Legendy i nerwy roz.8.rtf

(9 KB) Pobierz

"Legendy i nerwy"

 

 

 

            - I co? Masz już jakiś pomysł z tym swoim wpojeniem? - zapytała mnie Alice następnego dnia, gdy Hulien i Nahuel poszli na polowanie.

 

             - Powiedzmy... - mruknąłem.

 

            - A dokładniej? - dopytywała, siadając na kanapie i bezmyślnie przeżucając programy w telewizji. Zauważyłem, że kątem oka mi się przygląda i zżera ją ciekawość.

 

            - Musisz być taka wścibska? - jęknąłem.

 

            - Raczej tak. Ale jak nie chcesz mi powiedzieć zawsze mogę się spytać Edwarda - wzruszyła ramionami.

 

            - Dobra, dobra. Zabieram Nessie na Quileuckie legendy.   Specjalnie poprosiłem o to Billego. Chcę, aby najpierw została wprowadzona w ten nastrój, a potem - Wziąłem głębszy oddech. - zamierzam jej sam o tym powiedzieć. Wierzę, że wszystko obejdzie się bez komplikacji.

 

             - Trzymam kciuki - uśmiechnęła się.

 

             Zamyśliłem się chwilę. Właśnie! Chyba należy mi się trochę wsparcia!

 

             - Hej, a może byś mi coś podpowiedziała, co? W końcu jesteś wróżbitką.

 

             Alice skrzywiła się.

 

            - Chętnie bym ci podpowiedziała - naprawdę. Ale wiesz przecież dobrze, że Renesmee jest dla mnie wielką tajemnicą. Wizje z nią widzę jak przez mgłę - westchnęła. - Musisz sobie poradzić sam. No bo chyba nie będziesz ciągać za sobą Edwarda?

 

           - Nie, skąd - odpowiedziałem szybko. Chociaż mój "przyszły teść" jak to ma w zwyczaju mówić Emmett, bardzo mi by się przydał... Nie, nie. W tym zadaniu muszę sobie poradzić sam! - W takim razie... chyba pójdę do La Push. Przyjadę po Nessie za kilka godzin. - Nie wiedzieć czemu w moim żołądku pojawiła się wielka klucha. Czemu się denerwowałem?

 

            - Jasne. Pewnie bym ci powiedziała, że jeśli zobaczę coś niepokojącego, to dam ci znać, ale przecież wiesz, że was nie widzę.

 

            - Wiem - uśmiechnąłem się krzywo. - No to na razie.

 

             Pomachała mi ręką na pożegnanie, a ja wsiadłem do mojego samochodu, którego sam złożyłem z części. Musiałem przyznać, jak dawno nie jeździłem samochodem, ale uznałem to za konieczność. Chciałem, żeby wszystko wypadło jak najbardziej... ludzko? Nie byłem pewien czy to dobre określenie, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy.

 

             Hmm... Tego dnia nic nie będzie po staremu. Jednak możliwości były tylko dwie: albo będziemy razem, albo odrzuci mnie i będę chodził ze złamanym sercem. O tym drugim nie chciałem nawet myśleć. Ale jeśli jednak...? Spojrzałem na niebo, znad okna samochodu i po chwili sporzałem na drogę. Jakiś wielki autobus jechał prosto na mnie, a ja w ostatniej chwili zdołałem wykonać manewr, unikając kolizji.

 

            Dość! Koniec myślenia podczas jazdy samochodem! Zbyt długo nie jeździłem. Ale jakoś koniec końców zdołałem zajechać do rezerwatu. Jak zwykle ujrzałem tam Billa, siedzącego na swym wózku przed werandą. Dopiero po minucie zdałem sobie sprawę, że się piekielnie denerwuje! I poraz drugi tego dnia zadałem sobie pytanie: czemu?

 

             - Hej tato - pomachałem mu, po czym do niego podbiegłem. - Która godzina?

 

             - Czternasta trzydzieści - odpowiedział spokojnym głosem.

 

             - C... Co? To już? O której dokładnie jest zebranie plemienia? - spytałem gwałtownie - być może zbyt gwałtownie.

 

             - Za pótorej godziny - Jego spokojny i opanowany głos prawie mnie przerażał. Jak mniemałem bawiło go moje zdenerwowanie. - Jacob, daj spokój. Wszystko pójdzie gładko. Nie potrzebnie się zamartwiasz.

 

             Ha! Łatwo mu było powiedzieć. To przecież ja mam powiedzieć miłości swego życia, która jak dotąd uważała mnie za brata, że jestem w niej chorobliwie zakochany. Chociaż tak naprawdę sam sobie się dziwiłem. Kiedy chciałem powiedzieć Belli o swych uczuciach i, kiedy zdawałem sobie sprawę, że jestem na drugim miejscu nie byłem taki spięty. Owszem, odrzucenie bolało, nawet bardzo, ale tego dnia poraz pierwszy czułem się całkowicie niepewnie. Nie było we mnie najmniejszej pewności. A jeśli to była oznaka, że jednak coś się nie uda? Że napotkam wielkie trudności lub nawet niepowodzenie? Nie miałem żadnej podpowiedzi, żadnego znaku. Pozostało mi tylko się domyślać.

 

 

 

***

 

 

 

             Po Renesmee przyjechałem godzinę później. Stała przed drzwiami wejściowymi. Jak zwykle na jej widok trudno było mi powiedzieć choćby słowo. Na jej twarzy jak zwykle gościł piękny, szeroki uśmiech, a pod ręką trzymała książkę. Widocznie, czekając na mnie musiała czytać.

 

              - Gotowa? - krzyknąłem w jej stronę, jeszcze zanim stanąłem. Nerwy skręcały mi żołądek, ale starałem się tego po sobie nie poznać. Skinęła głową. Zatrzymawszy samochód, otworzyłem jej drzwi od strony pasażera. Zakładałem, iż Nessie troszkę się zdziwiła, widząc, że przyjechałem po nią samochodem, jak człowiek. Zazwyczaj to ja byłem pojazdem - jako wilk przemieszczałem się często z nią pod osłoną drzew. Lecz tym razem chciałem, żeby wszystko wyszło bardziej oficjalnie i... ludzko.

 

               Wsiadłszy do samochodu, rozglądnęła się po wnętrzu.     

 

                - Zakładam, że sam go złożyłeś - domyśliła się.

 

                - Zgadza się. - Wyszczerzyłem do niej zęby, a ona też się uśmiechnęła w moją stronę. Zapaliwszy silnik, ruszyliśmy w stronę La Push. Przez dłuższy czas patrzyliśmy w jezdnię, a ja starałem się jeździć trochę ostrożniej. W pwnej chwili Nessie pokręciła głową.

 

                - Wiesz, chyba powinieneś zostać mechanikiem zawodowo - stwierdziła. - Dużo byś zarobił.

 

                - A wiesz, że kiedyś nawet o tym myślałem? - zaśmiałem się. - Ale teraz to chyba jest raczej niemożliwe - Westchnąłem.

 

                - Niby czemu nie? - obruszyła się. - Spójrz tylko na Carlisle'a. jest wampirem, ale nie zrezygnował z medycyny. A czemu? Bo to była i jest jego wielka pasja. Myślę, że tobie też nic nie staje na drodze.

 

               - Carlisle to co innego... - mruknąłem. - Jestem alfą - sfora pochłania cały mój czas.

 

              Nessie wzruszyła ramionami, nie chcąc się sprzeczać. Znów zapadła cisza. Kiedy Renesmee spojrzała na mnie, uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniając uśmiech, nagle niespodziewanie zmarszczyła czoło i zaczęła mi się bacznie przyglądać.

 

             - Co jest? - spytałem jej.

 

             - Jesteś czymś poddenerwowany? Jakoś tak serce bije ci szybciej...

 

             - Wydaje ci się - mruknąłem. Nie odpowiedziała.

 

             Byłem na siebie wściekły. Dlaczego wcześniej nie poprosiłem Jaspera, by uspokoił moje ciało? Tak Renesmee zacznie coś podejrzewać. Wiedziałem, iż może mój wyraz twarzy jest nieodgadniony, ale moje ciało zdradza mój nastrój. Nessie była aż za bardzo postrzegawcza.

 

             Gdy zajechaliśmy na miejsce, wszyscy już tam byli. Seth pomachał nam wesoło. Atmosfera wydawała się być luźna, ale zauważyłem, że sfora kątem oka przygląda mi się z niepokojem. Gdzieś tak z godzinę siedzieliśmy przy ognisku, zajadając się kiełbaskami. Próbowałem nakłonić Nessie do spróbowania choć jednej, ale kategorycznie odmówiła, przyglądając się mięsu z niesmakiem.

 

             Potem Billy zaczął opowiadać i na ognisku zapadła doskonała cisza. Renesmee słuchała go z skupieniem, ale do mnie jego głos dochodził jakby z oddali. Jego słowa nie docierały do mego mózgu... Patrząc tak na Nessie, od razu przypomniała mi się Bella. Pamiętam jak to ją zabrałem na legendy plemion i jak słuchała Billego z takim samym zapałem jak teraz Renesmee.

 

            W pewnej chwili przysunęła się do mnie bliżej, opierając głowę o moją pierś. Delikatnie ująłem kosmyk jej włosów, zastanawiając się nad słowami, które miałem zamiar jej powiedzieć niecałą godzinę później...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin