Goddard r Dłoń w rękawiczce.txt

(843 KB) Pobierz
Robert Goddard

D�o� w r�kawiczce

Warszawa 1996
Tytu� orygina�u angielskiego: "Hand in Glove"
Copyright (c) Robert Goddard 1992
Wydawca:
Pr�szy�ski i S-ka
Znowu ten sam d�wi�k. Tym razem wiedzia�a, �e si� nie myli. Ostry odg�os 
wbijania metalu w mi�kkie drewno: ukradkowy, trzeszcz�cy odg�os wywa�ania okna - 
w�amanie, kt�re ju� dawno przewidzia�a. Nadszed� wi�c koniec, na kt�ry si� 
przygotowa�a. Koniec, a zarazem pocz�tek.
Odwr�ci�a g�ow� na poduszce mru��c oczy, by odczyta� godzin� na pod�wietlonym 
zegarze. Za osiem minut druga. Pora ciemniejsza - i bardziej martwa - ni� 
p�noc.
Przyt�umiony d�wi�k z do�u. Wszed�. By� tutaj. Nie mog�a d�u�ej zwleka�. Musi 
stan�� z nim twarz� w twarz. Na t� my�l, na widok rozmazanej, ja�niej�cej tarczy 
zegara u�miechn�a si�. Gdyby mia�a wybiera� - co w pewnym sensie zrobi�a - tak 
by si� to w�a�nie odby�o. Nie gas�aby powoli, kwil�c, ale odesz�aby w taki 
spos�b, jaki w�a�nie mia� nast�pi�.
Odrzuci�a ko�dr�, opu�ci�a stopy na pod�og� i usia
d�a. Drzwi do salonu otwar�y si� - ostro�nie, ale nie na tyle
ostro�nie, by usz�o to jej uwadze. Teraz by� pewnie w ho
lu. Tak, zaskrzypia�a deska w pobli�u schowka pod scho
dami; odg�os urwa� si� gwa�townie, kiedy intruz cofn�� si�
zaniepokojony. "Nie ma powodu do obaw", chcia�a zawo
�a�. ^Jestem gotowa. Nigdy nie b�d� bardziej gotowa ni�
teraz". . . .. . -. , ,",,. , .,, .. .	-,,-,,,.;, .... .,.-
Wsun�a stopy w pantofle i wsta�a, otulaj�c si� koszul� nocn�, i pozwalaj�c 
rozgor�czkowanemu sercu zwolni� rytm. Prawdopodobnie wci�� Jeszcze zd��y�aby 
podnie�� s�uchawk� i zadzwoni� na policj�. Oczywi�cie przyjechaliby za p�no, 
ale mo�e... Nie. Lepiej b�dzie, je�li uwierz�, �e zosta�a ca�kowicie zaskoczona.
Teraz wchodzi� po schodach, ostro�nie stawiaj�c stopy na kraw�dziach stopni. 
Stara sztuczka. Sama J� stosowa�a w dawnych czasach. Znowu si� u�miechn�a. Na 
co mog�y si� teraz zda� wspomnienia czy, tym bardziej, �al? Uwa�a�a, �e w sumie 
to, co zrobi�a, zrobi�a dobrze.
Wzi�a latark� z nocnego stolika. Wyda�a jej si� g�adka i zimna Jak... Przesz�a 
przez pok�j, koncentruj�c si� na dzia�aniu, by odegna� wszelkie w�tpliwo�ci, 
jakie mog�y przynie�� te ostatnie chwile.
Wcze�niej zostawi�a drzwi uchylone, a teraz, unosz�c je
nieco na zawiasach, otworzy�a bezszelestnie i wysz�a na
schody. Zamar�a, poniewa� intruz Ju� mija� zakr�t
u szczytu schod�w - czarny, zgarbiony cie�, dostrzegalny
tylko dlatego, �e si� go spodziewa�a. Serce za�omota�o Jej
w gardle. Pomimo wszystkich przygotowa� i pr�b czu�a
strach. To by�o absurdalne, a jednak mog�a to przewi-
dzie�. 
� Kiedy wszed� na schody, unios�a latark�, trzymaj�c j�
w obydwu d�oniach, by opanowa� dr�enie, po czym w��czy
�a j� kciukiem. Na mgnienie oka os�upia�, niczym zaj�c
w blasku �wiate� samochodu, o�lepiony i zdezorientowany.
Dostrzeg�a d�insy i czarn� sk�rzan� kurtk�, ale nie widzia
�a twarzy, poniewa� zakrywa� j� przedmiot, kt�rym os�ania�
oczy. Nie musia�a jej zreszt� widzie�, bo doskonale wiedzia
�a, z kim ma do czynienia. Wreszcie zobaczy�a, co trzyma�
w d�oni. �wiecznik z kominka w salonie. Chwyci� go za mo
si�ne spirale, trzymaj�c do g�ry nogami, unosz�c w g�r�
ci�k� podstaw� o ostrych brzegach. 
-Witam, panie Spicer - powiedzia�a najspokojniejszym g�osem, na jaki mog�a si� 
zdoby�. - Pan si� nazywa Spicer, prawda?
Opu�ci� �wiecznik o par� centymetr�w, usi�uj�c przywykn�� do �wiat�a.
- Widzi pan, wiedzia�am, �e pan przyjdzie. Czeka�am na pana. Mog�abym niemal 
powiedzie�, �e pan si� sp�ni�. Us�ysza�a, jak zakl�� pod nosem.
- Wiem, za co panu zap�acono. Wiem te�, kto panu zap�aci�. Wiem nawet dlaczego, 
a podejrzewam, �e to wi�cej ni�...
Nagle czas si� sko�czy�. Zaskoczenie przesta�o dzia�a�. M�czyzna skoczy� i 
wyrwa� jej latark�. Okaza� si� silniejszy ni� przypuszcza�a, a ona s�absza. W 
ka�dym razie nie mog�o by� mowy o r�wnowadze si�. Kiedy latarka uderzy�a o 
pod�og�, Beatrix zda�a sobie spraw�, jak bardzo jest krucha i bezradna.
-To na nic - zacz�a. - Nie mo�e pan... - Wtedy napastnik zada� cios i upad�a, 
osuwaj�c si� na kolana przy balustradzie, zanim ostrze b�lu zd��y�o do niej 
dotrze�. Us�ysza�a w�asny j�k, zmusi�a si� do podniesienia r�ki, mgli�cie 
�wiadoma, �e on zamierza uderzy� powt�rnie. Nie chcia�a jednak patrze�. Wola�a 
si� skupi� na gwiazdach widocznych za oknem, rozsypanych jak brylanty na at�asie 
u jubilera. Przypomnia�a sobie, �e Tristram umar� w nocy. Czy widzia� gwiazdy, 
kiedy �mier� podkrada�a si� coraz bli�ej? Czy wyobra�a� sobie, co si� z ni� 
stanie, kiedy jego zabraknie? Je�li tak, z pewno�ci� nie przewidzia� takiego 
zako�czenia, chocia� zapowied� znajdowa�a si� tam, przy Tristra-mie, kiedy 
umiera�. Chocia�...
-Halo? 
- Charlie? M�wi Maurycy.
- Maurycy? Co za urocza niespodzianka. Sk�d...
- Wcale nie urocza, staruszko. Mam z�e nowiny. Chodzi
oBeatrix.	,
-   - Beatrix? Co...	* - -�-*>---
- Obawiam si�, �e nie �yje. Dzi� po po�udniu pani Mentl-
pfy znalaz�a j� w domu.
- O Bo�e! Co si� sta�o? Serce?
- Nie, nic podobnego. Wygl�da na to... Wed�ug pani Mentiply mia�o miejsce 
w�amanie. Beatrix zosta�a... zabita. Nie znam �adnych szczeg��w. Domy�lam si�, 
�e policja ju� Jest na miejscu. Jad� tam. Chodzi o to... Chcesz, �ebym ci� 
zabra� po drodze?
-Tak. Dobrze. Tak, mo�e m�g�by� mnie zabra�. Mau
rycy.
-:- -Przykro mi, Charlie, naprawd�. Lubi�a� j�. Wszyscy j�
lubili�my, ale ty szczeg�lnie. Mia�a dobre �ycie, ale... odej��
w tak okropny spos�b...	. . "_"i^
- Zosta�a zamordowana?
- Podczas pr�by kradzie�y. Czy nie tak formu�uje to policja? 
- - Kradzie�y? 
- - Pani Mentiply m�wi�a, �e zabrano jakie� rzeczy, ale nie wyci�gajmy 
pochopnych
 wniosk�w. Pojed�my tam i dowiedzmy si� dok�adnie, co si� sta�o.
- Maurycy...	. .
-Tak?
- W jaki spos�b J� zamordowano?
-Wed�ug pani Mentiply... Pos�uchaj, zostawmy to, zgo
da? Wkr�tce si� dowiemy.	, ...."...
- Dobrze.	;     ;
- Przyjad� po ciebie najszybciej jak b�d� m�g�.	,;   .
- Dobrze.
- Wypij porz�dnego drinka albo co� w tym rodzaju. To 
si� przyda.
- Mo�e masz racj�.
- Mam. Dobra, ruszam. Do zobaczenia wkr�tce.
- Prowad� ostro�nie.
- Oczywi�cie. Na razie.
- Do zobaczenia. Charlotte od�o�y�a s�uchawk� i w odr�twieniu wr�ci�a do
holu. Ta ostatnia smutna wiadomo�� pog��bi�a panuj�c�
w domu cisz�, przez co wydawa� si� jeszcze wi�kszy i bar
dziej pusty ni� zwykle. Najpierw jej matka, po d�ugiej, prze
wlek�ej chorobie. Teraz, gwa�townie i nieoczekiwanie, Bea-
trix. Charlotte ze �zami w oczach rozgl�da�a si� po wysokim
pokoju przypominaj�c sobie, jak wszyscy zbierali si� tu
w papierowych czapkach, by �wi�towa� jej dzieci�ce urodzi
ny. Ojciec te� by� oczywi�cie obecny; �mia� si�, �askota� j�,
splecionymi palcami rzuca� na �cian� cienie zwierz�t. Te
raz, trzydzie�ci lat p�niej, tylko cie� Charlotte przesuwa�
si� po �cianach, kiedy ruszy�a w stron� barku, potem za
trzyma�a si� i powoli odesz�a.
Nie b�dzie czeka�. W ci�gu minionych lat robi�a to wystarczaj�co cz�sto, zbyt 
cz�sto. Zostawi wiadomo�� dla Maurycego i sama pojedzie do Rye. Bez w�tpienia 
nic w ten
spos�b nie zyska, poza ulg�, jak� mog�o przynie�� dzia�anie. Przynajmniej 
odsunie czarne my�li. To w�a�nie poradzi�aby jej Beatrix na sw�j energiczny, 
konkretny spos�b. Charlotte s�dzi�a, ze przynajmniej tyle mo�e dla niej zrobi�.
By� cichy czerwcowy wiecz�r pe�en zamglonego s�o�ca, drwi�cy ze smutku Charlotte 
swoj� doskona�o�ci�. Kiedy sz�a do gara�u, sprysklwaczka siek�a wod� trawnik 
s�siad�w, a go��bica grucha�a w baldachimie drzew nad drog�. W aromatycznym 
powietrzu �mier� wydawa�a si� niedorzecznie odleg�a, a jednak Charlotte 
wiedzia�a, �e po raz kolejny skrada si� za ni� Jak pies.
Jakby chc�c j� zostawi� w tyle, p�dzi�a niespokojnie przez b�onia, przez Bayham 
Road. mijaj�c okolony cyprysami cmentarz, na kt�rym le�eli jej rodzice, na 
po�udnie i na wsch�d przez senne lasy i pola. gdzie bawi�a si� na piknikach jako 
dziewczynka.
Mia�a trzydzie�ci sze�� lat, jej sytuacja materialna nigdy nie by�a lepsza, ale 
pod wzgl�dem emocjonalnym czu�a si� zagubiona i osamotniona; z trudem t�umi�a 
rozpacz. Zrezygnowa�a z pracy - trudno to nazwa� karier� - by opiekowa� si� 
matk� w jej ostatniej chorobie, a dzi�ki spadkowi nie musia�a wraca� do pracy. 
Czasami wola�aby by� mniej niezale�na. Dzi�ki pracy - cho�by najbardziej 
monotonnej -mog�aby zawrze� nowe przyja�nie. Sytuacja finansowa mog�aby j� 
zmusi� do tego, o czym wiedzia�a, �e powinna zrobi�: sprzeda� Ockham House. 
Tymczasem po �mierci matki przed siedmioma miesi�cami uda�a si� w �a�obnym 
nastroju w d�ug� podr� do W�och, z kt�rej wr�ci�a nie dowiedziawszy si�, czego 
pragnie od �ycia.
Mo�e powinna by�a spyta� Beatrix. Ona przecie� sprawia�a wra�enie szcz�liwej - 
a przynajmniej zadowolonej -w samotno�ci. Dlaczego Charlotte nie mo�e si� czu� 
tak samo? Jest oczywi�cie m�odsza, ale Beatrix by�a kiedy� w Jej
wieku i nawet wtedy �y�a samotnie. Charlotte wyprzedzi�a traktor i przyczep� 
turystyczn�, zastanawiaj�c si�, w kt�rym roku Beatrix mia�a trzydzie�ci sze�� 
lat.
Tysi�c dziewi��set trzydziesty �smy. Oczywi�cie. Rok �mierci Tristrama 
Abberleya. M�odego cz�owieka o artystycznych sk�onno�ciach, kt�ry zmar� na 
posocznic� w hiszpa�skim szpitalu, nie zdaj�c sobie sprawy ze s�awy, jaka mia�a 
mu przypa�� w udziale, ani z maj�tku, jaki mia�a ona przynie�� jego 
spadkobiercom. W Anglii zostawi� m�od� wdow�, z kt�rej drugiego ma��e�stwa 
urodzi�a si� Charlotte, rocznego syna Maurycego, samotn� siostr� Bea-trix oraz 
niewielki zbi�r awangardowych wierszy, kt�re powojenne pokolenie mia�o umie�ci� 
w programach nauczania w ca�ym kraju. To w�a�nie po�miertne honoraria Tristrama 
Abberleya umo�liwi�y ojcu Charlotte za�o�enie przedsi�biorstwa, kt�rego doch�d 
pokry� koszta Ockham House i edukacji Charlotte, czyni�c j� woln� i pozbawion� 
przyjaci�.
Z nag�ym uczuciem sucho�ci w gardle u�wiadomi�a sobie, �e to w�a�nie oznacza�a 
�mier� Beat...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin