśnie panienka najwidoczniej nie była przyzwyczajona do krytycznych uwag, a już zwłaszcza ze strony skromnej wychowawczyni, która jej zdaniem w społecznej hierarchii stała o wiele niżej.

- Nie zostanę tutaj ani chwili dłużej. Nie pozwolę się tak traktować - wykrzyknęła pensjonarka. - Jeszcze dzisiaj poskarżę się na panią swemu ojcu, panno Nash. Już on z panią porozmawia. Przekona się pani, że nie żartuję.

Po tych słowach panna Perry zabrała swoje rzeczy i wybiegła z klasy jak burza.

Po jej wyjściu w sali zapadła pełna konsternacji cisza. Zaskoczone uczennice spoglądały jedna na drugą. Desiree cierpliwie czekała, aż odgłos kroków panny Perry ucichnie na korytarzu. Wtedy dopiero uśmiechnęła się ponownie do wychowanek.

- Wielki filozof Owidiusz powiedział swego czasu słynne zdanie: Rident stolidi verba Latina. Czy któraś z was wie, co to znaczy? - Starsze dziewczęta zaczęły uśmiechać się niepewnie. Widząc to, Desiree skinęła głową twierdząco. - Tak jest. Tylko głupcy śmieją się z łaciny. A teraz, panno Chisham, proszę przetłumaczyć mi zwrot „Cierpliwość jest cnotą”.

Lekcja w klasie potoczyła się znowu normalnym trybem i wybuch panny Perry poszedł w zapomnienie. Desiree jednak przeczuwała, że sprawa się na tym nie skończy. Domyślała się, że Elizabeth powie ojcu o zatargu z nauczycielką i przedstawi mu go w odpowiednim świetle. Ten z kolei odbędzie rozmowę z panią Guarding, która w konsekwencji wezwie Desiree na dywanik. Dyrektorka przypomni jej uprzejmie, że w wypadku szczególnie uciążliwych uczennic należy wykazać takt, cierpliwość i zrozumienie. Faktem jest, że pani Guarding uważała ją za dobrą, zaangażowaną w sprawy szkoły nauczycielkę i często ją chwaliła. Nie czuła się więc zagrożona i nie przejmowała zbytnio całym zajściem.

Było powszechnie znanym faktem, że jaśnie panienka Elizabeth Perry jest utrapieniem również innych nauczycieli. Ghislaine de Champlain, nauczycielka francuskiego, spotykała się z taką samą oporną postawą z jej strony, kiedy przychodziło da nauki odmiany czasowników. A biedna Henriette Mason, wykładająca historię i geografię często była bliska płaczu, kiedy dziewczynka straszyła ją ojcem, który rzekomo nie życzył sobie, aby jego córka przeciążała pamięć datami i nazwami. Znajomość nazw pięciu brytyjskich kolonii najzupełniej Elizabeth wystarczy, twierdził pan Perry.

Desiree dziwiło przede wszystkim to, po co lord Perry i jego małżonka zapisali córkę właśnie do szkoły pani Guarding. Szkoła cieszyła się doskonałą renomą nie tylko ze względu na wysoki poziom nauczania i grono świetnych nauczycielek, ale również i na nowoczesny program, który uwzględniał najbardziej światłe, by nie rzec rewolucyjne, trendy w życiu społecznym. Dziewczęta uczyły się nie tylko umiejętności samodzielnego myślenia; zachęcano je także do przełamywania intelektualnych barier odgradzających żeńską płeć od świata mężczyzn oraz do walki o prawa i wolności kobiet. Sama założycielka i dyrektorka szkoły, pani Eleonora Guarding, znana emancypantka, ceniona poetka i historyk, była główną propagatorką i gorącą rzeczniczką tych idei.

Szkoła nie lekceważyła jednak przedmiotów koniecznych w dorosłym życiu dobrze urodzonych panienek. Panna Jane Emerson zapoznawała dziewczęta z modnymi tańcami oraz umiejętnością zachowania się w wytwornym towarzystwie. Panna Helen de Coverdale nauczała sztuk pięknych oraz języka włoskiego. Myślą przewodnią założycielki szkoły był wszechstronny rozwój młodych umysłów i poszerzanie intelektualnych horyzontów uczennic. Miały temu służyć przedmioty uważane dotychczas za wyłączną domenę mężczyzn.

Dźwięk dzwonka na korytarzu oznajmił wreszcie koniec lekcji.

- Dziękuję, panienki, na dzisiaj wystarczy - oświadczyła Desiree. - Jutro zaczniemy studiować utwory greckiego dramaturga Eurypidesa. Mam nadzieję, że panna Perry przyłączy się do nas. Warto, by usłyszała, co mądrego ten staromodny pisarz ma nam do powiedzenia.

Dziewczęta, chichocząc, zaczęły jedna po drugiej opuszczać salę. Desiree czuła, że dzisiaj to ona odniosła zwycięstwo - przynajmniej w oczach swoich uczennic. W obecnej chwili to jednak było najważniejsze. Los nauczycielki nie należał do łatwych i dobrze wiedziała, że zawsze znajdzie się jakaś Elizabeth Perry, która skorzysta z każdej okazji, by utrudnić jej życie. Tak długo, jak mogła wpajać wiedzę w umysły tych dziewcząt, które naprawdę jej łaknęły, Desiree nie narzekała. Niektórym to zadanie mogło wydawać się nie do udźwignięcia, ale ona uważała je za możliwe do wykonania. Jej matka, na przykład, nauczała ją w sposób nie tylko ciekawy, ale również zabarwiony szczyptą humoru. A ojciec, niech będzie błogosławiona jego dusza, był duchownym o żywym umyśle i nieprzeciętnej inteligencji. Jego lekcje greki i łaciny były bardziej intelektualną przygodą niż suchym wykładem.

To dzięki rodzicom Desiree nigdy nie uważała nauki za żmudne i jałowe zajęcie. To oni sprawili, że nauczyła się czerpać satysfakcję z wiecznie żywego źródła wiedzy, z faktu, że języki dawnych Greków i Rzymian ożywają, nabierają w jej przekazie nowego blasku. W przeciwieństwie do łudzi typu lorda Perry'ego, w rodzinnym domu Desiree nie hołdowano zasadzie, że młoda dziewczyna nie musi być wykształcona. Rodzice Desiree przedwcześnie zeszli z tego świata, ale nim umarli, zdążyli rozbudzić w niej miłość i zrozumienie dla wartości starych kultur i cywilizacji i doceniać znaczenie studiowania dzieł ówczesnych filozofów. To one, te odległe formacje, dowodzili jej ojciec i matka, ukształtowały wzory, na których oparły się struktury nowożytnych społeczeństw. Desiree głęboko wielbiła dokonania i mądrość Pitagorasa i Euklidesa. - Jak można wyrazić się o nich, że to niemodni starcy - powiedziała do siebie, obchodząc salę i zbierając porozrzucane książki i papiery. Gdyby Elizabeth Perry chociaż trochę wysiliła mózg, by zrozumieć coś z ich nauk, byłaby wstrząśnięta osiągnięciami tych starodawnych mędrców.

Desiree pomyślała kwaśno, że panna Perry ma rację o tyle, że w przyszłości rzeczywiście nie będzie miała okazji spożytkować szkolnej wiedzy. Po opuszczeniu pensji jej głównym zadaniem będzie jak najszybsze znalezienie sobie męża, odpowiadającego jej pozycji i urodzeniu. W przeciwieństwie do Desiree, nigdy nie będzie musiała z trudem torować sobie drogi przez życie. Wprawdzie Desiree również mogłaby zapewnić sobie wygodniejszy byt, gdyby tylko zechciała o tym wcześniej pomyśleć. Miała inne zdolności, które mogła rozwinąć i wykorzystać, a następnie wyjechać do Londynu i tam znaleźć męża. Jednakże w krytycznej chwili to właśnie wiedza, przekazana jej przez rodziców, stała się jej ratunkiem i zapewniła kawałek chleba.

Kiedy po długiej chorobie, a następnie śmierci ojca i matki, Desiree, jako osiemnastoletnia dziewczyna, znalazła się sama na świecie, to biegła znajomość greki i łaciny, a nie wytworne maniery skłoniły panią Guarding do zatrudnienia jej w szkole. Desiree miała też wystarczający zasób wiadomości, żeby wykładać historię filozofii. To umysłowe kwalifikacje, a nie fizyczne walory zaoszczędziły jej upokorzenia, jakim byłaby konieczność zwracania się o pomoc do rodziny matki, która to rodzina, notabene, wcale się z tą pomocą nie kwapiła.

Nawet jej niedawno zmarły dziadek, którego Desiree prawie nie znała, ale który był na tyle majętny, że mógł jej zabezpieczyć byt, nie wyciągnął do niej pomocnej ręki.

A wszystko to z powodu urazy, jaką żywił do swej córki. Matka Desiree zakochała się w biednym jak mysz kościelna duchownym, a następnie wyszła za niego za mąż, wbrew radom i woli ojca. Dziadek nigdy nie darował jej matce tego czynu i za karę zerwał z nią i jej rodziną wszelkie stosunki.

- Jak widzę, panna Nash znowu śni na jawie - dobiegł Desiree od drzwi przekorny głos.

Desiree uśmiechnęła się radośnie. Poznała Helen de Cover - dale. Helen była jej najserdeczniejszą przyjaciółką od momentu, gdy stosunkowo niedawno pojawiła się na pensji pani Guarding w charakterze nowej nauczycielki. Obie młode kobiety przypadły sobie od razu do gustu i w krótkim czasie zostały dozgonnymi przyjaciółkami. Helen była o sześć lat starsza od Desiree. Miała ciepłe brązowe oczy, długie czarne włosy i była jedną z najładniejszych kobiet, jakie Desiree widziała w życiu. A już z całą pewnością była jedyną wychowawczynią z tej szkoły, za którą wszyscy się oglądali, dokądkolwiek poszła.

Desiree nie zauważyła jednak, aby pomimo swego powodzenia u mężczyzn Helen przywiązywała do niego wagę. Co najwyżej obdarzyła wielbiciela przelotnym spojrzeniem. Nie lubiła też mówić o swojej przeszłości. Nadmieniała jedynie, że pochodzi z dobrego domu i że swego czasu była uczennicą w tej samej szkole, w której obecnie uczy.

Ale co skłoniło tę trzydziestoletnią kobietę do powrotu w charakterze nauczycielki do swej dawnej szkoły? Desiree bardzo to ciekawiło, ale nie była w stanie wydobyć z Helen prawdy. W tej chwili odwróciła głowę w stronę przyjaciółki i spojrzała na nią przepraszająco.

- Helen, przepraszam, wybacz, ale nie wiedziałam, że to ty. Byłam, jak sama zauważyłaś, pogrążona w myślach.

- Tak, zauważyłam, ale widząc, jak marszczysz czoło, pomyślałam, że będziesz mi wdzięczna, jeżeli przerwę twoją zadumę - odparła z uśmiechem. - Czy znowu jakieś kłopoty z jaśnie panienką Elizabeth?

Desiree spojrzała na nią ze zdziwieniem. - Skąd wiesz?

- Widziałam, jak szła w stronę gabinetu pani Guarding z tym charakterystycznym wyrazem w oczach. Sądzę, że dobrze wiesz, o jakie spojrzenie mi chodzi.

Desiree skrzywiła się.

- Aż za dobrze. Obawiam się, że lada chwila zostanę wezwana przez panią Guarding, żeby po raz kolejny usłyszeć, jak to niedyplomatycznie postąpiłam z pensjonarką, która nie umie skupić się na lekcji i złośliwie przeszkadza innym w nauce.

- Niech no zgadnę. Czy pannica znowu kwestionowała użyteczność łaciny w codziennym życiu?

- Owszem i dowodziła na dodatek, że przedmiotami, do których naprawdę warto się przykładać, są te, które uczą, jak najlepiej przyciągnąć uwagę mężczyzny i wyjść bogato za mąż. Domyślasz się chyba, co jej na to odpowiedziałam.

- Naturalnie. - Helen uśmiechnęła się, ukazując przy okazji uroczy dołeczek w kąciku ust. - Nic dziwnego, że panna Perry wyglądała na taką zdenerwowaną.

- Irytujące dziecko - stwierdziła półgłosem Desiree. - Często się zastanawiam, dlaczego lord Perry i jego małżonka wybrali dla córki tę właśnie szkołę. Jeżeli jedynym wymaganiem, jakie stawiają naszej pensji, jest, by ich córka nauczyła się dobrze tańczyć i na odpowiednim poziomie prowadzić mężowski dom, to mogli przecież zapisać ją do którejś z tych ekskluzywnych szkół dla dziewcząt w Londynie. Wiadomo, że ich na to stać.

- Słuszna uwaga. Może umieścili ją tutaj dlatego, że chcieli się jej pozbyć z domu - zastanawiała się głośno Helen. - Przypominam sobie, jak pani Guarding powiedziała kiedyś, że lady Perry ma złe stosunki z córką. Być może to był pomysł matki, żeby wysłać Elizabeth do Steep Abbot.

- Wcale by mnie to nie zdziwiło - stwierdziła Desiree.

- Gdyby jaśnie panienka Elizabeth była moją córką, wysłałabym ją do szkoły choćby na kraj świata. Ale to nie moja sprawa. Dzień jest zbyt piękny, aby psuć sobie dobry nastrój myślami o tej pannicy. Zastanawiam się, czy nie poszukać odpoczynku na łonie natury i nie pójść nad rzekę.

Na wzmiankę o rzece w oczach Helen błysnął niepokój.

- Desiree, proszę cię, nie mów nikomu, że znowu idziesz popływać. Wiesz, co pani Guarding sądzi o twoich wyprawach nad wodę.

- Tak, wiem, ale tego lata byłam tam zaledwie trzy razy z powodu złej pogody. Na jesieni koniec z pływaniem na otwartym powietrzu. A dzisiaj jest tak ciepło i pięknie. Czy może być większa przyjemność, niż zanurzyć się w kryształowo czystych wodach odludnego leśnego jeziorka?

- Dla mnie to rzecz nie do pomyślenia - odparła Helen.

- Tobie też radzę się nad tym zastanowić. Zdajesz sobie chyba sprawę, że jeżeli Elizabeth Perry to odkryje, nie omieszka natychmiast poinformować o tym pani Guarding.

- Nikt o tym nie wie lepiej ode mnie, moja droga. Nie obawiaj się. Należy mi się od pani Guarding trochę wolnego czasu za dodatkowe godziny pracy na początku tygodnia.

Dziewczęta są jeszcze w klasach, na zajęciach, więc korzystam z okazji. Sedit qui timuit ne non seccederat.

- Go to znaczy?

- Ten kto się boi ryzyka, niech siedzi na miejscu. Helen przechyliła głowę na bok i szybko odparła po włosku: - Ella che e impigliata deve essere costretta ad soffrire le conseguenze.

Tym razem na Desiree przyszła kolej się uśmiechnąć.

- Jak to będzie po angielsku?

- Kto da się złapać na gorącym uczynku, musi ponieść konsekwencje. Bądź ostrożna, Desiree. Zdarza się, że niespodziewane okoliczności potrafią pokrzyżować nawet najdoskonalszy plan - ostrzegła ją łagodnie Helen. - A jeżeli tak się stanie, to możemy gorzko tego pożałować.

Rzeka Steep wiła się malowniczo wśród sielankowej równiny na południe od małej wioski Steep Ride, by następnie wtoczyć swe krystaliczne wody w gęsty las Steep. Tam, meandrując łagodnie między drzewami, zmieniała swój bieg, skręcając na północ w miejscu zwanym Bredmgton, od nazwy myśliwskiego domku wicehrabiego Wyndhama. Następnie, na południe od wioski Steep Abbot, rzeka robiła kolejny zakręt, formując na jego końcu maleńkie naturalne jeziorko, szerokie na sześćdziesiąt stóp, a głębokie na około dziesięciu stóp.

Desiree odkryła to odludne miejsce; wiosną, zupełnie przypadkowo, podczas tradycyjnego spaceru do lasu Steep. Owego dnia wybrała inną ścieżkę niż zazwyczaj, która, jak się okazało, wiodła daleko w głąb lasu. Na końcu dróżki znajdowała się rozległa cicha polana z migoczącą pośrodku taflą wody niedużego jeziorka. Spoglądając na tę polanę, Desiree miała uczucie, jakby odkryła skarb na końcu tęczy. Szybko rozejrzała się wokół i upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, zdjęła suknię, zostając w samej bieliźnie i bez dłuższego namysłu wskoczyła w krystaliczną toń.

Woda w jeziorku była zimna i odświeżająca. Desiree z rozkoszą rozgarniała ramionami aksamitne fale z błogim uczuciem całkowitej wolności. Jak miło było wiedzieć, że nikt jej nie obserwuje. Kąpiel w jeziorku była znacznie przyjemniejsza niż nad morzem. Tam roiło się zawsze od ludzi, a na dodatek zażywać jej można było tylko w ciasnych niewygodnych kabinach ustawionych w wodzie przy brzegu.

Desiree ponad pół godziny pluskała się i pływała w jeziorku.

Niestety, pani Guarding nie podzielała zachwytu Desiree, zwłaszcza gdy zobaczyła ją po powrocie z włosami ociekającymi wodą i w przemoczonej sukni. Dyrektorka szczerze powiedziała Desiree, co myśli o jej małej eskapadzie. Nie zabroniła jej wprawdzie dalszych kąpieli, ale nie ulegało wątpliwości, jak się zachowa, jeżeli nauczycielka nadal będzie się tam wyprawiać.

Niestety, pokusa kąpieli w zakazanym jeziorku była zbyt silna i Desiree kilkakrotnie zdążyła już naruszyć zakaz przełożonej. Stała się jednak ostrożniejsza. Chodziła tam tylko wtedy, kiedy wiedziała, że nie ogranicza jej czas i kiedy jej uczennice miały inne zajęcia. Dbała też za każdym razem o to, aby wysuszyć włosy przed powrotem i zmienić suknię.

Kiedy dzisiaj przyszła nad jeziorko, zatrzymała się na chwilę przy brzegu, by nacieszyć oczy piękną przyrodą i ukoić nerwy specyficznym spokojem, jaki przepajał tę uroczą polanę. W rosnących nad wodą gałęziach drzew śpiewały ptaki, a w powietrzu unosił się upajający zapach ziół, traw i dzikich kwiatów. Cóż to była za rozkosz uciec od codziennych zajęć i reguł świata, w którym żyła i w którym zawsze był ktoś, kto ją obserwował i tylko czyhał na okazję, aby przyłapać ją na czymś niestosownym. To naprawdę nie było w porządku. W tym świecie mężczyźni cieszyli się swobodą i wszystkie, nawet najgorsze uczynki uchodziły im na sucho, natomiast kobieta natomiast od chwili przyjścia na świat była poddawana najrozmaitszym ograniczeniom. Nawet te, które próbowały wzbogacić swe umysły i czytały książki, były traktowane z lekceważeniem. Nazywano je sawantkami, a ich mężowie spoglądali na nie z wyższością.

Desiree niewiele jednak mogła zrobić, aby wpłynąć na zmianę tego stanu rzeczy. Dzień był zbyt piękny, żeby warto go było psuć posępnymi myślami. Przestała więc rozmyślać, szybko zdjęła z siebie wierzchnią odzież i odrzuciła na bok, na trawę. Została jedynie w koszuli. Następnie podeszła do skraju jeziorka. Stąpała ostrożnie po śliskiej trawie, wyściełającej dno, aż doszła do miejsca, gdzie woda sięgała do pasa. Złożyła ramiona, odepchnęła się nogami i popłynęła przed siebie. Sprawnymi ruchami przecinała gładką toń, pomagając sobie lekkimi uderzeniami długich nóg o gładką powierzchnię wody.

Kiedy osiągnęła przeciwległy brzeg, zawróciła wdzięcznym ruchem i zaczęła płynąć z powrotem. Na polance, po większej części zalegał cień, ale Desiree nie czuła zimna. Kiedy jednak zobaczyła świetlistą plamę na trawie, w miejscu, z którego weszła do wody, postanowiła się tam skierować, aby wystawić mokre ciało do słońca i szybciej się osuszyć.

Skoro tylko dotknęła stopami gruntu, stanęła i zaczęła powoli wychodzić na brzeg. Woda spływała z jej ciała srebrnymi strumyczkami, a przemoczona bielizna lepiła się do piersi i bioder jak przezroczysty welon. Uniosła twarz, z rozkoszą poddając ją pieszczocie słonecznych promieni. Na obnażonych członkach czuła miękki powiew łagodnego wiaterku. Zamknęła oczy, wyciągnęła ramiona nad głową i rozpostarła dłonie do słońca. :

- Cóż za cudowne zjawisko? - usłyszała nagle czyjś głęboki głos. - Czy mi się wydaje, czy to młoda Afrodyta wynurza się z wodnej topieli? Daję słowo, sama bogini nie mogłaby wyglądać bardziej zachwycająco.

Żartobliwy, ale niezaprzeczalnie męski głos zakłócił sielską ciszę polanki. Desiree gwałtownie odetchnęła. Opuszczając ramiona na piersi obronnym ruchem, rozejrzała się niespokojnie dookoła, by zorientować się, skąd dochodzi głos.

- Gdzie pan jest, sir? Niech się pan natychmiast pokaże! Mężczyzna usłuchał wezwania. Kiedy się poruszył, Desiree zrozumiała, dlaczego go dotąd nie spostrzegła. Siedział w wysokiej trawie, jakieś dziewięć jardów od niej, u stóp ogromnego dębu, ukryty w jego cieniu. Sądząc po jego wyglądzie i on również zażywał odświeżającej kąpieli w jeziorku. Jego czarne jak skrzydło kruka włosy błyszczały na głowie jak wypolerowany dżet, a mokra koszula przylegała do piersi i barków, zbyt szerokich, jak na gust Desiree. Pochłonięta wyłącznie myślą, aby ukryć swoją nagość, ponownie weszła do wody.

- Jest pan źle wychowany, sir. Prawdziwy dżentelmen nie siedzi i nie przygląda się prawie nagiej kobiecie.

- Być może nie jestem dżentelmenem, ale za to jestem mężczyzną. I nie tak głupim na dodatek, aby, gdy nadarza się okazja, odwrócić oczy od widoku pięknej kobiety, i to w stanie, w jakim Bóg chciał, żeby ją oglądano.

Desiree zaczerwieniła się. Peszył ją fakt, że skąpy strój, jaki miała na sobie, w widoczny sposób cieszy nieznajomego. Nawet nie próbował tego ukryć.

- Kim pan jest i co pan tu robi?

- To samo co pani. Pogoda piękna, dzień wyjątkowo ciepły, a woda w jeziorku krystalicznie czysta i orzeźwiająco chłodna. Najzwyczajniej w świecie rozkoszowałem się kąpielą.

- Dlaczego pan nie odezwał się, gdy mnie pan spostrzegł?

- Podejrzewam, że musiałem na chwilę zasnąć - przyznał z zakłopotaniem. - Obudził mnie dopiero plusk wody. Kiedy otworzyłem oczy, była pani na środku jeziora. Bałem się odezwać, by panią nie przestraszyć. Mogła pani utonąć.

Desiree prychnęła pogardliwie.

- To mało prawdopodobne.

- Ja o tym nie wiedziałem.

- Przecież widział pan, jak pływam - odparła tonem wyraźnie dającym do zrozumienia, że musi być albo ślepy, albo głupi. - W tej chwili to nie ma znaczenia. Proszę, by pan opuścił moją polanę, i to natychmiast!

- Pani polanę? - Mężczyzna zaśmiał się rozbawiony. - Przepraszam, Afrodyto, nie wiedziałem, że naruszyłem prywatną własność.

- Gwoli ścisłości, to nie jest prywatny teren, niemniej mam prawo nalegać, żeby pan odszedł z tego miejsca.

- Skąd takie przeświadczenie? - zapytał wyzywająco. - Czy tylko pani ma prawo cieszyć się pięknym dniem? Ja też chcę z niego korzystać.

- Cieszyłam się nim, dopóki pan swoim przyjściem mi go nie zepsuł - odparła chłodno Desiree. - Chyba zdaje pan sobie sprawę, że dopóki pan tu przebywa, nie mogę wyjść z wody.

Mężczyzna pochylił się do przodu i objął ramionami kolana.

- Po pierwsze, pragnę zapewnić, że nie mam żadnych zastrzeżeń co do pani stroju. Po drugie, nie posądzam panią o złe intencje, ale spełnienie żądania, bym stąd odszedł, wystawia na szwank moje zdrowie. Moja wytrzymałość ma granice.

Desiree zmarszczyła czoło.

- Granice pańskiej wytrzymałości nic mnie nie obchodzą. Usiłuję zrozumieć, dlaczego pan to mówi. Sprawia pan wrażenie zdrowego, sprawnego mężczyzny. Jestem przekonana, że jest pan w stanie, bez większego wysiłku, podnieść się, zawrócić i odejść.

- Ale ja, w przeciwieństwie do pani, piękna Afrodyto, nie przyszedłem spacerkiem do tego cichego zakątka. Ja przypłynąłem tutaj z Bredington.

Desiree zaniemówiła z wrażenia.

- Z Bredington?

- Tak jest. Kiedy dotarłem do tej uroczej polany, postanowiłem wyjść na brzeg, aby złapać oddech i jednocześnie nasycić oczy urokiem tego miejsca.

- Płynął pan przez cały czas od myśliwskiej chatki w Bredington? - powtórzyła ze zdziwieniem Desiree. Wielki Boże, to szmat drogi! Ten człowiek rzeczywiście musiał się zmęczyć. Myśliwski domek wicehrabiego Wyndhama znajdował się ponad dobre pół mili od jeziorka, a ta odległość mogła wyczerpać siły nawet tak silnie zbudowanego pływaka jak nieznajomy.

- Bardzo przepraszam, sir. Rozumiem, że miał pan prawo czuć się zmęczony po takim wysiłku, i chciał pan odpocząć przed powrotną drogą. To jednak nie tłumaczy pańskiego zachowania. Dlaczego pan się nie odezwał, nie dał mi znać o swojej obecności, kiedy zobaczył mnie pan w wodzie?

- Może mi pani nie wierzyć i nadał uważać za źle wychowanego, ale początkowo rzeczywiście zamierzałem tak zrobić. Kiedy jednak ujrzałem panią, wychodzącą z wody, zaniemówiłem z wrażenia. Nie mogłem się zdobyć na żadne słowo ani ruch. W nabożnym milczeniu obserwowałem, jak piękna nimfa wynurza się z leśnego jeziorka, obraca do słońca swe smukłe członki, by ogrzać ciało w jego złotych promieniach...

- Pan wybaczy, sir, ale nigdy nie słyszałam czegoś równie zabawnego. Prawdziwy dżentelmen by się tak nie wyraził.

- Powiedziałem już, że nie jestem prawdziwym dżentelmenem, Afrodyto. I zaczynam myśleć, że pani również nie jest prawdziwą damą.

- Przepraszam, nie dosłyszałam!

- Żadna z moich znajomych nie odważyłaby się pływać w bieliźnie w publicznym miejscu, i to na dodatek w stylu, którego nie powstydziłaby się nawet Amazonka.

Desiree zaczerwieniła się jak piwonia...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin