MERLINE LOVELACE
- Hej, Lucy, poczekaj, zobacz, co znalazłem na nagrodę, którą wręczą na balu dobroczynnym z okazji Halloween dziś wieczorem.
Lucy Falco, kierowniczka agencji Gulliver's Travels, oderwała wzrok od migającego ekranu komputera i spojrzała na najnowszego pracownika firmy. Kucharz - sprzedawca używanych samochodów, agent turystyczny Jim Burns, okazał się pełen entuzjazmu i niespodziewanie dobry w swoim nowym zawodzie.
- Co masz? - zapytała z uśmiechem.
- Umowa jak złoto. - Jim podał jej lśniącą broszurę. - Przekonałem właściciela Nautilusa III, żeby dał nam na dziesięć dni kabinę dla VIP - ów.
Lucy uniosła ciemne brwi i przyjrzała się kolorowej fotografii smukłego, niezwykle luksusowego białego jachtu zakotwiczonego w turkusowej zatoce otoczonej postrzępionymi, zielonymi palmami.
- Sama nie wiem, Jim - stwierdziła z powątpiewaniem. - Nawet z dużym rabatem to i tak musi być o wiele więcej, niż szef postanowił ofiarować.
- Właśnie, że nie. Niecała połowa.
- Żartujesz!
- Właściciel ma nadzieję na rozwój firmy i potrzebuje reklamy. Popatrz, mam faks potwierdzający ofertę.
Kilkoro z pozostałych agentów, widząc jego entuzjazm, zebrało się wokół Lucy, która studiowała potwierdzenie od właściciela i kapitana Nautilusa III. Jak twierdził Jim, cena proponowanego rejsu była zaskakująco niska.
Za niska.
- Musi w tym być jakiś haczyk - mruknęła Lucy, marszcząc czoło i studiując cyfry swoimi poważnymi, brązowymi oczami.
- Skądże znowu, wszystko jest wypisane czarno na białym. Oferta obejmuje przelot do Miami, luksusowy apartament na jachcie i wszystkie posiłki.
Jedna z agentek, z grzywą srebrzystobiałych włosów, i gładką, mimo przekroczonej już sześćdziesiątki, cerą i dziwnym nazwiskiem Tiffany Tarrington Toulouse, uśmiechnęła się promiennie do kolegi z pracy.
- Ale osiągnięcie, Jim! Pan Gulliver będzie bardzo zadowolony. Należał do pierwszych organizatorów balu dobroczynnego na rzecz olimpiady dla niepełnosprawnych. Życzy sobie, by każdego roku nasza hojność na tym balu była zauważalna.
Mocno umalowane oczy otworzyły się szeroko, gdy przejrzała podaną jej przez Lucy broszurkę.
- Dobry Boże, ten jacht jest dwa razy większy od mojego domu; A spójrz na tę wannę z jacuzzi na pokładzie. Ktokolwiek wygra dzisiaj tę wycieczkę, będzie prawdziwym szczęściarzem.
Cari O'Donnell odstawiła na stojącą obok tacę kubek w kształcie czaszki z obrzydliwie zielonym ponczem w środku i wślizgnęła się za filar. Obróciła się tyłem do tłumu przebierańców, wypełniającego nieopisanym zgiełkiem salę balową hotelu Doubletree w Atlancie, i zdecydowanym ruchem szarpnęła za górną część gorsetu sukni. Z całej siły podciągała gorset, ale narzędzie tortur ani drgnęło.
Cari westchnęła ciężko, oczywiście na tyle, na ile jej pozwoliły sznurówki gorsetu. No i proszę! Doczekała się tego balu, na którym, drżąca z przejęcia, mogła nareszcie zaprezentować publicznie ten oszałamiający strój! Wykonany z niesłychaną pieczołowitością i dbałością o najdrobniejszy szczegół, stanowił element ilustracyjny jej pracy doktorskiej. Była to suknia z czarnego aksamitu, która miała głęboko wycięty prostokątny dekolt, bufiaste, rozcinane rękawy i szeroką, fałdzistą spódnicę rozpiętą na owalnej obręczy. Złote koronki zdobiły przód stanika sukni, a dopełnieniem stroju był długi sznur sztucznych pereł na szyi i mnóstwo złotych pierścionków na palcach obu rąk. Miodowo - złote włosy, zwykle swobodnie okalające twarz, były upięte w stylową, gładką fryzurę, odsłaniającą czoło tak, jak u kobiet na szesnastowiecznych portretach. Według jej zawodowej opinii wyglądała dokładnie jak damy z portretów epoki elżbietańskiej.
Ale, o zgrozo, nie była w stanie wziąć głębszego oddechu od momentu wbicia się w tę piekielną suknię. Twardy jak deska przód gorsetu rozpłaszczył dolną część biustu na dwa naleśniki, natomiast górną wypchnął w górę, zmieniając piersi w dwie obfite, drżące półkule. Na balu przez cały czas skupiona była jedynie na ostrożnym manewrowaniu fałdzistą spódnicą w gęstym tłumie, denerwując się przy tym nieustannie, że przy głębszym oddechu jej piersi wyskoczą z gorsetu. Na dodatek zawstydzały ją pełne uznania spojrzenia panów, podziwiających efekt wystrojenia się w elżbietański gorset. Nigdy do tej pory nie doświadczyła takiego zainteresowania.
Cari postanowiła, drwiąc z siebie w duchu, że następnym razem, wybierając się na bal kostiumowy, większy nacisk położy na wygodę niż na historyczną dokładność stroju. Jeszcze raz energicznie szarpnęła przód gorsetu.
- Czy mogę w czymś pomóc?
Głos, który rozległ się z tyłu tuż koło jej ucha, spowodował, że Cari obróciła się gwałtownie. Nie było to mądre. Zapomniała o swoich starannie wykonanych według szesnastowiecznego wzoru pantoflach na dziesięciocentymetrowych koturnach. Straciła równowagę i desperacko wymachując rękami, wpadła prosto w wyciągnięte w ostatniej chwili ramiona.
Otoczyły ją i przycisnęły do szerokiej, półnagiej piersi. Cari uczepiła się tych ramion o twardych, solidnych mięśniach, okrytych delikatnym, śnieżnobiałym płótnem, i bała się poruszyć. Na moment przywarła policzkiem do szerokiej piersi i zmarszczyła zabawnie nos, gdy połaskotały ją porastające tę pierś ciemne włoski.
Ta pięknie umięśniona klatka piersiowa od razu pozwoliła Cari odgadnąć, kto obejmuje ją w tej chwili ramionami. Już wcześniej dostrzegła, że wśród tuzinów Drakulów, zamaskowanych Zorrów i Jeźdźców Bez Głowy na tym balu, wydanym na cele dobroczynne z okazji Halloween, był tylko jeden półnagi pirat. Dostrzegła także, że kostium ten okrywał ponad metr osiemdziesiąt przyciągającej oczy męskiej postaci, którą czarna opaska na oku i biała, rozpięta do pasa koszula jeszcze bardziej wyróżniały z tłumu.
Co prawda, Cari przysięgła sobie właśnie niedawno, że w najbliższej przyszłości pozostanie lodowato obojętna wobec mężczyzn, ale wcale nie była tak nieczuła na męski urok, jak drwiąco wyrzucał jej eks - narzeczony podczas ich ostatniego, burzliwego spotkania! Była wystarczająco kobieca, by docenić prawdziwego mężczyznę! Albo go wyczuć.
Z bijącym sercem uniosła w górę głowę i spojrzała na opaloną, bezwstydnie przystojną twarz z falistą, ciemną czupryną. Jedno piwne oko spoglądało na nią łobuzersko. Drugie przykrywała czarna opaska.
Z bliska wyglądał równie atrakcyjnie jak z daleka. Wypisz, wymaluj idealny pirat, pomimo tego beznadziejnie ahistorycznego kostiumu. Gdyby tylko była zdolna wykrztusić z siebie słowo, nie omieszkałaby natychmiast zwrócić mu uwagi, że te obcisłe czarne spodnie i biała koszula to hollywoodzki wymysł, nie mający żadnego związku ze strojem prawdziwych piratów. Ale ten mężczyzna nie potrzebował kostiumu, by przeistoczyć się w uwodzicielskiego łajdaka.
Wystarczał już s a m jego oślepiający uśmiech i diabelski błysk w oku.
Cari doskonale wiedziała, kto to jest. Tak jak każda kobieta obecna na tym balu, rozpoznała go natychmiast w momencie, gdy wkroczył do sali balowej. Josh Keegan - duma Atlanty - który tu się urodził i tu rozpoczął swą karierę. Mistrz gry w golfa i zaprzysięgły kawaler. Brukowa prasa rozpisywała się nieustannie o jego bardzo swobodnym, wręcz gorszącym (nawet gdyby te opowieści choć w połowie były prawdziwe) trybie życia.
Cari, jako historyk i z zamiłowania, i z zawodu, niewiele wiedziała o sporcie, a o golfie nie miała najmniejszego pojęcia. Ze sportowcami miała przecież do czynienia jedynie czasami na zajęciach z historii, które prowadzi dla studentów pierwszego roku. To znaczy, prowadziła, poprawiła się w myśli. Skrzywiła się, przypominając sobie o swoim obecnym statusie nie zatrudnionej, czyli bezrobotnej.
Ponieważ i historykom zdarza się stać w kolejce do kasy w supermarkecie, nie mogła nie zauważyć zdjęć Josha Keegana, w różnych ujęciach, na pierwszych stronach brukowej prasy wykładanej w pobliżu kas. Z reguły na fotografiach towarzyszyły mu zmieniające się nieustannie, urodziwe dziewczęta, przytulone do jego atletycznego torsu lub wpatrzone w niego z uwielbieniem.
Ta sama prasa z upodobaniem roztrząsała detale wypadku Keegana, który wydarzył się kilka miesięcy wcześniej. Piłka golfowa wypadła z krzaków z ogromną siłą w stronę Keegana i trafiła w jego okulary słoneczne, których plastykowe odłamki wbiły mu się w lewe oko. W artykułach, opatrzonych sensacyjnymi tytułami, zastanawiano się, czy piłkę tę przypadkowo wybił inny gracz, czy też może jakiś zazdrosny mąż, a może zadziałały tu po prostu siły nadprzyrodzone? Tak czy owak, Keegan wyszedł z wypadku z czarną opaską na oku. Akurat jemu przydało to jedynie uroku, zwiększając jego łobuzerski wdzięk.
Właśnie ten swój łobuzerski wdzięk demonstrował w całej okazałości Cari. Usta rozciągały się w leniwym uśmiechu, białe zęby lśniły w mocno opalonej twarzy. I w dodatku były niebezpiecznie blisko warg zachwyconej nim dziewczyny.
- Bardzo przepraszam. Nie zamierzałem pani przestraszyć. Dobrze się pani czuje?
Cari, przytomniejąc, odchyliła głowę od jego piersi i zerknęła na gorset sukni. Z ulgą stwierdziła, że wszystko znajduje się na swoim miejscu.
- Nic mi nie jest, wszystko w porządku - stwierdziła.
Odsunęła się energiczniej, ale poczuła gwałtowne szarpnięcie. Złota koronka, która zdobiła przód gorsetu, wplątała się w ozdobną klamrę pasa pirackich spodni. Instynktownie chroniąc cenną starą koronkę przed podarciem, przytuliła się znowu do Keegana. Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Całe to wydarzenie pozbawiło Cari tchu. Ledwo doszła do siebie.
- Bardzo mi przykro, ale wygląda na to, że złapaliśmy się...
- Wydaje mi się, że to pani została złapana. Porozumiewawczy błysk w oku nie pozostawiał złudzeń.
Zarumieniona Cari znowu cofnęła się gwałtownie.
- Ostrożnie! Porwie pani koronki.
Przysunął się bliżej, przytrzymując ją między rozstawionymi, muskularnymi udami. W geście tym nie było nic niestosownego, zważywszy imponującą szerokość rozpiętej na Obręczy spódnicy historycznej sukni. Ten ruch sprawił, że obręcz gwałtownie zmieniła położenie. Z przodu opadła, za to z tyłu uniosła się, podciągając spódnicę do góry, przez co ukazały się łydki Cari w bardzo współczesnych podkolanówkach. Na samą myśl, że ktoś zauważy ten tak nie pasujący do historycznego kostiumu detal, Cari oblała się rumieńcem. Jeszcze mocniejszym niż ten spowodowany jej uwięzieniem między udami Josha.
- Nie chciałbym sprawić pani przykrości, Scarlett - powiedział Keegan z rozbawieniem w głosie na widok góry materiału, która nagle wyrosła za plecami Cari - ale pani krynolina zupełnie się zdefasonowała. Wcale nie jest okrągła, tylko szeroka i spłaszczona.
- I właśnie taka powinna być. To jest hiszpańska krynolina.
- Naprawdę? Chyba mnie pani nabiera. Przekomarzał się z nią. Cari poczuła dreszcz podniecenia.
Była kompletnie wyprowadzona z równowagi jego bliskością.
- To nie jest ten rodzaj krynoliny, jakiej używały damy na przedsecesyjnym Południu - rozpoczęła fachowy wykład. - Moja krynolina jest kopią krynoliny hiszpańskiej, vertugado, która była modna na królewskim dworze Kastylii pod koniec XV wieku.
Josh, w miarę jak jego wzrok przesuwał się wzdłuż imponującej szerokości spódnicy, wydawał się coraz bardziej rozbawiony.
- No. proszę. Nic dziwnego, że naród, którym rządzili inkwizytorzy, stworzył też coś takiego dla ochrony cnoty swoich kobiet.
- Muszę sprostować - wtrąciła Cari, zezując lekko z przejęcia. - Królowa Juana poleciła wykonać tę krynolinę, aby ukryć swoją ciążę przed okiem męża impotenta, Henryka V.
- Nie stroi sobie pani ze mnie żartów? - Josh spoglądał teraz na suknię z niekłamanym zainteresowaniem.
No, tak. Mogła przewidzieć, że tego rodzaju ciekawostki historyczne Josh Keegan potrafi docenić. Chociaż, wziąwszy pod uwagę wszelkie okoliczności, królowa Juana ani się umywała do niego, jeżeli chodzi o miłosne podboje.
- Ani mi głowie żartowanie z pana - oświadczyła poważnie. W głębi serca Cari nie mogła uwierzyć, że ten mężczyzna, na którego polowały wszystkie kobiety, jest w jakikolwiek sposób zainteresowany paplaniem o historii mody. Ostrożnie odchyliła się jak najdalej od niego, bacząc, by nie podrzeć koronki.
- Chwileczkę cierpliwości, zaraz pana uwolnię.
- Dla ciebie wszystko, najdroższa. Cari, starając się zupełnie nie zwracać uwagi ani na jego familiarny sposób mówienia, ani na wzrok, wpatrujący się w jej dekolt, wsunęła ręce między ich ciała. Zakręciło się jej w głowie, gdy dotknęła gładkiej skóry.
Przecież to idiotyczne, przekonywała siebie uparcie, jednocześnie nerwowo wyplątując koronkę zaczepioną za klamrę jego pasa. Dopiero trzy miesiące minęły od zerwania zaręczyn. Rzuciła pierścionek zaręczynowy wraz z podaniem o zwolnienie z pracy na biurko narzeczonego i wyszła z jego gabinetu z dumnie podniesioną głową. Od tej pory pogrążyła się całkowicie w badaniach naukowych, żyjąc z oszczędności i czekając z niecierpliwością na wiadomość o uzyskaniu stypendium, o które się ubiegała w Atlanta History Center.
Od wielu tygodni nie pozwalała sobie na żadne rozrywki. Ten elegancki bal na cele dobroczynne, na który wstęp kosztował więcej niż wynosiła jej tygodniowa pensja, był normalnie poza jej możliwościami. Dostała darmową kartę wstępu na tę imprezę w nagrodę za pracę jako ochotniczka przy obsłudze olimpiady dla niepełnosprawnych w Atlancie. Miała przed sobą jedyną okazję zaprezentowania się publicznie w stroju, który skopiowała z taką ogromną pieczołowitością! Nie mogła się oprzeć podobnej okazji.
Tylko że zaprezentowanie historycznego stroju to jedno, a stanie tu sczepioną ze współczesnym piratem, który w dodatku nie spuszcza oka z jej dekoltu, to drugie. Nie może jednak ulec czarowi żadnego mężczyzny, nawet takiego, który różni się od jej byłego narzeczonego jak filiżanka pysznej, niezdrowo kalorycznej czekolady od dietetycznego, beztłuszczowego, pozbawionego cholesterolu ryżowego ciasta. Cari, starając się uniknąć kontaktu z ciepłą, aksamitną skórą męskiego brzucha, skupiła się na odzyskaniu cennej koronki bez szwanku.
- Proszę wciągnąć brzuch - rozkazała, przygryzając dolną wargę z przejęcia.
- Już bardziej nie mogę. Ostatnio wyszedłem trochę z formy.
Jeżeli on nie jest w formie, przemknęło Cari przez myśli to cóż może powiedzieć reszta panów obecnych na tej sali?
- Już kończę, panie Keegan. Jeszcze chwileczkę cierpliwości.
- Pani wie, jak się nazywam?
- Chyba wszyscy to wiedzą, nieprawdaż? - zauważyła Cari, pochylona nad klamrą pasa od spodni Keegana. - Pańskie zdjęcie ozdabiało każde ogłoszenie i każdy afisz o tym balu. Jest pan przecież honorowym gospodarzem tej imprezy.
- Tak, zgadza się. To ja, honorowy gospodarz. Dziwny ton jego głosu zwrócił uwagę Cari, ale zanim zdążyła się zastanowić nad przyczyną tego, tuż obok rozległ się inny donośny głos.
- Hej, Josh, szukam cię wszędzie.
- Odczep się, Oglethorpe.
- Ależ jesteś nam niezbędny, jako honorowy gospodarz, do rozpoczęcia licytacji na... Och! Proszę mi wybaczyć.
Cari' dostrzegła wychylającego się zza ramienia Keegana wysokiego, siwego mężczyznę w pasiastym, więziennym stroju z kulą i łańcuchem, który trzymał w ręku. Nieznajomy uśmiechnął się znacząco na widok majstrującej przy pasku od spodni dziewczyny.
- Cóż za szybkość działania, Josh. Nawet jak na ciebie, tempo błyskawiczne.
- Zjeżdżaj, Billy Bobie - warknął Keegan, nawet nie racząc odwrócić głowy.
Billy Bob? Cari ze zdumieniem rozpoznała zastępcę gubernatora stanu, Williama Roberta Oglethorpe.
- Zrobiłbym to z ochotą, stary - zachichotał tamten. - Ale jesteśmy tu po to, by zebrać trochę gotówki, zapomniałeś?
Możesz spuścić swoją zdobycz z oka na chwilę, by się tym zająć?
- Niestety, nie mogę - odparł Keegan, uśmiechając się do Cari. - Zostaliśmy złapani na haczyk.
- Josh Keegan złapany na haczyk? - zadrwił Oglethorpe. - Chciałbym to widzieć!
- I ja też! - zahuczał kolejny głos. Co się dzieje? Cari poczuła się nieswojo. Spotkanie fan klubu Josha Keegana? Obróciła głowę i dostrzegła, jak diabeł w czerwonym kostiumie i z długimi widłami przyłącza się do ich grupki. Wymalowane na czarno diabelskie brwi uniosły się w zdumieniu na widok jej rąk przy klamrze pasa Josha. Oblała się rumieńcem, uświadamiając sobie, że oto została zakwalifikowana jako zdobycz Keegana.
- Za widok Josha złapanego na haczyk wielu z nas gotowych jest dać wszystkie pieniądze. - Zastępca gubernatora nie przestawał chichotać. - Nie wiem, co w tym jest, ale każdy żonaty mężczyzna dużo dałby za to, by ujrzeć zaprzysięgłego kawalera skrępowanego jakimikolwiek więzami.
Tu potrząsnął łańcuchem dla podkreślenia swego wywodu. Lucyfer spoglądał na niego przez chwilę w zamyśleniu, po czym w przypływie nagłego natchnienia walnął w podłogę widłami.
- To jest myśl, Billy Bob! Zamiast robić licytację starych trofeów sportowych, które nikomu nie są potrzebne, a zwłaszcza na dzisiejszym balu, zróbmy licytację Josha. - Zerknął na Cari i dodał: - A jeszcze lepiej, ożeńmy go, gdyż, zdaje się, znalazł już partnerkę.
- Zaraz, zaraz, Harry! - zaprotestował Josh. - Posuwasz się za daleko!
- Uwierz mi, Josh, to wspaniały pomysł! - upierał się diabeł. - Urządzimy ślub na niby, a potem będziemy zbierać „prezenty ślubne” od uczestników balu. Oczywiście, wszystko zostanie przekazane na organizację olimpiady dla niepełnosprawnych. Mówię wam, zbierzemy kupę forsy.
- Niegłupio to wymyśliłeś - poparł diabła prawnik - skazaniec. - Zgódź się, Josh. Robiłeś kiedyś bardziej zwariowane numery.
- Bo ja wiem...
- Być może panom ten pomysł wydaje się świetny - wtrąciła się Cari, trochę urażona tym, że trzej mężczyźni najwyraźniej z góry założyli jej akceptację tego zwariowanego planu. - Możecie sobie wyprawiać ślub panu Keeganowi, ale musicie znaleźć mu inną pannę młodą. Mnie to zupełnie nie interesuje.
Ani teraz, ani w najbliższej przyszłości. Możecie się wypchać ze swoim małżeństwem, pomyślała.
- Ależ wy stanowicie taką idealną parę - nie ustępował Lucyfer. - Dama i pirat. Hiszpańska arystokratka i korsarz, który ją porwał.
Cari nawet nie pokusiła się o wytknięcie mu, że haft sukni dobitnie podkreśla jej angielski, nie hiszpański styl. Nie oświadczyła mu także, że nie życzy sobie być przez nikogo porywana. Z determinacją pracowicie uwalniała koronkę, zaplątaną w klamrze paska Keegana, marząc, by wreszcie ta idiotyczna sytuacja się skończyła.
- No, nie bądź taka - mruczał uwodzicielsko diabeł, jakby kusił Ewę. - To tylko dla draki.
Cari, nie zwracając uwagi na diabelskie podszepty, zdecydowanie pociągnęła za koronkę i w końcu oswobodziła się. i Z ponurą miną oglądała rozdarcie. Przybranie sukni kosztowało bardzo drogo. Wypatrzyła tę koronkę w starym, zakurzonym sklepiku ze starociami w Savannah i wiedziała, że bez niej stąd nie wyjdzie. Ale nie miała zamiaru pozwolić, by przywiązała ją, nawet symbolicznie, do jakiegokolwiek mężczyzny.
Uwolniwszy się wreszcie z pęt, spróbowała odsunąć się jak najdalej o...
STOPROCENT1000