Rozdział 3.docx

(19 KB) Pobierz

Rozdział 3

Cienie w mroku

 

Odgłos piszczących opon i głośnego, wysokiego krzyku wwiercał się w mój umysł i ze strachem się obudziłam.

-Bella! Nie ruszaj się, spokojnie – usłyszałam znany głos, blisko mojego ucha.

Ciągle jeszcze pod wpływem różnych obrazów i dźwięków w głowie, rozejrzałam się. Byłam pewna, że to nie mój pokój. Białe, sterylne ściany, pojedyncze łóżko, mały telewizor na ścianie. Umywalka w pokoju… O Boże, byłam w szpitalu. Jak się tu dostałam?

-Bella? Dobrze się czujesz? – znowu ten sam zaufany głos.

Rozejrzałam się i w końcu dojrzałam niewyraźną postać obok mnie, sięgnęłam ręką mojego czoła, było mokre od potu i słyszałam szybkie bicie serce, odbijające się w uszach.

-Tak, Czuję się dobrze… - mój głos brzmiał chropowato i cicho.

-Bello, popatrz na mnie.

Zrobiłam jak mi kazano i mrugnęłam kilka razy, aż mogłam rozpoznać wyraźniejsze kontury, spojrzałam w te same brązowe oczy, co moje i rzuciłam się ojcu na szyję… i szybko się znowu uwolniłam.

-Cześć, tato.

-Ostrożnie, Bella, nie możesz się tak gwałtownie poruszać. Twoja głowa.

-Co się stało? – próbowałam sobie przypomnieć, jak się tu znalazłam, ale widziałam tylko ciemność.

-Miałaś wypadek, kochanie. Gdy już wracałaś z Jacksonville.

-Wypadek?

-Tak, samochodem… byłaś kawałek przed Forks…

Zmarszczyłam czoło, to nie był dobry pomysł. Głowa zaczęła mnie boleć, więc przyłożyłam znowu rękę do czoła, z nadzieją, że odepchnę ból.

-Mhmm… nic ni pamiętam…

Charlie wyglądał na zmartwionego.

-Dr. Grenady mówił, że to możliwe, że przez kilka dni nie będziesz pamiętać o wypadku.

-Moja głowa dosyć oberwała, prawda?

-Dosyć… uderzyłaś samochodem w drzewo…

-Auć… mam nadzieję, że wspomnienia nie wrócą – uśmiechnęłam się – kiedy mogę wrócić do domu?

-Jeszcze dzisiaj, dr Grenady podpisuje właśnie dokumenty.

-Serio? A tak w ogóle to jaki dziś dzień i która godzina? – straciłam całkowicie poczucie czasu.

-Jest poniedziałek popołudniu. Ok. 4. W zeszłym tygodniu wróciłaś z Jacksonville.

-W zeszłym tygodniu?

-Tak, nie  budziłaś się przez tydzień, baliśmy się już o ciebie. Dr Grenady nas jednak uspokoił i był pewny, że to przez szok i lekki wstrząs mózgu tak długo śpisz… przedwczoraj obudziłaś się pierwszy raz…

Zatkało mnie. Byłam przez tydzień nieprzytomna… i nawet nie pamiętałam dni, w których nie spałam. W tym samym momencie do pokoju wszedł wspomniany już doktor i ucieszył się, że znowu nie śpię.

-Witaj, Bello. Jak się masz?

-Na razie dobrze, nie miałam pojęcia, że tak długo leżałam nieprzytomna…

-To nie jest takie straszne, zdaza się. Pamiętasz wypadek?

-Nie, wszystko jest ciemne.

-W porządku. Wspomnienia pewnie wrócą w następnych dniach. Masz- jak pewnie powiedział ci już ojciec- lekki wstrząs mózgu. Żadnych powodów do zmartwień. Możesz już jutro iść do szkoły, co też bym radził, żeby pomóc trochę pamięci – uśmiechnął się.

-Jasne, żaden problem… - przewróciłam oczami. Tak jakby to był powód, bym chciała iść do szkoły.

Zaśmiał się i mówił coś jeszcze do taty, który uważnie słuchał i czasem potakiwał. Nie rozumiałam o czym rozmawiają. Ostrożnie wstałam i musiałam przytrzymać się stolika by nie stracić równowagi. Dopiero teraz zauważyłam, że na stoliku było pełno białych róż- moje ulubione kwiaty… ciekawe od kogo były?

Godzinę później byłam już z Charliem w domu i stawiał moją torbę w pokoju. Siedziałam w kuchni i czekałam na niego, kazał mi się nie ruszać, dopóki nie wróci.

-Co byś chciała zjeść? – spytał, przekraczając próg kuchni.

-Tato, mogę to spokojnie sama zrobić. Czuję się dobrze.

-Żadnego sprzeciwu… dam sobie radę. Zażycz sobie coś łatwego…

Musiałam się uśmiechnąć, ojciec nie był zbyt dobrym kucharzem i nie chciałam znowu wylądować w szpitalu. Spróbowałam być miła.

-Tato, co myślisz o pizzy? Zamówmy po prostu pizzę i nikt nie będzie się niepotrzebnie stresował. Ten tydzień na pewno był już wystarczająco męczący dla ciebie.

Wydawał się namyślać i w końcu przytaknął.

-Chyba masz rację.

Zamówił pizzę, a ja poszłam do pokoju, by przebrać się w wygodniejsze rzeczy. Spojrzałam w lustro, moja głowa i twarz rzeczywiście co nieco oberwały. Z tyłu głowy miałam guza, a moje lewe oko było lekko niebieskie i opuchnięte. Wyglądałam świetnie…

Czekałam z Charliem w  salonie na dostawcę, co trwało tylko kilka minut. Charcie poszedł do drzwi, a ja do telefonu, który zadzwonił z tym samym momencie.

-Halo?

-Bella? – odezwał się nienaturalnie melodyjny głos.

-Kto mówi?

-To ja Alice… tak mi przykro.

-Alice… Przepraszam, ale chyba pomyliła pani numer!

-Ale Bello, to ja Alice Cullen…

-Przykro mi, ale nie znam  pani.

Usłyszałam jeszcze tylko kliknięcie na linii i rozmowa została zakończona. Charlie zobaczył, że odkładam słuchawkę.

-Kto to był? – spytał.

-Jakaś kobieta, Alice Cullen. Jeszcze nigdy o takiej nie słyszałam.

Pizza wypadła mu z rąk i karton spadł na podłogę.

-Tato! Co się stało? – podniosłam pizzę i podzieliłam na dwa talerze. Charlie usiadł i ukrył twarz w dłoniach.

-Powiesz mi co to teraz było? – spytałam zdezorientowana i usiadłam przy nim.

-Dlatego taka jesteś. Dlatego czujesz się dobrze…

-Jaka jestem?

-Taka normalna… beztroska.

-Nie powinnam taka być?

-Nie… chociaż byłoby świetnie, gdybyś była…

-Tato, nie rozumiem ani słowa…

-Ja też nie, Bello. Ja też nie… pozwól mi zatelefonować.

Bez żadnego słowa wróciłam do salonu. Jeszcze nigdy Charliego takim nie widziałam i bałam się. Najwyraźniej nie byłam taka, jak sprzed wypadku, a to oznaczało, że coś się musiało stać, o czym nie pamiętałam. Coś co mnie zmieniło…

Siedziałam na sofie i słyszałam jak Charlie szeptem rozmawia przez telefon. Nic nie rozumiałam.

Moje wspomnienia były wyblakłe, próbowałam przypomnieć sobie wypadek. Nic. Co się stało w Jacksonville, dlaczego tam byłam? Nie mam pojęcia.

Jedyne czego byłam świadoma to przyjazd do Forks i mój pierwszy dzień w tutejszej szkole. W moim wspomnieniu było mnóstwo obcych twarzy, wiedziałam, że powinnam ich znać, ale nie mogłam połączyć z nimi imion ani stosunków jakie mnie z nimi łączyły.

Nic tam nie było. Moja pamięć wydawała się jakby wykasowana, cały rok zniknął w zapomnieniu.

-Bella? – Charlie wyrwał mnie z rozmyślań – Dr Grenady zaraz przyjedzie zobaczyć się z tobą…

-Tato, jest aż tak źle, że musiałeś wzywać lekarza?

-Jest o wiele gorzej, kochanie… - a ja widziałam strach i żal w jego oczach.

Co się stało?

Kilka minut później dr Grenady siedział naprzeciwko mnie i się uśmiechał.

-Bardzo cię boli, Bello? Jest ci niedobrze albo masz zawroty? – pytał.

-Nie, tylko taki nieprzyjemny ucisk, ale żadnych bólów, ani nic z tych rzeczy.

-To dobrze. Jednak nie podoba mi się, co powiedział mi twój ojciec.

-Czyli rozumiem, że pan też o tym wie. Ta sprawa, o której powinnam pamiętać? – uśmiechnął się przepraszająco:

-Tak, też o tym wiem. Opowiedz mi, o czym pamiętasz jako ostatnie.

-Też już właśnie o tym myślałam… - i opowiedziałam mu wszystko, co mi już wpadło do głowy, a jego twarz robiła się z minuty na minutę bardziej zmartwiona, Charlie natomiast musiał usiąść.

-To długi okres czasu, jaki zniknął… nie jest dobrze. Ale też nie możemy w tej chwili nic zrobić jak mieć nadzieję, że wspomnienia w następnych dniach wrócą.

-A co, jeśli tak się nie stanie? – spytał Charlie drżącym głosem. Jego widok łamał mi serce, ale jeszcze gorsze było to, że nie wiedziałam dlaczego tak bardzo się tym przejmuje. W końcu zazwyczaj Charlie nie był taki uczuciowy… O tym pamiętałam, bo nigdy taki nie był.

-Jeśli tak się nie stanie, będziemy musieli zrobić wszystko, żeby ją zmusić by sobie przypomniała! – powiedział doktor znacząco.

-Wszystko? – spytał Charlie nagle przestraszony.

-Tak, Charlie. Wszystko. Chyba, że chcesz by się nigdy nie dowiedziała?

-Nie… - znowu ukrył twarz w dłoniach – Ona ma przecież tylko pamiętać.

-Przestańcie! – krzyknęłam nagle i wstałam – Przestańcie mówić tak znacząco. Nic nie pamiętam. Nie mam pojęcia o czym mówicie i łamie mi serce widzieć Charliego w takim stanie!

-Przepraszam kochanie. Uspokój się, proszę. Wszystko się ułoży.

Usiadłam znowu i głęboko odetchnęłam, 21… 22… 23.

-Mogę iść naprawdę jutro do szkoły? – spytałam doktora z napięciem w głosie.

-Jak najbardziej. Może tam sobie przypomnisz!

-Dobrze. Charlie możesz mnie jutro zawieźć?

-Oczywiście, kochanie.

-Pójdę się teraz położyć. Boli mnie głowa i to nie z powodu wstrząsu mózgu. Dobranoc, doktorze. Dobranoc, tato – poszłam, nie czekając na odpowiedź, do swojego pokoju, rozebrałam się i zagrzebałam pod kołdrą. Łzy leciały mi po policzkach i czułam tylko wewnętrzną pustkę. Już wiedziałam, co ludzie w telewizji mieli na myśli, gdy po wypadku o niczym nie pamiętali. Gdy wszyscy wokół więcej wiedzieli od nich samych. Czuło się pustkę, bezradność i czułam się też pozostawiona sama ze swoim życiem…

Charlie obudził mnie następnego ranka o 7. Nie był do tego przyzwyczajony, bo jaka 18- latka lubiła być budzona przez ojca?

Poszłam do łazienki i pod szybko prysznic, jednak gorąca woda nie zrobiła dziś nic by mnie odprężyć. Czułam napięcie na całym ciele, nie wiedziałam co mnie dzisiaj czeka. Przypomnę sobie w szkole?

Ubrałam się i zjadłam śniadanie, nawet tego nie zauważając. Potem siedziałam już w radiowozie Charliego i zawiózł mnie do szkoły. Cały ranek nic nie powiedział i teraz też się nie odzywał.

-Tato? Nie możesz mi tego po prostu powiedzieć? – byłam zrozpaczona.

-Nie Bella… Nie mogę i nie proś mnie o to… Bo tak naprawdę chciałbym byś o tym nie wiedziała, nawet jeśli mówię sobie w tej samej chwili, że byłoby strasznie, gdyby zabrano ci rok życia w taki sposób… Obiecaj, że sobie przypomnisz…

-Jak mogę ci to obiecać…

Znowu zamilkliśmy i wysiadłam pod szkołą bez słowa.

Przy wjeździe na parking- gdzie Charlie mnie wysadził- czekała jakaś dziewczyna i zaczęła mi machać. Z wahaniem podeszłam do niej i gdy stanęłam przed nią i spojrzałam w jej ciepłe, brązowe oczy, przypomniałam sobie jej imię- miałam nadzieję, że było jej.

-Angela? – spytałam powoli i oblałam się rumieńcem. To było straszne.

-Tak Bella. Nie przejmuj się, Charlie do mnie zadzwonił, wiem o wszystkim. Jestem przy tobie i zwrócimy ci twoje wspomnienia.

Czułam się- mimo, że nie wiedziałam co mnie z nią łączyło- natychmiast błogo i bezpiecznie.

-To okropne… strasznie mi przykro, nie mam pojęcia kim jesteś? Poza twoim imieniem nic nie pamiętam.

-Nic nie szkodzi. Przyjaźniłyśmy się, przynajmniej w ostatnim czasie nasza przyjaźń bardzo się wzmocniła. I to wystarczy chyba na początek, prawda? – uśmiechnęła się i wzięła mnie za rękę – a teraz zobaczymy, co jeszcze pamiętasz.

Poszłyśmy do budynku nr 3, miałam biologię, to wiedziałam.

Przed klasą czekała grupka młodzieży i gdy szłyśmy korytarzem, wszyscy odwrócili się w naszą stronę.

-Wiedzą o wszystkim… tak będzie lepiej.

Stanęłyśmy przy nich i rozejrzałam się, ale tylko kilka imion umiałam przypisać do twarzy.  był tam chłopak, o którym wiedziałam, że nazywa się Mike i kolejny o imieniu Tyler. Wszystko inne to były tylko puste twarze… Z każdą sekundą czułam się gorzej.

Wszyscy zaczęli wchodzić do klasy i Angela uśmiechnęła się do mnie, wiedziała, że chcę to zrobić sama. Sama wejść do klasy z nadzieją, że wspomnienia zwalą mnie z nóg.

Weszłam do klasy, wiedziałam przynajmniej gdzie siedzę, to był dobry znak. Podeszłam do stolika, miejsce obok było puste. Ktoś tam siedział, o tym pamiętałam, obrazy pierwszego dnia przeleciały mi przed oczami jak cienie w mroku.

Siedział tu jakiś chłopak, ale nie umiałam zbyt wiele rozpoznać. Potem stało się to wyraźniejsze. Miał skórę białą jak śnieg i czarne oczy, okrążone ciemnymi cieniami, które wwiercały się we mnie. Był niewiarygodnie piękny i wspomnienie odebrało mi prawie oddech… Potem wspomnienie zniknęło i zmieniło się znowu w przelatujący cień. Kim był ten chłopak?

Prawie nie zwracałam uwagi na lekcję, bo te czarne, niezgłębione oczy przedzierały się do mojej świadomości. Czułam, że ten chłopak coś znaczył, ale im bardziej o tym myślałam, tym dalej odpowiedź mi umykała.

Po lekcji zagadnęłam o to Angelę i czułam się jak małe dziecko, któremu trzeba objaśniać świat.

-Kto siedział obok mnie na biologii?

-Pamiętasz go?

-Nie, wiem tylko, że ktoś tam siedział. Skóra biała jak śnieg i oczy czarne jak smoła… jakoś tak fascynujące!

-Tak, nawet bardzo. To jest, a właściwie był Edward Cullen, Bello. On…

-Poczekaj! Cullen?

Przez chwilę patrzyła na mnie badawczo. Wyczytałam z jej oczu, że pyta co się dzieje ze mną w środku, czy sobie przypominam.

-Tak, Cullen, dlaczego? Co sobie przypomniałaś?

-Nic… - przyznałam nadąsana – wczoraj wieczorem zadzwoniła do nas jakaś Alice Cullen…

Angela stanęła nagle jak wryta:

-Serio? To jego siostra… Czego chciała? – mówiła bardziej do siebie, niż do mnie.

-Nie mam pojęcia, rozłączyła się, gdy jej powiedziałam, że chyba pomyliła numer… Chodziła tu też do szkoły? – Angela przytaknęła:

-Tak, Cullenowie byli tutaj znani. Przynajmniej tak pobieżnie. Potem się wyprowadzili… Chodź, musimy iść na matmę, bo się spóźnimy.

Pociągnęła mnie za sobą i nie mówiła już na ten temat cały dzień. Ukrywała coś przede mnę, czułam to, ale znowu cienie zamgliły moje wspomnienia.

Po zajęciach staliśmy pod dachem przed stołówką. Angela, Mike, Tyler, jeszcze jeden chłopak i dziewczyna obserwowali każdą moją reakcję i ruch. Dowiedziałam się, że chłopak nazywa się Eric, a dziewczyna Jessica. Moje wspomnienie pokazało mi, że wszyscy się przyjaźniliśmy i łatwiej mi się przez to z nimi rozmawiało.

Podczas gdy tam staliśmy i rozmawialiśmy beztrosko o Bogu i świecie- i najbardziej o moim wstrząsie mózgu- czułam się obserwowana.

Po jakimś czasie, gdy spojrzenia praktycznie paliły mnie w plecy, odwróciłam się. Daleko, w cieniu drzew, stał ktoś i nas obserwował, nie… obserwował mnie!

Odwróciłam się z powrotem do moich nowych, starych przyjaciół i nadal czułam ten ogień na plecach, to było nie do zniesienia. Jeszcze raz się odwróciłam, ale wtedy postać zniknęła.

Do domu musiałam iść pieszo, bo Charlie miał dużo pracy a furgonetka była u mechanika. Opowiadał mi, że właściwie nic wielkiego jej się nie stało. Zresztą jak? Przetrwała by pewnie nawet zderzenie z czołgiem!

Ukryłam się więc pod kapturem i poszłam do domu. Rozmyślałam o reakcji Angeli, na wiadomość o telefonie. Było coś, o czym mi nie mówiła i cokolwiek to było, stanowiło klucz do moich wspomnień.

Nie rozumiałam tego. Była moją przyjaciółką i chciała mi pomóc wszystko sobie przypomnieć. Tak przynajmniej powiedziała. Dlaczego więc wydawało mi się, że coś ukrywa? Była ta sprawa aż tak straszna, że bała się mojej reakcji? Lub jej myśli były kluczem do moich wspomnień i miałam się pod ich ciężarem załamać?

Co się takiego stało i dlaczego miałam ten głupi wypadek, który wymazał mi z pamięci rok życia?

Gdy doszłam do domu byłam wściekła, wściekła na siebie, bo z pewnością byłam winna wypadkowi… Gdzie było to wspomnienie?

Pokonując ostatni kawałek do drzwi zauważyłam jakiegoś chłopaka, siedzącego na stopniach werandy, a gdy podeszłam bliżej rozpoznałam go nawet. Chociaż mgliście…

-Jacob?

-Cześć Bella.

-Cześć. Co tu robisz?

-Odwiedzam cię. Jak tam głowa?

-Wszystko nadal ciemne… Charlie opowiedział o tym chyba wszystkim, co?

-Tylko byśmy mieli to na względzie.

-Aha… wejdziesz? – zdążyłam już otworzyć drzwi.

-Nie, chciałem ci tylko przywieźć samochód. Działa bez zastrzeżeń.

-Czemu miałeś moje auto?

-Naprawiałem je. Było tylko kilka zadrapań – uśmiechnął się szeroko i odwdzięczyłam się tym samym.

-Dzięki, Jacob.

-Nie ma sprawy. Mój mały warsztat jest zawsze otwarty – mrugnął i zniknął w kierunku La Push.

Weszłam do domu i ubrałam suche rzeczy, potem zrobiłam sobie mały posiłek i usiadłam nad zadaniami w salonie.

Nie miałam ochoty siedzieć u siebie w pokoju sama, nawet jeśli tu też nie miałam towarzystwa. Tu czułam się lepiej.

Modliłam się ciągle, bym wkrótce odzyskała wspomnienia. To uczucie było naprawdę okropne. Wstałam by zanieść talerz do kuchni i go umyć. Gdy chciałam już wrócić do salonu, nieświadomie spojrzałam w okno. Po przeciwnej stronie drogi stał samochód z włączonym silnikiem. Srebrne Volvo…

Jak przy uderzeniu wspomnienia o wypadku mnie zalały…

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin