Lauren Baratz-Logsted - Cienka różowa kreska.pdf

(959 KB) Pobierz
54521781 UNPDF
Lauren
Baratz-Logsted
Cienka
różowa kreska
PROLOG
planowane rodzicielstwo albo kulisy historii
- Palma ci odbiła, Jane?
Nie będzie „Ostatniej nocy śniło mi się, że znów jestem
w Manderley" ani „To były najlepsze czasy, ble, ble,
ble...", przyznaję, ale wystarczy tego na historię mojego
życia.
- Odbiło ci, Jane?
Nie, może lepiej nie zaczynać w tym miejscu przez
wzgląd na pierwsze wrażenie.
Okej. Spróbujmy po raz ostatni. Tu głęboki oddech:
Nie planowałam zajść w ciążę, przysięgam, choć potrafię
zadać sobie wiele trudu, żeby osiągnąć to, co chcę. Tłuma­
czyłam sobie wtedy, że złożyły się na to dwie okoliczności:
niebywała zwierzęca namiętność i wada fabryczna. Zdarza
się, prawda? Niemożliwe, żeby wszystkie nieplanowane
ciąże tego świata przytrafiały się ludziom na tyle głupim,
żeby angażować się w seks bez zabezpieczenia. Jeśli chodzi
o namiętność i wadę, przynajmniej tak się rzeczy miały, gdy
po raz pierwszy byłam w ciąży... ale przecież w rzeczywisto­
ści nie byłam.
Może lepiej cofnę się trochę w czasie i wyjaśnię.
Otóż Trevor i ja zaliczyliśmy w tamten weekend kolejny
ślub znajomych, więc ja, oczywiście, wpadłam potem w zro­
zumiałe przygnębienie. W końcu nie byłam ani Trendowym
Singlem, ani nawet spostponowaną Nadętą Mężatką, lecz
tym czymś najniższym w towarzyskiej hierarchii, mieszkan­
ką i współmieszkanką osławionego kobiecego czyśćca, Wy­
stępną Kobietą Niezamężną. A więc po tamtym ślubie
5
Trevor, jak to Trevor, ponieważ wiedział, że nie jest gotów
mi się oświadczyć, ale chciał mi jakoś poprawić samopo­
czucie, dał z siebie wszystko w łóżku.
Zawsze mnie dziwiło, jak często smutek i fantastyczny
seks idą ze sobą w parze. Z tego, co słyszę od innych kobiet,
z nimi musi być inaczej. Niech to diabli, czasami myślę, że
z innymi ludźmi wszystko jest inaczej. Ale dla mnie im
więcej melancholii, tym lepszy seks. Jeśli jestem naprawdę
szczęśliwa, to pewnie coś jem i nawet robię to z przyjemnoś­
cią, a seks jest ostatnią rzeczą, która przychodzi mi do głowy.
Ale wracam do Trevora, fantastycznego seksu i ciąży.
Więc uprawiamy fantastyczny seks po-nie-swoim-ślubie,
a ja myślę o tym, że ostatnio wszyscy moi znajomi nie tylko
się pobierają, ale nawet mają dzieci. Nagle dopada mnie
myśl: A gdybym tak zaszła w ciążę? Właściwie ta myśl
pojawiła się dopiero wtedy, gdy Trevor doprowadzał mnie
do finiszu, z profilaktyczną gumką, jak trzeba, a potem
całkiem wyleciało mi to z głowy.
Do czasu, kiedy w spodziewanym terminie nie dostałam
okresu. Trzy tygodnie później.
Oczywiście natychmiast się zwierzyłam swojemu najlep­
szemu przyjacielowi Davidowi (jego imię wymawia się
„Da-wiid")-
- Ale to wspaniała nowina, prawda, Jane? - spytał swoją
nazbyt precyzyjną angielszczyzną.
David mieszkał w tym samym domu co Trevor i ja, piętro
wyżej. Nieco wyżej niż przewiduje minimalna norma dla
armii izraelskiej, w której kiedyś służył - zdaje się, że oni
wszyscy to robią, prawda? To znaczy Izraelczycy - on był
absolutnie fenomenalny. Ze swoją skłonnością do noszenia
obcisłych T-shirtów i niebieskich dżinsów w stylu wczes­
nych lat osiemdziesiątych, wydawał mi się jedynym ar­
gumentem przemawiającym za powrotem dżinsów marki
Jordache. Miał też czarną kręconą czuprynę, która wraz ze
śniadą cerą nadawała mu semicki profil Juliusza Cezara.
Były pilot myśliwca, powiedzmy pilot gej, próbował teraz
6
wyjść na swoje jako szef kuchni we własnym bistro „Covent
Garden", na razie wciąż na etapie planowania.
- Do armii izraelskiej, Jane, cokolwiek by mówić, bierze
się gejów i kobiety, i wszystkich innych, którzy potrafią
obchodzić się z uzi - powiedział kiedyś, dzieląc się ze mną
resztą burgunda, której nie zużył do „wołowiny duszonej po
burgundzku", na którą z jakichś powodów nie przyszedł
jego kochanek.
Kiedy David zasugerował, że moja licząca kilkanaście dni
ciąża jest wspaniałą nowiną, uznałam, że się z nim zgadzam.
W końcu nie było tak, żebym rozmyślnie próbowała usidlić
Trevora, ale to bez wątpienia załatwiłoby sprawę. Trevor był
takim poczciwym Dudley Do-Right *, że na pewno by się ze
mną ożenił.
Nawet nie pomyślałam wtedy o tym, co by naprawdę
znaczyło prawdziwe dziecko.
Nie pomyślałam też o emocjonalnych konsekwencjach
zwierzania się innych ludziom niż ojciec, zanim zwierzyłam
się ojcu. To była jedna z tych rzeczy, które mieszczą się pod
nagłówkiem „NIE PLANOWAŁAM TEGO W TEN SPO­
SÓB, ALE..." W tym przypadku „ale" miało związek z rado­
ścią, z jaką odebrał nowinę David. (A jemu powiedziałam
pierwszemu tylko dlatego, że Trevor wyjechał na tydzień
w interesach do Singapuru).
Zachwycona tym, jak uszczęśliwiła go moja ciąża, za­
częłam o niej rozpowiadać innym ludziom. Och, nie żebym
przesadziła - no, może trochę - nie zrobiłam przecież
niczego tak głupiego jak wygadanie się mojej matce albo
siostrze czy nawet dziewczynom z pracy, ale fakt, że
powiedziałam pakistańskiemu kioskarzowi z dołu („Proszę,
weź trochę curry - na szczęście"), policjantowi, który po­
mógł mi wyłamać zamek, gdy pewnego wieczoru zamknę­
łam mieszkanie z torbą z kluczami w środku („Teraz, kiedy
* Dudley Do-Right - sumienny funkq'onariusz Królewskiej Konnej Policji
z amerykańskiej komedii Hugh Wilsona (przyp. tłum.).
7
jest was dwoje, musisz na siebie bardzo uważać") i jakiemuś
dziwnemu nieznajomemu.
Wystarczyło, żeby dać mi przedsmak tego, jak się żyje
drugiej połowie. Ich reakcje, razem wzięte, sprawiły, że
zaczęło mnie ogarniać przyjemne ciepełko. Nabierałam
wrażenia, że, być może, gdyby ominęło mnie bycie w ciąży,
przepuściłabym szansę dla tej planety na bycie pięknym
wspaniałym światem.
Należąc do gatunku ludzi, którzy niczego nie robią
połowicznie, zaczęłam śledzić ciężarne kobiety. Całą sobotę
poprzedzającą powrót Trevora snułam się za przypadkowo
napotkanymi przyszłymi matkami, aż w końcu uczepiłam się
jednej, która wyglądała na tak bliską rozwiązania, że w każdej
chwili, jak mi się zdawało, mogłam okazać się pomocna.
I jakże niesamowitych rzeczy się dowiedziałam! Prze­
chodząc w ślad za moim celem obserwacji przez ciężkie
drzwi, ze zdziwieniem zobaczyłam, że mężczyzna, który
szedł przed nami, zawraca, żeby cierpliwie przytrzymać
drzwi, aż kobieta przeciśnie się do środka. Wciąż wyrażałam
uśmiechem swoje zdumienie, gdy on puścił te drzwi tak
szybko, że zdążyły trzasnąć mnie w twarz. Widocznie fakt,
że nie dźwigałam przed sobą odpowiednika worka mąki,
czynił mnie niewidoczną, a przynajmniej niewymagającą
żadnych uprzejmości.
Zresztą, kiedy tak deptałam jej po piętach, to niezwykła
uprzejmość, którą jej okazywano, robiła na mnie największe
wrażenie, choć byłam autentycznie zaszokowana, gdy jakiś
stary pijaczyna ustąpił jej w metrze miejsca. Nie, bardziej
poruszało mnie to, że ludzie do niej naprawdę mówili, cały
czas; kompletnie obcy faceci, którzy mogliby ominąć własne
matki w rynsztoku, ciągle robili jakieś uwagi i zadawali jej
pytania w niewiarygodnie troskliwy sposób: „Kiedy roz­
wiązanie?" albo: „Wiesz już, czy to chłopiec, czy dziewczyn­
ka?" albo: „Wiosenne dzieci są wyjątkowe - po prostu
słoneczne aniołki, tak, tak"; to ostatnie wyszło z ust opuch­
niętego starego pijaka.
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin