Maria D�browska Dzienniki powojenne 1945 -1949 Wyb�r wst�p i przypisy Tadeusz Drewnowski Czytelnik � Warszawa 1996 Ksi��ka wydana przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Sztuki O Copyright by Sp�dzielnia Wydawnicza "Czytelnik" Warszawa 1996 ISBN 83-07-02399-8 ISBN 83-07-02409-9 (t. I) Przedmowa do Dziennik�wpowojennych Dzienniki Marii D�browskiej, wydane po raz pierwszy w 1988 r. w pi�cioto- mowym wyborze, odnios�y wielki sukces. Znaczny jak na tego rodzaju publi- kacje nak�ad, licz�cy 50 tysi�cy egzemplarzy, rozchwytany zosta�, cho� cena by�a wysoka, w ci�gu dw�ch miesi�cy, by trafi� wkr�tce i na czarny rynek. Nie by�o w owym czasie w polskim pi�miennictwie �adnej pozycji, kt�ra wywo�a- �aby wi�cej zainteresowania w�r�d czytelnik�w i wi�cej odg�os�w w prasie (nie wspominaj�c o korespondencji, jak� w zwi�zku z apelem o uzupe�nienia i poprawki do komentarzy otrzyma�em na m�j adres prywatny). Dzienniki sta�y si� przedmiotem istotnych dyskusji, a nawet awantur zar�wno w kraju, jak i na emigracji. W Niemczech ukaza� si� w renomowanej Bibliotece Polskiej Dede- ciusa wyb�r z wyboru dziennik�w, kt�ry w �wiecie te� przeszed� nie bez echa. , Prawdziwy bestseller! Sukces ten by� tym bardziej zastanawiaj�cy, �e pisarstwo D�browskiej nie mia�o w�wczas dobrej passy. Wydane po�miertnie Przygody cz�owieka my�l�- cego, kt�re w zamierzeniu stanowi� mia�y wsp�czesny odpowiednik Nocy i dni, sprawi�y na og� zaw�d i krytyce, i czytelnikom. Tymczasem sukces po- r�wnywalny z niebywa�ym niegdy� powodzeniem Nocy i dni zdoby�o co� ca�- kiem innego - prywatne zapiski pisarki z ponad p�wiecza (1914-1965). I to w pierwszym zaledwie wyborze, ograniczonym postanowieniami testamentu i okoliczno�ciami, w kt�rych je wydawano. Naturalnie, opinie o Dziennikach by�y podzielone, po cz�ci nawet spolary- zowane. Najwierniejsi przedwojenni czytelnicy D�browskiej poczuli si� zbul- wersowani, je�li nie zgorszeni tonem, swobod� czy bezceremonialno�ci� in- i, tymnych dziennik�w swojej pisarki. Cz�sto te� rozczarowywali si� - na dru- # gim biegunie - m�odzi, prze�ywaj�cy w�wczas sw�j nowy okres heroiczny, kt�rych umiarkowanie polityczne i wolnomy�lno�� prababki nie mog�y zado- # woli�. Ale wi�kszo�� czytaj�cych odkry�a w dziennikach nieznan� czy nie do�� znan� D�browsk�: osob� wra�liw�, my�l�c� i pe�n� niepokoju, nietypow� w Polsce indywidualno��, wiod�c� sw�j burzliwy romans z ojczyzn�, cz�owie- ka rozleg�ych horyzont�w i wyj�tkowego pi�ra. To odkrycie, jakie zawdzi�- czamy Dziennikom, najlapidarniej wyrazi� Krzysztof Pomian, m�wi�c o pisarce ! jako "intelektuali�cie najwy�szej miary, czego, jak s�dz�, za �ycia D�bro- ; wskiej, jakby nie dostrzegano" ("Zeszyty Literackie" 1989, z. 26). Dzienniki spowodowa�y zwi�kszon� fal� czytelnictwa D�browskiej, a tak�e dostarczy�y nowych bod�c�w do bada� nad jej pisarstwem (czego dowodem mi�dzynaro- dowa sesja naukowa, kt�r� w 1989 r., w stulecie urodzin D�browskiej, zorgani- zowano w Kaliszu; niestety, z publikacj� materia��w wci�� boryka si� Kaliskie Towarzystwo Przyjaci� Nauk). Przy tym wszystkim pierwsze wydanie Dziennik�w wzbudzi�o, pr�cz roz- maitych zastrze�e�, r�wnie� w�tpliwo�ci najdalej id�ce. Nie zabrak�o g�os�w, kt�re uzna�y je za przedwczesne i nie bez racji wskazywa�y, �e w rok p�niej mog�oby ono wygl�da� inaczej. Prze�om 1988/89 roku sam jakby tego rodzaju pretensje narzuca�. Trzeba jednak pami�ta�, �e wydanie Dziennik�w nie by�o spraw� chwili. Mia�o ono ju� sw� wieloletni� histori�. O ich wydanie, licz�c od przygotowania wyboru, wojowa�em ponad pi�tna�cie lat. Z tego bez ma�a dzie- si�� podlega�y one ca�kowitemu zakazowi KC PZPR i cenzury. Nie b�d� tu wraca� do tych boj�w, cho� s� one malownicze i pikantne (opisa�em je w ob- szernym szkicu w periodyku "Editor" 1990, t. 3), ale chyba nikogo nie zdziwi, �e gdy po tych do�wiadczeniach, w okresie pierwszej "Solidarno�ci", dzi�ki prezesowi "Czytelnika", Stanis�awowi B�benkowi, pojawi�a si� szansa powro- tu do gotowego wyboru, podj��em j� skwapliwie. Proces wydawniczy solidnej pi�ciotomowej edycji trwa� jednak w�wczas latami. Do ko�ca te� nie ustawa�y wok� niej walki. W�tpi�, aby, na rok jeszcze przed czerwcem 1989, w�a�nie kiedy ukaza�y si� Dzienniki, ktokolwiek m�g� przewidzie� tak rych�e ich za- ko�czenie. A zreszt� je�li pierwsze wydanie, w niesprzyjaj�cych warunkach podj�te, lecz zgodne z ostatni� wol� pisarki, nie tylko znios�o historyczny wstrz�s, ale ju� w nowej rzeczywisto�ci osi�gn�o niew�tpliwy sukces, to �wiadczy chyba wystarczaj�co, �e nie by�o ono wydaniem przedwczesnym czy poronionym. Oczywi�cie, by�oby dziwne, gdyby z tej nowej wielkiej przygody w prze�o- mowych czasach D�browska wysz�a ca�kiem bez szwanku. Mimo moich usil- nych ostrze�e� we wst�pie co do niepe�nej reprezentatywno�ci pierwszego wy- boru, znale�li si� i tacy, kt�rzy bez ogl�dania si� na ca�o�� nie zawahali si� przed bezwzgl�dnymi oskar�eniami. Jedn� z "niepokornych" nasi nowi ekstre- mi�ci pom�wili o. . . "kolaboracj�", o. . . uleganie "urokom dworu" etc. S� to, jak mi si� zdaje, a czytelnicy niniejszego wydania b�d� si� mogli przekona� sa- mi, pos�dzenia z gruntu fa�szywe. Je�li D�browska w najbardziej beznadziej- nym czasie staje si� zwolenniczk� normalnego, w miar� mo�no�ci, udzia�u w �yciu i pogl�d taki jawnie wyg�asza, jest to kompromis w pe�ni przemy�lany i �wiadomy. D�browska nie tylko nie wstydzi si� w niezb�dnych okoliczno- �ciach koniecznych kompromis�w, lecz stawia je wysoko w kulturze ludzko�ci. Pod pewnymi wszak�e warunkami, a mianowicie, byle by�y one kompromisami ograniczonymi, �wiatowymi i p�odnymi. Czego jej oskar�yciele cynicznie nie zauwa�ali. Mimo zdobytego sukcesu dzienniki nie doczeka�y si� do tej pory nast�- pnych wyda�. Ani przygotowanego dodruku wydania pierwszego, jaki mia� si� ukaza� w 1989 r., ani rozszerzonego wyboru z ca�o�ci dziennika planowanego na lata nast�pne. W owym czasie kondycja finansowa "Czytelnika", jak r�w- nie� paru nowych wydawnictw, u kt�rych za jego wiedz� szuka�em mocy pro- dukcyjnych, nie pozwoli�a podj�� tak du�ego przedsi�wzi�cia. A i dzi� "Czy- telnik" zdolny jest je podj�� tylko po�owicznie. Prawd� powiedziawszy przez d�u�szy czas, jak mog�em, sprzeciwia�em si� koncepcji osobnego wydania tylko dziennik�w powojennych. Sprzeciwia�em si�, rzecz prosta, z innych, akurat odwrotnych, przyczyn ni� kiedy�, przy pier- wszej edycji, kiedy nie godzi�em si� na stopniowe wydawanie kolejnych to- m�w w obawie, �e po ukazaniu si� dziennik�w przedwojennych do wydania dziennik�w powojennych w og�le nie dojdzie. Po prostu dzienniki D�brow- skiej z lat 1914-1965 stanowi� tw�r integralny. Do podstawowych ich warto�ci nale�� w�a�nie ci�g�o�� i d�ugotrwa�o��. Konfrontacja dw�ch dwudziestoleci- mi�dzywojennego i powojennego - stanowi wa�ny i fascynuj�cy w�tek powo- jennych dziennik�w. Przepo�owienie dziennik�w jest dla nich operacj� bolesn� i okaleczaj�c�. C� by�ojednak pocz��!? Skoro nie da si� zrealizowa� czego� ambitniejsze- go, zawsze lepsze jest co� ni� nic. Tym bardziej �e nie da si� zaprzeczy�, i� dzienniki powojenne zawiera�y wi�cej materia��w, kt�re ze wzgl�d�w cenzu- ralnych w pierwszym wydaniu nie by�y dost�pne. Z punktu widzenia dzisiej- szego czytelnika s� to materia�y znacznie bardziej intryguj�ce, �eby nie powie- dzie� - sensacyjne. Przysta�em wi�c na t� propozycj�, przyrzekaj�c sobie, �e niezale�nie od szans wydawniczych w podobny spos�b przygotuj�, w miar� mo�no�ci, r�wnie� rozszerzon� wersj� pierwszej po�owy dziennik�w, by cze- ka�a na sposobn� chwil�. Zachowa�em te� w obecnym wydaniu wst�p omawia- j�cy ca�o�� dziennik�w, a w jego aparat informacyjny wmontowa�em wa�niejsze dane dotycz�ce cz�ci pomini�tej. Obecne wydanie - pierwsze bez cenzury - poza przywr�ceniem ci�� i po- praw� b��d�w i pomy�ek pierwszego wydania, rozszerza dzienniki powojenne we wszelkich zakresach. Zamiast trzech w poprzednim wydaniu, obecny wy- b�r dziennik�w z lat 1945-1965 przynosi cztery tomy (ponad pi��set stron no- wego tekstu i sporo nowego materia�u ikonograficznego). Nie ulega w�tpliwo- �ci, �e nie jest to tylko zmiana ilo�ciowa, lecz zmiana jako�ciowa w ca�o�ci edycji. Niejeden s�d sformu�owany po lekturze pierwszej wersji wyboru zosta- nie obalony albo b�dzie wymaga� skorygowania. To, co w pierwszym wydaniu mog�o by� zaledwie zasygnalizowane czy na- szkicowane, tutaj wzbogaca si� o dokumentacj� i argumentacj�. Poszerzenia te nie pozosta�y bez wp�ywu na rytm przedstawianego wyboru. O ile poprzedni by� do�� wartki, zwarty i skr�towy, o tyle nowy jest powolniejszy, bardziej analityczny i refleksyjny. Najwi�cej przyby�o materia�u politycznego. Epoka by�a na wskro� politycz- na, a zapiski jej dotycz�ce najcz�ciej okazywa�y si� niecenzuralne. Zw�aszcza okres tu� powojenny i okres szczytowego stalinizmu znajduj� tu wszechstronne i wnikliwe na�wietlenie (z humorem tych lat w��cznie). Nie ma, jak mi si� wy- 7 daje, w pi�miennictwie polskim podobnie istotnego "dokumentu czas�w onie- mia�ych". Proporcjonalnie stara�em si� rozszerzy� i wiedz� o ludziach, i w�tek prywat- ny dziennik�w. Z tekstu drukowanego znikn�y prawie trzykropki przed i po nazwiskach wspominanych os�b, co mi cz�sto wytykano. Panuj�cy do niedaw- na re�ym polityczny kszta�towa� nie tylko sposoby wypowiedzi, ale tak�e spo- soby odbioru. Trzebi�c i wyciszaj�c istotne konflikty polityczne, totalitaryzm stwarza� aur� zak�amanej sielanki r�wnie� w innych dziedzinach �ycia. Ka�da wyrazistsza czy odst�puj�ca od schematu opinia budzi�a podejrzenia czy oskar- �enia polityczne, nie daj�c r�wnocze�nie szans obrony. Wolna pluralistyczna opinia oswaja z bardziej skomplikowanym czy surowszym sposobem pisania o bli�nich, o sprawach w�tpliwych czy spornych, stwarzaj�c mo�liwo�ci dys- kusji, obrony, sprostowa�. Nie dotyczy to oczywi�c...
pokuj106