Nowakowski Portret artysty z czasu dojrzałości.txt

(217 KB) Pobierz
Marek Nowakowski

Portret artysty z czasu dojrza�o�ci

Mongo�y Kwaterowali u nas, a je�dzili na Wol�. Wola p�on�a. Z naszego domu 
wida� by�o �un�. M�wili w miasteczku, �e tam, na Woli, gwa�c� i rabuj�. Karolek 
Bilardzista, kt�ry noc� przyprowadzi� stamt�d swoj� rodzin�, widzia� w gruzach 
martw� kobiet� z odci�tymi piersiami. To zrobili oni. My, paka Janka Piechura z 
Bud, patrzyli�my na nich z ciekawo�ci�. Wszyscy w papachach wygl�dali jak 
zro�ni�ci ze swoimi kud�atymi konikami. Wracali szos� od wiaduktu, skr�cali w 
ulic� Pi�sudskiego. Tak si� kolebali na tych swoich konikach, karabiny 
przewieszone przez pier�, niekt�rzy mieli szable u pasa, te szable podzwania�y 
obijaj�c si� o ostrogi. Rozmawiali ze sob� gard�ow�, niezrozumia�� mow�, twarze 
mieli �niade, oczy sko�ne, w�skie, a w�osy czarne, sztywne jak ko�skie ogony. 
Mongo�y. Tak na nich m�wiono. Z Woli zawsze wracali ob�adowani rozmaitym 
dobytkiem, r�ce opi�te a� do �okci zegarkami, palce pob�yskiwa�y od pier�cionk�w 
i sygnet�w. Widzia�em te� jednego, co budzik sobie powiesi� na szyi. Zrabowany 
dobytek wpychali przewa�nie w czerwone poduszki, kt�re opr�niali z pierza 
ci�ciami szabel i przytraczali do siode�. Zawsze jednak bia�e k�aczki wirowa�y 
ko�o nich i osiada�y na papachach i ko�skich grzywach. Wieczorem, napoiwszy 
konie i pu�ciwszy je na ogrodzony placyk przy piekarni pana Rappa, wybierali si� 
na targ i tam zaczyna� si� handel. Wszystko mo�na by�o od nich kupi� za spirytus 
i bimber. Przekupki z targu dobrze wychodzi�y na tym handlu. Nale�a�o tylko 
bardzo na nich uwa�a�. Oni byli nieobliczalni. Te przekupki przewa�nie 
handlowa�y z Mongo�ami pod opiek� swoich ch�op�w. Niejeden z nich �ciska� za 
pazuch� siekier� lub tasak. Z ka�d� samotn� kobiet� rozmaicie mog�o si� 
wydarzy�. Lucyn�, t� �adn� kelnerk� z "Wenecji", z�apali wieczorem, jak wraca�a 
do domu. Trzech ich by�o i z ka�dym musia�a po kolei. Dw�ch wykr�ca�o jej r�ce, 
trzeci przyciska� usta d�oni�, �eby nie wrzeszcza�a i robili swoje. M�wili u nas 
w miasteczku, �e i tak mia�a szcz�cie. Oni po wszystkim lubili przygwo�dzi� do 
ziemi bagnetem i tak zostawi�. Tam, na Woli, pe�no takich przygwo�d�onych 
kobiet. Starsi ch�opcy, co "kit�" odwalali z poci�g�w, wybierali si� czasem na 
Wol�, myszkowali w�r�d ruin i opuszczonych mieszka� i rozmaite rzeczy tam 
widzieli. Taki Olek Kraczoch tylko spluwa� na widok ka�dego Mongo�a i �egna� si� 
zamaszy�cie. Nie tylko m�ode kobiety by�y przy nich w niebezpiecze�stwie. Star� 
Koczkow� te� dopadli. Babka to przecie�, dw�ch wnuk�w ju� mia�a, a oni do niej. 
Stara Koczkowa narobi�a wielkiego wrzasku. Zdarzenie to mia�o miejsce blisko 
posterunku �andarmerii. Zapali�y si� �wiat�a. Na ulic� wybiegli Niemcy. Jeden 
nawt strzeli�. Wtedy oni uciekli. A jak pohandlowali sobie na targu, odchodzili 
z flaszkami i ba�kami do parku, gdzie przed pa�acykiem Koelichena rozpalali 
ognisko. Piekli mi�so nadziane na d�ugi drut i dw�ch nieustannie obraca�o ten 
drut. Siedzieli kr�giem, kurzyli machork�, poci�gali spirytus z butelki, albo 
wprost z blaszanego kanistra, i �piewali rzewnie, tak zawodz�co, inaczej ni� 
wszystko, co s�yszeli�my dot�d. W tych swoich wielkich papachach, podwin�wszy 
nogi pod siebie, ko�ysali si� w takt melodii i �piewali, czasem rytmicznie 
klaskali w d�onie. My, ch�opcy z paki Janka Piechura z Bud, podchodzili�my do 
ogniska jak urzeczeni. Oni lubili dzieci. Zapraszali nas, go�cinnie cz�stowali 
pieczon�, pachn�c� dymem baranin� i m�wili pieszczotliwie: "malczyk", "kinder" 
albo jeszcze tak jako�. Tylko dziewczynki musia�y uwa�a�. Oni chyba nie 
rozr�niali wieku. Zezowat� Jad�k� od Fr�czak�w zwabili czekolad� i tak szczypa� 
i g�aska� zacz�li, jeden ju� jej zadziera� sukienk�. Ledwo Fr�czak, kt�ry mia� 
sodowiarni� i oni cz�sto pili u niego, zd��y� dopa�� do nich i odepchn�� tego, 
co zadziera� Jad�ce sukienk�. - Dziewczonka... - zacz�� im t�umaczy� i r�ce mu 
si� trz�s�y. Rozstawi� palce pokazuj�c, �e ona ma tylko osiem lat. Z sodowiarni 
wybieg�a Fr�czakowa z litrow� flach� bimbru. Wtedy zostawili Jad�k� i zaj�li si� 
bimbrem. Ale nam, ch�opcom, nic z�ego z ich strony nie grozi�o. Przy ognisku 
pozna�em si� z jednym Mongo�em. Mia� szabl� na ozdobnych, nabijanych srebrem 
pasach i spodnie z czerwonymi lampasami. Wysypa� mi na d�o� gar�� cukierk�w. - 
Bonbon - powiedzia� i w u�miechu �ysn�� jak Murzyn bia�kami. Na migi da� mi do 
zrozumienia, �e te� ma syna. A nazywa� si� tak jako�, Girej_$ogi czy co�, nie 
zrozumia�em dok�adnie. Wtedy to w odblasku ognia pokaza� mi krzy� z Panem 
Jezusem. Ten krzy� sta� przy samym pa�acyku. Wiatr poruszy� ogniem, k��b dymu 
zasnu� krzy� i w ostatnim przeb�ysku twarz tego Mongo�a, dzika, straszna. 
Odruchowo prze�egna�em si�. Czu�em si� troch� jak w towarzystwie diab�a. 
Poci�ga� co prawda, ale by� te� strach. Mongo� pokiwa� ze zrozumieniem g�ow�, 
zacmoka�, d�o� przy�o�y� do serca i powiedzia� "Allach!" Opowiedzia�em o tym 
Jankowi Piechurowi z Bud. - Tak jest - rzek� - zgadza si�. - Ten ich B�g nazywa 
si� �ach. �mieli�my si�, �e tak si� nazywa ten ich B�g. �ach. - Mongo�y - 
spluwa� Olek Kraczoch, co chodzi� na "kit�" - co oni mog� mie� za wiar�. M�j 
stary m�wi, �e to psia wiara. Mimo to chcia�em jeszcze zobaczy� tego Girej_$ogi, 
czy jak go tam. W nast�pny wiecz�r znowu poszed�em do ogniska. Ale nie mog�em go 
pozna�. Wszystkie twarze by�y jednakowe. Siedzieli wok� ogniska z podwini�tymi 
nogami. Wystaj�ce ko�ci policzkowe i w�skie, sko�ne oczy, a na czo�ach nisko 
nasuni�te papachy. Nie zobaczy�em ju� nigdy wi�cej tego Girej_$ogi. Rankami 
przed wyjazdem na Wol� oni przewa�nie pili bimber w sodowiarni pana Fr�czaka. 
Podobno p�acili nie tylko pieni�dzmi, ale pier�cionkami, obr�czkami i monetami 
ze z�ota. - Jak si� dobrze rozgrzej�... - opowiada� ojcu pan Fr�czak - to nawet 
da rad� zarobi�, nie powiem, tylko ryzyko paskudne. Nie wiadomo, co im strzeli 
do g�owy - wzdycha� pan Fr�czak i puka� przes�dnie trzy razy w niemalowane 
drewno. Z jego sodowiarni cz�sto dochodzi�y wrzaski, �miech, jakby wycie. 
Stawali�my od ty�u tej wpadni�tej w ziemi�, byle jak skleconej z desek, budy i 
s�uchali�my w napi�ciu. Kiedy� dw�ch pijanych Mongo��w wytoczy�o si� po 
schodkach i z szablami na siebie... Dopiero jaki� starszy rang� wjecha� koniem 
mi�dzy nich, siek�c po twarzach do krwi nahaj�. A ich konie zawsze sta�y 
uwi�zane do p�otu i skuba�y rzadk�, pokryt� kurzem traw�. Te konie te� dzikie 
takie: jeden zar�a�, wyszczerzy� ��te z�by i rzuci� si� za mn�. Kr�tko by� 
uwi�zany i tylko tr�ci� mnie mokrym pyskiem w rami�. Wtedy te� Janek Piechur z 
Bud odwi�za� od p�otu takiego kosmatego, mongolskiego konika. Wal�c ga��zi� po 
k��bach i krzycz�c przenikliwie, pogna� go w stron� glinianki. Konik rozbryka� 
si�, pop�dzi� jak oszala�y i wierzga� tylnymi nogami, a� iskry sz�y z bruku. Z 
sodowiarni wypad� Mongo�, rozgl�da� si� chwil�, zaraz �ci�gn�� karabin i zacz�� 
strzela� na o�lep. Ludzie chowali si� do bram, a on tak strzela�. Wreszcie, 
kiedy ju� nie mia� naboj�w i uspokoi� si� troch�, to jeden inwalida pokaza� mu, 
gdzie pobieg� jego ko�. Ten kosmaty konik te� si� uspokoi� i pas� si� na ��ce 
mi�dzy gliniank� zwan� Oceanem, a t� drug� przy szkole. Oni bardzo dbali o 
konie, czy�cili je zgrzeb�em, ogl�dali kopyta i okrywali derkami po ka�dym 
powrocie z Woli, klepali po karku i delikatnie muskali w chrapy. Te konie te� 
ich lubi�y, za jednym, kiedy zagwizda�, ko� szed� jak pies. Wi�c jak te konie 
ob�adowali rabunkiem, to nawet z nich zsiadali. Kiedy zn�w tam, na Woli, za ma�o 
zdo�ali si� ob�owi�, to potrafili, ju� po naszej stronie tor�w, wpa�� do 
jakiego� domu, przystawi� gospodarzowi karabin do piersi albo szabl� pod gard�o 
i wrzeszcze� dziko. I zabierali wtedy co b�d�. A jak wypili wi�cej albo z�y 
humor ich naszed�, mogli taki dom podpali�. Mongo�y. Kobiety ba�y si� ich jak 
ognia. Chocia� bywa�y w naszym miasteczku takie, co same do nich lgn�y. W 
"Pekinie" mieszka�y Trzy Siostry. Pan Fr�czak opowiada� w "Wenecji" przy 
bilardzie, �e i przed wojn� ca�y komisariat policji granatowej do nich 
zachodzi�. Trzy Siostry przyjmowa�y Mongo��w. Z okna ich mieszkania do p�na w 
noc rozbrzmiewa�o dzwonienie szk�a i sm�tne pie�ni w niezrozumia�ym j�zyku. Raz 
taki bal z Mongo�ami przeci�gn�� si� a� do dnia i my, ch�opcy z paki Janka 
Piechura z Bud, czaili�my si� w �opianach przy kom�rkach na w�giel, patrz�c 
bacznie w trzecie okno na parterze. I zobaczyli�my kobiet� zwr�con� plecami do 
okna w samej tylko koszuli, i ob�apia�y jej plecy �ylaste d�onie. Ona oparta o 
parapet ko�ysa�a si�, zrazu miarowo, p�niej coraz gwa�towniej i zza jej plec�w 
wynurzy�a si� twarz Mongo�a z zamkni�tymi oczyma i bia�ymi z�bami, kt�rymi 
przygryza� sobie wargi. Widok by� straszny i porywaj�cy. Doniczka z pelargoni� 
spad�a wtedy z parapetu. Ale kt�ra to by�a z tych Trzech Si�str? Na to pytanie 
nie mogli�my odpowiedzie�. Janek Piechur z Bud pr�bowa� p�niej odgadn�� z ich 
d�oni. Je�eli zobaczy jaki� pier�cionek lub zegarek, znaczy�o to b�dzie - 
w�a�nie ta! Jednak wszystkie trzy mia�y zegarki i wszystkie mia�y pier�cionki. 
Janek Piechur z Bud doszed� do wniosku, �e wszystkie one kolejno z Mongo�em. 
Murarz Sierotnik opowiada�, �e tam, na Woli, kobietom palce odr�buj� szablami, 
kiedy pier�cionka czy obr�czki �ci�gn�� nie mog�. - Tacy zawzi�ci... jak za cara 
Miko�aja, co mia� wielkie jaja - ko�czy� swoim niezmiennym rymem murarz 
Sierotnik i toczy� si� rozkolebanym krokiem ulic� Ko�ciuszki. Zatrzymywa� si� 
jeszcze raz i patrzy� tam daleko, gdzie dymi�a Wola. My, ch�opcy z paki Janka 
Piechura z Bud, bawi�c si� w powsta�c�w i Niemc�w ko�o szcz�liwickiej 
wagonowni, zobaczyli�my, jak Mongo� koz� zabra� g�upkowatej Wilczy�skiej. Pasa�a 
ona koz� na nasypie kolejowym. Mongo� szed� sobie piechot�. R�ce za�o�one do 
ty�u, jakby spacerowa�. Zatrzyma� si� i popatrzy� na koz�. Podszed� do g�upiej...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin