Antoni Czechow Trzy Siostry Dramat w czterech aktach 1901 Prze�o�y�a Natalia Ga�czy�ska Osoby Andrzej Prozorow Natasza - jego narzeczona, p�niej �ona Olga Masza Irina - jego siostry Fiodor Ku�ygin - nauczyciel gimnazjalny Aleksander Wierszynin - podpu�kownik, dow�dca baterii Miko�aj Tuzenbach - baron, porucznik Wasilij Solony - sztabskapitan (kapitan sztabowy w piechocie, ni�szy od kapitana) Iwan Czebutykin - lekarz wojskowy Aleksy Fiedotik - podporucznik Fierapont - stary str� z zarz�du ziemstwa Anfisa - nia�ka, osiemdziesi�cioletnia staruszka Rzecz dzieje si� w mie�cie gubernialnym (prawdopodobnie w okolicach Permu) Akt pierwszy W domu Prozorow�w; salon z kolumnami, za kt�rymi wida� du�� jadalni�; po�udnie; na dworze s�onecznie, weso�o; w jadalni nakrywaj� st� do �niadania; Olga w granatowym uniformie nauczycielki �e�skiego gimnazjum ca�y czas poprawia zeszyty uczennic - chodz�c po pokoju i na stoj�co; Masza w czarnej sukni, z kapeluszem na kolanach siedzi i czyta ksi��k�; Irina w bia�ej sukni stoi zamy�lona. Olga: Ojciec zmar� dok�adnie rok temu, w�a�nie pi�tego maja, w dniu twoich imienin, Irino. By�o bardzo zimno, �nieg pada� wtedy. Zdawa�o mi si�, �e nie prze�yj� tego, ty� le�a�a bez przytomno�ci, jak umar�a. Ale min�� rok i wspominamy o tym spokojnie, ty ju� jeste� w bia�ej sukni, twarz ci promienieje. (Zegar bije dwunast�) I wtedy te� bi� zegar. (Pauza) Pami�tam, kiedy ojca nie�li, gra�a orkiestra, potem te salwy na cmentarzu. Ojciec by� genera�em, dow�dc� brygady, a jednak ludzi przysz�o niewiele. Co prawda deszcz wtedy pada�. Deszcz i �nieg. Irina: Po co wspomina�! (W jadalni za kolumnami, ko�o sto�u, ukazuje si�: baron Tuzenbach, Czebutykin i Solony) Olga: Ciep�o dzi�, mo�na siedzie� przy otwartych oknach, a brzozy jeszcze si� nie zazieleni�y. Ojciec zosta� dow�dc� brygady i wyjechali�my wszyscy z Moskwy jedena�cie lat temu, ale doskonale pami�tam, �e o tej porze, na pocz�tku maja, w Moskwie ju� ciep�o, wszystko kwitnie, tonie w s�o�cu. Jedena�cie lat min�o, a pami�tam wszystko, jakbym wyjecha�a dopiero wczoraj. M�j Bo�e! Dzi� obudzi�am si� rano, zobaczy�am tyle �wiat�a, zobaczy�am wiosn� i serce a� drgn�o z rado�ci i nie wiem, co bym da�a, �eby wr�ci� do rodzinnego miasta. Czebutykin: Figa z makiem! Tuzenbach: Co za brednie! (Masza zamy�lona nad ksi��k� cicho gwi�d�e piosenk�) Olga: Maszo, nie gwi�d�. Jak mo�na! (Pauza) Przez to, �e co dzie� jestem w szkole, a potem a� do wieczora daj� lekcje, mam ci�g�e b�le g�owy i nachodz� mnie takie my�li, jakbym ju� by�a stara. Bo rzeczywi�cie, od czterech lat, od chwili, gdy zosta�am nauczycielk�, po prostu czuj�, jak m�odo�� i si�y gasn� we mnie stopniowo, dzie� po dniu. A ro�nie i krzepnie tylko marzenie... Irina: �eby ju� wr�ci� do Moskwy! Sprzeda� dom, wszystko zlikwidowa� i do Moskwy... Olga: Tak! Czym pr�dzej do Moskwy. (Czebutykin i Tuzenbach �miej� si�) Irina: Brat pewnie zostanie profesorem uniwersytetu, wi�c i tak nie b�dzie tu mieszka�. Najgorzej z t� biedn� Masz�. Olga: Masza co rok b�dzie przyje�d�a�a do Moskwy na ca�e lato. (Miesza cicho gwi�d�e piosenk�) Irina: B�g da, �e wszystko si� u�o�y. (Patrz�c przez okno) �liczna dzi� pogoda. Nie wiem, dlaczego tak mi lekko na sercu! Rano pomy�la�am, �e to moje imieniny i nagle poczu�am si� szcz�liwa, przypomnia�o mi si� dzieci�stwo, kiedy jeszcze �y�a mama. I jakie cudne my�li mnie ko�ysa�y, jakie my�li! Olga: Dzisiaj jeste� taka promienna, wygl�dasz cudownie. I Masza te� jest pi�kna. Andrzej by�by przystojny, ale bardzo si� rozty�, nie do twarzy mu z tym. A ja zestarza�am si�, schud�am, chyba dlatego, �e gniewam si� w szkole na uczennice. Dzi� na przyk�ad jestem wolna, siedz� w domu - i ju� mnie g�owa nie boli i czuj� si� m�odsza ni� wczoraj. Mam dwadzie�cia osiem lat dopiero... Wszystko pi�knie, wola boska, ale mnie si� wydaje, �e gdybym wysz�a za m�� i mog�a ca�y dzie� siedzie� w domu, by�oby mi lepiej. (Pauza) Kocha�abym m�a. Tuzenbach: M�wi pan takie brednie, �e przykro s�ucha�. (Wchodz�c do salonu) Aha, by�bym zapomnia�. Dzi� z�o�y pa�stwu wizyt� nasz nowy dow�dca baterii, Wierszynin. (Siada przy pianinie) Olga: A! Bardzo si� ciesz�. Irina: Czy stary? Tuzenbach: Raczej nie. Czterdzie�ci, czterdzie�ci pi�� najwy�ej. (Cicho gra) Wygl�da na porz�dnego ch�opa. Nieg�upi - to pewne. Tylko za du�o m�wi. Irina: To ciekawy cz�owiek? Tuzenbach: Tak, dosy�, ale ma �on�, te�ciow� i dwie c�reczki. W dodatku drugi raz �onaty. Sk�ada wizyty i wsz�dzie opowiada, �e ma �on� i dwie c�reczki. Paniom te� opowie. �ona jakby niespe�na rozumu, z d�ugim, dziewcz�cym warkoczem, m�wi bardzo g�rnolotnie, jaka� filozofka, cz�sto pr�buje pope�ni� samob�jstwo, chyba po to, aby dogry�� m�owi. Ja bym dawno uciek� od takiej, a on to znosi, chocia� narzeka. Solony: (wchodz�c z Czebutykinem) Jedn� r�k� ud�wign� tylko p�tora puda, a dwiema pi��, nawet sze��. Z tego wynika, �e dwaj ludzie s� silniejsi od jednego nie dwukrotnie, ale trzykrotnie, a mo�e i wi�cej... Czebutykin: (id�c czyta gazet�) Przy wypadaniu w�os�w:.. dwa gramy naftaliny na p� butelki spirytusu... rozpu�ci� i u�ywa� co dzie�... (Zapisuje w notesie) Zanotujmy. (Do Solonego) Wi�c m�wi� panu, buteleczk� zatykamy koreczkiem, a przez koreczek przechodzi szklana rurka... Potem bierze pan szczypt� zwyk�ego, najzwyklejszego a�unu... Irina: Panie doktorze, kochany panie doktorze! Czebutykin: Co, moja malutka, moja pociecho? Irina: Niech pan powie, dlaczego jestem dzi� taka szcz�liwa? Jakbym p�yn�a pod �aglami, nade mn� ogromne b��kitne niebo, fruwaj� wielkie bia�e ptaki. Dlaczego to tak? Dlaczego? Czebutykin: (ca�uj�c obie jej r�ce, z czu�o�ci�) Ptaku m�j bia�y... Irina: Kiedy si� dzi� obudzi�am, wsta�am i umy�am si�, zacz�o mi si� zdawa�, �e rozumiem wszystko, co si� dzieje na �wiecie, i �e wiem, jak trzeba �y�. Kochany panie doktorze, ja wiem wszystko. Cz�owiek, kimkolwiek by by�, powinien pracowa�, pracowa� w pocie czo�a, bo w tym, tylko w tym zawiera si� ca�y sens i cel jego �ycia, wszystkie jego rado�ci. Jak to dobrze by� robotnikiem, kt�ry wstaje o �wicie i t�ucze kamienie na szosie, albo pastuchem, albo nauczycielem, kt�ry uczy dzieci, albo maszynist� na kolei... Bo�e, by� nawet nie cz�owiekiem, ale cho�by wo�em roboczym, zwyczajnym koniem, czymkolwiek, aby tylko pracowa� - wszystko to lepsze ni� �ycie m�odej kobiety, kt�ra budzi si� o dwunastej w po�udnie, potem pije kaw� w ��ku, potem ubiera si� przez dwie godziny... Ach, jakie to okropne! Czasami w upalny dzie� tak si� chce pi�, jak mnie teraz chce si� pracowa�. I je�eli nie b�d� wstawa�a wcze�nie i nie wezm� si� do pracy, to niech pan przestanie si� ze mn� przyja�ni�, panie doktorze. Czebutykin: (tkliwie) Przestan�, przestan�... Olga: Ojciec przyzwyczai� nas do wstawania o si�dmej rano. Wi�c Irina budzi si� o si�dmej i przynajmniej do dziewi�tej le�y i rozmy�la. A twarz ma tak� powa�n�! (�mieje si�) Irina: Ci�gle mnie uwa�asz za ma�� dziewczynk�, wi�c dziwi ci�, �e mam twarz powa�n�. Sko�czy�am dwadzie�cia lat. Tuzenbach: T�sknota za prac�, o Bo�e, doskonale to rozumiem! Jeszcze nigdy w �yciu nie pracowa�em. Urodzi�em si� w Petersburgu, zimnym i pr�nuj�cym, w rodzinie, kt�ra nie mia�a poj�cia o pracy, o �adnych troskach. Pami�tam, kiedy przyje�d�a�em do domu ze szko�y kadet�w, lokaj �ci�ga� mi buty, ja kaprysi�em, a moja matka patrzy�a na mnie z uwielbieniem i dziwi�a si�, je�eli ktokolwiek patrzy� inaczej. Chroniono mnie przed prac�. Ale w�tpi�, �eby uda�o si� uchroni�, bardzo w�tpi�. Zbli�a si� czas, nadci�ga co� wielkiego, zanosi si� na ogromn�, wspania�� burz�, kt�ra ju� idzie, jest blisko i wkr�tce wymiecie z naszego spo�ecze�stwa lenistwo, oboj�tno��, niech�� do pracy, zgni�� nud�. Zaczn� wi�c pracowa�, a za jakie� dwadzie�cia pi�� lat b�dzie pracowa� ka�dy cz�owiek. Ka�dy! Czebutykin: A ja nie b�d� Tuzenbach: Pan si� nie liczy Solony: Za dwadzie�cia pi�� lat pana, dzi�ki Bogu, ju� nie b�dzie na �wiecie. Za par� lat szlag pana trafi, albo mo�e ja tak si� w�ciekn�, �e wpakuj� panu kul� w �eb, m�j aniele. (Wyci�ga z kieszeni flakon perfum i opryskuje sobie pier� i r�ce) Czebutykin: (�mieje si�) A ja rzeczywi�cie ca�e �ycie nic nie robi�em. Jakem sko�czy� uniwersytet, to ju� nie kiwn��em palcem w bucie, nawet nie przeczyta�em �adnej ksi��ki, czytam tylko gazety... (Wyci�ga z kieszeni drug� gazet�) Prosz�... Z gazet wiem, �e by�, dajmy na to, jaki� tam Dobrolubow, a co pisa� - nie mam poj�cia... diabli go wiedz�... (S�ycha� stukanie w pod�og�) A w�a�nie... Wo�aj� mnie, kto� do mnie przyszed�. Zaraz wr�c�... poczekajcie... (Szybko wychodzi rozczesuj�c brod�) Irina: On chyba co� knuje. Tuzenbach: Tak. Wyszed� z uroczyst� min�, pewnie zaraz przyniesie pani jaki� prezent. Irina: Jak mi przykro! Olga: Tak, to okropne. On zawsze robi g�upstwa. Masza: "Jest nad zatok� d�b zielony, na d�bie z�oty �a�cuch l�ni... Na d�bie z�oty �a�cuch l�ni..." (Wstaje i cicho nuci) Olga: Co� ty taka nieweso�a dzisiaj, Maszo? (Masza nuc�c wk�ada kapelusz) Dok�d? Masza: Do domu. Irina: To dziwne... Tuzenbach: Przecie� to imieniny! Masza: Co za r�nica?... Przyjd� wieczorem. Do widzenia, moja najmilsza... (Ca�uje Irin�) �ycz� ci jeszcze raz, �eby� by�a zdrowa, szcz�liwa. Dawniej, kiedy �y� ojciec, do nas na imieniny zawsze przychodzi�o ze czterdziestu oficer�w, gwarno by�o w domu, a dzi� tylko p�torej osoby i cicho jak na pustyni... Ju� p�jd�... Chandra mnie gryzie od rana, tak mi smutno, ale nie zwracaj na to uwagi... (�mieje si� przez �zy) P�niej pogadamy, a tymczasem do widzenia, moja droga, p�jd� sobie. Irina: (niezadowolona) Jaka� ty, doprawdy... Olga: (ze �zami) Ja ci� rozumiem, Maszo. Solony: Je�eli filozofuje m�czyzna, to z tego, owszem, wychodzi filozofistyka czy tam sofistyka, ale je�...
pokuj106