Fox Susan - Braterska przysługa.doc

(432 KB) Pobierz

 

Susan Fox

 

Braterska przysługa


Rozdział 1

 

Rozległe, dzikie tereny ciągnęły się po horyzont, sprawiając wrażenie nietkniętych ręką człowieka. W tej wielkiej przestrzeni jej skromne ranczo zdawało się drobiną, jak znaczek pocztowy porzucony w głuszy. Praca tutaj wymaga ciężkiego mozołu i nigdy się nie kończy. Kurz, pot i czasem krew. Nie jest lekko. Ani bezpiecznie. Zwierzęta, nawet te najlepiej ułożone, bywają nieobliczalne. Wypadki są nieuniknione i wliczone w koszty. Urządzenia zawodzą, narzędzia odmawiają posłuszeństwa. Zdarzają się awarie, coś trzeba naprawiać. Zachodnie wiatry spadają znienacka, niosąc z sobą zniszczenie.

To nie jest miejsce dla panienki, ale Corrie Davis już dawno oswoiła się z życiem na ranczu. Przez chwilę próbowała być taka, jak inne dziewczyny w jej wieku. Miała wtedy osiemnaście lat i zapragnęła być damą. Zachwyciły ją cieniutkie rajstopy, makijaż, książki o zasadach savoir-vivre’u. Z zapartym tchem czytała kobiece magazyny, a raz cały weekend spędziła na zakupach w San Antonio.

Nakupiła wtedy ślicznych fatałaszków, których do dziś ani razu nie włożyła.

Miała tyle planów, tyle nadziei. Człowiek, który rozbudził w niej te pragnienia, nieświadomie obrócił je w proch. Kilkoma zaledwie słowami.

– Corrie, jesteś bystrą i mądrą dziewczyną. Na pewno doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie pasujesz do mojego brata. Nasz ojciec wiąże z nim wiele planów. Shane powinien skończyć studia. Przejąć odpowiedzialność za część naszego dziedzictwa. Przez następne lata ma wiele do zrobienia. Musi dorosnąć, odnaleźć swój cel...

Nick Merrick umilkł i popatrzył na nią przenikliwie. Wzdrygnęła się, serce w niej zamarło. Intuicyjnie czuła, co teraz nastąpi.

– Corrie, sama widzisz, że dla ciebie nie ma tu miejsca.

Przykro mi patrzeć, jak bardzo się starasz, a wiem, że nic z tego nie będzie.

Jej też było wtedy przykro, nawet bardzo. Jednak podświadomie wiedziała, że Nick ma rację. Nie pasuje do planów ich ojca. Zresztą nie chciała wyjść za mąż za Shanea.

Szczęście, że Nick się tego nie domyślił. To w nim się kochała, nie w jego młodszym bracie. Jego chciała oczarować strojami i sposobem bycia. Skoro tak jednoznacznie powiedział, że nie jest odpowiednią dziewczyną dla Shanea, to wszystko było jasne.

Za nią chłopcy nigdy się nie uganiali, więc słowa Nicka tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że nikt się nią nie zainteresuje. Widzą w niej nie dziewczynę, a kumpla. Zresztą to od tego zaczęła się przyjaźń z Shaneem.

Dlaczego Nick sądził, że łączy ich coś więcej? Niebywałe. Nie mogła tego pojąć.

Do tamtej przykrej rozmowy nie wracała przez lata. Cierpiała, ale czas zrobił swoje. Wreszcie pogodziła się i przestała o tym myśleć. Wkrótce po tym, jak skończyła dwadzieścia lat, pochowała ojca. Na nią spadło prowadzenie rancza. Pracowała od świtu do nocy i nie miała już czasu rozmyślać o Merrickach.

Z Nickiem widywała się bardzo rzadko. Wprawdzie ich posiadłości graniczyły z sobą, ale okazji do spotkań było niewiele. Shane, zgodnie z wolą ojca, wyjechał na studia, ale po pierwszym semestrze rzucił naukę, by doskonalić się w rodeo. To zawsze było jego marzeniem. Tak więc plany starego Merricka spaliły na panewce.

Przez te sześć lat Shane nie dawał znaku życia. Ona też nie zaprzątała sobie nim głowy. Aż do wczoraj, gdy Nick nagrał się jej na sekretarkę, i wspomnienia odżyły.

Dla Nicka najwyraźniej było oczywiste, że jego brat jest z nią w ciągłym kontakcie. „Gdy zobaczysz się z Shaneem, bądź tak miła i poproś, by do mnie zadzwonił”.

Ta prośba była dla niej ogromnym zaskoczeniem. Wywnioskowała z niej, że Shane się do niej wybiera.

Minęła doba, a Shane się nie pokazał. Przez ten czas zapewne widział się z bratem. Czyli nie ma powodu, by dzwonić do Nicka.

Znużonym krokiem szła ze stajni do domu. Porządnie się dziś napracowała. Jest zakurzona, mokra od potu, pobrudzona smarem. Niepotrzebnie brała się za naprawę wiatraka. Ujeżdżanie źrebaka też mogła sobie darować, za bardzo jest zdekoncentrowana. To dlatego dała się zrzucić.

Weźmie szybki prysznic, przebierze się i zje zimny lunch. Potem zajmie się papierkową robotą i posprząta w domu. Ma mnóstwo zajęć. Nie będzie nabijać sobie głowy rozmyślaniami na temat Merricków. To zamknięta sprawa, do której nie warto wracać.

Idąc, oglądała rozdarty rękaw koszuli, zastanawiając się, czy warto go zszywać. Nagle wesoły męski głos wyrwał ją z zamyślenia.

– Hej, jak ci się podobam?

Na barierce ganku siedział Shane Merrick. Nadal przystojny, w czarnym kowbojskim kapeluszu i jaskrawo-niebieskiej koszuli na perłowe napy. Dżinsy, sądząc po kolorze, dość nowe, a wyglansowane czarne kowbojki zdradzały, że czas spędza nie na ranczu, a w mieście. Ale uwagę Corrie przyciągnęła ozdobna klamra pasa. Klamra mistrza rodeo.

Poderwał się z miejsca i wyszedł jej naprzeciw. Chciał wziąć ją w ramiona, lecz cofnęła się w porę.

– Ubrudzisz się.

– Trochę kurzu nikomu jeszcze nie zaszkodziło! – roześmiał się i przyciągnął ją do siebie. – Och, Corrie, nawet nie wiesz, jak miło cię widzieć!

Przyjemnie było to słyszeć, podobnie jak przyjemnie było w jego serdecznym uścisku.

– Świetnie wyglądasz – skomplementowała go. – I pięknie pachniesz. – Cofnęła się i z uśmiechem poprawiła przekrzywiony kapelusz. – Jak się miewa nasz mistrz? Startujesz po trzecią klamrę?

Shane uśmiechnął się, wyciągnął rękę i odgarnął pasemko ciemnych włosów, które wymknęło się jej z warkocza.

– Nieźle się napracowałem, żeby dojść do tego, co już mam. W sumie mógłbym na tym poprzestać.

Corrie cofnęła się nieco i ruszyła do drzwi.

– Napijesz się czegoś?

– Z przyjemnością.

Weszła do domu, powiesiła kapelusz na kołku i podeszła do kuchennego zlewozmywaka.

– Weź sobie, na co masz ochotę. Muszę choć trochę się umyć.

Podwinęła rękawy koszuli i zaczęła energicznie szorować dłonie.

– Czym chcesz się przytruć? – zawołał Shane, stojąc przed otwartą lodówką.

– Poproszę wodę z lodem – powiedziała, myjąc ręce.

Shane zamknął lodówkę i postawił na blacie szklankę z wodą. Corrie uśmiechnęła się do niego.

– Dzięki. Zaraz wezmę, tylko trochę się wypucuję.

– Dla mnie jesteś w porządku.

Już miała przenieść wzrok na ręce, gdy nagle coś ją tknęło. To jego spojrzenie... niby takie jak zawsze, jednak trochę inne. Mocno potarła paznokcie szczoteczką. Po chwili opłukała twarz wodą i zakręciła kran.

Sięgnęła po ręcznik, ale Shane był szybszy. Gdy podał jej ręcznik, wytarła twarz, potem dłonie.

– Wczoraj twój brat nagrał się na sekretarkę – zagaiła.

– Chciał, żebyś do niego oddzwonił. – Odłożyła ręcznik, sięgnęła po szklankę. – Domyślam się, że już się z nim widziałeś.

– Tak, byłem w domu. Usłyszałem ofertę.

Upiła porządny łyk, odstawiła szklankę i oparła się o blat. Shane dolał jej wody.

– Jaką ofertę? – zapytała.

Shane podszedł do lodówki i wstawił do niej dzbanek z wodą.

– Nick proponuje, byśmy wspólnie prowadzili ranczo. Uważnie popatrzyła na jego twarz. Już się nie uśmiechał.

– To chyba dobra propozycja. Shane uśmiechnął się półgębkiem.

– Nie jestem pewien. Nick proponuje mi czterdzieści pięć procent. Jest więc problem. Po pierwsze, on miałby decydujący głos. Po drugie, ja nie wniosłem tego udziału. Tym bardziej nie mam prawa do takiego samego głosu. Może lepiej kupić coś na własny rachunek.

Nie skomentowała tego, ale Shane jej nie zaskoczył. Zawsze był niezależny. Dlatego stale miał konflikty z ojcem i starszym bratem. Po śmierci ojca spory z Nickiem jeszcze się nasiliły. Zaczął studia, ale dość szybko z nich zrezygnował.

Jednak nie może się zgodzić, że Shane nie ma prawa do rodzinnego majątku. To mu się należy, przez sam fakt urodzenia. Tak jak jej należy się to ranczo, bo tu się urodziła. To jej rodzinne dziedzictwo.

– Chodź, usiądziemy – gestem zaprosiła go do salonu.

Shane zaśmiał się cicho.

– Nie obraź się, ale na siedzeniu masz plamę ze smaru.

Popatrzyła na niego, badając, czy nie żartuje. Oczy mu się śmiały.

– Nie bujasz?

Zamiast odpowiedzi, Shane pokazał gazetę, którą chyba zabrał po drodze z kuchni.

– Możesz usiąść na tym.

Rozłożył gazetę na fotelu. Corrie usiadła wygodnie. Na szczęście udało się jej nie rozlać wody z trzymanej w dłoni szklanki.

Shane usiadł na podnóżku fotela. Wskazał na jej szklankę.

– Cud, że nie rozlałaś. Jak zawsze zręczna. Masz w sobie wyjątkową elegancję.

W jego oczach znowu dostrzegła coś nowego... Starała się tego nie zauważać.

– Jak zwykle przesadzasz.

Jego uśmiech zgasł.

– Nie przywykłaś do komplementów. Zbijają cię z tropu.

Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, że większość facetów, patrząc na ciebie, ma nieprzyzwoite myśli.

Zaskoczył ją tą uwagą. I zdeprymował. Bo zwykle nikt jej nie zauważał.

Uśmiechnęła się z przymusem, przerzuciła warkocz na ramię i zaczęła go rozplatać. Rozpuszczone włosy sięgały jej do talii.

Niemal od razu pożałowała tego nieprzemyślanego gestu. Bo Shane przyglądał się jej z takim napięciem, że poczuła się nieswojo.

– Shane, nie obraź się, ale mógłbyś przesiąść się w inne miejsce, bo chcę zdjąć buty?

Znowu ją zaskoczył. Uśmiechnął się, ujął jej nogę i ściągnął but.

– Nie boisz się pobrudzić, ale gdy tylko przyjdziesz do domu, od razu zaczynasz się myć? Typowa dziewczyna.

Przygniatając łokciem jej kostkę, sięgnął po drugą nogę. Corrie zamilkła. Czekała, aż ją puści.

– Czemu nagle zrobiłeś się taki troskliwy? – zapytała, oddychając z ulgą, gdy w końcu oswobodziła stopy.

– Tak sobie – odparł. – Byłem ciekawy, jak długo wytrzymasz. Czy ktoś ci robił masaż stóp?

– Nie. I obejdę się bez tego. – Była zła na siebie, że tak poważnie do tego podeszła. Choć z drugiej strony coś między nimi się zmieniło. Shane zawsze traktował ją jak kumpla. Nigdy nie widział w niej dziewczyny.

Raz doszło do zabawnego zdarzenia. Odwróciła się, gdy szeptał jej coś na ucho. Wtedy niechcący ich usta się zetknęły. Natychmiast odskoczyli od siebie jak oparzeni, a potem śmiali się z tego jak szaleni. Teraz było inaczej.

Shane uśmiechał się, ale jakoś dziwnie. Zrobiło się jej gorąco.

– Corrie, dalej jesteś niewinną panienką, prawda? – Zniżył głos. – Nie masz pojęcia, jaka to teraz rzadkość. I jak bardzo jesteś wyjątkowa.

Popatrzyła na niego czujnie, nie bardzo wiedząc, jak powinna zareagować. To chyba go jeszcze bardziej ujęło. Rozjaśnił się w uśmiechu, odgarnął loczek z jej twarzy. Podniósł się.

– Leć pod prysznic, kochanie. Na mnie już pora, ale jeszcze się do ciebie odezwę. Później. Zgoda?

Kochanie? Patrzyła na niego ze zdumieniem.

– Zgoda – wymamrotała szeptem.

Patrzyła, jak idzie do drzwi. Gdy zniknął, wbiła wzrok w podnóżek.

Czuła się beznadziejnie. Po raz pierwszy w życiu z taką mocą uzmysłowiła sobie, czym jest całkowity brak doświadczenia w sprawach damsko-męskich. Swobodnie może rozprawiać o polityce czy interesach, ale o tych rzeczach nie ma bladego pojęcia. Teoretycznie wszystko wie, gorzej z praktyką.

Zawsze miała doskonały kontakt z chłopakami. Jeździła konno, łowiła ryby, nie bała się ciężkiej pracy na farmie. W szkole wszyscy chcieli być z nią w zespole, bo świetnie się uczyła. I żaden chłopak się nie bał, że się w nim zakocha.

Za to na szkolnych potańcówkach omijano ją łukiem, a prym wodziły inne dziewczyny. Kokietki trzepoczące wymalowanymi rzęsami. Wystrojone w skąpe bluzeczki i kuse spódniczki, które umiały owinąć sobie facetów wokół palca.

Próbowała iść w ich ślady, gdy straciła głowę dla Nicka. Liczyła, że kilka sztuczek i odpowiedni makijaż otworzą jej drogę do jego serca. Myliła się.

Ostatnio coraz bardziej doskwiera jej uporządkowane codzienne życie. Nuży ją powtarzalność każdego dnia. Ma dość samotności. W ciągu ostatnich tygodni kilka razy była w mieście. Spotkała dawne koleżanki. Mają mężów i dzieci. Wmawiała sobie, że w wieku dwudziestu czterech lat jeszcze nie jest starą panną, lecz czuła się trochę przybita.

Teraz nagle pojawił się Shane. Te jego odzywki... Czyżby próbował ją uwodzić? Trudno jej to ocenić, bo nie ma doświadczenia. Jednak sama myśl budzi w niej dziwne emocje, jakąś ekscytację...

Oparła łokieć na fotelu, po chwili zakryła dłonią usta.

Czyżby Shane z nią flirtował?

Ogarnęło ją podniecenie. Jutro pewnie wszystko wróci do normy, ale dzisiaj...

Dzisiaj został dokonany wyłom w jej codzienności. Powody są niejasne, jednak czuje się zupełnie inaczej. Po raz pierwszy w życiu ma nadzieję, że może coś się zmieni, że może jest przed nią szansa.

Gdyby zakochała się w kimś, kto by odwzajemnił to uczucie... Może nie jest taka beznadziejna, jak zawsze o sobie myślała? Może ktoś ją pokocha? A idąc dalej tym tropem, może nawet zaproponuje małżeństwo i zechce mieć z nią dzieci? Kto wie?

Wzięła prysznic, zjadła lunch i zaczęła porządkować papiery. Nadzieja ciągle biła się z głosem rozsądku. Gdyby to było możliwe... Jednak powoli, jak zawsze, zdrowy rozsądek wziął górę. A uniesienie i nadzieja rozwiały się bez śladu.

 


Rozdział 2

 

Corrie Davis, kobieta fatalna. Trudno ją uznać za taką, jednak coś chyba w tym jest. Bo dotąd nie może pojąć, co jego brat widział w niej przed laty. Zwłaszcza że dziewczyny, z jakimi się wtedy spotykał, były jej absolutnym przeciwieństwem.

Shane gustował w wyrafinowanych ślicznotkach. Co raczej się nie zmieniło, sądząc po dziewczynach, które jeździły za nim na kolejne zawody rodeo. Dwie już dzwoniły na ranczo i zostawiły dla niego wiadomości. Trzeciej też się nie poszczęściło, bo akurat pojechał na ranczo Corrie.

Wprawdzie nie powiedział tego wprost, ale... Większość jego dawnych sympatii zdążyła się ustabilizować czy przenieść w inne okolice, czyli Shane’owi pozostała jedynie Corrie. Zresztą wspomniał o niej, gdy tylko przyjechał. A o żadnej innej nawet nie napomknął.

Przed laty pozostawał pod jej wpływem. Trudno powiedzieć, jak wyglądały ich kontakty przez ten ostatni okres, jednak lepiej dmuchać na zimne.

Corrie wychowała się na ranczu, po śmierci ojca przejęła je i prowadziła samodzielnie. Jednak to zupełnie inna skala niż ich rozległe imperium.

Shane zawsze dążył do niezależności. Chciał działać samodzielnie, być zależnym wyłącznie od siebie. Corrie z pewnością mu imponuje. Nikt jej niczego nie narzuca, nikomu się nie podporządkowuje. Do Shanea to musi przemawiać.

Zaproponował mu czterdzieści pięć procent, jednak w głębi duszy wiedział, że na jego miejscu również miałby opory. Prawdopodobnie też wolałby zacząć działać na własną rękę.

Jednak tradycja i rodzinne dziedzictwo do czegoś zobowiązują. Dlatego postara się zrobić wszystko, by nakłonić Shanea do powrotu.

Ojciec potępiał Shanea za wybór jego drogi. Nick był bardziej tolerancyjny i nie podzielał tych surowych ocen. Mimo to zależy mu, by brat wreszcie dorósł do oczekiwań rodziny. I dowiódł charakteru, spełniając je. Mimo że ojciec już tego nie zobaczy.

Zwykle odpychał od siebie nieprzyjemną myśl, że w jakimś stopniu ponosi winę za postępki brata. Przez ostatnie wspólnie przeżyte lata to on był wzorem dla Shanea, on powinien zaszczepić w nim wartości, nauczyć odpowiedzialności.

To ostatni moment, gdy jeszcze może zawrócić Shanea, przekonać go, że powinien osiąść na ranczu. Jeśli w imię tych wyższych racji będzie musiał jeszcze raz rozmówić się z Corrie, zrobi to. Przed laty dziewczyna wykazała zdrowy rozsądek i wycofała się.

Być może kryły się za tym inne powody. Perspektywa ciągłego podróżowania z Shaneem z zawodów na zawody i życia w motelowych pokojach mogła ją zniechęcić.

Poza tym jej ojciec już wtedy podupadł na zdrowiu, może więc nie chciała go opuszczać? Teraz, gdy Shane skończył z rodeo, sytuacja jest inna.

Może Corrie nadal ma dla niego ciepłe uczucia. Choć co innego jest ważniejsze – czym ona go tak ujęła? Jeśli to odkryje, łatwiej mu będzie podejść Shanea i przywołać do rozsądku.

Usłyszał głos brata wołającego do gospodyni. Czyli już wrócił. Nadarza się świetna okazja, by pojechać teraz do Corrie i rozmówić się z nią w cztery oczy. Im szybciej to zrobi, tym lepiej. Nim do czegoś dojdzie.

Wyłączył komputer i szybko ruszył do samochodu.

Jazda zabrała mu dwadzieścia minut. Przez ten czas zastanawiał się, od czego zacząć rozmowę. Musi to zrobić umiejętnie. Corrie jest raczej spokojna, jednak ma swoją dumę.

Od czterech lat samodzielnie prowadzi ranczo. Może zareagować gwałtownie, gdy sąsiad, z którym niemal się nie widuje, nagle zacznie się wtrącać w jej prywatne sprawy.

Dziś ich rozmowa może wyglądać zupełnie inaczej niż tamta sprzed lat. Z natury nie jest łagodny i nie bawi się w subtelności, jednak teraz to chyba jedyny sposób.

Już samo jego pojawienie się może jej przypomnieć, że starszy brat Shanea nadal tu jest i czuwa. I nie pochwala ich znajomości, tym bardziej długofalowych planów na przyszłość. Jeśli zajdzie potrzeba, uzmysłowi jej to bardziej dobitnie.

Zjechał z głównej szosy. Stąd do Davis Ranch jest mniej niż dwa kilometry. Zjeżdżając z niewielkiego wzgórza, ujrzał zabudowania rancza. Po lewej stronie domu dostrzegł sylwetkę szczupłej kobiety. Podlewała klomb z kwiatami.

Od razu poznał Corrie. Jednak było coś, co go zaskoczyło. Włosy, zwykle zaplecione w warkocz, wspaniałymi ciemnymi lokami falowały nad kwiatami. Dziewczyna wyprostowała się nieco, odrzuciła włosy na plecy i pochyliła konewkę.

Skończyła podlewać i odwróciła się w jego stronę. Zatrzymał samochód. Nawet jeśli była zaskoczona jego przyjazdem, nie pokazała tego po sobie. Miała czas się przygotować, musiała słyszeć zbliżające się auto.

Ruszył w jej stronę po zrudziałym trawniku. Nie mógł oderwać oczu od jej pięknych, lśniących włosów. Aż do chwili, gdy jego wzrok zszedł niżej.

Rzadko widywał Corrie, a jeśli już, to z dala. Dlatego teraz przeżył prawdziwy szok. Biały T-shirt, nieco skurczony od prania, lekko opinał figurę. Szorty z obciętych dżinsów odsłaniały szczupłe, zgrabne nogi. Była boso. Zawsze widywał ją w stroju roboczym. Poczuł się niemal jak rażony piorunem.

Czy Shane był teraz u niej? Może stąd ten strój i rozpuszczone, świeżo umyte włosy? W porównaniu z jej codziennym wyglądem to wielka zmiana. Choć Corrie, mimo że taka odmieniona, nadal jest sobą. I wygląda nadzwyczaj atrakcyjnie.

Nie spodziewała się wizyty Nicka. Żałowała, że nie ma na sobie bardziej odpowiedniego stroju. Czuła na sobie jego wzrok, gdy szedł w jej stronę. Starała się nie okazać po sobie zdenerwowania. Tę umiejętność opanowała już dawno, jeszcze przed laty, gdy na jego widok serce waliło jej jak młotem. Teraz nie było to łatwe. Bo miała świadomość, że jest pierwszym mężczyzną, który widzi ją w szortach odsłaniających niemal całe nogi.

By zająć myśli czymś innym, obserwowała go, w duchu porównując obu braci.

Shane jest przystojniejszy, choć są do siebie bardzo podobni. Między nimi jest osiem lat różnicy. Shane jest bardziej chłopięcy, Nick opanowany i doświadczony. Wydaje się też bardziej stanowczy i niedostępny.

Czarne włosy i czarne oczy jeszcze bardziej to podkreślały. Shane ma intensywnie niebieskie spojrzenie. Obaj są wysocy. Nick ma mocniejszą budowę. Shane porusza się lżej i zręczniej, czasem postawą i gestem przydając sobie znaczenia. Nick nie musi tego robić. Wierzy w siebie. Po wypadku, który unieruchomił ojca w wózku inwalidzkim, Nick przerwał studia i wrócił na ranczo. Przejął rządy nad rodzinnym imperium.

To przełożyło się na jego sposób bycia. Wiedział, ile jest wart, miał autorytet. Nie oszczędzał się i tego samego wymagał od innych. Taki człowiek weźmie sobie za żonę kobietę, która dorównuje mu urodzeniem, statusem i urodą. To oczywiste.

Wiedziała o tym już dawno. Ona nie wchodzi w grę, pod żadnym względem. Nick nawet na nią nie spojrzy. Jednak za każdym razem na jego widok działo się z nią coś dziwnego. Tak jak teraz, gdy podszedł i grzecznie uchylił ronda kapelusza, a ją od razu ogarnęła fala gorąca...

 

Niebieskie oczy patrzą na niego czujnie. Ma długie gęste rzęsy, o jakich większość kobiet może tylko marzyć. Przygląda się jego twarzy, ale nie przesuwa wzroku na całą sylwetkę. Plus dla niej. Corrie nigdy nie była kokietką, mężczyźni jej nie interesowali. Widać to się nie zmieniło.

Choć teraz, kiedy ma ją przed sobą tak blisko, nie pojmuje, jak mógł uważać ją za nieciekawą dziewczynę. Przeciwnie. Oczy zawsze miała wyjątkowo ładne. Z wiekiem buzia się jej nieco zmieniła. Regularne rysy, lekko opalona cera, delikatne, miękkie usta. Corrie wyrosła na prawdziwą piękność.

Nic dziwnego, że Shane jest nią zauroczony. Zadanie, które początkowo wydawało się proste, może okazać się trudnym wyzwaniem.

Sam się zdziwił, słysząc zmieniony ton swego głosu, gdy odezwał się do niej na powitanie.

Nie odpowiedziała od razu, tylko skinęła głową.

– Shane już odjechał. Jakieś trzy godziny temu.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin