Makuszyński O dwóch takich co ukradli księżyc.txt

(379 KB) Pobierz
KORNEL MAKUSZY�SKI

O DW�CH TAKICH, CO UKRADLI KSIʯYC

ROZDZIA� PIERWSZY
w kt�rym ujrzymy miasto rodzinne Jacka i Placka
Pi�� mil dalej, ni�li kiedykolwiek dolecia� najodwa�niejszy wr�bel, w�r�d 
czterech drzew, nad bystrym potokiem, w kt�rym nigdy nie by�o wody, sta�o stare 
bardzo miasto, si�gaj�ce odwiecznych czas�w. Musia�o ono by� stare, bo na 
dachach dom�w wyros�y srebrnozielone brody mch�w, a wie�a ko�cio�a by�a bardzo 
pochylona na lew� stron�; jedni m�wili, �e z tej strony wisia� wi�kszy dzwon i 
swoim ci�arem j� przechyli�, inni natomiast przypisywali to s�dziwej staro�ci. 
Miasteczko to nazywa�o si� Zapiecek. Jest to nazwa skromna, bo skromni w tym 
mie�cie mieszkali ludzie, dobrzy i poczciwi. Chwalili Pana Boga i wiedli 
pracowity �ywot. Nikt o nich nigdy nie s�ysza� ani nikt si� o nich nie 
troszczy�, nikt z tego miasta nigdy nie wyw�drowa� ani nikt do niego nie 
przyje�d�a�, bo nie by�o po co. Do s�ynnego Pacanowa, kt�re z tego jest na 
�wiecie s�awne, �e w nim kuj� kozy, przyje�d�ali najwi�ksi panowie, a kr�l, 
daleko we wspania�ej stolicy mieszkaj�cy, raz na rok zapytywa�:
- A co tam s�ycha� w Pacanowie?
Kiedy mu odpowiadano, �e wszystko szcz�liwie i �e burmistrz jest zdr�w i dobrze 
wygl�da, kr�l si� przyjemnie u�miecha� i dalej rz�dzi�.
A o biednym Zapiecku nikt nic nie s�ysza� ani nikt o nim nie wspomina�. Ja te� 
by�bym o tym mie�cie nic nie wiedzia�, ale sto trzy lata temu, kiedy w�drowa�em 
po �wiecie, zajecha�em przypadkiem do tego miasta, w kt�rym mnie serdecznie 
powitano. R�wnie serdecznie i z wielk� wrzaw� powitano tam i mojego konia, bo 
ostatni ko� zdech� tam przed dwustu laty z g�odu i od tego czasu ludzie konia 
nie widzieli, tylko najstarsi ludzie opowiadali sobie, �e takie wspaniale 
zwierz� istnieje na �wiecie.
W tym to mie�cie dowiedzia�em si� najr�niejszych historii, kt�re zapisa�em i 
teraz og�aszam je w ksi��ce.
W mie�cie tym ludzie byli bardzo biedni, cho� ci�ko pracowali; na polach 
jednak�e wi�cej by�o kamieni ni� zbo�a, a na czterech drzewach rodzi�o si� 
jedena�cie jab�ek, je�li rok by� bardzo urodzajny, albo nic si� nie rodzi�o. W 
strumieniu nigdy nie by�o wody, tak �e nawet �aby, kt�rych jednego lata by�o a� 
siedem, bardzo zniech�cone wyw�drowa�y, wi�c podczas letnich wieczor�w by�o 
smutno i cicho. Bociany, obawiaj�c si�, �e zgin� z tego powodu g�odow� �mierci�, 
omija�y Zapiecek i lecia�y wszystkie do stolicy, gdzie na placach i ulicach tyle 
by�o b�ota, �e tam �atwo mog�y znale�� wiele smakowitego jedzenia, co skacze na 
d�ugich nogach.
Zapiecek by� bardzo smutnym miasteczkiem, tym smutniejszym, �e burmistrzem by� w 
nim stolarz, kt�ry robi� trumny, wi�c si� nigdy nie �mia� z tego powodu. Nie 
mia� on jednak wiele pracy, bo ludzie tam rzadko umierali, raz na sto lat, bo 
�yli wstrzemi�liwie, ma�o jedli i ci�ko pracowali. Mo�e dlatego byli bardzo 
chudzi, tak �e kiedy wia� silny wiatr, brali w r�ce wielkie kamienie i chodzili 
tak obci��eni, aby ich wiatr nie porwa�, albo chodzili gromad� trzymaj�c si� za 
r�ce. Kochali jednak bardzo swoje miasto i byli z niego dumni, cho� w nim nie 
by�o weso�o.
Z domowych stworze� trzyma�y si� tam tylko muchy, cho� nikt nie wiedzia�, czym 
si� karmi� i jakim cudem �yj�. By� tam te� pies, baran i kogut. Pies by� to 
kud�aty, poczciwy kundel imieniem �apserdak, wielki dziwak i orygina�. Nikt 
nigdy nie widzia�, �eby ten pies jad� cokolwiek, nikt te� nie mia� do niego 
pretensji, �e nie szczeka�, nie biega� i nie wywija� ogonem. Przez ca�y dzie� 
spa� i czasem tylko u�miecha� si� przez sen.
- �ni mu si� kie�basa! - m�wili wtedy dobrzy ludzie.
By�o to jednak niemo�liwe, �apserdak bowiem w swoim ca�ym �yciu nie widzia� 
kie�basy i nie wiedzia�, co to za cudo. Inni twierdzili, �e biedny pies z 
wielkiego g�odu zwariowa� i �mieje si� bez sensu. By�o to te� nieprawd�, pies 
ten bowiem by� zwierz�ciem nadzwyczaj m�drym, trzeba bowiem by� m�drcem, aby �y� 
nie jedz�c. Najprawdopodobniejsze jest, �e si� powolnym �wiczeniem odzwyczai� od 
jedzenia albo te� jad� traw�, wbrew swojej naturze. Widziano jednak, �e pi� 
wod�, kiedy po wiosennych roztopach p�yn�a woda w strumieniu; kiedy jej nie 
by�o, wtedy cierpliwie oczekiwa� deszczu; w chwili za�, gdy lun�a ulewa, 
�apserdak zadziera� g�ow� do g�ry, otwiera� szeroko pysk i w ten prosty spos�b 
�apa� wod�. W nocy patrzy� smutno w niebo i tak� mia� min�, jak gdyby liczy� 
gwiazdy, tak jednak mia� ma�o si�, �e nie wy� nawet na widok ksi�yca w pe�ni, 
co jest obowi�zkiem ka�dego uczciwego psa.
Ludzie go bardzo kochali i byli dumni z takiego psa filozofa, on za� nawzajem 
kocha� ludzi. By� to zreszt� jeden z nielicznych ps�w na �wiecie, kt�ry nie mia� 
pche�, nie by�o bowiem pch�y tak lekkomy�lnej, kt�ra by si� sama chcia�a skaza� 
na �mier� g�odow�, obrawszy sobie mieszkanie w lesie kude� poczciwego 
�apserdaka. Wszyscy go znali, on r�wnie� zna� wszystkich, co nie by�o jednak 
spraw� trudn�, gdy� w mie�cie tym niewiele by�o mieszka�c�w. G�odny jest zawsze 
bratem g�odnego, wi�c mi�o�� by�a obop�lna. Dobry ten pies nie uleg� nigdy 
namowom i naszczekiwaniom z dalekich stron, wo�aj�cym go do bogatych ludzi i do 
t�ustego jad�a. By� przyjacielem tych, z kt�rymi p�dzi� n�dzne �ycie i smutne 
dni: nie jad� on, bo i ludzie byli g�odni, ale ich nie opu�ci�. Tak wiernym w 
niedoli potrafi by� tylko poczciwy pies i jeszcze jedno stworzenie: wr�bel. Jest 
to najlepszy ptak na �wiecie, �obuz i urwis, kiedy jest wiele do jedzenia, ale i 
wierny przyjaciel w dniach kl�ski. Kiedy przepi�rki, spas�szy si� w zbo�u, kiedy 
inne ptaki, objedzone i za�ywne, odlatuj� na zim�, wr�bel, dobry patriota, ani 
nie pomy�li o tym, aby opu�ci� swoich dobrych przyjaci� ludzi, w�r�d kt�rych 
si� urodzi� i wychowa�. Cierpi g��d, na �mier� cz�sto zmarznie na mrozie, ale 
nie odleci, a na wiosn� koz�y fika w kurzu ulicy, zadowolony i rad. Tote� kiedy 
w zimie wr�ble s� w wielkiej n�dzy, zawsze prze�amuj� m�j chleb na po�ow� i 
sumiennie si� z nimi dziel�.
Nie mog�em jednak poratowa� biednego �apserdaka, bo miasteczko Zapiecek znajduje 
si� na ko�cu �wiata i trzeba by�o do niego w�drowa� przez siedem miesi�cy. Po 
stu latach od tego dnia, kiedy go widzia�em po raz ostatni, ju� nie �y�. Je�eli 
by�by dotrwa� jeszcze kilka lat, to by�by do�y� lepszych czas�w, bo ju� tam 
ludzie je�d��, aby ujrze� to wspania�e miasto, i przywo�� ze sob� jedzenie: ser, 
chleb i jaja na twardo.
Z �ywych stworze� w tym mie�cie najdziwniejszym jednak�e by� stary kogut, bardzo 
pi�kny i dumny. Nie grozi�o mu nigdy �adne niebezpiecze�stwo, trzeba by�o bowiem 
mie� stalowe z�by, aby go mo�na by�o zje��, a ugotowa� by go mo�na chyba na 
piekielnym ogniu, tak by� twardy i �ykowaty z powodu s�dziwego wieku. By� on 
powodem wielu nieporozumie� i zamieszek w przyrodzie. Wiadomo, �e s�o�ce wtedy 
wschodzi, kiedy zaczynaj� pia� koguty, daj�c tym znak, �e czas ju� rozpocz�� 
pracowity dzie�. Kogutowi w Zapiecku musia�o si� jednak�e z g�odu albo te� z 
nazbyt s�dziwego wieku co� pomiesza� w bystrym rozumie, bo czasem, z 
niewiadomego powodu, zaczyna� przera�liwie pia� w�r�d ciemnej nocy. S�o�ce 
jednak nigdy wtedy nie wschodzi�o, bo wiedzia�o, �e zasz�a jaka� pomy�ka; ludzie 
jednak wstawali w�r�d ciemnej nocy, dziwi�c si� bardzo, dlaczego nie jest jasno, 
wierzyli bowiem bardzo swemu zas�u�onemu kogutowi. W ca�ym mie�cie nie by�o 
zegara, byli wi�c przekonani, �e kogut si� nie pomyli�, tylko �e ze s�o�cem co� 
si� popsu�o.
Szlachetny ten ptak �ywi� si� w tym g�odnym mie�cie piaskiem i wapnem, kt�re 
od�amywa� ze �cian dom�w, tak �e po wielu latach wszystkie domy, na wysoko�� 
wzrostu koguta, wygl�da�y tak, jakby odarte ze sk�ry. By� to ptak powszechnie
bardzo szanowany, gdy� wobec zupe�nej bezradno�ci psa on pe�ni� rol� str�a i 
wszystkich wrog�w miasta srogim napawa� l�kiem, zbrojny wielk� ostrog� i g�osem 
tak chrapliwym jak . jerycho�ska tr�ba. Wprawdzie wyg�odnia�e to miasteczko nie 
mia�o wrog�w, ale wszystko si� mog�o zdarzy� w owych czasach, kiedy kr�lowie 
wielkie ze sob� wiedli wojny. Wojna mi�dzy miastem Wroniogon a miastem 
Zgni�a�liwka wybuch�a o to, �e kr�l jednego miasta tak g�o�no kichn��, �e 
przestraszy� �miertelnie koz� kr�lewsk� w drugim mie�cie.
Miasteczko Zapiecek nie chcia�o jednak wywo�ywa� �adnych wojen, spokojne bardzo 
i zgodliwe. Dobrzy jego mieszka�cy prosili Boga jedynie o kawa�ek chleba i o 
odrobin� wody i jako� �yli, nie krzywdz�c si� wzajemnie. Uprawiali oni rozmaite 
rzemios�a, pracuj�c pilnie i powoli, nie by�o bowiem zbytniego powodu do 
po�piechu. By� wprawdzie w tym mie�cie szewc, ale w �yciu swoim zrobi� tylko 
jeden but dla pana burmistrza, bo na drugi zabrak�o ju� sk�ry. By� wprawdzie 
kowal, ale poniewa� nie mia� nic do roboty, wi�c w wolnych chwilach by� 
listonoszem, ale �e nikt �adnych do tego miasta nie wysy�a� list�w i �adnej tam 
nie by�o poczty, wi�c pracowity ten cz�owiek postanowi� zaj�� si� dojeniem kr�w 
i czeka� ju� od wielu lat na to, aby kto� sobie kupi� krow�, na co jednak nie 
mo�na by�o bardzo liczy�. Najwi�cej do roboty mia� krawiec, kt�ry jednak od 
wielu lat nie uszy� nowego ubrania, tylko skraca� i przerabia� stare, z ojca na 
syna. Ka�de ubranie przechodzi�o po wiele razy przez jego r�ce, zna� wi�c ka�de 
doskonale i m�g� je przerobi� z zamkni�tymi oczyma.
Najsmutniejszym jednak�e rzemie�lnikiem w tym nieszcz�liwym mie�cie by� J�zef 
Salceson, rze�nik. Od wielu, wielu lat czeka� on na ten wielki dzie�, w kt�rym 
b�dzie m�g� zar�n�� jedynego w Zapiecku barana, kt�ry si� zwa� Kapcan. Poniewa� 
jednak baran mia� twarde �ycie i by� zwierz�ciem bardzo po�ytecznym, wi�c ani 
sam nie chcia� zako�czy� �ycia, ani te� jego pan nie chcia� mu go odbiera�. 
Rze�nik wi�c od wielu lat ostrzy� tylko n� i smutnym wzrokiem patrzy� na 
barana, baran za�, pewny swojego, patrzy� weso�o na rze�nika i czasem figlarnie 
mru�y� prawe oko. Rzecz oczywista, �e rze�nik ten, nie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin