Ahern Cecelia - PS Kocham Cię.pdf

(550 KB) Pobierz
173136480 UNPDF
CECELIA AHERN
PS KOCHAM CIĘ
(P.S. I love you)
Przełożył Marcin Stopa
Czasem trzeba
Spojrzeć na życie
całkiem inaczej
173136480.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Holly przytuliła do twarzy niebieską bluzę. Owionął ją dobrze znany, jakże drogi zapach.
Przeraźliwy żal targnął jej sercem, poczuła dławienie w gardle, które omal jej nie udusiło.
Paraliżował ją paniczny strach. W domu panowała cisza, od czasu do czasu przerywana
pojękiwaniem rur i delikatnym szumem lodówki. Była sama. Ogarnęły ją mdłości, pobiegła do
łazienki i osunęła się na kolana przed sedesem.
Geny zniknął i nigdy już nie wróci. A ona nigdy więcej nie dotknie jego włosów, nie mrugnie
porozumiewawczo na nudnym przyjęciu, nie wyżali się przed nim po ciężkim dniu pracy. Nigdy już
nie utuli jej w swych silnych ramionach, nigdy nie zasną we wspólnym łóżku, nie będą razem
zrywać boków ze śmiechu ani się spierać, kto ma wstać i zgasić światło w łazience. Wszystko
odeszło w przeszłość, a jego twarz z każdym dniem coraz bardziej zacierała się w jej pamięci.
Mieli bardzo prosty plan: chcieli razem przeżyć resztę życia. Wszyscy ich znajomi
uznawali, że jest on jak najbardziej realny. Stanowili przecież parę najlepszych przyjaciół,
kochanków, pokrewnych dusz. Twierdzili, że są dosłownie na siebie skazani. Ale pewnego dnia
zachłanny los pokrzyżował im plany.
Koniec przyszedł zbyt nagle. Przez kilka dni Gerry skarżył się na migrenę, aż wreszcie za
radą Holly wybrał się do lekarza. W środę podczas przerwy obiadowej wyskoczył z pracy. Lekarz
uznał, że wszystkiemu winien jest stres i że w najgorszym razie będzie musiał nosić okulary. Gerry
zdenerwował się na myśl o okularach, jak się jednak okazało, niepotrzebnie. To nie oczy stanowiły
problem, lecz rosnący w mózgu guz.
Wstała, chwiejąc się. Gerry miał trzydzieści lat. Nigdy nie dolegało mu nic poważnego. W
ostatnich tygodniach, kiedy jego stan bardzo się już pogorszył, żartował gorzko, że nie powinien
był żyć aż tak roztropnie. Należało używać narkotyków, więcej pić, więcej podróżować, skakać ze
spadochronem. Pragnął dożyć starości, nie chciał mierzyć się z przerażającą nieuchronnością swej
choroby.
Tłukła się teraz po pustym domu, roniąc słone, wielkie jak groch łzy. Piekły ją
zaczerwienione oczy. Nigdzie nie znajdowała ukojenia. Gerry na pewno nie byłby z niej
zadowolony. Wytarła oczy i próbowała wziąć się w garść.
Tak jak przez ostatnich kilka tygodni Holly dopiero nad ranem zapadła w nerwowy sen.
Każdego ranka budziła się, wyciągnięta niewygodnie gdzie popadnie, dzisiaj na kanapie. Ze snu
wyrwał ją telefon od przyjaciółki. Codziennie rano dzwonił jakiś znajomy albo ktoś z rodziny.
Wszyscy niepokoili się, że Holly całymi dniami śpi. Szkoda, że nie dzwonili, kiedy nocami snuła
się po pokojach jak widmo, w poszukiwaniu... no właśnie, czego? Co spodziewała się znaleźć?
- Halo - odezwała się głosem ochrypłym od łez.
173136480.003.png
- Przepraszam, kochanie. Obudziłam cię?
Mama dzwoniła codziennie rano. Sprawdzała, czy córka przeżyła kolejną samotną noc.
- Nie, tylko się zdrzemnęłam.
- Tata i Declan wyszli, a ja siedzę i myślę o tobie.
Dlaczego jej pełen współczucia głos zawsze wyciskał Holly łzy z oczu? Mama nie powinna
się tak zamartwiać. Czy kiedyś wszystko wróci do normy?
Gerry powinien być tu, obok niej, robić głupie miny i rozśmieszać Holly, słuchającą
trajkotania mamy. Tyle razy musiała oddawać mu słuchawkę, nie mogąc powstrzymać śmiechu. A
on ucinał sobie wtedy z mamą spokojną pogawędkę, nie zwracając uwagi na Holly, która skakała po
łóżku i przybierała najgłupsze pozy, żeby go rozśmieszyć. Rzadko udawało jej się wytrącić go z
równowagi.
- Piękny dzień, córeczko. Świetnie by ci zrobiło, gdybyś wyszła na spacer i pooddychała
świeżym powietrzem.
- Pewnie masz rację.
- Chętnie wpadnę później. Mogłybyśmy wypić razem kawę i trochę porozmawiać.
- Dziękuję, mamo, ale nic mi nie jest. Radzę sobie.
- No dobrze. Zadzwoń, gdybyś zmieniła zdanie. Jestem wolna przez cały dzień.
- Dobrze, dziękuję.
- Trzymaj się, córeczko. A, byłabym zapomniała. Ta koperta, o której ci mówiłam, wciąż na
ciebie czeka. Odbierz ją kiedyś, bo leży już tu wiele tygodni.
- Pewno kolejna karta.
- Nie sądzę. Jest adresowana do ciebie, a nad twoim imieniem widnieje dopisek „Lista”. Nie
mam pojęcia, co to znaczy. Może warto, żebyś...
Holly odłożyła słuchawkę.
- Gerry zgaś światło!
Holly śmiała się do rozpuku, patrząc, jak mąż się przed nią rozbiera.
Niczym zawodowy striptizer tańczył po pokoju, powoli rozpinając białą koszulę. Spojrzał
na żonę, uniósłszy lewą brew. A gdy koszula zaczęła osuwać mu się z ramion, złapał ją i zaczął
wywijać nią ponad głową.
- Zgasić światło? Żeby ominął cię taki widok?
Uśmiechnął się bezczelnie i napiął muskuły. Nie był próżny, a przecież mógłby niejednym
zaimponować, uznała Holly. Miał piękne, silne ciało. I choć nie był zbyt wysoki, ze swoim metr
sześćdziesiąt czuła się przy nim bezpiecznie. Najbardziej lubiła, tuląc się do niego, wsuwać głowę
pod jego brodę.
173136480.004.png
Opuścił bokserki, które opadły mu na stopy, po czym kopnął je w stronę Holly. Wylądowały
na jej głowie.
- Trochę się ściemniło! - zawołała ze śmiechem.
Gerry wskoczył do łóżka, przytulił się do niej i wsunął lodowate stopy pod jej nogi.
- Brrr! Jesteś zimny jak lód! - Wiedziała, że mąż nie cofnie ich ani o centymetr. - Gerry!
- Holly! - przekomarzał się z nią.
- Nie zapomniałeś o czymś? Miałeś zgasić światło!
- Ach, światło - wymamrotał sennie i udał, że głośno chrapie.
- Gerry!
- O ile dobrze pamiętam, wczoraj to ja wstawałem!
- Owszem, ale przed chwilą stałeś przy wyłączniku!
- No tak... ale to było przed chwilą - powtórzył sennym głosem.
Holly westchnęła. Nie znosiła wstawać z łóżka, w którym się już dobrze ułożyła, wychodzić
na zimną podłogę, a po zgaszeniu światła po omacku przemierzać ciemny pokój. Fuknęła.
- Hol, przecież wiesz, że nie mogę zawsze tego robić. Któregoś dnia mnie zabraknie, i co
wtedy poczniesz?
- Każę gasić światło następnemu! - odcięła się Holly, próbując odsunąć jego lodowate nogi.
- Też coś!
- Albo będę pamiętała, żeby je zgasić przed pójściem do łóżka.
- Marne szanse, kochanie. Musiałbym przed śmiercią przykleić ci na wyłączniku kartkę.
- Doceniam twoje dobre serce, ale wolałabym, żebyś mi zostawił godziwy spadek.
- I karteczkę na żelazku. I na kartonie z mlekiem.
- Cha, cha. Bardzo śmieszne. Może po prostu zostaw mi w testamencie listę rzeczy, o
których muszę pamiętać, jeżeli sądzisz, że sama sobie nie poradzę.
- Niegłupi pomysł - odparł ze śmiechem.
- No dobrze, w takim razie zgaszę to cholerne światło. Obrażona wstała z łóżka i poczłapała
w stronę kontaktu. Zgasiła światło. Wyciągnęła ręce przed siebie i po omacku zaczęła szukać drogi
z powrotem.
- Halo, Holly, zabłądziłaś? Hop, hop, jest tam kto? - krzyczał Gerry w ciemnym pokoju.
- Oj, jestem... auuuuuuuuu! - zawyła, bo uderzyła się paluchem o nogę łóżka.
Gerry parsknął i dał nura pod kołdrę.
- Numer dwa na mojej liście: uważaj na nogę łóżka.
- Zamknij się! - odburknęła i zaczęła rozcierać obolałą stopę.
- Pocałować nóżki, żeby mniej bolało? - spytał.
- Nie, już dobrze - odpowiedziała. - Tylko daj mi je wsunąć pod swoje, żeby się ogrzały...
173136480.005.png
- Auuu! Cholera, zimne jak lód!
Holly zachichotała.
I tak zaczął się dowcip z listą. Głupi pomysł, który wkrótce sprzedali swoim przyjaciołom,
Sharon i Johnowi McCarthym.
Kiedy mieli po czternaście lat, John podszedł do Holly na korytarzu w szkole i mruknął
pamiętne słowa:
- Mój kolega pyta, czybyś nie chciała z nim chodzić.
Po wielu dniach gorączkowych narad z koleżankami Holly wreszcie wyraziła zgodę.
- Nie zastanawiaj się, Holly - namawiała ją Sharon. - Przynajmniej nie jest pryszczaty tak
jak John.
Jakże teraz Holly zazdrościła Sharon! Sharon i John pobrali się w tym samym roku co Holly
i Gerry. Dwudziestotrzyletnia Holly była z nich najmłodsza. Czasem życzliwi udzielali jej rad,
twierdząc, że jest za młoda, żeby się wiązać. Powinna pojeździć po świecie i nacieszyć się życiem.
Tymczasem ona zwiedzała świat z Gerrym, bo bez niego czuła się sama jak palec i nic nie
sprawiało jej radości.
Ślub z całą pewnością nie był najszczęśliwszym dniem w jej życiu. Tak jak większość
dziewcząt, marzyła o bajkowym weselu, wyśnionej sukni, romantycznych dekoracjach i pięknej
pogodzie. Rzeczywistość okazała się jednak odmienna.
Obudziły ją krzyki w domu rodzinnym: „Gdzie jest mój krawat?” (ojciec) i „Włosy mam jak
postronki!” (matka). A już najlepsze było: „Cholera, wyglądam jak wieloryb! Na pewno nie pójdę w
tym stanie na ten pieprzony ślub. Niech sobie Holly znajdzie inną druhnę. Jack, oddawaj suszarkę.
Jeszcze nie skończyłam!”. - Ciara, jej młodsza siostra, regularnie urządzała podobne sceny. Nie
chciała wyjść z domu, twierdząc, że nie ma się w co ubrać, chociaż z jej szafy dosłownie się
wylewało. Ostatnio mieszkała w Australii. Cała rodzina przez kilka godzin usiłowała przekonać
Ciarę, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Holly tymczasem ubrała się po cichu sama, czując
się jak intruz. Kiedy w końcu Ciara zgodziła się wyjść z domu, zazwyczaj spokojny ojciec Holly
ryknął, ku zdumieniu wszystkich, na całe gardło:
- Ciara, to jest, do cholery, dzień Holly, a nie twój! Nie waż się nawet pisnąć.
Toteż kiedy Holly zeszła na dół, rozległy się jęki zachwytu, a Ciara jak dziecko, które właśnie
dostało lanie, spojrzała na nią załzawionymi oczami i stwierdziła z uznaniem:
- Ślicznie wyglądasz, Holly.
Wszyscy siedmioro wcisnęli się do limuzyny - Holly, rodzice, trzej bracia oraz Ciara -
usiedli i w pełnym napięcia milczeniu dojechali do kościoła.
Teraz tamten dzień zamazał jej się w pamięci. Nie mieli z Gerrym czasu zamienić słowa, bo
wciąż ciągano ich w różne strony: a to żeby poznali cioteczną babkę Betty z jakiegoś zadupia, a to
173136480.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin