roz 5.rtf

(13 KB) Pobierz

5

 

ęęłęóBella
Gapiłam się sie jak głupia na telefon próbując zrozumieć, co Edward właśnie do mnie powiedział. Jego słowa powoli do mnie docierały. O co mu chodziło? Zanim naprawdę zaczęłam sie zastanawiać nad tym, co się stało, moja komórka zaczęła dzwonić. Nie patrząc na wyświetlacz nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo? - Naprawdę nie wiedziałam, kto to może być. Jedynymi osobami, z którymi rozmawiałam przez komórkę byli Cullenowie. A po tym, co wydarzyło się dzisiaj, nie sądziłam, że usłyszę jeszcze jego głos. Chyba, że… Miałam nadzieję, że to on. Wiedziałam, że rozmowa z nim pomogłaby mi zrozumieć, o co chodzi.
- Eee… Bella? - Powiedział nieznany mi głos.
- Tak, to ja - odpowiedziałam, choć nie miałam ochoty rozmawiać. W każdym razie na pewno nie z kimś innym niż z Edwardem.
- Cześć Bella, tu Jacob.
Nagle zapomniałam jak się mówi. Wszystkie moje problem wyparowały. Już nie było mi tak smutno, że to nie Edward. W końcu dzwonił do mnie mój ideał. Skąd miał mój numer? Czy mu go dałam? Zresztą teraz nie było to ważne. Jedyne, co się liczyło, to fakt, że mogę z nim porozmawiać.
- Bella? Jesteś tam jeszcze?
- Taak… - Pięknie! Była to sytuacja, która w mojej głowie zdarzyła się wiele razy, a teraz jedyne, co potrafiłam powiedzieć to głupie “tak”.
- Hej!
- Cześć!
- Właśnie się zastanawiałem, co porabiasz w piątek wieczór?
- W sumie to jeszcze o tym nie myślałam… - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie mogłam uwierzyć, że rozmawiam z nim tak swobodnie. Tłumaczyłam to sobie tym, że go nie widzę - przynajmniej jego wygląd mnie nie rozpraszał.
- Super! Musisz przyjść zobaczyć jak gram - powiedział z wyraźnym zadowoleniem.
- Grasz?
- Ej, Bella, gram w football, pamiętasz? - Mogłam niemal usłyszeć jak mruży oczy ze zdziwienia. - Po meczu wybieram się z paroma kumplami na imprezę. Mam nadzieję, że pójdziesz ze mną…
Po raz drugi tego wieczora zapomniałam jak się mówi. Nie można mnie nazwać fanką sportów, ale z drugiej strony możliwość spędzenia wieczoru w towarzystwie Jacoba… Tak, zdecydowanie podobała mi się ta perspektywa.
- Oczywiście nie musisz ze mną iść, jeśli nie masz ochoty. - Z moich rozmyślań wyrwał mnie Jacob. - Myślałem, że będzie miło…
- Nie, nie, Jacobie! Brzmi to naprawdę fajnie. Kiedy zaczyna się mecz? - Ze szczęścia miałam ochotę klaskać i tańczyć. Umówiłam się na prawie-randkę z Jacobem Blackiem! Gwiazdą piłki nożnej i jednym z najprzystojniejszych facetów w szkole!
- Naprawdę będziesz? Super! Mecz zaczyna sie o siódmej. Dziękuję ci bardzo! Bałem się, że będę jedynym chłopakiem bez dziewczyny. Naprawdę ratujesz mi życie!
Hej! Chwilkę! Dziewczyna?[/]
- Tak, naprawdę super - zgodziłam się.
- Widzimy się jutro w szkole?
- Jasne - przytaknęłam.
- Świetnie. Pogadamy później, Bells!
- Pa…
Jego głos dalej brzęczał mi w uszach. Coś podpowiadało mi, że to nie koniec niespodzianek w tym tygodniu.

.....................

Nie mogłam zasnąć przez dwóch facetów, którzy cały czas kłębili mi się w głowie. Jednym z nich był Edward. Naprawdę nie wiedziałam, co zrobiłam nie tak. Starałam się przypomnieć sobie każde słowo z naszych dzisiejszych rozmów. Nic z tego nie rozumiałam. Wiedziałam tylko tyle, że Edward był na mnie zły. Bałam się o naszą przyjaźń - nie chciałam, by tak się zakończyła. Drugim mężczyzną był Jacob. Co zamierzam z tym zrobić? Czy naprawdę chciałam być jego dziewczyną? Jak dla mnie było zbyt wiele pytań bez odpowiedzi. Jedyna rzeczą, która mnie pocieszała, to fakt, że spotkam jutro swoich przyjaciół. Miałam nadzieję, że pomogą mi zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło.
Obudziłam się jak zwykle wcześniej niż musiałam. Widziałam, że Charlie jest już w pracy, a Emmett dalej smacznie śpi. Po ubraniu się, poczłapałam do jego sypialni by obudzić brata. Gdy udało mi się wreszcie zwlec go z łóżka, poszłam do kuchni przygotować śniadanie. W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Moje zdumienie było nie do opisania, gdy zobaczyłam Edwarda uśmiechającego się delikatnie do mnie.
- Witaj, Bello - Edward wszedł i usiadł przy kuchennym stole. Nagle przestało mi się chcieć już jeść.
- Edward? Co ty tu robisz? Miałeś jechać dziś z Alice - nie mogąc ukryć ulgi i zadowolenia z mojej twarzy nie znikał uśmiech. Miałam nadzieję, że czarne chmury całkowicie zniknęły, że będzie tak jak dawniej.
- Miałem. Ale nie miałem serca do złamania naszej rutyny, Bello. Jeżdżenie z tobą jest zbyt przyjemne, bym mógł z tego zrezygnować - powiedział, bacznie mi się przyglądając.
Czułam, jakby to był zupełnie inny Edward niż wczoraj. Był o wiele radośniejszy i milszy. To był właśnie [i]mój Edward.
- Super! Wiec podejrzewam, że chcesz dzisiaj prowadzić – powiedziałam.
- I jutro też - zgodził się ze mną.
- Nawet nie masz o tym co marzyć! - Starałam się mieć jak najbardziej poważny głos.
- Niech ci będzie. Ale masz dług do spłacenia.
- Mniejsza z tym. Daj mi dziesięć minut i możemy lecieć.
Uśmiechnęłam się do niego i popędziłam na górę. Szybko umyłam zęby i wrzuciłam książki do torby. Schodząc postanowiłam zapytać się Edwarda, o co chodziło mu wczoraj. Miałam nadzieję, że nie było to spowodowane Jacobem. Chciałam mieć ich dwóch obok siebie - nie wyobrażałam sobie życia bez przyjaźni z Edwardem i istnienia bez Jacoba… Po prostu ich potrzebowałam.
W drodze do szkoły jak zwykle słuchaliśmy muzyki. Ja, bawiąc się pokrętłem, co chwile ściszałam radio, by móc posłuchać pięknego głosu Edwarda.
- Coś nie tak, Bello?- Zapytał mnie z ciekawością.
- Nie, wszystko ok. Ale zastanawiałam się, czy jeśli zadam ci pytanie, to otrzymam szczerą odpowiedź?
- No dalej, Bello. Jesteśmy przecież przyjaciółmi - powiedział z grymasem. - Dlaczego miałbym cię okłamywać?
- Bo wiem, że będziesz się wymigiwał na wszystkie możliwe sposoby od odpowiedzi - powiedziałam krzyżując ręce. Wiedziałam, że jeżeli kiedykolwiek miał być czas na zadanie tego pytania, nadszedł on właśnie w tym momencie. - Edwardzie, czy zrobiłam cokolwiek źle i nie chcesz już być moim przyjacielem?
- Bello… - widziałam wahanie w jego oczach. - Dlaczego w ogóle tak pomyślałaś?
- Nie wiem. Tak jakoś po prostu pomyślałam…
- To przez wczorajszy dzień, prawda?
Edward zamknął oczy i wziął trzy głębokie wdechy.
- Przepraszam, zachowałem się jak idiota. Miałem problemy w domu. Ale już jest wszystko dobrze. Przepraszam, że cię zraniłem. Wybaczysz mi?
Nie mogłam uwierzyć, że prosi mnie o wybaczenie. Przecież to nie była jego wina! Czy on naprawdę zawsze brał wszystko na siebie? Do końca drogi żadne z nas się nie odezwało. W jego oczach malował się smutek. Gdy podjechaliśmy pod szkołę od razu przy samochodzie dostrzegłam Alice z Jasperem - oboje nienaturalnie szeroko się uśmiechali.
- Przygotuj się na najgorsze - mruknęłam do Edwarda, gdy ten parkował swoje Volvo przy aucie Rosalie. Zachichotał, ale brzmiało to straszliwie sztucznie. Czułam się dziwnie - Edward jeszcze nigdy nic przeze mną nie udawał.
- Cześć! - śpiewny głos Alice dotarł do mnie w momencie, gdy wysiadałam z auta. Pocałowała mnie w policzek i spojrzała znacząco na Edwarda, który tylko wywrócił oczami. Wiedziałam, że oboje myślą o czymś ważnym, ale nie miałam pojęcia, o co chodzi. Jedyne, czego się domyślałam to to, że miało to związek z Edwardem. A kto wie, czy i nie ze mną?
- Bella, jak się dziś czujesz? - Powiedziała do mnie Alice, jak gdyby jej niema rozmowa z Edwardem w ogóle nie miała miejsca albo gdybym ja nie była dość spostrzegawcza by ją dostrzec.
- Ja… Dobrze - Naprawdę z trudem mogłam opanować chęć spytania się, co to przed chwilą było.
- Super! Tak sobie właśnie myślałam…
O nie. Wiedziałam, co nadchodzi i doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie ma przede mną ratunku. Alice za bardzo kochała zakupy, by pozwolić mi się wywinąć od nich. Jednak miałam jeden argument, którego nawet ona nie była w stanie odeprzeć.
- Niestety, w piątek nie mogę, mam randkę.
Nagle poczułam jak wszyscy się na mnie gapią - zaczynając na Emmecie, a kończąc na Tylerze, który właśnie obok nas przechodził.
- Co? - Szepnęłam, trochę wystraszona tym nagłym zainteresowaniem moją osobą
Jednak nikt się nie poruszył. Nikt nic nie powiedział. Zaczęłam nawet wątpić czy jeszcze oddychają. Pomimo hałasu docierającego do nas od innych uczniów, cisza, jaka zapanowała była nie do zniesienia. Nagle Edward się poruszył i nic nie mówią odszedł.
- Co go ugryzło? - Starałam się, żeby zabrzmiało to jak żart, ale chyba coś mi nie wyszło. Istnieją takie momenty, w których lepiej nic nie mówić. Dopiero po chwili doszło do mnie, że jeden z takich momentów właśnie nadszedł. Teraz jedyne, co do mnie docierało to złowrogie spojrzenie Alice.
- Wiesz co, Bella? A zresztą zapomnij. Wiem, że miałam dać wam to załatwić po swojemu. Wiem, że dałam Edwardowi miesiąc. I postaram się dotrzymać słowa. Ale nie będę patrzyła z założonymi rekami na to, co robisz. Ja już tak nie umiem. I nie próbuj przepraszać - ja jakoś tego nie kupuję. Kiedy wreszcie obudzisz się i zobaczysz, co jest grane, daj mi znać - mówiąc to odwróciła się na pięcie i podążyła w stronę szkoły.
Próbowałam ją zatrzymać, ale nic to nie dawało - po raz pierwszy czułam jakbym została zupełnie sama. Jeszcze nigdy Alice na mnie tak nie krzyczała. Zawsze była tą najcichszą z nas wszystkich. Aż do teraz. Za Alice szybko ulotnili się pozostali, zostawiając mnie samiutką.
Super. Niespodzianka numer trzy: Straciłam wszystkich przyjaciół. I wiecie co? Nawet nie wiedziałam, dlaczego…

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin