Kaye Władcy samotności.txt

(874 KB) Pobierz
RVIN KAYE

PASRKE GOODWIN

W�ADCY SAMOTNO�CI
(PRZE�O�Y�A: EWA WITECKA)
SCAN-DAL
Dla Sharon Jarvis, kt�ra przekona�a si�,
�e ta ksi��ka mo�e si� narodzi�;
Dla Pata LoBrutto, kt�ry przyj�� por�d.

WYGNANIEC

Kto� pomy�la� o nim w le�nej ciszy i w�drowiec drgn��, zaskoczony i 
zaniepokojony. Gorzki posmak drwiny jak roz�arzone �elazo wypali� w jego umy�le 
s�owa:
Singer. Wyrzutek.
Lepiej by� samotnym ni� �y� w�r�d nieprzyjaznych wsp�plemie�c�w spogl�daj�cych 
na� z ukosa, gdy przechodzi� obok. Czasami roz��ka nie dokucza�a mu i rad by�, 
�e odci�� si� od spo�eczno�ci niemal obcych mu ludzi. Lecz dzi� dr�czy�a go 
samotno�� i my�la� o dawno zmar�ej matce.
Wyrzutek.
Jaskinia wygl�da�a prawie tak samo jak wtedy, gdy widzia� j� ostatni raz. Nie 
zmieni�a si� wiele, cho� gnie�dzi�y si� w niej lisy i psy, a my�liwi pozostawili 
zw�glone �lady ognisk i porozrzucane ko�ci. Przypomina� sobie, gdzie le�a�a jego 
matka w noc, w kt�r� umar�a. By�a tak ma�a, �e ch�opi�ce ramiona mog�y zanie�� 
jej zawini�te w koc cia�o do grobu wydr��onego no�em w twardej ziemi.
Nocne powietrze by�o wonne i czyste. Tu� przed �witem wspomnienia o�y�y w 
pami�ci w�drowca jak przyp�yw ods�aniaj�cy dno oceanu, kt�re fale zas�oni� zn�w 
o brzasku. Obrazy zapala�y si� i gas�y: by� na p�nocy, ci�ko pracowa� w 
ku�niach Wengenu, pra�y� si� w s�o�cu na statkach przewo��cych bawe�n�, szuka�, 
lecz nie znalaz� ba�niowej wyspy Miuda, szed� chwiejnym krokiem w Lorl, 
obejmuj�c ramionami dwie prostytutki, p�acz�c wraz z nimi i przeklinaj�c ledwie 
widoczne z oddali wielkie Miasto.
- Zap�aci�em wam dobrze - rzek�, a one zapyta�y go, co chce z nimi robi�.
Owej nocy Singer nie mia� jednak ochoty na mi�o��, przynajmniej nie na tak�, 
jak� oferowa�y. Po prostu chcia�, by dotrzyma�y mu towarzystwa, gdy wtargnie do 
Bramy Ja�ni.
Kobiety uciek�y z krzykiem, nazywaj�c Singera szale�cem.
I by� on na p� oszala�y owej nocy, gdy chwiejnym krokiem, potykaj�c si�, brn�� 
niemal mil�, by dotrze� do elektronicznie strze�onej granicy Miasta. Nie 
zobaczy� tam �adnej bramy ani nawet ogrodzenia, tylko puste pola ci�gn�ce si� a� 
po os�oni�ty mg�� horyzont. Ruszy� dalej, omijaj�c tablic� ostrzegawcz�.
Sensory przebada�y go, odkry�y kim jest, i gdzie� w Mie�cie metalowy palec 
w��czy� rzadko u�ywany prze��cznik. Kiedy intruz zosta� wreszcie 
unieszkodliwiony, najemnicy z oddzia��w strzeg�cych granicy przybyli, by zabra� 
martwe cia�o, lecz ku swemu zdumieniu zastali Singera �ywego. Skaml�cego i 
mamrocz�cego co� niewyra�nie wynie�li z granic Miasta i porzucili niedbale w 
jakim� chlewie w Lorl. Jedna z prostytutek przez trzy dni piel�gnowa�a we 
w�asnym ��ku nieprzytomnego m�czyzn�, kt�ry trz�s� si�, szlocha� i usi�owa� 
przypomnie� sobie, kim jest. Kiedy wreszcie odzyska� zmys�y, da� jej dwie 
kredytki za fatyg� i nie wspomnia� o dw�ch, kt�re ukrad�a. By�a to ma�a cena za 
wiedz�, kt�r� zdoby�.
Nareszcie dowiedzia� si� czego� o Mie�cie.
Brania Ja�ni nie atakowa�a ludzi metalowymi ostrzami czy gazem, nie szuka�a 
wa�nych dla �ycia narz�d�w, by je przebi� lub zatru�. Po prostu odczytywa�a 
intruz�w jak �le zapisane stronice, poddawa�a drobiazgowej analizie ich 
gramatyk�, odkrywa�a, co czyni�o ka�dego z nich jedynym w swoim rodzaju, 
ocenia�a s�abe strony, wady osobowo�ci i ja�ni w odleg�ej o wiele mil skali - i 
spokojnie ci�a na strz�py bezlitosn� analiz�.
Lecz ja jestem Singer. I jestem zupe�nie sam.
Mo�e dlatego w�a�nie jako jedyny cz�owiek odpe�z� �ywy od Bramy Ja�ni. Ale 
tamtej nocy prze�y� okropno�ci, kt�rych nie mia� odwagi wspomina�. Przyj�� je 
g��boko w siebie, zdefiniowa� i odizolowa� nie daj�cym si� zredukowa� 
mianownikiem, tym wszystkim, kim nigdy nie m�g� by� i czego nie m�g� mie�. Kiedy 
opu�ci� ��ko ulicznej dziewczyny, wkroczy� na ostatni� krzyw� kr�gu, po kt�rym 
w�drowa� prawie przez dwadzie�cia lat.
Powr�ci� do tej jaskini, poniewa� w�r�d wszystkich przebytych przez siebie mil i 
lat tylko ona nale�a�a do niego, owa w�t�a ni� wiedzy, b�d�ca zarazem ocaleniem 
i zag�ad�. Lecz w�r�d ludzi, kt�rzy odwracali si� od niego, w obcym mu �wiecie 
znalaz� jeden pewnik: by� Singerem i by� zupe�nie sam. Potrzebowa� wi�kszej 
cz�ci owych dwudziestu lat tu�aczki z jednego ko�ca kraju na drugi, by 
zaakceptowa� ten fakt. Decyduj�cym ciosem by�o odtr�cenie go przez Miasto, co 
jednak zamkn�o w umy�le Singera kr�g rozwa�a� nad losem wygna�ca, kt�ry 
przypad� mu w udziale.
Co� wyrwa�o go ze snu.
W szarym �wietle poranka w�drowiec rozwin�� koc i ukl�k� przed wej�ciem do 
jaskini. Nas�uchiwa�, pocieraj�c z roztargnieniem rami�. Usi�owa� s�uchem 
przeczesa� cisz�, okre�li� jej kszta�t.
Nie dobieg� go jednak �aden d�wi�k i Singer zrozumia�, �e to w�a�nie cisza go 
zbudzi�a. Powinien przecie� s�ysze� tysi�ce niewyra�nych szelest�w i chrz�st�w, 
ptaki i wiewi�rki, dzika przedzieraj�cego si� przez g�stwin�, sarn� przechodz�c� 
przez strumie� w drodze z �erowiska do legowiska.
Nic. Las wstrzyma� oddech.
P�noc. Z p�nocy nadchodzi�o co�, czego las nie chcia� zaakceptowa�.
Ledwie dysz�c w nienaturalnej ciszy, Singer przewiesi� przez rami� ko�czan i 
wymkn�� si� z jaskini. Zbieg� truchtem ze zbocza na drog�. Milczenie miliarda 
�uskowatych i li�ciastych le�nych stworze� przywiod�o mu na my�l dawn� m�dro�� 
�owcy: robi� za wiele ha�asu, musi przypomnie� sobie, jak nale�y chodzi� po 
lesie.
Zatrzyma� si� i sprawdzi�, czy n� dobrze le�y mu w r�ku. W promieniach 
porannego s�o�ca, przedzieraj�cego si� przez listowie, wydawa� si� ni�szy ni� 
wi�kszo�� le�nych ludzi, lecz jego cia�o by�o gi�tkie i silne, a poci�g�a twarz, 
cho� ogorza�a, nie mia�a czerwonawego odcienia. W zimie sk�ra Singera 
przybiera�a barw� ko�ci s�oniowej, przypominaj�c jasn�, delikatn� cer� jego 
matki.
W�drowiec oddali� si� chy�kiem od jaskini, nas�uchuj�c, szukaj�c jakiego� �ladu 
telemu. Czy podchodzi� go ten, kto minionej nocy wym�wi� w my�lach jego imi�? I 
dlaczego kto� mia�by my�le� w�a�nie o nim?
Singer... tak, zn�w odczyta� swoje imi� w telemie. Reszta okaza�a si� samym 
odczuciem, nie maj�cym odpowiednika w uhia�skim dialekcie, cho� i tak rozumia� 
jego znaczenie: Singer. Wyrzutek.
***
Nie zamierza� przechodzi� obok tamtego drzewa. Up�yn�o wiele lat, przebola� ju� 
�mier� matki, z trudem przypomina� sobie chwile, gdy b�l utraty by� ostry i 
dokuczliwy. A przecie�, gdy szed� zaro�lami, my�l�c tylko o swoich stopach i 
potrzebie poruszania si� cicho jak jele�, nagle stwierdzi�, �e stoi przed 
wielkim znajomym pniem i na chwil� zapar�o mu dech w piersiach.
Rozrost drzewa zniekszta�ci� wyci�te g��boko w korze litery, a gr�b wydr��ony 
no�em przez o�mioletniego ch�opca, zosta� zadeptany i zr�wnany z ziemi�, tak �e 
nikt nawet z ludu Garika nie m�g�by go odnale�� bez napisu na korze. Nikt nie 
potrafi�by go odczyta� - z wyj�tkiem Garika - a oto przecie� chodzi�o. W�drowiec 
zastanowi� si�, jak cz�sto Garik szed� samotnie drog�, by odczyta� napis w 
Dawnej Mowie, kt�rej nauczy�a go matka Singera. Ch�opiec pracowa� dwa dni, 
kalecz�c sk�r� na r�kach, by wyci�� napis dostatecznie g��boko.
TU SPOCZYWA JUDYTA SINGER
�ONA GARIKA
W�ADCY SZAND�W
URODZI�A SI� W MIE�CIE
UMAR�A...
Nigdy nie m�g� wym�wi� lub napisa� przyczyny �mierci matki. Lecz w miar� jak 
mija�y mile i lata, coraz cz�ciej my�la� tym pustym miejscu. Mo�e kt�rego� dnia 
Garik wyryje to s�owo w korze swym tammajem. Singer mia� nadziej�, �e b�dzie tam 
wtedy, patrz�c jak Garik m�czy si�, szukaj�c w�a�ciwego okre�lenia.
�Gariku."
Powiedzia�a to tak cicho, i� ledwie j� us�ysza�. P�niej poczu�, �e przytulone 
do� cia�o unosi si� i opada. Jego matka p�aka�a.
�Gariku, ja chcia�am..."
Lecz nigdy nie doko�czy�a tego zdania. Gdy Singer poruszy� wargami, by 
odpowiedzie�, zrozumia�, �e jest sam, cho� mia�o up�yn�� prawie dwadzie�cia lat, 
nim przygniot�o go brzemi� tego faktu, dodaj�c mu nowych si�.
Osiemna�cie lat. Zielone lasy i r�wniny blad�y i wi�d�y, jesie� po jesieni, by 
zn�w zabarwi� si� wiosn�. Rozrzutna przyroda nie �a�owa�a daru �ycia larwom i 
p�czkom, ale Judyta, matka Singera, le�a�a martwa pod wielkim drzewem. Singer 
dorasta�. W nast�pnych latach wiele razy bez powodzenia g�owi� si� nad ostatni�, 
rozpaczliw� pr�b� Konaj�cej matki, kt�ra usi�owa�a zamkn�� w kilku sylabach cel 
swego �ycia.
�Gariku, ja chcia�am..."
Je�li istnia�a jaka� odpowied�, pogrzeba�o j� milczenie wielu lat. Osiemnastu 
lat: osiemnastu ognisk Sammanu rozpalonych w gajach. Garik by�by teraz w sile 
wieku. Nadal rz�dzi�by plemieniem jako b�g i w�adca. Jeden z najbogatszych. Od 
zbior�w do pory �mierci s�o�ca jego wozy przywozi�y do mrika�skich faktorii od 
Lams a� po Lumin warzywa i �wie�e jab�ka do wyrobu sidy, sfermentowanego trunku, 
kt�ry uczyni� Szand�w najbogatszym z le�nych plemion.
Lecz tej wiosny dzia�o si� co� wa�nego. Singer us�ysza� o tym w Lorl, kiedy 
szandyjski je�dziec wjecha� na spienionym Koniu do faktorii Korbina. Garik 
napisa� list w Dawnej Mowie i Singer zastanawia� si�, kto jest adresatem.
Pos�aniec mia� ogorza�� twarz le�nych ludzi. R�wnie dobrze m�g� liczy� sobie 
trzydzie�ci kilka lat, jak i zbli�a� si� do pi��dziesi�tki. Singer wiedzia�, �e 
�ycie ich p�yn�o odmiennym rytmem. Jak wi�kszo�� mieszka�c�w lasu, niesk�onnych 
do rozmowy z obcymi, m�czyzna podni�s� zaskoczony wzrok, gdy Singer przes�a� mu 
wyra�ny telem:
Dlaczego Garik napisa� list?
Szando zarzuci� siod�o na grzbiet �wie�ego wierzchowca, lecz nada� w odpowiedzi:
Zaraza przesuwa si� na wsch�d. Konieczna pomoc.
Pomoc sk�d?
- Sk�d? - powt�rzy� na g�os Singer. - Nic nie mo�e powstrzyma� zarazy. - Szando 
wskoczy� na Koniai wyjecha� ze stajni. - Sk�d? - powt�rzy� Singer.
- Z Miasta - odrzek� pos�aniec.
Singer nie m�g� w to uwierzy�. Nic poza zaraz� nie sk�oni�oby Garika do 
zwr�cenia si� do jedynej instancji o pomoc, kt�ra nigdy nie mia�a nadej��, o 
czym dobrze wiedzia�. Ta pr�ba nie by�a szale�cza czy rozpaczliwa, lecz daremna....
Zgłoś jeśli naruszono regulamin