Benet Ucieczka Johnego Pietie.txt

(44 KB) Pobierz
Stephen Vincent Benet

Ucieczka Johnny'ego Pye 

T�umaczenie - Tomasz Wy�y�ski 
Dzieci�stwo Johnny'ego Pye up�yn�o w czasach, kiedy o G�upo�apie 
- dzi� rzadko si� o nim s�yszy - kr��y�y najdziwniejsze legendy. 
Opisywano go r�nie - raz tak, raz ca�kiem inaczej - chocia� ka�dy 
przyznawa�, �e G�upo�ap regularnie pojawia si� w okolicy. Johnny 
Pye tak�e w to wierzy�. Johnny by� przybranym dzieckiem i pewnie 
dlatego tak si� tym wszystkim przejmowa�. 
Po �mierci rodzic�w wzi�li go na wychowanie m�ynarz i 
m�ynarzowa. By� to z ich strony dobry uczynek. Ale gdy Johnny 
straci� ju� mleczne z�by i zacz�� zachowywa� si� tak jak wszyscy 
ch�opcy w jego wieku, przybrani rodzice spadli na niego jak burza - a 
to nie by�o ju� takie dobre. Wed�ug w�asnych straszliwie surowych 
przekona� post�powali s�usznie - wierzyli przecie�, ze dziecko staje 
si� tym m�drzejsze i lepsze, im ostrzej si� je traktuje. C�, mo�e 
czasami daje to dobre rezultaty, ale w przypadku Johnny'ego Pye sta�o 
si� niestety inaczej. 
Johnny by� dzieckiem inteligentnym i pos�usznym - nie mniej 
inteligentnym i pos�usznym ni� wi�kszo�� ch�opc�w w Martinsville. 
Ale wszystko, co tylko powiedzia� albo zrobi�, zawsze okazywa�o si� 
nie takie, jak trzeba - a ju� szczeg�lnie w domu. Wierzcie mi, dziecko 
traktowane jak g�upiec zaczyna post�powa� jak g�upiec - ale nie 
wszyscy s� o tym przekonani. M�ynarz i m�ynarzowa my�leli, �e 
Johnny zm�drzeje, je�li udowodni� mu, �e jest g�upi, a Johnny sam w 
ko�cu w to uwierzy� 
Bola� na tym, gdy� by� dzieckiem wra�liwym, mo�e nawet bardziej 
ni� przeci�tny ch�opiec. Ch�ost� umia� jako� wytrzyma� - ale nie to, 
co dzia�o si� w m�ynie. Przypuszczam, � m�ynarz nie robi� tego 
celowo. Ale zawsze, odk�d Johnny pami�ta�, na wie�� o �mierci 
cz�owieka, kt�rego uwa�a� za g�upca, mawia�: "No, przyszed� po 
niego G�upo�ap" - i cmoka� przez chwil� wargami. W rodzinie 
m�ynarza, pot�nie zbudowanego m�czyzny z wielk�, czerwon� 
g�b�, uchodzi�o to za �art, ale na Johnnym robi�o straszliwe wra�enie. 
A� wreszcie w wyobra�ni ch�opca pojawi� si� obraz G�upo�apa. By� 
r�wnie� pot�nie zbudowany, nosi� kraciast� koszul� oraz sztruksowe 
spodnie i w�drowa� po �wiecie uzbrojony w maczug� z drzewa 
orzechowego z o�owian� kul� na ko�cu. Nie wiem, sk�d wzi�o si� to 
wyobra�enie, tak wyraziste przecie� - do��, �e Johnny zna� wygl�d 
G�upo�apa r�wnie dok�adnie jak twarze mieszka�c�w Martinsville. 
Czasami, chc�c si� upewni�, troch� boja�liwie pyta� kogo� doros�ego, 
czy G�upo�ap wygl�da w�a�nie tak. Doro�li oczywi�cie wybuchali 
�miechem i odpowiadali twierdz�co. A potem Johnny budzi� si� po 
nocach w m�ynie, w swoim pokoiku na poddaszu: nads�uchiwa�, czy 
na drodze nie rozlegaj� si� kroki G�upo�apa, i zastanawia� si�, kiedy 
po niego przyjdzie. By� jednak ch�opcem na tyle dzielnym, �e nie 
opowiada� o tym nikomu. 
Ale w ko�cu nie m�g� ju� d�u�ej wytrzyma�. Zbroi� co� w m�ynie - 
m�ynarz potrzebowa� w�a�nie m�ki gruboziarnistej, a Johnny przez 
pomy�k� nastawi� kamienia na drobny przemia� - ot, roztrzepany jak 
to ch�opak. Dosta� za to dwukrotnie baty, najpierw od m�ynarza, a 
potem od m�ynarzowej, a na zako�czenie ojczym powiedzia� mu tak: 
- No, Johnny, teraz G�upo�ap przyjdzie po ciebie lada dzie�. Jeszcze 
nigdy nie widzia�em r�wnie g�upiego ch�opca. 
Johnny spojrza� pytaj�co na m�ynarzow�, �eby zobaczy�, czy ona 
tak�e w to wierzy, ale pokiwa�a tylko powa�nie g�ow�. Wieczorem 
po�o�y� si� do ��ka, lecz nie m�g� zasn��, gdy� za ka�dym razem, 
gdy szele�ci�y ga��zie albo skrzypia�o m�y�skie ko�o, pewien by�, �e 
nadchodzi G�upo�ap. A wczesnym rankiem, zanim doro�li wstali, 
zawin�� swoje rzeczy w kolorow� chust� i uciek�. 
Tak naprawd� to si� nie spodziewa�, �e umknie przed swoim 
prze�ladowc� - wiedzia�, �e nie ma przed nim ucieczki. Ale mia� 
nadziej�, �e G�upo�ap, zanim go schwyta, przynajmniej troch� si� 
zm�czy. Kiedy ruszy� go�ci�cem, pierwszy raz od pewnego czasu 
nieco si� uspokoi�, bo by� w�a�nie jasny, wiosenny poranek. Nabra� 
otuchy i �eby pokaza�, �e ci�gle �yje i jest tym samym Johnnym Pye, 
smyrgn�� kamieniem w ogromn�, ��tozielon� �ab�. 
By� dopiero o trzy czy cztery mile od Martinsville, gdy us�ysza� za 
plecami turkot jad�cej drog� dwuk�ki. Nie przestraszy� si�, gdy� 
wiedzia�, ze G�upo�ap nie potrzebuje zaprz�g�w, aby go do�cign��, 
ale zszed� na pobocze, chc�c przepu�ci� pojazd. Dwuk�ka jednak, 
zamiast go min��, zatrzyma�a si� i wyjrza� z niej m�czyzna o 
czarnych bokobrodach i w wysokim cylindrze na g�owie. 
- Jak si� masz, ma�y ? - zapyta�. - Czy dojad� t�dy do East Liberty ? 
- Nazywam si� John Pye i sko�czy�em jedena�cie lat - grzecznie, ale 
stanowczo odpowiedzia� Johnny. - Na najbli�szym rozwidleniu musie 
pan skr�ci� w lewo. M�wi�, �e East Liberty to �adne miasteczko, ale 
sam nigdy tam nie by�em - westchn�� cicho, poniewa� pomy�la�, �e 
warto by zobaczy� troch� �wiata, zanim G�upo�ap go do�cignie. 
- Hm - mrukn�� m�czyzna - te� jeste� tu obcy, co ? Widz�, �e bystry 
z ciebie ch�opak, ale co robisz tak rano na go�ci�cu ? 
- Och, uciekam przed G�upo�apem - szczerze odpowiedzia� Johnny. - 
M�ynarz m�wi, �e jestem g�upi, jego �ona to samo, i prawie wszyscy 
w Martinsville uwa�aj� mnie za g�upca, opr�cz ma�ej Susie Marsh. 
M�ynarz powiedzia�, �e G�upo�ap ju� mnie �ciga, wi�c pomy�la�em 
sobie, �e uciekn�, nim przyjdzie. 
Siedz�cy w dwuk�ce cz�owiek o czarnych bokobrodach krztusi� si� 
przez chwil� ze �miechu. Odzyskawszy oddech, powiedzia�: 
- No to wskakuj, ma�y. Niech m�ynarz m�wi, co chce, a ja my�l�, �e 
bystry z ciebie ch�opak, skoro potrafisz ucieka� przed G�upo�apem tak 
zupe�nie sam. Nie podzielam ma�omiasteczkowych uprzedze� i akurat 
potrzebuje bystrego ch�opca, mo�emy wiec jecha� razem. 
- A czy z panem b�d� bezpieczny przed G�upo�apem ? - spyta� 
Johnny. - Bo je�li nie, to nic z tego. 
- Bezpieczny ? - m�czyzna o czarnych bokobrodach zn�w zacz�� si� 
krztusi� ze �miechu. - O, jak u Pana Boga za piecem. Widzisz, jestem 
doktorem i lecz� ludzi zio�ami - niekt�rzy s�dz� nawet, �e G�upo�ap i 
ja pracujemy w tej samej bran�y. Naucz� ci� fachu, kt�ry jest sto razy 
lepszy od m�ynarstwa. Wskakuj, ma�y. 
- Pa�ska propozycja brzmi rozs�dnie, ale ja si� nazywam Johnny Pye 
- odrzek� Johnny i wskoczy� do dwuk�ki. Pojechali turkocz�c w 
stron� East Liberty. Doktor bez przerwy gaw�dzi� i �artowa�, a Johnny 
szybko doszed� do wniosku, �e nie spotka� dot�d milszego cz�owieka. 
Jakie� p� mili przed East Liberty doktor zatrzyma� dwuk�k� przy 
�r�dle. 
- Po co tu stan�li�my ? - zapyta� Johnny. 
- Zaraz zobaczysz - doktor mrugn�� znacz�co. Z baga�nika powozu 
wyj�� kuferek z w�osianki pe�en pustych butelek, po czym kaza� 
Johnny'emu nape�ni� je �r�dlan� wod� i przyklei� do nich etykietki. 
Nast�pnie do ka�dej z butelek wsypa� szczypt� r�owego proszku, 
wstrz�sn��, zakorkowa� i schowa� z powrotem do baga�nika. 
- Co to jest ? - zainteresowa� si� Johnny. 
- "Niezr�wnane uniwersalne remedium s�ynnego doktora Waldo - 
zielarz odczytywa� na g�os etykietk� - z�o�one z prawdziwego 
w�owego sad�a oraz sekretnych india�skich zi�. Leczy reumatyzm, 
stany zamroczenia, migren�, malari�, pi�� rodzaj�w konwulsji oraz 
mroczki przed oczami Usuwa plamy z t�uszcze oliwy, nadaje si� do 
czyszczenia no�y oraz do polerowania sreber i mosi�dzu. Gor�co 
zalecane jako og�lny �rodek tonizuj�cy i czyszcz�cy krew. Ma�a 
butelka, jeden dolar - opakowanie rodzinne, dwa i p� dolara". 
- Nie wierz�, �e w tym jest w�owe sad�o i sekretnie india�skie zio�a 
- stwierdzi� Johnny, nieco zdezorientowany 
- To dlatego, �e nie jeste� g�upi - zielarz mrugn�� ponownie. - 
G�upo�ap te� by w to nie uwierzy�. A jednak wi�kszo�� ludzi wierzy. 
Johnny przekona� si� o tym na w�asne oczy jeszcze tego samego 
wieczoru. W East Liberty zielarz otworzy� sw�j kramik, robi�c to w 
wielkim stylu. Do bok�w dwuk�ki przymocowa� dwie p�on�ce 
pochodnie, spi�� krawat szpilk� z brylantem, a potem pokazywa� 
sztuczki karciane i opowiada� �mieszne historie, a� t�um gapi� si� na 
niego z wyba�uszonymi oczami. Johnny'emu pozwoli� brzd�ka� na 
tamburynie. W ko�cu zacz�� opowiada� o uniwersalnym remedium 
doktora Waldo i z pomoc� Johnny'ego sprzeda� wszystkie butelki 
niczym �wie�e bu�eczki. Johnny pomaga� mu potem liczy� wp�ywy: 
zebrali prawdziw� fortun�. 
- No, no - powiedzia� Johnny - nigdy nie wiedzia�em �atwiej 
zarobionych pieni�dzy. Ma pan doskona�y fach, panie doktorze. 
- Wszystko opiera si� na sprycie i pomys�owo�ci - zielarz poklepa� 
Johnny'ego po ramieniu. - G�upcy siedz� w jednym miejscu i robi� 
ci�gle to samo, a zr�czny handlowiec nigdy nie wpadnie w r�ce 
G�upo�apa. 
- C�, prawdziwe szcz�cie, �e pana spotka�em - stwierdzi� Johnny. - 
Je�li wszystko opiera si� na pomys�owo�ci, to naucz� si� pa�skiego 
fachu, cho�bym p�k�. 
Podr�owa� z doktorem do�� d�ugo, a� w ko�cu umia� 
przygotowywa� remedium i robi� sztuczki z kartami prawie tak 
dobrze jak sam mistrz. Johnny podziwia� doktora, zielarz za� lubi� 
ch�opca za pos�usze�stwo Ale pewnego razu przybyli do miasteczka, 
gdzie wszystko potoczy�o si� inaczej ni� zwykle. T�um zgromadzi� 
si�, i owszem, doktor pokazywa� swoje sztuczki, ale Johnny przez 
ca�y czas widzia� jak niepozorny cz�owieczek o szczurzej twarzy 
kr��y w�r�d ludzi i szepce im co� do ucha. A� wreszcie w samym 
�rodku monologu doktora cz�owiek o szczurzej twarzy krzykn��: "To 
ten sam ! Te bokobrody pozna�bym wsz�dzie !" - a wtedy t�um 
zarycza� g�ucho i zacz�� wyrywa� sztachety z najbli�szego ogrodzenia. 
C�, po chwili wleczono ich obu za miasto na wyrwanym z ziemi 
p�ocie, a d�ubie po�y surduta doktora trzepota�y przy ka�dym 
wstrz�sie. 
Napastnicy nie zn�cali si� szczeg�lnie nad Johnnym - by� przecie� 
tylko dzieckiem. Ale ostrzegli ich obu, aby nigdy wi�cej nie 
pokazywali si� w mie�cie, a potem wrzucili doktora w k�p� ost�w i 
poszli sobie. 
- Auuu ! - j�cza� zielarz. - uch ! - A Joh...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin