Nieprzyjemna atmosfera u Cullenów roz. 12.odt

(8 KB) Pobierz

"Nieprzyjemna atmosfera u Cullenów"

 

            Cała wataha potraktowała sprawę z nowym zapachem bardzo poważnie. Wszyscy robili co w swojej mocy, aby zdobyć choć małe poszlaki. Oczywiście ja również się wysilałem. Poszukiwania traktowałem jako odcięcie się od rzeczywistości i ponurych rozmyślań o Renesmee.

          Mimo szczerych chęci, nikt nie mógł znaleźć żadnego śladu. Czasem tylko można było wyłapać wilczą woń, która jednak urywała się niespodziewanie po kilkunastu metrach. Był to dla nas znak, że obce wilkołaki nadal się kręcą wokół Forks i LaPush. W poszukiwaniach pomocni stali się też Culleni oraz mój ojciec. Jedno mi tylko było w niesmak, że Bella dopnie swego i naprawdę dopilnuje, bym przyszedł na to cholerne przyjęcie. Kilka razy dzwoniłem do niej, próbując jakoś się wymigać od tego wszystkiego, ale wampirzyca pozostawała nieugięta.

         W jednej z rozmów tak mi to wyjaśniła:

          - Jake, dla Jaspera to bardzo ważne. Robi przyjęcie na cześć wstąpienia do rodziny. Powiedzmy szczerze, że dobrze skorzystał przyłączając się razem z Alice.

         Może postawiłbym wtedy na swoim, gdyby nie ten wyczekujący głos Belli, któremu nigdy nie umiałem odmówić. Tak więc się złożyło, że tego dnia miałem przerwać poszukiwania i udawać, że się dobrze bawię. I ją zobaczyć. To będzie dla mnie nie tylko upokorzeniem, ale i znów będę odczuwał odrzucenie równie silnie.

         Wpatrywałem się w lustro, patrząc na siebie. Nie miałem największej ochoty tam iść. Jeszcze , patrząc na białą koszulę, którą ( choć nie wiem, po co ) specjalnie włożyłem - dodatkowo psuł mi się nastrój.

          Im szybciej, tym lepiej, myślałem. Niech już mam to wszystko za sobą. Co prawda do imprezy było jeszcze pół godziny, a ja postanowiłem jechać samochodem, ale jakoś nie mogłem sobie znaleźć innego zajęcia. Wsiadłem do samochodu tak szybko, że nawet Billy nie zorientował się, o co chodzi. Korciło mnie, by nacisnąć z całej siły pedał gazu, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili, myśląć o skutkach.

          Gdy spojrzałem w boczne lusterko, znów ujrzałem tą obcą dla siebe twarz, którą miałem od dłuższego czasu. Maska - jak to Bella nazywała. Zaśmiałem się pod nosem uświadamiając sobie jakim byłem frajerem - dwa razy dostałem mocnego kopa od losu, a jeden był silniejszy od drugiego. Jeżdżąc nie spuszczałem też z oka lasu. Zawsze mogło się zdarzyć, że jakiś nieznajomy się pokaże...

         Jednak przez całą drogę, która specjalnie dłużej trwała, nie zobaczyłem żadnego śladu. Poczułem wampirzy zapach i zrobiło mi się niedobrze. Już zdążyłem zapomnieć o tym odorze. Wstrzymałem oddech i spojrzałem na tak dobrze mi znant dom Cullenów. Uniosłem brew, widząc, że światła palą się w każdym oknie. Dosłownie w każdym. Cóż... lepsze to było od ekstrawaganckich wnętrz Alice. Zacząłem podejrzewać, że to będzie najnormalniejsze przyjęcie w całej historii Cullenów ( a wiadome jest, że ta historia już się ciągnie jakiś czas ).

          - O, proszę. Przyszedł już pewien wilkołak. - Usłyszałem z wnętrza domu. Przystanąłem na chwilę, by poćwiczyć rozluźniony wyraz twarzy wraz z uśmiechem. Po kilku nieudanych próbach upewniłem się, że moja postawa choć w połowie przystoi wypadom na imprezy.

           Z przyzwyczajenia weszłem do domu bez pukania, dopiero po czasie się orientując, że nie było to zbyt taktowne posunięcie z mojej strony. Rozglądając się po wnętrzu odetchnąłem nieskrywaną ulgą. Oprócz tego, że dom był jeszcze czystszy niż zwykle i postawiono kilka świec oraz nakryto elegancko stół, dom niczym się nie wyróżniał.

           Wędrowałem tak wzrokiem patrząc na ludzi, których większości kojarzyłem tylko z imienia, aż nagle coś lub raczej ktoś przykuł moja większą uwagę. Ona. Renesmee...

            Zaraz przyszła do mnie Bella i uśmiechnęła się serdecznie.

            - A jednak przyszedłeś?

            - A miałem jakieś inne wyjście? - spytałem żartobliwie, choć wcale do śmiechu mi nie było.

            - Brakuje jeszcze dwóch osób nim przyjęcie się rozpocznie, ale...

             - Wróciła... - przerwałem jej szeptem. Naraz nastrój Belli się raptownie zmienił i spojrzała na mnie z wielkim współczuciem.

             - Tak. Wróciła wczoraj. Dowiedziała się od Charliego, że Jasper organizuje przyjęcie - oczywiście nie chciała tego przegapić. Kiedy mnie zobaczyła jedyne co zdołała powiedzieć to: przepraszam. - Patrzyła bezbarwnym wzrokiem w okno. - Jacob... Myślę, że powinieneś z nią porozmawiać.

            - Wybacz Bells, ale wydaje mi się, że wszystko jest zupełnie jasne. Rozmowa została przeprowadzona.

            - Powiedzenie słowa "wpojony" nie można nazwać rozmowę. Porozmawiaj z nia chyba, że chcesz, by Edward dotrzymał słowa i naprawdę złamał ci szczękę.

            Kąciki moich ust się podniosły.

            - Myślałem, że ta zasada dotyczy tylko pocałunków.

            - Zasady można zmienić - rzekła i bezgłośnie poszła po schodach na górne piętro.

            Przez pierwsze pół godziny nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Ciągle wdawałem się w bezsensowne rozmowy i palaniny, witałem się z każdym, i cierpliwie wysłuchałem długiej przemowy Jaspera. Nie chciało mi się zbytnio siedzeć w wampirskim gronie, więc wyszłem na dwór, by choć trochę odetchnąć czystym powietrzem.

            Nagle na jednym z pagórków zauważyłem Renesmee. Siedziała samotnie, wpatrując się w pełnie księżyca. Raz kozie śmierć, pomyślałem. Powolnym krokiem zacząłem się zbliżać, aż ktoś mnie zatrzymał.

           - O! No popatrz ty, kogo dziś tu widzimy. Pan Wilkołak Black. - Odwróciłem się i zobaczyłem kogoś, kogo wolałbym nie widzieć.

           - Dobry wieczór Nahuel - przywitałem się w miarę uprzejmie. Wolałem zdławić w sobie nasuwające się odruchowo emocje. - Widzę, że zadomowiłeś się tu już.

           - Nie mogę zaprzeczyć. Poza tym Nessie umie świetnie oprowadzać po terenie, więc się nie pogubiłem.

           - Nie zachowuj się jak idiota. Poprzednim razem, kiedy tu byłem poznałeś każdy szczegół zarówno Forks jak i okolic. Myslałem, że pół-wampiry mają lepszą pamięć - warknałem.

           - ... i korzystając z mojej świetnej pamięci stwierdzam, że wcześniej byłeś milszy - zauważył Nahuel.

           - Dekoracje się zmieniły. Poza tym nie mam humoru do przekomarzania się.

           - Na twoim miejscu postępowałbym tak samo. Dostać dwa razy kosza : od wampirzycy i córki wampirzycy. Stary, nie powiem, byś umiał wybierać sobie towarzystwo.  - Zaczął się ze mnie nabijać.

          Odwróciłem się raptownie w jego stronę, nie ukrywając już, że zaczynam się poważnie trząść.

          - Lepiej mnie nie wkurzaj - ostrzegłem go groźnym tonem głosu.

          - A co? Nie możesz znieść wiadomości, że Renesmee woli przebywać w moim towarzystwie?!

          - Mówię po dobroci, byś się oddalił. Niektórzy nie są tu mile widziani.

     ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin