GrabarzPolski029.pdf

(34604 KB) Pobierz
Grabarz Polski
# 29
TV NA DVD CZĘŚĆ 5
KRWIĄ PISANE CZĘŚĆ 4
WYWIAD: MAREK PIESTRAK
MAREK PIESTRAK HORROR SHOW
CHRIS ACHILLEOS - OBRAZY GROZY CZĘŚĆ 2
FILMY: Doghouse, Eksperyment, Rezydent, Sala samobójców, Skyline, Solomon Kane, Wielki wybuch,
Zbaw mnie od złego
KSIĄŻKI: Czarny Wygon: Starzyzna, Czerwony kościół, Igły i grzechy, Jutro możesz zniknąć, Level 26,
Mag w czerni, Noc gargulców, Ponury Piaskun, Rudowłosa, Straceni, Strach ma skośne oczy,
Śmierć letnią porą, Terror, Wirus Judasza, X3, Złodziej dusz, Zmorojewo
KOMIKS: Aliens: Labirynt, Dylan Dog: Morgana / Opowieść o nikim
MAREK GRZYWACZ „Z KAPKĄ POEZJI” (OPOWIADANIE)
MAREK GRZYWACZ „BŁĘKITNA RÓŻA” (OPOWIADANIE)
530845271.014.png 530845271.015.png 530845271.016.png 530845271.017.png
JAKUB Ż ULCZYK - Zmor ojewo
--- ---------- ---------- ---------- -----
Wy dawca: Nasza Ksi ęgarnia 20ll
Il ość stron: 496
Mawia się, że młodzież jest
jedną z najbardziej wymagają-
cych grup czytelników. Skoro
już udowodniono, że sztuka
czytania zanikła zwłaszcza
wśród dzieci, trzeba czegoś
naprawdę niezwykłego, by
spróbować to zmienić. Gdzie
tkwi złoty środek? Może
w tym, by przestać udawać, że gimnazja-
liści nie wiedzą co to alkohol, papierosy
i sex. Akurat Jakub Żulczyk, autor „Zrób
mi jakąś krzywdę”, „Radia Armagedon”
i „Instytutu”, takich tematów się nie boi.
Mieszkańcy znajdują tylko
ich ciała tak zmasakrowa-
ne, jakby oiara pogryzła się
sama… W ten wir wydarzeń
wkracza Tytus, a perspekty-
wa rozwiązania zagadki Głu-
szyc wydaje się spełnieniem
marzeń. Niestety, do czasu.
Brawa dla Żulczyka za niezwykle cieka-
wą kreację Zmorojewa. Nareszcie prze-
staje się karmić czytelnika zachodnią
papką, bo nasza własna demonologia
może być o wiele ciekawsza – co też
sprawnie pokazał autor. Zatem należy
liczyć na przedstawienie słowiańskich
upiorów, które przykują uwagę bardziej
niż elfy, wampiry czy co akurat królu-
je wśród młodzieży. Całość dopełniają
liczne odwołania do popkultury, choćby
„Blair Witch Project”. Pojawią się dziwne
symbole: Lustro Twardowskiego, Portret
Kobiety Cmentarnej i Kwiat paproci.
7CIEMNOyCISYCHAÃSZEPTY
.OCNYWIATRNIESIEZESOBPACZDZIECKA
)STNIEJESIAKTÐRAPOTRAFIPRZYWRACAÃ
ZMARYCHDOYCIA
Głównym bohaterem „Zmorojewa” jest
Tytus Grójecki, typowy piętnastolatek
z Warszawy, który – jak łatwo zgadnąć
– większość wolnego czasu spędza
przed ekranem komputera. Oprócz tego,
interesuje się zjawiskami paranormalny-
mi. Niestety, nadchodzące wakacje za-
powiadają się na nudę stulecia: podczas
gdy rodzice wybierają się na wycieczkę
do Meksyku, Tytus zostaje zesłany do
dziadków na wieś, o wszystko mówiącej
nazwie - Głuszyce. Okazuje się jednak,
że na chłopaka czeka tam przygoda
życia. Na forum internetowym, dotyczą-
cym miast widm pojawia się informacja
o tajemniczym Zmorojewie, które leży
ponoć w okolicach Głuszyc. Na dodatek,
badacze, którzy wyruszyli by przyjrzeć
się widmu z bliska, zaginęli…
„Zmorojewo” to dobra powieść dla czy-
telników w wieku głównego bohatera.
Natomiast dorośli mogą być rozczaro-
wani, momentami pojawia się zbyt wielu
zbiegów okoliczności, część wydarzeń
następuje na zasadzie deus ex machina.
Tempo akcji jest nierówne, nieraz trzeba
przebrnąć przez nudniejsze fragmenty,
żaby w końcu zaczęło się coś dziać.
4/#(§£:%-349
#:%+!3:.!(!009%.$
:!0/-.)*4/.)%*%34"!*+!4/(/22/2
4/#(§£:%-349
Ostatecznie „Zmorojewo” to więc dobre
czytadło, które jest interesujące na tyle,
że na pewno zachęci do kolejnych to-
mów przygód Tytusa Grójeckiego.
Już na miejscu jasnym staje się, że coś
jest nie tak. Po Głuszycach krążą tajem-
nicze istoty, Strzępowaty i Gangrena. Co
więcej, zaczynają znikać kolejni ludzie.
77702/3:9.3+)0,
3
4/#(§£:%-349
4/#(§£:%-349
530845271.001.png 530845271.002.png 530845271.003.png
Polska – 1973
Dystrybucja: brak
Obsada: Tadeusz Borowski, Edmund Fetting, Jerzy Przybylski, Bolesław Abart
ŚLEDZTWO
Marek Piestrak to ewenement polskiego
kina. Jako jeden z nielicznych odważył się
sięgać po gatunkowe wzorce w czasach
dominacji kina moralnego niepokoju. Kie-
ślowski i spółka walczyli z cenzurą, pró-
bując przemycić zabójczo ambitne treści,
a Piestrak zabawiał publiczność i zarabiał
pieniądze. Dawał widzom namiastkę za-
chodniego kina, rozrywkę, jakiej na próż-
no było szukać w kinematograii PRL-u.
A jednak, mimo ogromnego sukcesu ko-
mercyjnego połowy jego ilmów, dziś jest
twórcą właściwie zapomnianym. Krytycy
wolą o nim nie pisać, a widzowie jego
ilmów unikają (jeśli w ogóle jakimś cu-
dem o nich wiedzą). Czy słusznie? I tak,
i nie. Twardzi detektywi, sataniści, posą-
gi strzelające laserami, wilkołaki i roboty
– oto jego świat. Świat człowieka uznane-
go za króla polskiego kina klasy B.
gał głównie na tym, że cierpiał na swo-
isty przerost ambicji nad możliwościami.
Że chciał widownię powalać rozmachem,
na który nie mógł sobie pozwolić, bo
zwyczajnie nie miał ku temu warunków.
Zamiast tego miał niezłego pecha. I chyba
naiwnie wierzył, że widownia kupi wszyst-
ko, co niezwykłe. Ale nie był ślepcem.
Z „niskogatunkowości” części swoich ob-
razów doskonale zdaje sobie sprawę.
50-minutowe „Śledztwo” to nieszablo-
nowa mieszanka kryminału i horroru na
podstawie świetnej powieści Stanisława
Lema. Akcja dzieje się w Anglii, gdzie
dochodzi do serii kuriozalnych wydarzeń.
Oto bowiem w kostnicach znajdujących
się w małych miejscowościach ludzie
znajdują powyciągane z trumien zwłoki.
Kolejne truchła są do tego makabrycz-
nie powyginane, co wygląda, jakby ktoś
się nimi „bawił” lub jakby same na chwilę
ożywały i próbowały się z owych kostnic
wydostać. Głównym bohaterem jest mło-
dy i zabójczo ambitny inspektor Scotland
Yardu, który oczywiście podejmuje tytuło-
we śledztwo.
kryminalnego. „Muszą być policjanci
i strzeżone przez nich groby. Będzie pan
miał winowajcę. Istnienie jego to sens
pańskiego istnienia” – mówi do bohatera
jedna z postaci i słowa te są w zasadzie
kwintesencją opowiadanej tu historii. Film
zresztą pełen jest bardzo dobrych dialo-
gów, problem polega jednak na tym, że
jest ich za dużo. Piestrak, próbując prze-
nieść na ekran jak najwięcej materiału
Lema, zapomniał, że kino to nie literatura.
I zamiast opowiadania obrazem mamy
głównie opowiadanie słowem, które miej-
scami jest męczące.
„Śledztwo” zdecydowanie wyróżnia się
spośród gatunkowych tytułów pana
Marka, gdyż jest obrazem kameralnym
i stonowanym. Gatunek nie jest tu trakto-
wany jako cel sam w sobie, lecz środek
do powiedzenia czegoś więcej. A do tego
pojawia się tu pewna naprawdę imponu-
jąca scena grozy, dowód na to, że autor
potraił budować napięcie. Najciekaw-
szy jest tu jednak kontekst. Bo Piestrak
realizował „Śledztwo” z wielką pasją,
z uporem najprawdziwszego maniaka.
Kręcił na londyńskich ulicach i stacjach
metra mimo braku pozwolenia angiel-
skich władz, przez co kilkakrotnie musiał
Ukończył wydział reżyserii w prestiżowej
Łódzkiej Szkole Filmowej, a współpraco-
wał z tak ważnymi osobistościami pol-
skiego kina, jak Polański, Konwicki czy
wspomniany Kieślowski. Ale w przeci-
wieństwie do nich od zawsze fascynowa-
ny był przede wszystkim rozrywkowym
kinem hollywoodzkim, z którego czerpał
garściami – z tytułu na tytuł coraz bar-
dziej, czym w końcu skazał się na swego
rodzaju banicję w rodzimej kinemato-
graii. Jednakże początki jego kariery są
zaskakująco poważne. Zaczął bowiem
od (wielokrotnie nagradzanych) ilmów
dokumentalnych oraz fabuł raczej ambit-
niejszych, jak podobno mroczna „Cicha
noc, święta noc” czy dramat poruszający
tematykę II wojny światowej „Cień tamtej
wiosny”. Pierwszy bardziej gatunkowy
obraz – jeszcze nieśmiało zapowiadają-
cy jego późniejszą twórczość – nakręcił
w 1973 roku dla telewizji.
Zdarzali się u nas twórcy sięgający po
szeroko pojmowane kino fantastyczne,
ale chyba tylko on konsekwentnie nie
tworzył nic, co by poza ramy takich efek-
townych gatunków wychodziło. Mówi się
o nim „polski Ed Wood”, co jest tak samo
trafne, jak i krzywdzące. Wprawdzie ja-
kość jego obrazów pozostawia często
wiele do życzenia, ale padł on oiarą pew-
nego zaszuladkowania. Bo choć tym, co
kojarzy się z jego ilmami, jest głównie
kicz i tandeta, Piestrak nie był wcale twór-
cą pozbawionym talentu. Problem pole-
Srogo zawiedzeni tym ilmem będą fani
takich Piestrakowych szaleństw jak
„Klątwa Doliny Węży” czy „Łza Księcia
Ciemności”. Bo jedyne, co tu naprawdę
B-klasowe, to muzyka, a i to nie zawsze.
Dominuje typowy dla czarnych krymina-
łów jazz pomagający tworzyć aurę ta-
jemniczości, Piestrak tylko okazjonalnie
próbuje straszyć muzyką, czym popada
w pewną śmieszność. Ale nie jest to
w stanie przysłonić walorów ilmu, przede
wszystkim bardzo ciekawego scenariu-
sza, będącego istną dekonstrukcją ilmu
4
5
ŚLEDZTWO
530845271.004.png 530845271.005.png
znacznie gorzej było z efektami. Ale
w przypadku >>Śledztwa<< potraię do-
cenić bezkompromisowość autora. Film
powstał bowiem za bardzo niewielkie
pieniądze, w co najmniej nietypowych
okolicznościach. […] Powiedzmy sobie
szczerze, że w takich warunkach nic do-
brego nie mogło się z tego urodzić. Kiedy
zatem dostrzega się kontekst – nazwijmy
to – pozailmowy, mija ochota do pastwie-
nia się nad dziełem, choć temat byłby
wdzięczny. Niestety Marek Piestrak nie
poprzestał na jednym przykrym doświad-
czeniu i zrealizował jeszcze >>Test pilota
Pirxa<< na podstawie mojej >>Roz-
prawy<<, gdzie wiało tandetą i nudą
w stopniu już niebywałym”. Nie chcę tu
sugerować, że któryś z panów kłamie, ale
pamiętajmy, że Lem słynie z wyjątkowo
surowego oceniania adaptacji swoich po-
wieści. Piestrak w swoim wypadku sobie
tego nie przypomina: „Lem miał mieszane
uczucia. Mówił, że >>Test<< jest gorszy
niż >>Śledztwo<<, że dałem sobie radę
zupełnie nieźle, ale nie jest to ilm, który
by go rzucił na kolana”.
tywnie ocenić zachowanie i przydatność
całej załogi. Wybór pada na komandora
Pirxa, którego wówczas nieoczekiwanie
ktoś próbuje zabić.
chować się i uciekać. Nie posiadając od-
powiedniego budżetu, nie mógł sobie po-
zwolić na zatrudnienie statystów udają-
cych policjantów patrolujących ulice, więc
z ukrycia ilmował prawdziwych stróżów
prawa. Wreszcie – udając wariata, wtar-
gnął z kamerą do autentycznej siedziby
Scotland Yardu, by za darmo nakręcić
odpowiednie ujęcia.
Tak jak „Śledztwo”, tak i „Test pilota Pi-
rxa” jest ilmem cechującym się bardzo
ciekawym scenariuszem. Ale niestety
Piestrak popełnia ten sam błąd – za
dużo dialogów, a za mało obrazów. Do
tego wyraźnie widać, że bardziej niż
wcześniej interesuje go widowiskowość,
choć nie stawia jej jeszcze nad treścią.
I trzeba przyznać, że udało mu się wy-
kreować całkiem niezłą atmosferę pa-
ranoi, w jaką popada bohater (kojarzyło
mi się to miejscami z arcydziełem „Coś”
Johna Carpentera). Tyle że kontrastuje
to z większą już ilością kiczu. Tym razem
muzyka oraz wszelkie kosmiczne dźwię-
ki portretujące kolejne sceny od począt-
ku do końca są tak przesadzone, że aż
śmieszne. Pojawia się też pewien chaos
i szpanerstwo, rzeczy, które wkrótce sta-
ną się znakiem rozpoznawczym Piestra-
ka. Np. w pewnym momencie otrzymu-
rozkłada na łopatki. A jak miał powiedzieć
pewien dziennikarz „Gazety Wyborczej”:
„Trudno się nie śmiać z ówczesnych ma-
kiet. Pierścienie Saturna, między którymi
przelatuje rakieta, wyglądają jak zrobio-
ne z ubitego białka”.
Ten jakże ambitny scenariuszowo,
a pocieszny i zabawny formalnie obraz
to chyba największy sukces komercyjny
Piestraka. Na festiwalu kina fantastycz-
nego w Trieście zdobył główną nagrodę,
prześcigając w konkursie m.in. „Ob-
cego – ósmego pasażera Nostromo”.
W Polsce miał ponad milionową widow-
nię, a prawa do jego dystrybucji sprze-
dano do 24 krajów (!). W zeszłorocznym
wywiadzie reżyser miał powiedzieć, że
widział niedawno ten ilm na jednym
z kanałów niemieckiej telewizji. Choć
„Test pilota Pirxa” znacznie się zestarzał,
to trzeba przyznać, że należą się Pie-
strakowi brawa. Za odwagę, by się na
coś takiego w PRL-owskich warunkach
porwać. Wprawdzie była to koprodukcja
polsko-radziecka, a za efekty specjalne
odpowiadała grupa z Kijowa, ale gołym
okiem widać, że o nadmiarze środków
nie było mowy. Zresztą Piestrak na koń-
cowy efekt pracy ukraińskich speców
czekał bardzo długo, bo ich kolejne pra-
ce odrzucał jako tandetne. Ale czas mu
się wreszcie skończył.
Jak wyjawił w niedawnym wywiadzie:
„Lemowi ilm się podobał. Powiedział
>>Jeśli będzie pan chciał zrobić coś in-
nego, dam panu prawa<<”. Sam Lem
tę swego rodzaju współpracę wspomina
jednak zupełnie inaczej: „Bardzo zapa-
lił się do adaptowania moich książek,
Polska, ZSRR – 1978
Dystrybucja: Kino Świat
Obsada: Sergei Desnitsky, Bolesław Abart, Władimir Iwaszow, Zbigniew Lesień, Aleksandr Kaidanovsky
Bliżej nieokreślona przyszłość. Wielkie
koncerny elektroniczne uruchamiają pro-
dukcję łudząco przypominających istoty
ludzkie robotów. Celem tych tzw. nieli-
niowców skończonych ma być zastąpie-
nie ludzi biorących udział w podróżach
kosmicznych. Jednak przed wprowa-
dzeniem tego planu w życie władze po-
stanawiają przeprowadzić eksperyment
– próbny rejs kosmiczny. Dowodzić ma
człowiek, który nie wiedząc, kto z jego
podwładnych jest robotem, ma obiek-
jemy efekciarską scenę pościgu rodem
z ilmów o Jamesie Bondzie, która do
reszty obrazu zupełnie nie pasuje. „Naj-
mocniejsze” są jednak efekty specjalne
i scenograia. Scena, w której załoga
statku rozprawia się z deszczem mete-
orytów za pomocą laserowego działa,
6
7
TEST PILOTA PIRXA
TEST PILOTA PIRXA
530845271.006.png 530845271.007.png 530845271.008.png
Polska – 1983
Dystrybucja: GM Distribution
Obsada: Iwona Bielska, Krzysztof Jasiński, Leon Niemczyk, Olgierd Łukaszewicz, Henryk Machalica
WILCZYCA
gust trochę za rzadko, bo akcja w niewie-
lu momentach odpowiednio przyspiesza.
Jednakże wbrew pozorom polecam spró-
bować to obejrzeć. Choćby dla rozbraja-
jącego widoku odcinania ludzkich koń-
czyn czy dialogów w stylu: „– Co to? Co
to? – Wilk. – Wilk? – Zima będzie długa”.
Bo czyż nie brzmi to uroczo? W tym wy-
padku Ed Wood byłby naprawdę dumny.
Publiczność zresztą swego czasu chyba
też była. Ten jeden z nielicznych horrorów
w historii polskiego kina odniósł ogromny
sukces, zyskując sobie równe dwa milio-
ny widzów. A Piestrak dzięki temu mógł
samodzielnie wyreżyserować telewizyjny
serial historyczno-przygodowy pt. „Przył-
bice i kaptury”.
Rok 1848, zabór austriacki. Głównym bo-
haterem jest mężczyzna imieniem Kac-
per, który zajmuje się pilnowaniem ma-
jątku pewnego hrabiego. Gdy dowiaduje
się, że jego żona Maryna umiera, wraca
do niej do domu. Wówczas okazuje się,
iż „zadawała się z wilkami”, a umiera na
skutek nieudanego zabiegu aborcyjnego,
którym miała zatuszować zdradzanie bo-
hatera. „Traktowałeś mnie jak sukę, więc
umrę jak suka” mówi Maryna, po czym
rzuca na niego klątwę, obiecując, że jesz-
cze go dorwie. Po jej zgonie Kacper na
wszelki wypadek przebija jej serce koł-
kiem, po czym wraca do posiadłości swo-
jego pracodawcy. Nie wie, że jego tropem
podąża pewien wilk.
Polska, ZSRR – 1987
Dystrybucja: Kino Polska
Obsada: Krzysztof Kolberger, Roman Wilhelmi, Ewa Sałacka, Leon Niemczyk
scenariusz, adaptacja noweli Jerzego
Gierałtowskiego, jest nie tylko dziecinnie
naiwny, ale i niemal całkowicie pozbawio-
ny dramaturgii. Nie brakuje za to błędów
logicznych. Reżyser skupił się tu na kre-
owaniu mrocznego nastroju, więc akcja
toczy się leniwie. Ale kreacja ta wychodzi
dosyć nieudolnie, bo „Wilczyca” zamiast
straszyć – przeważnie nudzi. A przynaj-
mniej mnie, bo ilm ma też przecież grono
zwolenników.
Indochiny, 1954 rok. Wojskowy helikopter
przelatuje nad dżunglą. Zza krzaków wy-
chodzi azjatycki partyzant, który strzela-
jąc w podwozie, dziurawi klatkę piersiową
pilota. Helikopter rozbija się. Ocalały dru-
gi żołnierz, niejaki Bernard Traven, podej-
muje ucieczkę, która doprowadza go do
pewnej świątyni. Tam znajduje tajemni-
czą szkatułkę, którą natychmiast kradnie.
Jeden z mnichów przestrzega go przed
jej zawartością, po czym rzuca na niego
klątwę. 30 lat później, Francja. Traven
natraia na Tarnasa, polskiego profesora
specjalizującego się w tajskich rękopi-
sach. Pokazuje mu szkatułkę i prosi o po-
moc w rozszyfrowaniu znajdującego się
w niej manuskryptu. Okazuje się, iż mówi
on o strasznej broni, dzięki której można
zapanować nad światem, a znajdują-
cej się gdzieś w Dolinie Tysiąca Węży.
Bohaterowie postanawiają się tam wy-
brać, lecz wówczas zaczynają atakować
ich jadowite węże. Do tego na horyzoncie
pojawia się ponętna dziennikarka-karie-
rowiczka oraz płatny morderca na usłu-
gach pewnej tajnej organizacji [sic!].
Co ciekawe, Piestrak miał okazję zo-
baczyć „Poszukiwaczy zaginionej Arki”
dopiero po realizacji „Klątwy”. Ciekawe,
bo ilm wygląda właśnie jak polska wer-
sja przygód Indiany Jonesa. Zresztą
w Wietnamie pokazywany był wyłącznie
na tajnych pokazach, gdyż tamtejsze
władze uznały go za nazbyt amerykański.
Ale mniejsza z tym, bo Piestrak ma tu do
zaoferowania dużo więcej niż Spielberg.
Pomijając fakt, że już na starcie zasady
logiki nie nadążają za akcją ilmu, to są
tu i sceny grozy przebijające najostrzej-
sze fragmenty „Wilczycy”, jak i elementy
rasowego sci-i. Jest gaz działający wy-
łącznie na (gumowe) węże, femme fatale
biegająca po dżungli w szpilkach czy pil-
nujące grobowca kosmitów posągi, które
strzelają z oczu laserami. Jest w czym
wybierać, a to nie wszystko.
„To jest horror polsko-dworkowo-roman-
tyczny”, gdzie „wampiryzm łączy się
ze zdradą narodową” – wyjaśniał swo-
je dzieło autor. Ten, z założenia, jeden
z ambitniejszych tytułów Piestraka to – jak
mi się wydaje - spory krok w tył na dro-
dze jego reżyserskiego rozwoju. Tak, tak,
to właśnie od „Wilczycy” zaczyna się to
prawdziwie B-klasowe kino pana Marka.
Bo to już nie tylko przesadzona muzyka
i chaos, ale też nie zawsze udane zdjęcia
i fatalna gra aktorska. Zresztą już sam
Otrzymujemy nawał sztucznych dialo-
gów, tak samo źle wypowiadanych przez
kolejnych aktorów, którzy grają, jakby
nikt nie miał nad nimi kontroli.. A i mu-
zyka nieczęsto pasuje do tego, co akurat
widzimy na ekranie. Okazjonalnie „Wil-
czyca” bardzo śmieszy, jak na rasowe
ilmidło klasy B przystało. Ale jak na mój
„Klatwa Doliny Węży” to jeden z moich
ulubionych ilmów. Obraz przezabawny
8
9
WILCZYCA
KLĄTWA DOLINY WĘŻY
KLĄTWA DOLINY WĘŻY
530845271.009.png 530845271.010.png 530845271.011.png 530845271.012.png 530845271.013.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin