Dick Krótki szczęśliwy żywot.txt

(20 KB) Pobierz
PHILIP K. DICK

Kr�tki szcz�liwy �ywot br�zowego oxforda

- CHC� CI CO� POKAZA� - oznajmi� Doc Labyrinth. Z 
kieszeni p�aszcza uroczy�cie wydoby� pude�ko zapa�ek. 
Trzyma� je mocno, wpatruj�c si� w nie ze skupieniem. - Zaraz 
ujrzysz najdonio�lejsze wydarzenie w ca�ej wsp�czesnej 
nauce. �wiat zadr�y i zatrz�sie si�.
- Daj mi spojrze� - powiedzia�em. By�o p�no, ju� po 
p�nocy. Na zewn�trz deszcz kropi� opuszczone ulice. 
Obserwowa�em, jak Doc Labyrinth ostro�nie otwiera pude�ko 
kciukiem, robi�c jedynie ma�� szpark�. Nachyli�em si�, by 
popatrze�.
W pude�ku znajdowa� si� mosi�ny guzik. Tylko to, nie 
licz�c odrobiny suchej trawy i czego�, co wygl�da�o jak 
okruch chleba.
- Guziki ju� zosta�y wynalezione - powiedzia�em. - Nie 
widz� w tym niczego nadzwyczajnego. - Wyci�gn��em r�k�, aby 
dotkn�� guzika, ale Labyrinth wyszarpn�� pude�ko, krzywi�c 
twarz z w�ciek�o�ci�.
- To nie jest taki zwyk�y guzik - o�wiadczy�. - Rusz si�! 
Rusz si�! - powiedzia�, zagl�daj�c do pude�ka. Tr�ci� guzik 
palcem. - Ruszaj!
Przypatrywa�em si� temu z ciekawo�ci�.
- Labyrinth, mo�e m�g�by� to wyja�ni�? Przychodzisz tutaj 
w �rodku nocy, pokazujesz mi guzik w pude�ku od zapa�ek, 
i...
Labyrinth wr�ci� na kanap�, zwieszaj�c g�ow� z poczuciem 
kl�ski. Zamkn�� pude�ko i z rezygnacj� w�o�y� je z powrotem 
do kieszeni.
- Nie ma sensu udawa� - powiedzia�. - Przegra�em. Guzik 
jest martwy. Nie ma nadziei.
- Czy to takie niezwyk�e? Czego si� spodziewa�e�?
- Przynie� mi co�. - Labyrinth rozejrza� si� osowiale po 
pokoju. - Przynie� mi... Przynie� mi wina.
- Dobra, Doc - powiedzia�em podnosz�c si�. - Ale wiesz, 
co wino robi z lud�mi. - Poszed�em do kuchni i nala�em 
sherry do dw�ch szklanek. Zanios�em je do pokoju i da�em 
jedn� Docowi. Przez jaki� czas tylko popijali�my. - 
Chcia�bym, �eby� mnie dopu�ci� do tej tajemnicy.
Doc odstawi� szklank�, kiwaj�c g�ow� z roztargnieniem. 
Za�o�y� nog� na nog� i wyj�� fajk�. Kiedy j� zapali�, 
jeszcze raz zajrza� uwa�nie do pude�ka. Westchn�� i zn�w je 
od�o�y�.
- Na nic - rzek�. - Animator nigdy nie zadzia�a, Regu�a 
sama w sobie jest b��dna. M�wi� oczywi�cie o Regule 
Dostatecznego Podra�nienia.
- A co to takiego?
- Wpad�em na ni� w nast�puj�cy spos�b. Pewnego dnia 
siedzia�em na skale na pla�y. �wieci�o s�o�ce i by�o bardzo 
gor�co. Poci�em si� i czu�em si� raczej nieprzyjemnie. Nagle 
le��cy obok mnie kamyk wsta� i odpe�z�. Zirytowa�o go gor�co 
s�oneczne.
- Naprawd�? Kamyk?
- Natychmiast objawi�a mi si� Regu�a Dostatecznego 
Podra�nienia. Wyja�nienie tajemnicy pochodzenia �ycia. Eony 
temu, w zamierzch�ej przesz�o�ci, kawa�ek nieo�ywionej 
materii zosta� tak przez co� podra�niony, �e odpe�z�, 
nap�dzany oburzeniem. To by� m�j cel �yciowy: wynale�� 
doskona�y czynnik dra�ni�cy, dostatecznie irytuj�cy, aby 
pobudzi� martw� materi� do �ycia i mo�liwy do wykorzystania 
go jako sk�adnik dzia�aj�cego urz�dzenia. To urz�dzenie, 
kt�re w obecnej chwili znajduje si� na tylnym siedzeniu 
mojego samochodu, nazywa si� Animator. Ale nie dzia�a.
Przez chwil� siedzieli�my w milczeniu. Poczu�em, jak moje 
oczy z wolna si� zamykaj�.
- S�uchaj, Doc - zacz��em - czy nie czas, aby�my...
Doc Labyrinth zerwa� si� na r�wne nogi.
- Masz racj� - powiedzia�. - Czas na mnie.
Skierowa� si� w stron� drzwi. Dogoni�em go.
- Je�li chodzi o to urz�dzenie - powiedzia�em. - Nie tra� 
nadziei. Mo�e uda ci si� uruchomi� je innym razem.
- Urz�dzenie? - zmarszczy� si�. - Och, Animator. C�, 
powiem ci, co zrobi�. Sprzedam ci je za pi�� dolar�w.
Gapi�em si� na niego. W jego postaci by�o co� tak 
rozpaczliwego, �e nie chcia�o mi si� �mia�.
- Za ile? - spyta�em.
- Wnios� je do domu. Zaczekaj tu. - Wyszed� na dw�r, 
zszed� po schodkach i znikn�� w ciemno�ciach. Us�ysza�em, 
jak otwiera drzwiczki samochodu, a p�niej chrz�ka i co� 
mruczy.
- Poczekaj - zawo�a�em. Pospieszy�em za nim. Mocowa� si� 
z du�ym kwadratowym pud�em, pr�buj�c wyci�gn�� je z 
samochodu. Chwyci�em pud�o z jednej strony i razem 
wtaszczyli�my je do domu. Postawili�my je na stole w 
jadalni.
- A wi�c to jest Animator - powiedzia�em. - Wygl�da jak 
piekarnik.
- Bo to jest, a raczej by�, piekarnik. Animator emituje 
strumie� gor�ca jako czynnik dra�ni�cy. Ale sko�czy�em z tym 
na zawsze.
Wyci�gn��em portfel.
- Dobrze. Je�li chcesz to sprzeda�, mog� r�wnie dobrze 
by� kupcem. - Da�em mu pieni�dze. Przyj��. Pokaza� mi, gdzie 
umieszcza� nieo�ywion� materi�, jak nastawia� liczniki i 
tarcze, i nagle, bez uprzedzenia, na�o�y� kapelusz i 
wyszed�.
Zosta�em sam, z moim nowym Animatorem. Gdy tak mu si� 
przygl�da�em, moja �ona, ubrana w szlafrok, pojawi�a si� na 
dole.
- Co si� dzieje? - zapyta�a. - Sp�jrz na siebie, masz 
przemoczone buty. Babra�e� si� w rynsztoku?
- Niezupe�nie. Popatrz na ten piec. W�a�nie da�em za niego 
pi�� dolar�w. O�ywia r�ne przedmioty.
Joan patrzy�a na moje buty.
- Jest pierwsza nad ranem. W�� buty do piecyka i chod� 
do ��ka.
- Ale czy nie zdajesz sobie sprawy...
- W�� je do piecyka - powiedzia�a Joan, wracaj�c na 
g�r�. - S�yszysz mnie?
- Dobrze - odpowiedzia�em.
TO ZDARZY�O SI� przy �niadaniu, gdy siedzia�em przy 
stole, spogl�daj�c ponuro na talerz z zimn� jajecznic� na 
boczku. Dzwonek u drzwi rozdzwoni� si� gwa�townie.
- Kt� to mo�e by�? - zapyta�a Joan. Podnios�em si� i 
przeszed�em przez korytarz do salonu. Otworzy�em drzwi.
- Labyrinth! - zawo�a�em. Jego twarz by�a blada, a pod 
oczami mia� ciemne kr�gi.
- Masz tu swoje pi�� dolar�w - powiedzia�. - Chc� dosta� 
z powrotem m�j Animator.
By�em oszo�omiony.
- W porz�dku, Doc. Wejd�, a ja ci go przynios�.
Wkroczy� do �rodka i stan��, stukaj�c butem w pod�og�. 
Poszed�em po Animator. Wci�� by� ciep�y. Labyrinth 
przypatrywa� si�, jak go nios�.
- Postaw go - rzek�. - Chc� si� upewni�, czy wszystko 
jest na swoim miejscu.
Postawi�em przedmiot na stole i Doc obada� go z mi�o�ci�, 
troskliwie, otwieraj�c ma�e drzwiczki i zagl�daj�c do 
�rodka. 
- Tu jest but - powiedzia�. 
- Powinny by� dwa buty - odrzek�em, przypominaj�c sobie 
zesz�� noc. - M�j Bo�e, w�o�y�em do tego moje buty. 
- Oba? Teraz jest tylko jeden.
Joan wysz�a z kuchni.
- Cze��, doktorze - powiedzia�a. - Co ci� sprowadza tak 
wcze�nie?
Labyrinth i ja patrzyli�my na siebie.
- Tylko jeden? - spyta�em. Nachyli�em si�, �eby spojrze�. 
W �rodku znajdowa� si� pojedynczy zab�ocony but, teraz, po 
nocy sp�dzonej w Animatorze Labyrintha, zupe�nie suchy. 
Pojedynczy but, ale w�o�y�em do �rodka dwa. Gdzie si� 
podzia� ten drugi?
Odwr�ci�em si�, ale wyraz twarzy Joan sprawi�, �e 
zapomnia�em, co chcia�em powiedzie�. Moja �ona patrzy�a z 
przera�eniem na pod�og�, otwieraj�c usta.
Porusza�o si� tam co� ma�ego i br�zowego, �lizgaj�c si� w 
kierunku kanapy. Wpe�z�o pod ni� i znikn�o. Widzia�em to 
jedynie w przelocie, ruch trwaj�cy mgnienie oka, ale 
wiedzia�em, co to by�o.
- M�j Bo�e - powiedzia� Labyrinth. - Prosz�, masz tu pi�� 
dolar�w. - Wepchn�� mi w r�ce banknot. - Naprawd� chc� go z 
powrotem, w tej chwili!
- Spokojnie - powiedzia�em. - Pom� mi. Musimy z�apa� to 
przekl�te co�, zanim si� wydostanie na zewn�trz.
Labyrinth zamkn�� drzwi salonu.
- Wszed� pod kanap�. - Przykucn�� i zapu�ci� spojrzenie w 
g��b. - Wydaje mi si�, �e go widz�. Masz jaki� kij czy co�?
- Wypu��cie mnie - powiedzia�a Joan. - Nie chc� mie� z 
tym nic wsp�lnego.
- Nie mo�esz wyj�� - odrzek�em. Zerwa�em z okna karnisz i 
�ci�gn��em z niego zas�on�. - Mo�emy u�y� tego. - 
Przy��czy�em si� do Labyrintha na pod�odze. - Wydostan� go, 
ale b�dziesz musia� pom�c mi go z�apa�. Je�li nie b�dziemy 
dzia�a� szybko, nigdy wi�cej go nie ujrzymy.
Tr�ci�em but ko�cem pr�ta. Cofn�� si�, przyciskaj�c si� 
do �ciany. Mog�em go dostrzec, ma�� br�zow� kupk�, skurczon� 
i cich�, jak jakie� osaczone, dzikie zwierz�tko, kt�re 
uciek�o z klatki. Wywo�a�o to we mnie dziwne uczucie.
- Zastanawiam si�, co mo�emy z nim zrobi� - mrukn��em. - 
Gdzie, u diab�a, b�dziemy go trzyma�?
- Czy mo�emy to wsadzi� do szuflady biurka? - zapyta�a 
Joan rozgl�daj�c si�. - Wyjm� stamt�d wszystkie przybory.
- Idzie! - Labyrinth podni�s� si� z trudem na nogi. But 
wyskoczy�. Pod��y� przez pok�j, w stron� du�ego krzes�a. 
Zanim zdo�a� si� dosta� pod sp�d, Labyrinth chwyci� go za 
jedno ze sznurowade�. But ci�gn�� i szarpa�, pr�buj�c si� 
uwolni�, ale stary Doc trzyma� go mocno.
Razem wsadzili�my but do biurka i zatrzasn�li�my 
szuflad�. Obaj wydali�my westchnienie ulgi.
- To by by�o na tyle - powiedzia� Labyrinth. U�miechn�� 
si� do nas g�upio. - Rozumiecie, co to oznacza? Dokonali�my 
tego, naprawd� tego dokonali�my! Animator zadzia�a�. Ale nie 
rozumiem, dlaczego nie dzia�a� w przypadku guzika.
- Guzik by� mosi�ny - powiedzia�em. - A but ze sk�ry i 
kleju kostnego. Naturalny. I by� mokry.
Spojrzeli�my w stron� biurka.
- W tym biurku - oznajmi� Labyrinth - znajduje si� 
najdonio�lejsza rzecz w ca�ej wsp�czesnej nauce.
- �wiat zadr�y i zatrz�sie si� - doko�czy�em. - Wiem. 
C�, uwa�aj to za swoje. - Wzi��em Joan za r�k�. - Daj� ci 
but razem z Animatorem.
- �wietnie. - Labyrinth kiwn�� g�ow�. - Miejcie na niego 
oko, nie pozw�lcie mu uciec. - Skierowa� si� do drzwi. - 
Musz� �ci�gn�� w�a�ciwych ludzi, takich, kt�rzy...
- Nie mo�esz zabra� tego ze sob�? - zapyta�a nerwowo 
Joan.
Labyrinth zatrzyma� si� przy drzwiach.
- Musicie go strzec. To dow�d, dow�d na to, �e Animator 
dzia�a. Regu�a Dostatecznego Podra�nienia. - Pospieszy� 
alejk�.
- No i co? - spyta�a Joan. - Co teraz? Czy naprawd� masz 
zamiar tu zosta� i tego pilnowa�?
Rzuci�em spojrzenie na zegarek. 
- Musz� i�� do pracy.
- C�, ja nie zamierzam tego pilnowa�. Je�eli wychodzisz, 
wychodz� z tob�. Nie zostan� tutaj.
- Powinien by� bezpieczny w szufladzie - powiedzia�em. - 
S�dz�, �e mo�emy go na jaki� czas zostawi�.
- Odwiedz� moj� rodzin�. Spotkamy si� wieczorem w mie�cie 
i mo�emy razem wr�ci� do domu.
- Naprawd� a� tak si� go boisz?
- Nie podoba m...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin