Robert Sheckley Wycieczka Ukaza� si� Papajzan w przebraniu cz�owieka. Pospiesznie sprawdzi�, czy g�owa siedzi nale�ycie. "Nos i stopy tak jak brzucho, z ty�u dupa, z boku ucho" - przepowiedzia� sobie i dok�adnie tak wygl�da�. Wszystkie jego systemy dzia�a�y. Psychik� mia� solidnie przylutowan� do szyszynki, dysponowa� nawet niewielk� dusz� na baterie. By� na Ziemi, dziwacznej planecie, w Nowym Jorku, na samym skrzy�owaniu dziesi�ciu milion�w indywidualnych istnie�. Chcia� sobie gr�mpn��, ale nie pozwoli�o mu na to ludzkie cia�o, wobec tego u�miechn�� si�, co by�a adekwatnym substytutem gr�mpni�cia. Z budki telefonicznej wyszed prosto na ulice, pobawi� si� z lud�mi. Pierwsz� osob�, na kt�r� si� natkn��, by� grubas oko�o czterdziestki. Grubas zatrzyma� go i zapyta�: - Hej, szefie, jak st�d b�dzie najbli�ej na r�g Czterdziestej Dziewi�tej i Broadwayu? Papazjan odpowiedzia� bez wahania - Prosz� pomaca� wzd�u� tej �ciany, a� natrafi pan na czu�e miejsce. Tamt�dy przejdzie pan na drug� stron�. Jest to pasa� kosmiczny, kt�ry zainstalowali Marsjanie, w czasach kiedy jeszcze istnieli Marsjanie. Wyci�gn� pana na rogu Czterdziestej �smej i Si�dmej Avenue - odpowiada? - M�drala zakichany, kurwa twoja ma� - powiedzia� grubas i oddali� si�, nawet nie dotykaj�c �ciany, �eby sprawdzi�, czy ma czu�e miejsce. Znaczna �atwo�� formu�owania ocen o Iudziach - stwierdzi� sam do siebie Papazjan. - Musz� to zaznaczy� w sprawozdaniu. Czy w og�le mia� pisa� jakie� sprawozdanie? Nie wiedzia�. Ale, naturalnie, wcale si� tym nie przej��. To by�o do przewidzenia. Pora obiadowa! Papazjan wszed� do lichej, obskurnej jad�odajni na Broadwayu w pobli�u Ulicy Dwudziestej �smej. - Poprosz� hot-doga; wasz zak�ad s�ynie z hot-dog�w - zwr�ci� si� do barmana. - S�ynie? - u�miechn�� si� krzywo barman. - To by dopiero by�o �wi�to. - W takim razie jest �wi�to - powiedzia� Papazjan. - Wasz zak�ad s�ynie z hot-dog�w na ca�� galaktyk�. Znam istoty, kt�re pokona�y tysi�ce lat �wietlnych tylko po to, �eby zje�� u was hot-doga. - Kretyn - o�wiadczy� barman. - Kretyn? Tak pan uwa�a? Mo�e to pana nie zainteresuje, ale po�owa pa�skich klient�w, kt�rzy tu siedz� w tej chwili, to istoty pozaziemskie. Naturalnie w przebraniu. Po�owa klient�w, przy stole barowym zblad�a. - Co pan za jeden, zagranicznik jaki�? - zaciekawi� si� barman. - Po matce Aldebara�czyk - wyja�ni� Papazjan. - Aaa, to ju� wszystko rozumiem powiedzia� barman. Papazjan szed� ulic� i nic nie wiedzia�. Cieszy� si� w�asn� ignorancj�. Ignorancja by�a dla niego wielkim prze�yciem. Oznacza�a, �e jeszcze wiele musi si� nauczy�. To by�o wspania�e - nie wiedzie�, co si� za chwil� zrobi, czym si� b�dzie, co si� powie. - Szefie - krzykn�� do niego jaki� m�czyzna - Dojad� t� lini� do Wzg�rz Waszyngtona? - Nie mam poj�cia - odrzek� Papazjan i m�wi� prawd�: istotnie nie mia� poj�cia, nie wiedzia� nawet, jak si� dosta� na Wzg�rza Waszyngtona ! To ju� by� szczyt osi�gni�� w dziedzinie ignorancji. Niestety, nie da si� d�ugo by� a� takim ignorantem. Jaka� kobieta podbieg�a do nich i us�u�nie obja�ni�a, jak mog� dojecha� do Wzg�rz Waszyngtona. Papazjan uzna� jej informacj� za umiarkowanie interesuj�c�, aczkolwiek nie tak interesuj�c� jak niewiedza. Tablica na budynku g�osi�a STRYCH DO WYNAJ�CIA. Papazjan natychmiast wszed� i wynaj�� strych. Pomy�la�, �e to pewnie w�a�ciwe posuni�cie. Mia� jednak cich� nadziej�, �e oka�e si� niew�a�ciwe, co zawsze by�o o wiele zabawniejsze. - Dzie� dobry, nazywam si� Marsh powiedzia�a m�oda kobieta. - Przysy�a mnie agencja. Podobno szuka pan sekretarki. - To prawda. Anga�uj� pani�. - Tak od razu? - �aden inny spos�b nie przychodzi mi do g�owy. Jak pani nazywa? - Lillian. - To mnie w zupe�no�ci zadowala. Proz� rozpocz�� prac�. - Przecie� pan tu nie ma �adnych mebli, nawet maszyny do pisania. - Prosz� kupi�, co parni potrzeba. Oto pieni�dze. - Ale co ja mam robi�? - O to mnie prosz� nie pyta� odpar� cierpliwie Papazjan. - Mam do�� k�opot�w z ustaleniem, co ja sam mam robi�. Przecie� potrafi pani pokierowa� w�asnym �yciem? - Ale jaki jest cel pana pracy, panie Papazjan? - Moim celem jest znale�� odpowied� na pytanie, jaki jest m�j cel. - Och... Rozumiem. Wydaje mi. si�, �e b�dzie pan potrzebowa� biurek, krzese�, lamp, maszyny do pisania itp. - Doskonale, Lil! Od pocz�tku czu�em, �e �wietnie wiesz, co masz robi�. Czy kto� ci ju� m�wi�, �e jeste� wyj�tkowo �adn� dziewczyn�? - Nie... - No to mo�e nie jeste�. Skoro sama tego nie wiesz, to sk�d ja mam wiedzie�? Papazjan obudzi� si� i zmieni� nazwisko na Hal. By� w Vilfage Central Hotel. Wiecz�r sp�dzi� bardzo ciekawie, s�uchaj�c jak karaluchy pyskuj� na go�ci hotelowych. Karaluchy maj� wrodzony talent mimiczny i potrafi� by� bardzo zabawne. Hal zrzuci� zewn�trzn� warstw� sk�ry i zostawi� j� pod ��kiem; pokoj�wka sprz�tnie. Tak by�o szybciej, ni� my� si�. Poszed� na sw�j strych. Lillian ju� tam by�a, pojawi�y si� te� pierwsze meble. - W poczekalni czeka klient, panie Papazjam. - Zmieni�em nazwisko na Hal - powiedzia� Hal. - Prosz� wpu�ci� klienta. Klientem by� kr�py, za�ywny jegomo�� nazwiskiem Jaspers. - Czym mog� s�u�y�, panie Jaspers? - Nie mam poj�cia - odpar� Jaspers. - Pchn�� mnie tutaj jaki� niepohamowany impuls. Hal przypomnia� sobie na to, �e ca�kiem nie pami�ta, gdzie zostawi� Nadajnik Niepohamowanych Impuls�w. - Gdzie pan odczu� ten niepohamowany impuls? - zapyta�. - Na p�nocno-wschodnim rogu Pi�tej Avenue i Ulicy Osiemnastej. - Przy skrzynce na listy? Tak w�a�nie my�la�em. Bardzo mi si� pan przys�u�y�, panie Jaspers! Czy mog� co� dla pana zrobi�? - Ju� panu m�wi�em, �e nie wiem. To by� niepohamowany... - Tak, tak, ale czego panu potrzeba? - Czasu - wyzna� ze smutkiem Jaspers. - Jak ka�demu, nieprawda�? - Nie, nieprawda� - odpar� stanowczo Hal. - Ale zobacz�, mo�e uda mi si� co� dla pana za�atwi�. Ile czasu by pan potrzebowa�? - Jeszcze ze sto lat - powiedzia� Jaspers. - Prosz� przyj�� jutro - rzek� Hal. Zobacz�, co si� da zrobi�. Po wyj�ciu Jaspersa Lillian zapyta�a: - Naprawd� mo�e mu pan to za�atwi�? - Jutro si� pani dowie - odpar� HaI. - Dlaczego jutro? - A dlaczego nie jutro? - Bo ka�e pan czeka� panu Jaspersowi i mnie, a to nie jest mi�e. - Nie jest - zgodzi� si� Hal. - Ale za to jest jak w �yciu. Podr�e, kt�re odby�em, nauczy�y mnie, �e �ycie jest niczym wi�cej jak stanem oczekiwania. St�d mora�: Czekaj�c ciesz si� czym popadnie, bo i tak nie mo�esz robi� nic innego, tylko czeka�. - Ojejku, to dla mnie za m�dre. - W takim razie prosz� napisa� list na maszynie albo zrobi� cokolwiek innego, co pani zdaniem, nale�y do pani obowi�zk�w. Na lunch Hal uda� si� do baru typu Orange Julius na Ulicy �smej. Firm� t� poleca� Mi�dzynarodowy Przewodnik �ar�oka Po Niedrogich Jad�odajniach Na Ziemi. Hal by� zachwycony grzank� z chili. Zjad�, do ko�ca i wyszed� na po�udniowo-wschodni r�g Sz�stej Avenue i Ulicy �smej. Przed sklepem firmy Nathan sta� cz�owiek z flag� ameryka�sk�. Wok� cz�owieka gromadzi� si� t�umek. Cz�owiek by� stary i mia� czerwon�, poliniowan� twarz. M�wi� tak: - Powiadam wam, �e umarli �yj� nadal i nawet w tej chwili w najlepsze spaceruj� po ziemi. I co wy na to, h�? - Osobi�cie - odezwa� si� Hal musz� przyzna� panu racj�, poniewa� stoi obok pana w postaci astralnej stara siwa kobieta z uschni�ta r�ka. - Bo�e �wi�ty, to na pewno Ethel! Umar�a rok temu, prosz� pana, a ja od tamtego czasu bezskutecznie pr�buj� si� z ni� porozumie�. Co m�wi? - M�wi tak, cytuj�: "Herbercie, przesta� ple�� g�upoty i wracaj do mieszkania, bo �e� nastawi� na kuchence rondelek, �eby gotowa� jajka, tylko �e bez wody, i zap� godziny ca�a cha�upa p�jdzie z dymem". - To Ethel, poznaj�! - ucieszy� si� Herbert. - Ethel! Jak mo�esz si� dalej upiera�, �e plot� bzdury, skoro sama jeste� teraz duchem? - Ona odpowiada - t�umaczy� Hal - �e jak kto� nie umie nawet ugotowa� jajek, �eby przy okazji nie spali� ca�ego mieszkania, to taki kto� g�wno si� zna na duchach. - Zawsze mnie obcina�a tym swoim cholernym non sequitur - zasmuci� si� Herbert. - Dzi�kuj� panu za pomoc. Pop�dzi� do domu. - Czy nie by�a pani dla niego zanadto surowa? - spyta� Hal. - Nigdy mnie nie s�ucha� za �ycia i po �mierci tak samo nie s�ucha. Na takiego jak on nie ma bata. Przyjemnie si� z panem rozmawia�o, musz� znika�. - Dok�d? - zapyta� Hal. - Do Domu Leciwego Ducha, a gdzie? - oddali�a si� w spos�b niedostrzegalny. Hal z podziwem pokr�ci� g�ow�. "Ta Ziemia !" - pomy�la�. To jest dopiero ciekawe miejsce. Szkoda, �e przeznaczone do kasacji. Poszed� dalej. A potem pomy�la�: "A mo�e wcale nie do kasacji?" U�wiadomi� sobie, �e w�a�ciwie to nie wie. I poczu� si� z tej racji bardzo szcz�liwy. Hal przeszed� pasa�em kosmicznym z Ulicy Szesnastej Zachodniej na Cathedral Parkway. Musia� si� raz przesi��� w Yucca, stan Arizona, mie�cie s�yn�cym z najstarszego na �wiecie wolno stoj�cego silosu. Na Cathedral Parkway sta�o dziesi�� gigantycznych katedr podarowanych Ziemianom przez religijne gady z Sainny II. Dla unikni�cia k�opot�w ze strony w�adz lokalnych katedry udawa�y, �e s� z piaskowca. Zwiedzaj�cych by�o dzisiaj mn�stwo. Wenusjanie poprzebierani za Niemc�w, Sagitarianie w strojach hippis�w kto lubi, �eby go brano za turyst�? Drobny zgrzyt: jaki� grubas (nie maj�cy nic wsp�lnego z uprzednio napotkanymi grubasami) podszed� do Hala i zapyta�: - Przepraszam, pan Hal Papazjan? Hal zmierzy� faceta spojrzeniem. Dostrzeg� nieznaczne przebarwienie na w�trobie, nic powa�nego, powiedzmy - plama w�trobowa. Poza tym go�� nie mia� �adnych cech szczeg�lnych, chyba �e oty�o��. - Jestem Arthur Ventura - przedstawi� si�. - Pa�ski s�siad. - Z Aldebarana - zainteresowa� si� Hal. - Nie, z Bronx, tak jak pan. - Na Aldebaranie nie ma Bronx o�wiaczczy� Hal, chocia� nie by� specjalnie w nastroju do wyg�aszania prostych zda� oznajmuj�cych. - Przesta� si� wyg�upia�, Hal. Nie ma ci� w domu prawie od tygodnia. Ellen odchodzi od zmy...
pokuj106