Domarus Koncert w Bolonii.txt

(21 KB) Pobierz
Cezary Domarus

Koncert w Bolonii

"Powinni�my by� uwolnieni od ci�aru w�asnego cia�a.
Ci�ar w�asnego ja w zupe�no�ci wystarcza".
Prawdopodobnie CIORAN
"Czadu!!!"
Prawdopodobnie okrzyk z koncertu
Pewna ksi��ka wspomina o niezwyk�ym przypadku malarza-
policjanta, kt�rego kariera jednych zachwyca, drugich 
przera�a, innych za� wprawia w stan os�upienia. Sprawa jest 
bardzo intryguj�ca. Nie wiadomo dok�adnie, dlaczego tak 
wiele miejsca po�wi�ca si� przypadkowi owego A., skoro 
ksi��ka traktuje o koncercie w Bolonii. Napisa� j� zupe�nie 
nieznany krytyk muzyczny. Ksi��ka mia�a by� - jak wskazuje 
obja�nienie na ok�adce - relacj� z wydarze� towarzysz�cych 
koncertowi w Bolonii tego dnia, kiedy wyprodukowano 
milionowy egzemplarz energooszcz�dnego s�o�ca. Posta� 
niejakiego A. pojawia si� w paru miejscach ksi��ki bez 
wyra�nego zwi�zku z wydarzeniem, zachodzi wi�c podejrzenie, 
i� tw�rca mia� w tym ukryty interes. Niedawno pojawi� si� 
szkic krytyczny o "Koncercie w Bolonii", kt�rego autor 
dochodzi do wniosku, �e posta� A. wzorowana jest na pisarzu-
muzyku Raymondzie P. Jeden z krytyk�w literackich dostrzeg� 
dziwn� prawid�owo��: wszystkie akapity po�wi�cone osobie A. 
s� ma�ymi parodiami dzie� Raymonda P. Tajemnicza posta� 
bandyty r�wnie� nasuwa pewne skojarzenia. Nie warto jednak o 
nich wspomina�, gdy� s� nader lu�ne (aczkolwiek 
przypuszczenie, �e bandyta jest Szatanem, nie musi zaraz 
budzi� pob�a�liwego u�miechu). Jedno jest pewne - wszyscy 
powoli stajemy si� obserwatorami dziwnych wydarze�, a gdzie� 
w g��bi ogrodu rozbrzmiewa koncert, przyci�gaj�cy uwag�, 
zatrzymuj�cy nas w p� kroku.  
*
Jego obrazy. Ma ich kilkadziesi�t, mo�e nawet dwie�cie. 
Niekt�re z nich by�y przemalowywane po kilka razy, a 
chropowata faktura i grudki zbrylonej farby daj� poj�cie o 
wysi�ku i w�tpliwo�ciach, jakie towarzyszy�y procesowi 
malowania. Przewa�aj� ma�e formaty i trudno powiedzie�, czy 
jest to upodobanie, czy tylko konieczno�� wynikaj�ca z braku 
dost�pu do odpowiednich ram, do wi�kszej ilo�ci p��tna etc., 
etc., etc...
Z wi�kszo�ci obraz�w emanuje pogodny nastr�j. Oto 
zajmuj�ce jedn� trzeci� powierzchni p��tna niby-ko�o, 
z�o�one z fragment�w przypominaj�cych kszta�tem drobne 
ko�ci; �rodek ko�a wype�niaj� podobnie ukszta�towane niby-
szprychy. Druga cz�� p��tna to pejza�: co� w rodzaju 
wielkiej cysterny z dwoma otworami "umieszczonymi 
niesymetrycznie"; ogromna, srebrzysta forma przekrzywiona na 
jeden bok, dalej jakie� nieokre�lone zabudowania, a bli�ej 
posta� stoj�cego nieruchomo cz�owieka.  
Niekt�re obrazy wygl�daj� ca�kiem inaczej.
*
W raju wysoce oszcz�dnych s�o�c jedno w arogancki spos�b 
trwoni swoj� cenn� energi�. Zadaniem malarza-policjanta jest 
ujarzmienie niesfornego s�o�ca i doprowadzenie go do 
najbli�szego posterunku. Znajduj�cy si� w pobli�u A. nie 
czyni jednak swej powinno�ci - zaj�ty jest malarskimi 
spekulacjami, co mo�e przecie� doprowadzi� do strasznej 
katastrofy. Oto dlaczego ka�dy powinien przeczyta� 
instrukcj� obs�ugi nowego s�o�ca. Oto dlaczego ka�dy 
powinien zwr�ci� uwag� malarzowi-policjantowi, kt�ry nigdy 
nie si�ga� po alkohol, jest troch� opiesza�y i gapowaty i ma 
w g�owie ba�agan.
*
Jego �ona. Istniej� niezbite dowody, �e sk�oni�a go do 
podj�cia pewnej decyzji, w ka�dym razie sprawi�a, i� 
przesta� si� waha�, mieszkanie z jej rodzicami i tak by�o 
�r�d�em nader przykrych dozna�, wi�c... Czy jego �ona ceni u 
niego brak sk�onno�ci do alkoholu? Czy jego �ona lubi jego 
obrazy?
*
Powiesi� w gabinecie jedno ze swoich wczesnych p��cien. Nie 
by� to spos�b na reklam�. Gdyby zreszt� kto� zapyta�, kto 
jest autorem tego dzie�a - dzie�a, ale czy tak by postawi� 
spraw�? - nigdy nie odwa�y�by si� przyzna� do pope�nionego 
czynu.
Kiedy przysz�o mu do g�owy, by pos�ugiwa� si� 
pseudonimem? Nie wiadomo. Zamiast reperowa� przestarza�y model 
s�o�ca, �owi� ryby, chodzi� na ciekawe mecze, zapisa� si� do 
Mi�dzymiastowej Samoobrony, kolekcjonowa� p�yty - malowa� po 
kryjomu obrazy. Co za wstyd!
*
Czasy, czasy. Czasy nie takie... Ani ci�kie, ani �atwe. Z 
tyloma s�o�cami... Sos chrzanowy w czasie rozruch�w 
ulicznych. Ostro�� sos�w chrzanowych zale�y nie tyle od 
rodzaju chrzanu, co od u�ytej ilo�ci. Ostro�� rozruch�w 
ulicznych zale�y prawdopodobnie od liczby u�ytych s��w, 
oczywi�cie s��w wiadomego rodzaju. Na liczb� ofiar wp�ywa 
wiele czynnik�w. Udzia� w rozruchach os�b spo�ywaj�cych sos 
chrzanowy w du�ych ilo�ciach gwarantuje du�� liczb� ofiar. 
Przy czym gatunek chrzanu nie jest istotny. Ruch mas podczas 
rozruch�w nie pozostaje bez wp�ywu na same czasy albo raczej 
- w zale�no�ci od tego, kto s�dzi - czasy nie pozostaj� bez 
wp�ywu na ruch mas. Mo�na rozr�ni� wiele rodzaj�w ruch�w 
mas: lewoskr�tne, prawoskr�tne, wiruj�ce i prostolinijne, a 
tak�e zdecydowane, opiesza�e i podryguj�ce. Swoist� odmian� 
ruchu mas jest bezruch. Wniosek, jakoby bezruch spowodowany 
by� trawieniem sosu chrzanowego, jest przesadzony. Badania 
nad bezruchem mas nie s� jeszcze tak zaawansowane, �eby 
mo�na by�o wysnu� jakie� wnioski.
Zza okien kawiarni, gdzie schroni�a si� cz�� 
uciekinier�w z centrum miasta, widoczny jest spory kawa�ek 
ulicy; w d�ugim szeregu stoj� ambulanse, wozy opancerzone 
czy te� inne - nie wiadomo jakie - rzeczy. S� te� ludzie, 
r�ni ludzie, prowadz�cy, prowadzeni, a nawet puszczaj�cy 
zmy�lne strumyczki krwi z r�nych cz�ci (...). Obywatele 
(...) znajduj�cy si� w kawiarni odgrodzeni s� od wydarze� 
nie tylko podw�jn� szyb�, nie tylko dyskretn� materi� 
firanki, lecz tak�e czym� w rodzaju przypadkowego zmylenia, 
w jakie zap�dzi�a ich aura nast�puj�cych po sobie wypadk�w.
Przystojna, dotychczas bardzo uprzejma kelnerka uprzedza 
stanowczym i gro�nie brzmi�cym g�osem, aby nikt nie zbli�a� 
si� do okna, co z powodu t�oku panuj�cego wewn�trz jest 
naturalnie niemo�liwe. Ma�e dziecko przyciska do szyby sw�j 
ma�y nosek i wysmarkuje pewn� ilo�� substancji, budz�c groz� 
i przera�enie w�r�d pozosta�ych (mo�e z wyj�tkiem kilku 
gburowatych osobnik�w siedz�cych w k�cie). Kelnerka wyrywa z 
r�k dziecka dobrze zaimpregnowanego marabuta i poleca matce 
przedsi�wzi�� nadzwyczajne �rodki ostro�no�ci. Nikt nie mo�e 
by� nara�ony, m�wi. W tej chwili s�ycha� huk wystrza�u. 
Ambulans ugina si� pod naporem pewnych - powiedzmy - 
ilo�ci (...). Dwa s�o�ca uciekaj� przed pogoni�. S� zepsute 
i bardzo z�o�liwe. �wiec� o nieodpowiedniej porze i 
zak��caj� pi�kne wschody dziesi�tk�w tysi�cy s�o�c, kt�re s� 
specjalno�ci� miasta. Rozregulowane s�o�ce to tragedia.
Zza okien zat�oczonych kawiarni nigdy nie uda si� nam 
zobaczy� malarza-policjanta. Zjawisko to nie jest jak 
dotychczas dok�adnie zbadane, szczerze m�wi�c, nikt nigdy 
nie zajmowa� si� nim cho�by przez kilka minut. A c� szkodzi 
wyskuba� ma��, najmniejsz� ociupink� czasu z bli�ej 
nieokre�lonej g��bi i przyjrze� si� temu dok�adnie? No 
w�a�nie, c� szkodzi?
Malarz-policjant ch�tniej - czy najch�tniej? - sp�dza 
czas w swoim biurze, ale regulamin nie pozwala mu szkicowa�, 
iluminowa�, etc., etc., etc... Co te� mo�e widzie� ciekawego 
nawet najbardziej znu�ony malarz-policjant w ciasnym biurze, 
kt�re - co jest oczywiste - przyt�pia jego intelekt, a co 
najgorsze - os�abia si�y tw�rcze. Czy nie m�g�by raz na 
jaki� czas mazn�� sobie czego� dla wprawy albo chocia� 
zrobi� kilka kresek na marginesie brudnopisu sprawozdania? 
Nigdy. Istnieje przypuszczenie, �e malarz-policjant nie mo�e 
tego zrobi�, poniewa� w innym wypadku padnie ra�ony p�czkiem 
usztywniaczy Bergsona.
Czy co� by si� sta�o, gdyby gabinet zosta� opuszczona na, 
powiedzmy, trzy godziny, a w tym czasie kto� - przynajmniej 
�wiat - by�by �wiadkiem powstania dzie�a sztuki, przez co 
wszyscy zyskaliby na tym - cho�by dzie�o sztuki - kt�re, 
je�eli cena by�aby w miar� przyst�pna, m�g�by naby� potentat 
przemys�owy lub w�a�ciciel fabryki we�nianych lambrekin�w 
lub chocia� �redniozamo�ny intelektualista, jeden z tych, 
kt�rzy robi� wspania�� karier�. Dzie�o mog�oby wisie� w 
korytarzu albo w du�ym pokoju mieszkania - a mo�e ma dom, 
przepastne wn�trze! - tym samym obraz m�g�by zyska� 
kunsztown� opraw� intelektualnych rozm�w, rozpraw, 
rozgrywek, rozwydrze�, rozw�ciecze�, rozziew�w, 
rozgardiaszy, rozzuchwale�, roztrz�sa�, rozbestwie� 
(uaaaA!), rozchichota�, oczywi�cie tw�rczych w spos�b 
nadzwyczajny, niezwyk�y i niezr�wnany, obraz m�g�by wisie� 
na �cianie nawet bez ram i bez szybki, daj�c tym samym 
mo�liwo��, by ten i �w m�g� wyd�uba� ko�cem scyzoryka rower 
lub latawiec swoich marze�, mo�e komu� uda�oby si� nawet 
wyg�osi� znacz�c� kwesti�, zaczynaj�c� si� od s��w ich bin 
der Geist, der stets verneint, ile� korzy�ci wynikaj�cych z 
trzech godzin tw�rczego mozo�u. Ale s� to oczywi�cie 
teoretyczne rozwa�ania, bo przecie� malarz-policjant nigdy 
nie opu�ci swego gabinetu w czasie przewidzianym na pobyt 
wewn�trz kr�gu pos�pnych mur�w, nigdy nie pozwoli sobie na 
tak� nieprawomy�lno��, na takie marnotrawienie cennego 
czasu, na przekroczenie ram pewnego mitu, nie istniej�cego 
wprawdzie, ale maj�cego szanse na (...) go - je�eli ju� 
zaistnieje - w og�lnej (...), a wr�cz nawet tam, lecz 
wracaj�c do tematu, malarzy-policjant�w nigdy nie cechowa�a 
przesadna ciekawo�� ani szale�cza odwaga, po co mieliby 
nara�a� si� w g�upi spos�b, dobry malarz-policjant i tak nie 
zmarnuje czasu wolnego przep�ywaj�cego przez szczeliny 
masywnego budynku, zastanowi si� nad regu�ami kompozycji, 
rozwa�y kilka problem�w kolorystycznych, wykona par� 
fizycznych �wicze� udro�niaj�cych kr��enie i nie wyjdzie na 
zewn�trz, dlatego patrz�c przez okno zat�oczonej kawiarni 
nie zobaczymy jego �wietlistej postaci, nie ujrzymy go nawet 
zamienionego w purpurowy fr�dzelek, a przecie� z jego 
nieobecno�ci korzystaj� zepsute i wadliwe odmiany s�o�c, 
przez co �wiat jest bardziej migotliwy.
*
Malarze-policjanci unosz� si� nad mi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin