McCoy Sztuka gry.txt

(43 KB) Pobierz
Robert Wayne McCoy

"Sztuka gry"

przet�umaczone przez Jakuba Radzimi�skiego
Stoj�c przed du�ym oknem widokowym, spowity ciemno�ci� nocy, przygl�da� si� 
przez pewien czas b�yskawicom ta�cz�cym nad g�rami. Rozmy�la�, jak zwykle 
zachowuj�c sekrety swoich my�li dla siebie, aby ujawni� je na sw�j spos�b w 
poezji. Kiedy by� w nastroju, pisa�, ale nie teraz. Teraz si� przygl�da�.
Burza nie przynios�a jeszcze deszczu, ale przynios�a co� innego... tak, dziwne 
uczucie, na skraju postrzegania, nie r�ni�ce si� od przys�owia o obusiecznym 
mieczu, zadecydowa� m�czyzna. Figlarny u�mieszek wkrada� si� na jego twarz, w 
miar� jak wszystkie mo�liwo�ci, jakie mog�a przynie�� ta noc, przemyka�y przez 
jego umys�.
Szczup�y m�czyzna, nosz�cy ciemne jeansy i kasztanow� koszul� z flaneli, 
odwr�ci� si� nagle od okna, przez kt�re wygl�da� i podszed� do biurka, aby 
zapali� �wiat�o. Biurko by�o wbudowane w �cian� na przeciwko okna. Blat by� 
zagospodarowany tak, jak lubi�. Jego ulubiona maszyna do pisania z ryz� papieru 
obok, tom poezji, kt�ry obecnie czyta�, szachownica i mahoniowe pude�ko z 
figurkami oraz talia Atut�w roz�o�ona w r�wny wachlarz, grzbietami do blatu. 
G��wne arkana tej talii przedstawia�y cz�onk�w rodziny kr�lewskiej, kt�rych zna� 
bardzo dobrze, niekt�rych nawet lepiej ni� oni sami znali siebie. M�czyzna 
u�miechn�� si� i si�gn�� po ksi��k� zatytu�owan� "Ch�opak z Shropshire". W 
wolnej chwili czyta�. Niewa�ne co si� dzia�o, zawsze znajdywa� si� czas na dobr� 
ksi��k�.
* * *
Na zewn�trz...
Szalej�ce si�y i ta rzecz zwana natur� by�y jednym. W jednej chwili b�yskawice 
kontynuowa�y rodzieranie stok�w g�r pokrytych sosn� i ja�owcem. Pusty, asfaltowy 
podjazd roz�wietlony przewlek�ym b�yskiem by� pusty.
W chwil� p�niej...
B�ysk piorunu roz�wietli� niebo jak uchylenie kurtyny po to tylko, aby chwil� 
p�niej zanikn�� ust�puj�c miejsca nast�pnemu b�yskowi. Noga w czarnym bucie 
doko�czy�a krok. Ciemnow�osy m�czyzna ubrany w czer� i srebro, zdaj�cy si� 
pojawi� z nik�d, przyjrza� si� widokowi zielonymi oczyma. Jego wzrok zatrzyma� 
si� na domu na ko�cu podjazdu. Pali�o si� tylko jedno �wiat�o przy rogu budynku. 
Wiedzia�, �e tam znajduje si� cel jego dzisiejszej w�dr�wki. Lew� r�k� poprawi� 
srebrn� klamr� w kszta�cie r�y spinaj�c� jego p�aszcz wok� szyi. Jego prawa 
r�ka spocz�a na r�koje�ci jego miecza, przypasanego do boku. Metalowa r�koje�� 
koloru dymu kontrastowa�a z �uskowymi r�kawicami ze srebra, przywi�zanymi do 
pasa. M�czyzna westchn�� ci�ko. By� zm�czony i g�odny, a frustruj�ce 
wydarzenia ostratnich paru dni wprawi�y go w pod�y nastr�j. Wtem dostrzeg� nag�y 
ruch z jego boku.
Zareagowa� szybko i pewnie. Uginaj�c oba kolana, wyci�gn�� r�ce aby z�apa� 
kszta�t wyskakuj�cy z cieni. Wyprostowawszy si�, po raz pierwszy od wielu dni 
u�miechn�� si�, trzymaj�c kota na r�kach. Odnalaz� w�a�ciwe miejsce do 
podrapania aby uzyska� pomruk zadowolenia.
Z kotem na r�kach wykona� ostanie kroki bardzo d�ugiej podr�y.
* * *
Rozebrzmia�o nieuniknione pukanie.
- Prosz� wej��, prosz� wej��. Drzwi s� otwarte. - powiedzia� siedz�cy cz�owiek. 
Zamkn�wszy jedn� z szuflad po uprzednim w�o�eniu do niej talii Atut�w, wsta� od 
biurka aby powita� swojego go�cia.
Drzwi otworzy�y si� w chwile p�niej i m�czyzna w srebrze i czerni wszed� do 
przerobionego, dwusamochodowego gara�u. Obrzuci� spojrzeniem pok�j, zda� si� by� 
zadowolony ogl�dzinami i jego oczy napotka�y oczy jego gospodarza.
- Corwinie, witaj. I dzi�kuj� za przyniesienie Ambera.
- Ambera? Nazwa�e� kota "Amber"?
Corwin nie m�g� ukry� wkradaj�cego si� na jego twarz g�upiego u�mieszku.
- Tak, w�a�nie tak. - odpar� szczup�y cz�owiek.
- To tw�j ci�ty dowcip musi by� powodem, dla kt�rego lubi�em ci� przez te 
wszystkie lata.
- W�a�ciwie to wol� naturalny wdzi�k.
- Touche. - Corwin zestawi� Ambera, podszed� do gospodarza i u�cisn�� jego 
wyci�gni�t� r�k�. - Roger. Jak ci si� wiedzie?
- Czasem tw�rczo, a tobie, Ksi��� Corwinie? A mo�e ju� Kr�lu?
Amber przeszed� do okna widokowego wychodz�cego na g�ry Sangre de Christo i 
pocz�� si� sadowi� w swoim ulubionym miejscu.
- �adne z powy�szych. Wol� po prostu "Corwinie". Zapomnijmy o tych politycznych 
bzdetach, OK?
- Zgoda. Jak ci� �ycie traktowa�o, h�?
- Okropnie. Nie pami�tam ostatniej nudnej chwili jak� prze�y�em.
- Zaczekaj chwil�. - powiedzia� Roger i si�gn�� po "Ch�opaka z Shropshire" 
le��cego na jego biurku. Szybko przejrza� chud� ksi��k�. - O, tu jest, strona 
pi��dziesi�ta druga.
Spocznij, ma duszo, spocznij; twoja si�a nic nie znaczy
Ziemi i najwy�szych niebios nigdy nie porusz� ludzie
Wspomnij raczej i przywo�aj, je�li� teraz jest w rozpaczy
Dni naszego odpoczynku, o duszo, gdy� by�y one d�ugie
Sko�czywszy czyta� zamkn�� ksi��k� i od�o�y� j� na biurko.
- Zrozumia�em. Nuda... to po prostu nuda. Czasem nie mamy mo�liwo�ci wyboru, ale 
chwila wytchnienia tu czy tam to niezbyt wyg�rowane ��danie, nieprawda�?
Roger wskaza� na puste krzes�o.
- Bynajmniej, nawet dla takiego cz�owieka akcji jak ty. Prosz�, usi�d� i 
odpocznij. M�j dom jest twoim domem.
- Tak jak m�j by� twoim. - powiedzia� Corwin, odpasa� pochw� z mieczem i usiad� 
ci�ko na krze�le. Roger usiad� na skraju biurka pozwalaj�c jednej nodze zwisa� 
swobodnie. Corwin rozejrza� si� po pokoju. Przyjrza� si� biblioteczce z 
ksi��kami. Roger uzna� jego zamy�lenie za wyraz uznania. - Widz�, �e dzie�a, 
kt�re tworzy�e� podczas s�u�by w lochach, jednak si� na co� zda�y.
- Powiedzmy, �e s� warte wysi�ku.
- Pracujesz nad czym� obecnie? O czym piszesz tym razem?
Chichocz�c, Roger powt�rzy� s�owa u�yte jaki� czas temu:
- O szczurze, o nietoperzu, o...
Corwin uni�s� r�k� w ge�cie pojednania.
- Wiem, wiem. Zaczekam i przeczytam jak wszyscy inni.
- Mog� ci wys�a� kopi�, je�li chcesz.
- To by�oby mi�e. - powiedzia� Corwin.
Nast�pi�a chwila ciszy.
- Wi�c co ciebie, Corwinie, sprowadza akurat do Cienia Ziemi i Santa Fe?
- S�ysza�em, �e si� tu przeprowadzi�e� i przechodzi�em w pobli�u. Po kr�tce, 
Roger, w�a�nie mia�em d�ug� piekieln� jazd� w sprawach wagi pa�stwowej i 
potrzebowa�em chwili wytchnienia.
- Amber? - zapyta� Roger.
Corwin poczu�, jak odzywaj� si� stare instynkty, opieraj�ce si� na aksjomacie 
"Ufaj wszystkim jak bratu". By�a to u�wi�cona czasem tradycja rodzinna, 
stworzona przez co� wi�cej ni� skromna potrzeba. Lecz w tym momencie stara� si� 
zwalczy� to uczucie. By�o kilka os�b, kt�rym w swoim d�ugim �yciu nauczy� si� 
ufa�. Bill Roth, Merlin, Deirdre, nawet do pewnego stopnia Random. Na razie by� 
sk�onny zaliczy� do tego grona Rogera, dop�ki kto� lub co� nie udowodni mu, �e 
si� myli.
- Amber i Avalon. Choroba, prawdopodobnie te� Dworce Chaosu.
- Brzmi skomplikowanie.
- Bardzo. Nie chc� nadu�ywa� twojej go�cinno�ci, ale jad�e� ju� kolacj�? 
M�wi�oby mi si� lepiej z pe�nym �o��dkiem.
Roger zszed� z biurka.
- Jad�em ju�, ale mam z p� tuzina kanapek z w�dlin� w lod�wce. Trzymam je tam 
na wypadek, gdyby pisanie sz�o mi zbyt dobrze aby je przerwa�. Mo�e by�?
- Mo�e. I co� do picia, je�li mo�na. Piekielne jazdy s� strasznie m�cz�ce.
- �aden problem. - Roger przeszed� kilka krok�w, zatrzyma� si�, i powiedzia� 
marszcz�c brwi. - Znaj�c os�awiony apetyt twojej rodziny, przynios� wszystkie 
kanapki. - powiedziawszy to przeszed� do innej cz�ci domu.
Corwin wsta� i rozejrza� si�. Amber le�a� wygodnie zwini�ty w k��bek. Gabinet 
by� ca�kiem spor� bibliotek�. W k�cie znalaz� czarn� hakam� z czarnym pasem i 
kij jo. Wi�c Roger trenowa� Aikido. To do niego pasowa�o. Ko�o biurka by� niski 
stolik. Sta� na nim ma�y komputer przykryty stert� papierzysk. Pomimo pokusy 
pomin�� staranniej u�o�one papiery ko�o maszyny do pisania, zak�adaj�c, �e jest 
to najnowsze dzie�o Rogera.
Nie do pomini�cia by�a stoj�ca na biurku pomi�dzy r�nymi nagrodami literackimi 
jedna z prac Yoshitoshi Moriego. Jedna z cyklu p�askorze�b "Twarz� w twarz". 
Corwin si�gn�� po ni� ostro�nie, podczas gdy w jego g�owie odzywa�y si� stare 
wspomnienia... wspomnienia o tym jak starszy brat gn�bi� m�odszego. Wspomnienia 
o zaciek�ym pojedynku mi�dzy nimi, o tym jak m�odszy brat zosta� pozostawiony na 
pewn� �mier�, odarty z imienia i pami�ci w tym samym cieniu. O tym jak starszy 
brat zosta� kr�lem, z rozkazu kt�rego oczy m�odszego zosta�y wypalone rozgrzanym 
do bia�o�ci pogrzebaczem. W ciemno�ci zamkni�tych, odtwarzaj�cych si� oczu 
czasem wyczuwa� cel� wi�zienn� wok� niego. Do dzi� ten lodowaty koszmar 
powraca� w jego najgorszych snach. Nast�pnie punkt zwrotny, pojedynek tych 
samych braci w bibliotece, tym razem starszy brat umyka� poraniony. Ostatecznie 
m�odszy brat trzymaj�cy starszego w ramionach na polu bitwy, gdy ostatnia iskra 
�ycia umyka�a z niego aby nakarmi� klejnot ich przodka. Starszy brat umar� w 
ofierze, kt�r� m�odszy m�g� jedynie zaakceptowa�. Sukinsyn. Tak, nie by�o 
trudnym wyobrazi� sobie, �e to w�a�nie on i Eryk zostali uwiecznieni na tej 
p�askorze�bie. Zawsze przeciwko sobie, wiecznie szukaj�cy sposobu na 
przewy�szenie drugiego. Nawet b�d�c martwym, Eryk wyci�ga do niego swoj� widmow� 
r�k� poprzez tych, na kt�rych mu zale�a�o...
Corwin odwr�ci� wzrok i spojrza� za okno, gdy Roger wszed� z powrotem do pokoju 
ze srebrn� tack� w r�ce.
- Burza nadal daje si� we znaki?
Corwin pozwoli� wspomnieniom odej��.
- Tak. S�dz�, �e si� zbli�a. Przechodzi�em niedawno przez podobne g�ry. Tam 
burza by�a gorsza.
Roger postawi� tack� z jedzeniem w wolnym miejscu na biurku.
- Jeste� w posiadaniu jednej z prac Moriego, prawda?
- Zgadza si�. Umie�ci�em j� w moim gabinecie w mym zamku w Avalonie.
Roger poda� Corwinowi szklank� brandy z tacki po czym wzi�� drug� dla siebie.
- S�ysza�em, �e musia�e� stworzy� sw�j w�asny Wzorzec przy pomocy Klejnotu 
Wszechmocy.
- Sporo s�ysza�e�. Wspomniany gabinet ma okno wychodz�ce na m�j Wzorzec. Czy 
wiedzia�e�, �e m�j wzorzec zacz�� rzuca� cienie, podobne do tych Amberu? Jednak 
pod wieloma wzgl�dami r�ni...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin