PIGMALION
GEORGE BERNARD SHAW
AKT PIERWSZY
Londyn, noc, godzina 11.15. Ulewny, letni deszcz. Słychać trąbki samochodów, niecierpliwe nawoływania i gwizdy na taksówki i dorożki. Przechodnie w biegu chronią się pod portyk kościoła Świętego Pawła na Covent Garden/*1, obok warzywno-owocowych hal targowych. Wśród nich dama z córką w strojach wieczorowych. Wszyscy wpatrują się ponuro w strugi deszczu, z wyjątkiem jegomościa odwróconego tyłem do reszty, który zda się być całkowicie zajęty zapisywaniem swoich uwag czy wrażeń w dużym notatniku. Zegar kościelny bije kwadrans po jedenastej.
CÓRKA stoi między głównymi filarami, oparta o lewy
Zziębłam do kości. Gdzież się podział ten Fred, już dobre dwadzieścia minut, jak poszedł...
MATKA stojąca tuż przy niej z prawej strony
Ach, przesadzasz, moje dziecko, kwadransa nie ma... Ale już powinien był dostać jakiś wóz w tym czasie.
PIERWSZY Z GAWIEDZI stojący dalej na prawo
Nie chwyci tera, paniusiu, nie prędzyj jak o pół na dwunastą, skoro poodwożom państwo tyatrowe...
MATKA
Ależ musimy dostać taksówkę... nie możemy tak długo czekać...
okropność!
PIERWSZY Z GAWIEDZI
Nie moja wina, paniusiu...
CÓRKA
Żeby Fred miał trochę oleju w głowie, to by złapał wóz przed
teatrem...
Widocznie nie mógł... biedne dziecko.
Jak to nie mógł, kto chce, ten może...
Z potoków deszczu wynurza się F r e d od strony Southamston Street, przemoczony do kostek. Wchodząc pod portyk otrząsa parasol. Jest to młodzieniec lat dwudziestu, w smokingu.
Masz dorożkę?
FRED
Nie ma żadnej, ani na lekarstwo.
Et, pleciesz, żeby nie można było dostać taksówki... pewnie nie szukałeś...
Coś strasznego! Więc mamy same iść po taksówkę?
Powiedziałem ci, że wszystkie zajęte... nikt się deszczu nie spodziewał... Zlatałem się jak pies... byłem przy Charing Cross, nic... zawróciłem w stronę Ludgate Circus... także nic.
Czy byłeś na Trafalgar Square?
Nie było...
Ale czy byłeś?
Przecież mówię, że dobiegłem aż do stacji Charing Cross... Miałem może pędzić na drugi koniec miasta, do Hammersmith?...
W ogóle nigdzie nie byłeś!...
Jesteś naprawdę niezaradny, Fredziu... idź jeszcze raz i bez
taksówki nie wracaj...
Zmoknę tylko, bo i tak nic z tego nie wyjdzie...
A my co? Mamy tu stać do rana w tym przeciągu, tak ubrane? Egoista wstrętny.
och, dobrze już, dobrze... idę... idę.
Otwiera parasol i rusza w stronę Strandu; na samym środku ulicy zderza się z młodą kwiaciarką, która trzymając w obu dłoniach płytki kosz z kwiatami, przebiega w stronę portyku; pod wpływem zderzenia kosz wypada jej z rąk. Oślepiająca błyskawica i ogłuszający grzmot towarzyszą temu incydentowi.
KWIACIARKA
Fe, Fred! Gdzie leziesz, kochasiu...
Przepraszam.
Znika w głębi.
KWIACIARKA zbierając rozrzucone kwiaty i układając je na
plecionce
Panicz zakichany... dwa bukiety fiołków wrypać w błoto...
Siada u stóp filara po prawej stronie damy i porządkuje kwiaty. W jej postaci nie ma nic romantycznego. Wygląda na lat osiemnaście lub najwyżej dwadzieścia. Na głowie ma mały kapelusik z czarnej słomki, nie czyszczony od dawna; jej włosy domagają się umycia, a ich mysi kolor nie wygląda naturalnie. Ma na sobie czarne, wytarte palto, sięgające do kolan i wcięte w pasie, brunatną spódnicę, gruby fartuch i bardzo zniszczone obuwie. Jej czystość jest niewątpliwie taka, na jaką ją stać, ale w porównaniu z damami stojącymi obok, dziewczyna jest po prostu brudna. Rysy jej nie są gorsze od rysów dam, lecz stan jej twarzy pozostawia wiele do życzenia, podobnie jak i zęby.
Przepraszam cię, moje dziecko, skąd ty znasz imię mojego syna?
To paniusi synek, ten gagatek? Żebyś go paniusia jako matka uczciwiej podchowała... To nie sztuka spaskudzić co — i w nogę... zapłaci mi to paniusia?
Niech mama się nie waży... także pomysł...
Pozwól, Klaro, masz jakie drobne?
Nie mam drobniejszych niż sześć pensów...
KWIACIARKA ożywiona nadzieją
Wydam paniuchnie, jak się patrzy...
MATKA do Córki
Proszę cię, daj mi sześć pensów... Córka podaje niechętnie. Matka do Kwiaciarki.
Masz, to za te kwiaty...
Ślicznie dziękuję, królowo...
Niech wyda resztę, te bukieciki po pensie sztuka...
Cicho bądź, Klaro!... Jak ci nie wstyd! (do Kwiaciarki) Zatrzymaj, nie trzeba...
Ślicznie dziękuję paniuchnie...
Ale za to powiedz mi, skąd wiesz, jak na imię temu młodemu panu?
Nie wiem.
Tylko proszę się nie wypierać, słyszałam wyraźnie, żeś go nazwała po imieniu...
KWIACIARKA z żywym protestem
Co się mam wypierać? Fred czy Karol, co za różnica?... Ja tak przez grzeczność, jak się należy obcemu... paniuchna rozumie?
Znowu sześć pensów jak w błoto... można było oszczędzić Fredowi tej indagacji...
Cofa się z niesmakiem za filar. W tej samej chwili wpada starszy jegomość o wyglądzie sympatycznego wojskowego zamykając ociekający parasol. Podobnie jak Fred, ma spodnie przemoczone do kostek. Strój wieczorowy — smoking, lekka narzutka. Zajmuje miejsce opuszczone przez Klarę. ..
JEGOMOŚĆ O WYGLĄDZIE WOJSKOWYM
Uff!
MATKA zwracając się do niego
Czy jest jaka nadzieja, że przestanie padać?
Wątpię, przed chwilą zaczęło lać jak z cebra...
Podchodzi do filara, przy którym siedzi Kwiaciarka, umieszcza stopę na jego podstawie i opuszcza mankiet spodni.
Ach, Boże...
Cofa się w głąb ku Córce.
KWIACIARKA wykorzystując sąsiedztwo Wojskowego próbuje nawiązać z nim rozmowę
Jak tak lunęło, to zara przestanie... ten do koloru, kapitanie.
Pan kupi od bidnej dziewczyny...
Przepraszam, nie mam drobnych.
Zmienię, wydam, kapitanie...
Z dwudziestu szylingów? Nie mam drobniejszych...
O, rety... jednego, kapitanku... mogie wydać z dwóch szylingów... cały ten kram dwa pensy tylko...
Ach nie nudź, powtarzam ci, że nie mam drobnych, (szuka po kieszeniach) Czekaj... o, półtora pensa, to wszystko, jeśli ci się przyda na co, masz...
Cofa się do innego filaru.
KWIACIARKA bierze, rozczarowana, uważając jednak, że półtora pensa jest lepsze niż nic
Dziękuję panu, kapitanie.
PIERWSZY Z GAWIEDZI do Kwiaciarki
Dej pozór... ciśnij ta w niego jakiem kwiatkiem... pod ścianą jakiściś skieł stoi i kużde twoje słówko do książki wpisuje...
Wszyscy zwracają się w stronę, gdzie stoi Jegomość z notatnikiem.
KWIACIARKA zrywa się przerażona
Rany boskie, a cóżem, do cholery, takiego zrobiła, żem się odezwała do tego pana? Moje prawo sprzedać kwiaty... legularne prawo mam. (histerycznie) Jak Boga kocham, jestem przyzwoita dziewczyna... przecie nic innego, do cholery, nie mówiłam, ale żeby co kupił.
Gwar głosów przeważnie wyrażających współczucie dla Kwiaciarki, ale krytykujących jej przesadną wybuchowość. Okrzyki:
„Przestań cholerować!", „Kto cię rusza?", „Nie bój się, nie damy ci krzywdy zrobić!", „Czego się rzucasz?", „Wolnego!" itd. padają z ust starszych, spokojniejszych gapiów, którzy pocieszająco klepią ją po ramieniu. Inni, mniej cierpliwi, każą jej „zamknąć jadaczkę'' albo szorstko pytają się: „O co chodzi?" Grupa ludzi, stojących na dalszym planie i nie wiedzących, co się właściwie stało, tłoczy się w kierunku Kwiaciarki, zwiększając zamieszanie pytaniami i odpowiedziami w rodzaju: „O co poszło?", „Co zrobiła?", „Gdzie, który?", „Szpicel ją zapisywał?", „Któren, ten?", „No; ten tam, widzisz go?", „Buchnęła forsę temu panu!" itd.
KWIACIARKA z dzikim płaczem przepychając się w kierunku Jegomościa o wyglądzie wojskowym
Panie szanowny, niech pan nie pozwoli, aby mnie zaskarżył! Ludzie kochane, co by to była za hańba dla mnie! Oni odbierą mi dobre imię i na ulice wywleką za zaczepianie. Oni…
JEGOMOŚĆ Z NOTATNIKIEM podchodząc ku niej, tłum napiera za nim
Te, te, te, te, ugryzł cię kto, głupia kozo... Za kogóż to mnie bierzesz?
Juści, pomyłka się stała, to nie łypek... dość pożreć na buty...
(objaśniająco) Dziewczysko myślało, że pon skieł...
JEGOMOŚĆ Z NOTATNIKIEM z nagłym zainteresowaniem
Co to znaczy skieł?
PIERWSZY Z GAWIEDZI biedząc się z określeniem
Ano... wiadomo... skieł to.... niby skieł... ano... gatonek jak to mówiom — szpicla... z policyi niby...
KWIACIARKA ciągle histerycznie
Na rany Jezusa przysięgam, żem ani słóweczka...
JEGOMOŚĆ Z NOTATNIKIEM przerywając jej z humorem
Przestań skrzeczeć... czy ja wyglądam jak agent policji?
KWIACIARKA wcale nie przekonana
A to po co mnie pan zapisał? Czy mnie pan rychtyk odnotował?
Pokaż pan, co tam stoi...
Jegomość otwiera notatnik i podsuwa go prawie pod nos dziewczynie, choć nacisk tłumu, usiłującego poprzez jego ramię zajrzeć do notatnika, byłby w stanie zachwiać ręką słabszego mężczyzny.
KWIACIARKA po chwili
Cóż to za zakrętasy? To nie legularne pismo, nic z tego nie mogie wyczytać...
JEGOMOŚĆ Z NOTATNIKIEM
A ja mogę, posłuchaj... (recytuje na głos naśladując jej wymowę) „Ten do koloru, kapitanie. Pan kupi kwiatka od bidney dziewczyny..."
KWIACIARKA zafrasowana
To niby przez to, żem go kapitanem wołała? Czy to taki despekt? (zwracając się do Jegomościa o wyglądzie wojskowym) Panie złoty, nie pozwól mnie skarżyć za takie jedno słówko... przecie to...
Ależ uspokój się, dziewczyno... (do Jegomościa z notatnikiem) Mój panie, jeżeli pan jest detektywem, nie potrzebuje mnie pan bronić .przed zaczepkami młodych kobiet, dopóki. ja o to nie poproszę. Wszyscy obecni mogą zaświadczyć, że dziewczyna nie miała żadnych występnych zamiarów...
GAWIEDŻ ULICZNA demonstrując przeciw policji
Oczywista, że możemy! Co się to miszać w cudze sprawy! Swojego nosa patrzeć! Przysłużyć się drań kce, dla awansu. Pisać, co ludziska mówią! Dziewczyna marnego słówka mu nie rzekła! A gdyby nawet, to co? Ładne rzeczy, żeby dziewczyna nie miała prawa schronić się przed deszczem.
Bardziej współczujący z gawiedzi odprowadzają ją z powrotem. na miejsce. Dziewczyna siada walcząc ze wzruszeniem.
Toć to nie skieł. Jakiściś zatracony frajer, co pcha nos w nieswoje drzwi, ot co! Po butach poznać, że nie łypek...
JEGOMOŚĆ Z NOTATNIKIEM zwracając się wesoło do mówiącego
A jak się też powodzi waszym krewniakom i znajomkom w okolicy Selsey?
PIERWSZY Z GAWIEDZI podejrzliwie
A niby skąd wiadomość, że ja z Selsey?
Mniejsza o to, ale zgadłem, prawda? (zwracając się do Kwiaciarki) A ty, dzierlatko, skąd się tu wzięłaś? Wszak pochodzisz z północno-zachodniej dzielnicy miasta, z Lisson Grove?
KWIACIARKA oburzona
Och, rany boskie, co panu do tego, żem się wyniosła z Lisson Grove... Świnia by nie strzymała w takim chlewie, a cztery i pół szylingów trzeba było bulić gospodyni co tydzień, (wybucha płaczem) Oh-hoo-hoo-oo...
A mieszkaj sobie, gdzie chcesz, tylko nie bucz...
JEGOMOŚĆ O WYGLĄDZIE WOJSKOWYM do Kwiaciarki
Cicho, cicho, nikt ci tu krzywdy nie zrobi, wolno ci mieszkać, gdzie ci się żywnie podoba...
SARKASTYK Z GAWIEDZI wpychając się między obu jegomościów
W Park Lane na ten przykład, co? Ochotnie bym, panie tego, porozmawiał z dobrodziejem, niby co się tyczy kwestii mieszkaniowej.
...
agusia_b2