Żyd. T. 1 : obrazy współczesneStrona 4/225 Kraszewski Józef Ignacy "Wszakże też gdy byli w ziemi nieprzyjacielskiej, nie do końcam ich odrzucił, anim ich tak wzgardził, żeby wyniszczeni byli i żebych zrzucił przymierze moje z nimi. Jam bowiem jest Pan Bóg ich..." Xięgi III. Mojżeszowe. — Leviticus rozdz. XXVI. 44. Żyd. T. 1 : obrazy współczesneStrona 5/225 Kraszewski Józef Ignacy Po wszystkich świata gościńcach pełno dziś błąkających się wędrowców... idą, lecą, spieszą, pędzą, a tak im pilno poza sobą zostawić kątek rodzinny, troskę domową, wspomnienia życia i groby jeszcze nieporosłe zielenią; — tak im pilno nie widzieć twarzy swoich a przyglądać się obcym, tak im potrzeba utonąć w tłumach nieznanych, ginąć we wrzawie bezimiennej ciżby — jakby się siebie wstydzili, jakby o sobie samych zapomnieć chcieli. Dawniej, dom, strzechę ukochaną, opuszczano ze łzami, z niepokojem; dziś ją rzucamy z radością. Znikło owe ciche, spokojne, szczęśliwe życie rodzinne — stało się wyjątkowem zjawiskiem, prawie śmiesznością, zakopaniem... wszyscy uciekamy od ciszy, aby hałasem zagłuszyć wewnętrzny ból, znużenie, niepokoje i tęsknice. I być nie może inaczej; cała społeczność cierpi, rzuca się, miota; jest to chwila niepokoju poprzedzająca śmierć a raczej nową życia formę. Ale pośród tłumu wygnańców z dobrej woli — iluż wygnanych z musu! wlokących się choć ich tęsknica ciągnie nazad do zamkniętego, opustoszałego lub w gruzach leżącego domu, do rozwalonej przeszłości. Ci, znękani, szukają napróżno kąta, przytułku, ręki przyjaznej, wejrzenia braterskiego, słowa bratniego... wszyscy i wszystko ich od siebie odpycha. Dla tych co biegną z uśmiechem drzwi każde stoją otworem, pokłon uniżony, służebny czeka ich w progu... Od pierwszych odwracają się dłonie i twarze, świat się ich lęka; wydziedziczeni, wygnańcy, bezojczyzniacy, rzekłbyś że dotknięcie ich parzy, że oddech zaraża; pustkę sieją do koła — ludzie się rozstępują, bo obawia się każdy aby mu ten biedak odarty i nagi, potrzebujący wszystkiego, nie wydychał jego powietrza, nie zjadł jego chleba, nie wydarł zarobku. I gnają ich rózgą pogardy, szyderstwa dalej a dalej... w stepy i pustynie... Oddawna świat takiego niepokoju i zamętu nie doświadczał: narody podobne są do porozbijanych mrówisk, z których tysiące drobnych istotek rozlatują się przerażone. Tęsknota, chciwość, nieokreślone żądze, nienasycona ciekawość, pragnienie nauki, głód grosza,znudzenie sobą, rozpędzają na wsze strony. Zyska zapewne na tem ostatecznie ludzkość, ale tymczasem jednostki zamiast zbliżać się do siebie, żyć się z sobą oduczają; pękają węzły co ich gromadkami trzymały powiązanych, nawykają wszyscy uważać się za gości jednodniowych, zastygają serca, obojętnieją stosunki. — Podróż życia i tak już krótką, jeszcze sobie tą włóczęgą skracamy. Niema nic dziwnego że w takim stanie ducha — na głównych gościńcach Europy trafiają się nieraz najdziwniejsze, nąjniespodziewańsze spotkania. Tam gdzie tłumy przepływają bez ustanku, fala przynosić musi często rozbitków z różnych świata krańców, skorupy z głębin wyrzucone burzą, złomy koralów i strupieszałe polypy i dyszące rybki i zielone alg gałęzie. Jednego skwarnego popołudnia poczynającej się jesieni 1860 roku, najsławniejsze a raczej jedyne: Albergo e trattoria della Grotta w Sestri Ponente pod Genuą na drodze wiodącej do Savony; oberża utrzymywana przez szanownego Gaetano Firpo, który jest zarazem restauratorem klubu przy Teatro Carlo Felice w Genui; napełniła się liczbą gości w dnie powszednie nadzwyczajną. W niedzielę nie byłoby to wcale dziwnem, bo naówczas Trattoria delia Grotta rachuje na zwykłych swych gości genueńskich, ale we Czwartek, niespodzianka ta, wcale miła, rozjaśniała rumiane i opalone oblicze gospodarza. Sestri Ponente leży pod Genuą o niespełna godzinkę drogi, nad samem morzem (in vicinanza del mare, opiewają prospekta pana Firpo) na sławnym gościńcu wiodącym do Savony i Nizzy; w dosyć wdzięcznem położeniu. Genova la Superba, której na niczem nie zbywa, nawet na zielonych drzewkach wśród przepysznych jej murów, niema tylko jednej rzeczy... Oblanej morzem braknie jej morskich kąpieli. Port ma doskonały, ale to co tu kąpielami zowią, szkaradne. Kto się chce koniecznie wykąpać w morzu, najmuje łódkę, wyjeżdża nieco z brudów portowych; tam przywiązują mu sznur do pasa, z łódki spuszczają wschodki i biedak siedząc na ślizkich ich stopniach, musi się w wodzie pluskać ostrożnie, ale z tą pociechą wewnętrzną, że jeźliby się wschodki lub nogi ośliznęły, poczciwy przewoźnik jak rybkę wędką za sznur by go z głębiny wyciągnął. Jeźli się ten sposób nie podoba, można się jeszcze kąpać w brudnej wodzie portu siedząc na ślizkich skałach, lub naostatek w marmurowej wannie na Piazza Sarzana. Więc też ci co do drogiego, modnego Livorno lub do prześlicznej Spezyi pojechać nie mogą, wyruszają do ubogiego Sestri, albo innej małej jakiej mieściny pod Genuą i tam biorą kąpiele, na mniej więcej kamienistem wybrzeżu. — Rozumie się że bogatsi którym równie chodzi o wygodę jak o towarzystwo i o sławę miejsca przez nich zaszczyconego pobytem, szukają sobie innych, wymyślniejszych kąpieli, przyjaźniejszego piasku i arystokratyczniejszej fali. Sestri służy oszczędnym, cichym, którzy więcej morza niż ludzi potrzebują, więcej spokoju niż rozrywki. Oprócz tego Sestri ma znaczne bardzo warsztaty do budowy mniejszych statków kupieckich, i to podobno głównie żywi je i bogaci. Okolica smętna jest ale poważna i piękna; do koła wstają wzgórza linii surowych i klassycznych Poussinowskich profilów, strojne w winnice, gaje, ogrody, ville niegdyś wspaniałe a dziś puste jak większa ich część we Włoszech, klasztory i kościołki. Z pięknie wykrawanego brzegu widok sięga w jedną stronę ku Genui, w drugą daleko aż ku Savonie, wzgórza sine giną we mglistych morza wyziewach... Na prost nic nie postrzegasz tylko niezmierzoną przestrzeń lazurowej i zieleniejącej fali. Niedaleko od wybrzeża stoi, dosyć wykwintnie wyglądające zdala, Albergo delia Grotta. Niema najmniejszej wątpliwości że piękny ten pałacyk nie był na gospodę zbudowany; jest to villa jakiegoś możnego pana, później sprzedana i przerobiona na dom zajezdny. Podwórzec pełen laurów, granatów, pomarańcz... wschody wiodące na górne piętra przystojne; wszędzie ślady fantazyi pańskiej i zbytku, na których gruzach usiadł dziś spekulujący restaurator nieposzanowawszy pańskiego dworca... Zmieniły się warunki życia wszędzie — z gmachami dawnemi tak się też dzieje nietylko we Włoszech: nie odpowiadają one wymaganiom i potrzebom dzisiejszej społeczności, więc niejeden pałac przerobiono na browar, niejednę villę na gospodę, a roskoszny ogród na plantacyą burakową... Ocalały tylko te które nabyli ludzie nowego mienia i imienia... Gdzie w opuszczoną skorupkę zdechłego magnata wlazł pasożyt bankier... lśni się jeszcze i porusza stara muszla arystokratyczna, ożywiona istotą nową. Główną ozdobą tej villi, jak jej nazwanie samo Żyd. T. 1 : obrazy współczesneStrona 11/225 Kraszewski Józef Ignacy zwiastuje, była naturalnie grota, która dziś dała imie gospodzie; jest w istocie osobliwą i bardzo kunsztownie zbudowaną; przypomina ona stare rzymskie czasy i zbytki, przepychy, uczty i dziwactwa wymyślne Rzymian za cesarstwa, którzy chowali ostrygi w sadzawkach na dachach, i kochali się w przezwyciężaniu natury... aż do szaleństwa... Grota jest na małą skalę takim snem wśród błałego dnia... podziemiem na powierzchni ziemi, niespodzianką. Jest to ogromny salon, całe tej villi skrzydło zajmujący, przerobiony z pomocą trochy gipsu, farby i konceptu na łudzącą w istocie i jakby naturalną pieczarę stalagmitami okrytą. Wchodząc do niej na pierwszy rzut oka można się sądzić w podziemiu i wiele osób z początku bierze ją za igraszkę natury, wykończoną i przyozdobioną przez sztukę. Ściany, zasklepienie, wszystko się wydaje jakby z jednej opoki, z kamienia. Głąb' tajemniczą, ciemną, poprzerzynaną labiryntami oświeconemi z góry, zajmuje umyślnie wpuszczona sadzawka i cicho szemrzący wodotrysk. Jest to coś w istocie uroczo pięknego dziwnego, niezwyczajnego, w początkach czyniącego silne wrażenie, ale powoli, gdy się rozpatrzy gość, gdy oczy się oswoją, chłód owionie, ów urok pierwszy rozwiewa się i znika. Żyd. T. 1 : obrazy współczesneStrona 12/225 Kraszewski Józef Ignacy Dziś niestety... jest to starą dekoracyą pokryta prosta, prozaiczna izba restauratora... Stoją w niej rzędami usłużne i potulne stoliczki i krzesełka dla gości; nawet w najciemniejszym, tajemniczym zakącie groty, nad skałami otoczoną sadzawką — postawiono stół, gwarzą, śmieją się, piją, porozbierawszy z sukni, odpoczywają Genueńczycy — przejezdni woźnice zażywający wczasu lub, naprzemiany, jaka rodzina angielska, która po chwili ustępuje miejsca ...
Domator2