Leżeński Czy Bóg był po stronie Niemców.txt

(329 KB) Pobierz
Cezary Le�e�ski. 

Czy B�g by� po stronie Niemc�w. 

Nie poleg�ym, lecz tym, co wbrew logice prze�yli - �o�nierzom 7 Dywizji Piechoty 
Armii Krajowej i innych formacji, kt�rzy niespodzianie zaznali goryczy kl�ski 
miast s�odyczy zwyci�stwa. I do dzi� nie s� pewni, po czyjej stronie by� B�g. 
Strachy na cmentarzu Ostatnie dni listopada 1939 roku zapowiada�y ostr� i ci�k� 
zim�. Wiatr targa� drzewami, przechyla� krzewy, uderza� w okna, szarpa� 
strzechami. Rzejowice przycich�y. Mieszka�cy niech�tnie wychodzili z cha�up, 
dzieci przesta�y bawi� si� na podw�rkach, skulone z zimna psy pochowa�y si� w 
budach. Szare, grube chmury przewala�y si� nisko nad ziemi�, starych ludzi 
�ama�o w krzy�ach - znak, �e idzie odmiana pogody. W taki to dzie� kapral 
podchor��y Jan Kaleta, �o�nierz kampanii wrze�niowej, kt�ry przybra� pseudonim 
"Postrach" i podporucznik rezerwy Stanis�aw Sojczy�ski "Zbigniew" spotkali si� w 
jednej z cha�up. By�o p�ne popo�udnie. Zmierzch schodzi� mi�dzy zabudowania, 
pokrywa� szaro�ci� drog� id�c� przez wie�. Stoj�ca na stole lampa naftowa z nie 
przyci�tym knotem filowa�a zaczerniaj�c kopciem cylinder szkie�ka. Nie zwracali 
na to uwagi. - Wi�c to pewne? - zapyta� "Postrach". - Tak. Wuj nigdy nie 
rozmija� si� z prawd�. Zreszt� po co by mia� fantazjowa�? Zbyt droga jest mu 
pami�� �ony. - A ten drugi? - Przecie� go znasz. To Stasi�ski, kierownik szko�y. 
- No tak - zgodzi� si� "Postrach". - Ma�o to razy stawia� mnie do k�ta. Ale nie 
wiedzia�em, �e mia� pistolet. - Wojnar u�miechn�� si�. - Tylko g�upie 
niedorostki chwal� si� posiadaniem broni. Prawdziwy m�czyzna nigdy o tym nie 
m�wi. - Szkoda, �e tylko dwa - westchn�� Kaleta. - Nie. Gajewski te� schowa� pod 
murem bro� ksi�dza proboszcza. Pistolet i flower. - Te� tam? - Tak. "Postrach" 
otrz�sn�� si�. - Chyba nie p�jdziemy tam noc�? Porucznik wsta� i wyjrza� przez 
okno. - �nieg pada - stwierdzi� beznami�tnie. Zatar� r�ce. - Pytasz, czy noc�. 
Oczywi�cie. Ciemno�� to najlepsza os�ona. Tylko ten �nieg... - A c� nam 
szkodzi? Przynajmniej nikt nie b�dzie si� w��czy� bez potrzeby. Ka�dy but�w 
oszcz�dza. - Mo�e i oszcz�dza - zgodzi� si� porucznik - ale �lady zostan�. �atwo 
b�dzie si� zorientowa�. Podchor��y wzruszy� ramionami. - I co z tego? Uwiniemy 
si� z robot� raz dwa. A potem szukaj wiatru w polu. - Niby tak, ale lepiej, �eby 
nikt nic nie wiedzia�. Nast�pnego dnia bia�y puch pokry� okoliczne pola i ��ki. 
Spi�trzy� si� niewielkimi czapami na s�upkach p�ot�w, pokry� strzechy r�wnymi, 
skrz�cymi si� p�aszczyznami. Ka�dy krok rzeczywi�cie zostawia� wyra�ny �lad, ale 
niepokalana biel mia�a tak�e swoj� dobr� stron�: ju� z daleka widoczny by� ka�dy 
niepo��dany cz�owiek, kt�ry by chcia� ich �ledzi�. Wyszli, kiedy zapada� 
wiecz�r. Lekki mr�z szczypa� w uszy. Na wszelki wypadek szli osobno. Spotkali 
si� dopiero przed bram� cmentarza. Pierwszy zjawi� si� porucznik "Zbigniew", 
zaraz za nim podchor��y "Postrach", a potem Stefan Idziak "Astrzyc" i Marian 
Gajewski "Sompik". Krzy�e i nagrobki ostro odcina�y si� od �nie�nej bia�o�ci. 
Nikt z nich nie wierzy� w duchy, ale zak��cenie pokoju tego miejsca to by�o co�, 
przed czym ka�dy wewn�trznie si� wzdraga�. Tak by�o i teraz, cho� wiedzieli, �e 
idzie o wa�ne sprawy. Bardziej odczuwaj�c ni� widz�c wahanie koleg�w, Sojczy�ski 
obj�� dow�dztwo. Zreszt� i tak nale�a�o do� z racji jego stopnia. - Ja i 
"Astrzyc" - powiedzia� kr�tko - wchodzimy na cmentarz. "Postrach" ubezpiecza nas 
od strony wioski, "Sompik" od zachodu. - Rozkaz! - "Postrach" i "Sompik" 
wypr�yli si� na baczno��. Wszak nadal byli w wojsku. To nic, �e w cywilnych 
ubraniach, bez koszar i bez broni. Najwa�niejsze, �e maj� dow�dc�w, bro� jako� 
zdob�d�. Teraz wykopi� pistolety, a reszt�, cho� nie dobrowolnie, dadz� im 
Niemcy. Brama cmentarna zaskrzypia�a przera�liwie. W�r�d �nie�nej ciszy d�wi�k 
ten zabrzmia� w ich uszach jak wystrza�. Rozejrzeli si� uwa�nie. W duchu 
b�ogos�awili biel rozci�gaj�c� si� jak okiem si�gn��. �aden ludzki kszta�t nie 
zak��ca� jej nieskazitelnej czysto�ci. Ubezpieczaj�cy rozeszli si� w przeciwne 
strony, a "Zbigniew" z "Astrzycem" podeszli do grobu Eugenii �liwowskiej, ciotki 
"Postracha". To tu zakopane by�y dwa pistolety, jeden jej m�a, drugi - 
kierownika szko�y. Na poz�r nic prostszego ni� si�gn�� i wzi��. Ale tylko na 
poz�r. Ziemia zmarzni�ta. Nie ima si� jej zwyk�a �opata ni najostrzejszy 
szpadel. Przewidzieli to. Wzi�li z sob� d�uto i ci�k� pa�k�. "Astrzyc" ujmuje 
narz�dzie, uderza raz i drugi. W ciszy wieczoru odg�os niesie si� daleko. 
Twarda, skuta mrozem ziemia dudni niczym wielki b�ben. Ka�demu uderzeniu 
odpowiada�o szczekanie rzejowickich ps�w. A i do ludzkich uszu musia� dociera� 
g�o�ny stukot. Ale Kaleta nie martwi� si� o wiosk�. Tam byli swoi - Polacy. Z 
niepokojem spogl�da� w kierunku po�udniowo_wschodnim, gdzie rozsiad�a si� 
niemiecka kolonia Biestrzyk�w_Wilki. Stamt�d grozi�o najwi�ksze 
niebezpiecze�stwo. A� do b�lu nat�a� wzrok. Wpatrzony w stron� kolonii omal nie 
przeoczy� ciemnej sylwetki pod��aj�cej �cie�k� z Rzejowic do Goszczowy. 
M�czyzna to czy dziecko? Jakie� takie ma�e, a przy tym robi wra�enie jakby 
bieg�o. Ki diabe�? Cz�owiek to, czy...? - pomy�la�. Przetar� za�zawione z 
wysi�ku oczy. Dopiero teraz rozpozna�. �cie�k� bieg� du�y pies. Jeszcze chwila a 
minie cmentarz i poleci dalej, w sobie tylko wiadomych sprawach. Ale pies 
zatrzymuje si�. W�szy. Czy nie ma z nim nikogo? Podchor��y rozejrza� si�. Pies 
by� sam. Zapewne jego niemiecki pan siedzi sobie spokojnie przy ciep�ym piecu. 
Podchor��y wychyli� si� zza du�ego kasztana, gdzie obra� sobie punkt 
obserwacyjny, ugni�t� solidn� �nie�k�. Zamachn�� si� i rzuci�. Kula trafi�a psa 
w nog�, zostawiaj�c na sier�ci bia�y �lad. Burek szczekn��, uskoczy� w bok, 
obejrza� si� i szybkim truchtem pobieg� dalej. Tymczasem "Astrzyc" i "Zbigniew" 
na zmian� kuli ziemi�. Huk uderze� ni�s� si� przez mro�ne powietrze wywo�uj�c 
fale psich naszczekiwa�. Ziemia niech�tnie ust�powa�a pod d�utem. Pistolet�w 
wci�� nie by�o wida�, cho� mia�y by� p�ytko zakopane. "Postrach" rzuci� okiem na 
zegarek. Nie do wiary. Min�o zaledwie par� minut, a jemu zdawa�o si�, �e siedz� 
tu ju� ca�e godziny. Uni�s� spojrzenie znad tarczy zegarka. Na �nie�nej 
p�aszczy�nie zarysowa�a si� ma�a, czarna sylwetka. Tym razem niew�tpliwie by� to 
cz�owiek. Od strony Rzejowic kto� pod��a� w stron� cmentarza. Podchor��y 
gwizdn��. Dla kopi�cych by� to znak, �e maj� przerwa� robot�. Uderzenia 
zamilk�y. Obcy min�� kryj�wk� podchor��ego i by� ju� na wysoko�ci bramy 
cmentarnej. Teraz Kaleta go rozpozna�: to J�zef Mielczarek, gospodarz z 
pobliskiej Goszczowy. Mielczarek wprawdzie wdowiec, ale kto by o tej porze 
wybiera� si� na cmentarz, nawet na gr�b �ony. Istotnie. Mielczarek pewnie 
poszed�by dalej, gdyby nie "Zbigniew", kt�ry przez pomy�k� czy te� przekonany, 
�e niebezpiecze�stwo min�o, uderzy� par� razy pa�k�. D�wi�k ten, nawet w uszach 
podchor��ego, wiedz�cego w czym rzecz, zabrzmia� niesamowicie. Id�cy zatrzyma� 
si� i pocz�� nas�uchiwa�, stawa� na palce, chc�c zajrze� za mur cmentarny. Ale 
porucznik te� po�apa� si�, co narobi�. Jeszcze chwila a nieproszony go�� 
przekroczy bram�, �eby na w�asne oczy przekona� si�, co to za nocne ha�asy 
rozlegaj� si� mi�dzy grobami. Mielczarek to dobry Polak i uczciwy cz�owiek. Taki 
nie zdradzi ani nie doniesie. Ale nie nale�y do zawi�zywanej w�a�nie 
organizacji, nie sk�ada� przysi�gi. Po co ma wiedzie�, czego tu szukaj�. Trzeba 
si� go pozby�. Ale jak? Mo�e ju� raz wypr�bowanym sposobem? Podchor��y wzi�� do 
r�ki par� gar�ci �niegu i ulepi� pot�n� kul�. Przymierzy� si� starannie i 
rzuci�. �nie�ka rozp�aszczy�a si� Mielczarkowi na plecach. Trafiony nawet nie 
pomy�la�, �e w nocy ko�o cmentarza kto� mo�e zabawia� si� w ten spos�b. Zdawa�o 
mu si�, �e z ty�u r�bn�a go jaka� niewidzialna r�ka. Nogi ugi�y mu si� z 
przera�enia. Ani chybi umarli wstali z grob�w, �li, �e kto� zak��ca im spok�j. 
Nie ogl�daj�c si� na boki wzi�� nogi za pas. Wygl�da�o to komicznie. Doros�y 
m�czyzna ucieka� niczym wystraszony ch�opak. �lizga� si� na �niegu, wywraca�, 
nieporadnie wymachiwa� r�kami. Potem zn�w podrywa� si� i znowu pada�, mimo to 
gna� z chy�o�ci�, kt�rej Kaleta nie spodziewa� si� po starym cz�owieku. W pewnej 
chwili podchor��y przetar� oczy ze zdziwienia. Mielczarek zgubi� buty. Oba, 
jeden niedaleko drugiego, czernia�y na bia�ej �cie�ce. Uciekaj�cy nie zawr�ci�, 
nie podni�s� ich. Gna� dalej po �niegu w samych tylko skarpetkach. Ze strachu 
zapewne nie czu� szczypi�cego w stopy mrozu. Ledwie znik� im z oczu, "Zbigniew" 
z "Astrzycem" ponownie zabrali si� do roboty. Wreszcie za kt�rym� uderzeniem w 
dole ukaza�y si� szmaty obficie nasycone smarem. Gr�b Eugenii �liwowskiej 
zwr�ci� im dwa pistolety. Niecierpliwie rozwin�li stare r�czniki i koszule. 
Przed nimi le�a�a nie tkni�ta rdz� bro�. - Wspaniale - ucieszy� si� "Zbigniew" 
repetuj�c pistolety. Z�otawe naboje wyskakiwa�y nieco w g�r� i bezg�o�nie pada�y 
w �nieg. - Niewiele to, ale na pocz�tek wystarczy. "Astrzyc" z nabo�nym 
skupieniem wzi�� jeden z pistolet�w i obejrza� dok�adnie. Pozbiera� naboje 
rozrzucone wok�. Rozwar� d�o�. �adunki le�a�y na niej jak du�e, pod�ugowate 
ziarna. - Starczy amunicji? Nie ma wi�cej? - zapytywa� zwracaj�c si� do 
porucznika. Ten skrzywi� si�. - Przecie� m�wi�, �e na pocz�tek... A poza tym 
jest jeszcze bro� ksi�dza dobrodzieja. Pod murem posz�o ju� �atwiej. Flower i 
rewolwer le�a�y w wykutej w ceg�ach niszy, przy�o�one kamieniami i tylko lekko 
przysypane ziemi�. By�y r�wnie� zawini�te w szmaty, ale bez odpowiedniej ilo�ci 
smaru. Na lufach i zamkach by�y plamy rdzy. Nie widzieli jej, bo by�o za ciemno, 
ale palcami wyczuwali nieznaczne chropowato�ci. Nie by�o czasu na dok�adne 
sprawdzanie. Pistolety schowali do kieszeni kurtek, a flower "Zbigniew" wzi�� 
pod pach�. Wyszli przed bram� otrz�saj�c �n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin