PAWE� J. RODAN Jenny i Dawca �mierci 1. Przegl�da�a akta Adriana Batesa. W kompleksowej rzeczywisto�ci INTER VIRTUAL NET, ukaza� si� labirynt z�o�ony z miliard�w gigabajt�w informacji, serwer�w i po��cze�. Potem pojawi� si� tr�jwymiarowy hologram Batesa, a obok w tr�jk�tnej karuzeli danych szczeg�owe informacje. Szuka�a "haczyka", wstydliwej prywatnej sprawy, niedost�pnej dla spo�ecze�stwa. Wesz�a do u-katalogu. Po trzech nanosekundach czasu realnego odnalaz�a to, czego szuka�a. Kochank�. Z danych wynika�o, �e fina�em romansu by�o niechciane dziecko. Niechciane przede wszystkim dla niego. Odwr�ci�a si� i wesz�a do osobo-u-katalogu Mary Dowson - owej kochanki. Gdy Adrian dowiedzia� si� o dziecku, kaza� dziewczynie znikn�� ze swego �ycia. Na odchodne da� spor� kwot� kredyt�w. - Skopiuj i przyklej zapis transferu g�osu Mary Dowson do cyfrowego odtworzenia mojej osoby. System wykona� rozkaz w ci�gu nanosekundy. Przenios�a sw�j wizerunek do innej lokacji i zalogowa�a si� w segmencie po��cze�. Wybra�a numer wideokom�rki Adriana Batesa, zamazuj�c obraz. - Halo... - Cze��... - Kto m�wi? - Nie poznajesz mnie? Mam k�opoty... - Na rany Chrystusa! To ty Mary...? - Tak. Pos�uchaj. Zosta�am oszukana... skradziono mi kart� dost�pu do moich pieni�dzy. Ja... ja... moje... nasze dziecko... nie mamy si� gdzie podzia�... g�odujemy, musisz mi pom�c. Waha� si�. Ci�ko oddycha� i przeciera� chusteczk� spocon� twarz. Cholera, je�eli to si� nie uda, trzeba b�dzie spr�bowa� innej przyn�ty. - Pomog�... tylko zamknij si�! Nikt nie mo�e wiedzie� o naszym zwi�zku! Odetchn�a z ulg�. - Spotkajmy si� przy pomniku Zwyci�stwa za p� godziny, o 23.30. O tej porze nie ma tu nikogo. Ty te� przyjd� sam, �eby nie by�o rozg�osu. Wiem, �e masz zaufanych ludzi... ale rozumiesz... obydwoje nie chcemy "przecieku". - B�d�. Uda�o si�. Rybka po�kn�a haczyk. Nied�ugo si� nim ud�awi. Przerwa�a po��czenie z matryc�. Zamkn�a wszystkie karuzele danych i wylogowa�a z INTER VIRTUAL NETU. *** Otworzy�a i przetar�a oczy. Znajdowa�a si� na dachu wie�owca mieszkalnego w dzielnicy Q102. Przed ni� rozpo�ciera� si� widok na ca�e miasto. Odpi�a wtyczk� z potylicy. Lekki stan zamroczenia wwierca� si� w jej zmys�y; s�ysza�a jednostajne bzyczenia, widzia�a podw�jnie, towarzyszy� temu zapach zgni�ych jab�ek. To wina �rodka dezynfekuj�cego wtyczk�. Tylko dotyk bezb��dnie informowa� o zimnym, chropowatym dachu, na kt�rym siedzia�a. Pomy�la�a, �e wizyta w cyberprzestrzeni na pewno nie przypomina kuracji w leczniczym sanatorium, ju� raczej spacer po kolorowym szpitalu dla ob��kanych. Wsta�a i zapi�a walizeczk� komputera loguj�cego. Wyj�a z plecaka snajperski pistolet z cyfrowym wy�wietlaczem. Podesz�a na skraj dachu. W dole widoczny by� plac, a w jego centrum tkwi� pomnik Zwyci�stwa. *** By� na miejscu punktualnie, �a�uj�c, �e jest bez obstawy. Mary m�wi�a dziwnie, cho� g�os brzmia� tak samo. Sytuacja tak czy owak wzbudzaj�ca najwy�szy niepok�j. Rozg�os o romansie z przydro�n� kurtyzan� zniszczy�by jego misternie konstruowan� karier� prezesa zarz�du POLTEX COMPANY. Na szcz�cie wko�o nie by�o �ywej duszy. *** Ustawi�a maksymalne zbli�enie. W ciek�okrystalicznym wy�wietlaczu pojawi�a si� g�owa grubego, wielkiego i wystraszonego Adriana. Dobrze, �e ma tak paskudny ryj (biedna Mary), nie �al amunicji. Celownik znalaz� swoje miejsce mi�dzy wytrzeszczonymi oczami Batesa. Nacisn�a spust. Kula ruszy�a z pr�dko�ci� d�wi�ku, przebi�a czaszk� m�czyzny, zatrzymuj�c si� w m�zgu. Nie by� to zwyk�y pocisk. �eby uniemo�liwi� wykrycie broni, z kt�rej oddano strza� - kula wybucha�a po sze�ciu sekundach. Zatem po jednej dziesi�tej minuty g�owa prezesa zarz�du POXLET COMPANY eksplodowa�a z hukiem, niczym soczysty melon po upadku z du�ej wysoko�ci. Kobieta schowa�a pistolet, wsiad�a do aerolotu, po��czy�a si� z Marco i wystartowa�a. 2. - To ty moja s�odka Jenny? - rzuci� do kom�rki, bez czekania na prezentacj�. - Tak. Za�atwi�am Batesa. A co z twoim celem? - Czekam teraz w samochodzie. Ob�o�y�em C-12 ka�dy centymetr windy, kt�r� b�dzie zje�d�a�. Skurwiel siedzi w biurze, a z nim jego ochroniarze. Podejrzewam, �e s� w pe�ni biobotami. Mog� wykry� �adunek i b�d� problemy. - Potrzebujesz pomocnej d�oni? - Nie! Dam sobie rad�, przecie� mnie znasz... - Powodzenia w takim razie. - Cze��. Marco w��czy� urz�dzenie zak��caj�ce systemy bioautomatyczne i skierowa� sygna� w kierunku budynku. Winda by�a oszklona. Przez noktowizor zobaczy� wsiadaj�cych czterech m�czyzn. D�wig ruszy�. Zak��cacz dzia�a� bez zarzutu. Nie wyczuli bomby. Marco si�gn�� po zdalny zapalnik. W momencie, gdy mia� nacisn�� przycisk, co� zabola�o go z ty�u g�owy. W uszach wibrowa� przera�liwy pisk, roznosz�c dr�enie d�wi�k�w po ca�ym ciele. Wzrok zm�tnia�. Przed oczami pojawi�y si� obrazy... dziwne, nienaturalne odcienie wspomnie�, a tak�e przysz�o�ci. Pami�ta� i czu� przysz�o��. Wiedzia�, co si� stanie za moment: widzia�, jak wybucha winda, a z ty�u podje�d�aj� trzy czarne mercedesy. Widzia� te� swoj� �mier�. Nie mia� czasu. Od�o�y� zapalnik, wsiad� do samochodu i wcisn�� gaz... By�o za p�no. Drog� zagrodzi�y mu trzy samochody. Marki mercedes, koloru czarnego. 3. Jenny zna�a Marco zbyt dobrze, dlatego postanowi�a mu pom�c. Je�eli stwierdzi�, �e b�dzie mia� problem, oznacza�o to, �e jej potrzebuje. Sama zreszt� przeczuwa�a, �e co� jest nie tak. Mia�a racj�. Gdy dolecia�a, samoch�d Marco sta� w p�omieniach. Obok le�a�o cia�o. Winda by�a nienaruszona. CZʌ� PIERWSZA - SAMARYTANIE I Mimo znieczulenia na �mier�, trudno mi przysz�o otrz�sn�� si� po �mierci Marco. By� moim jedynym przyjacielem (je�eli w tym �wiecie jeszcze istnieje taka wi�. Po prostu zwi�za�am si� z nim emocjonalnie). Zlecenie zabicia prezesa i wiceprezesa korporacji produkuj�cej zabawki i gry, niekoniecznie dla dzieci - okaza�o si� pierwszym i zarazem ostatnim zleceniem, kt�rego nie zdo�a� wykona�. Dot�d zawsze wszystko mu wychodzi�o, przynajmniej mia�o si� takie wra�enie. By� ma�om�wny, mia� swoje sekrety, ale przede wszystkim by� �wietnym, zimnym profesjonalist�, przy kt�rym przesta�am by� bab�, a sta�am si� prawdziwym zab�jc�. Cel mia�am jasno sprecyzowany: musz� dowiedzie� si�, kto zamordowa� mojego wsp�lnika. O wp� do �smej mia�am spotkanie z informatorem specjalizuj�cym si� w samochodach. W niezbyt odleg�ej przesz�o�ci by�am crackerk�, jednak gdy po w�amaniu do rz�dowej fabryki sprz�tu w celu pomno�enia wyposa�enia i funduszy, zacz�o �ciga� mnie FBI, Interpol i wojsko - musia�am zmieni� to�samo��, twarz i profesj�. Od tamtej pory sta�am si� najemniczk� o pseudonimie Jenny. P�niej pozna�am Marco, przy robocie dla jednej z korporacji. Paskudne zadanie - zabicie o�mioletniego dziecka. �wiat nauczy� mnie jednak, jak pozby� si� skrupu��w. By w nim prze�y�, nale�a�o sta� si� bezdusznym, pod�ym, lodowatym sukinsynem (nawet je�eli by�o si� kobiet�), niczym nie r�ni�cym si� od bioautomat�w. Wesz�am do pubu o dziewi�tnastej dwadzie�cia. W barze dziewczyny (niekt�re p�bioautomatyczne) rozbiera�y si� ta�cz�c w klatkach wisz�cych przy suficie. Co odwa�niejsi (i g�upsi) m�czy�ni pr�bowali si� dosta� do gor�cych, nagich dziwek, wibruj�cych w narkotycznym transie. Niekt�rym si� udawa�o. Wtedy klatka chybota�a si� to w jedn�, to w drug� stron�, a wszechobecn� muzyk� przerywa�y j�ki dochodz�ce z wy�szej partii lokalu. Niekt�rych facet�w ochroniarze zestrzeliwali gumowymi pociskami, gdy ci byli jeszcze na drabinach. M�j informator siedzia� w rogu. Zacz�am przepycha� si� w jego stron�. Jeden z u�linionych dryblas�w - taki pseudo- macho, kt�ry ma wzw�d nawet na widok staruszki - wsta� i zablokowa� mi przej�cie. Mia� zapchlone, d�ugie, t�uste w�osy i zarost. - Hej, male�ka! Zabawisz si�? - Raczej nie... - nienawidz�, jak tak si� do mnie m�wi. Chwyci�am go za bujne ow�osienie, podstawiaj�c nog�. Wyl�dowa� na przeciwleg�ym stoliku, t�uk�c szklanki z piwem. Z informatorem rozumieli�my si� bez s��w. Nie musia�am pyta�. - Mercedesy wynaj�� gang "Prze�uwaczy" - Sama Ironsa. Dziwne, �e maj� pieni�dze na wynajem tak kosztownych aut. Kto� musia� im s�ono zap�aci�. Chyba �e je ukradli... - Wiesz gdzie jest ich "miejsc�wka"? - Jasne - u�miechn�� si� - z�omowisko Riden Throath. Po�o�y�am kopert� na stole. - Dzi�ki. - Nie napijesz si�? - Nie Cry, nie dzisiaj. Mam jeszcze par� spraw. Po wyj�ciu z knajpy po��czy�am si� z IVN w moim aerolocie. Dowiedzia�am si�, jaki styl (je�eli to mo�na nazwa� stylem) prezentuje gang "Prze�uwaczy". Pojecha�am do jednego ze sklep�w (je�eli to mo�na nazwa� sklepem). Kupi�am sk�rzane spodnie, kurtk�, �a�cuchy i szcz�k� z metalowymi z�bami. Ufarbowa�am na miejscu w�osy na niebiesko (�wiadczyli r�wnie� tak� us�ug�), po czym uda�am si� w stron� z�omowiska. Wyl�dowa�am kilometr wcze�niej i reszt� drogi przeby�am pieszo. Na miejscu by�am dwudziesta pierwsza trzydzie�ci. Na z�omowisku wala�y si� tony niepotrzebnych starych samochod�w, aerolot�w, helikopter�w �yrop�atowych, �azik�w na s�oneczn� energi�. Sta�y si� bezu�yteczne, odk�d s�o�ce na zawsze zakry�y toksyczne opary, kt�re ludzko�� tworzy�a na ka�dym kroku. Ci�gle pada� deszcz, czasem normalny, momentami kwa�ny, w zale�no�ci od przeprowadzanych przez laboratoria eksperyment�w nuklearnych. Le�a�y tu tak�e stare komputery domowe, w dobie IVN nadaj�ce si� jedynie na z�om. W centralnym punkcie z�omowiska pali�o si� ognisko i krz�ta�o kilka os�b. W pobli�u sta�y cztery trzyko�owe motory; s�dz�c po wygl�dzie posiada�y wbudowany nap�d rakietowy. Kiedy� mia�am okazj� si� takim przejecha�. Istny czad! Niedaleko znajdowa�a si� budka skonstruowana z odpad�w i r�nych urz�dze�. Podesz�am jak gdyby nigdy nic. - Hej, ch�opaki! Spojrzeli w moim kierunku. - Int...
pokuj106