puste gniazdo1.docx

(22 KB) Pobierz

Syndrom pustego gniazda

na kanapie u terapeuty

maurycja [2008-01-11]


emptynest.jpg
Dzieci wasze nie waszymi są dziećmi
Są synami i córkami tęsknoty żywota za własnym spełnieniem
Przez was lecz nie z was pochodzą
I chociaż są z wami nie do was należą
Możecie dać im swoją miłość lecz nie myśli wasze
Jako że własne myśli posiadają
Możecie gościć ich ciała lecz nie dusze ich
(...) Możecie usiłować być podobnymi do nich
Lecz nie próbujcie nawet uczynić ich podobnymi do was
Jako że życie się nie cofa ani na dzień wczorajszy nie czeka
Jesteście łukami z których dzieci wasze
Niby żywe strzały wysyłane są w przyszłość
(Kahlil Gibran, „Prorok”)

Choć mam już swoje lata, to czasem trudno wyzwolić mi się spod skrzydeł domu rodzinnego. W tym roku po raz pierwszy w moim życiu spędzałam Święta Bożego Narodzenia poza stołem moich rodziców i muszę przyznać, że decyzja o tym i już samo jej zakomunikowanie nie było dla mnie, dorosłej bądź co bądź kobiety, łatwym zadaniem. Wiedziałam, z czym będę musiała się zmierzyć… 

Rodzice dorosłych dzieci, które wyfrunęły już z domu zaczynają jeden z trudniejszych etapów w swoim życiu, który nazywa się Pustym Gniazdem. Jest on niełatwy pod wieloma względami - nie tylko ze względu na to, że dom nagle pustoszeje, ale też dlatego, że następuje konfrontacja z samym sobą i partnerem. No właśnie... a jak go nie ma - jest jeszcze trudniej. Przerażająca samotność, która wcale taką być nie musi. Co więcej nie musi to być samotność.

Kiedy myślę o sobie jako o przyszłej matce dopada mnie strach, że będę matką-kwoką. Taką, która będzie chciała dziecku zapewnić wszystko co najlepsze, a z drugiej strony taką, która będzie drżała nad każdym krokiem, miłościami i życiowymi decyzjami. Wściekając się przy tym, że nie ma na to wpływu. Mam nadzieję, że nie popadnę w taką paranoję, bo na szczęście sama czegoś takiego nigdy nie doświadczyłam. Wręcz przeciwnie - niezależności miałam aż za dużo. 

Czytając różne wypowiedzi na forach internetowych na ten temat natknęłam się na historię, która mną wstrząsnęła. Młode małżeństwo (mąż jedynak), wyprowadza się zagranicę. Matka męża, kobieta po rozwodzie od wielu lat, zostaje w Polsce. I co się dzieje? Matka zadręcza syna smsami w stylu: "nie sądziłam, że tak potraktujesz matkę, co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie traktujesz, wolałbyś żebym zdechła, zapomniałeś już o matce, poświęciłam dla ciebie życie, a ty mi się tak odpłacasz". Przerażające.

Co odpowiedzieć takiej kobiecie? Żeby znalazła sobie hobby i zajęła się własnym życiem, kiedy ona tkwi w beznadziei samotności? Przecież poświęciła się synowi, zapominając o sobie. I co teraz ma zrobić, żeby zapełnić pustkę?

Sęk w tym, że kobietom jest o wiele trudniej wejść na nowe tory. Nie mówiąc o tym, że to co się z nimi fizycznie dzieje - przekwitanie - nie sprzyja myślom pod tytułem - "jestem komuś potrzebna, ważna, wartościowa". No i z mężem w takich chwilach nie jest łatwo złapać nić porozumienia. Ale nie tą myśl chciałam rozwinąć... Jeszcze nie teraz.

Fragment przytoczony na początku uświadomił mi jedną rzecz. Konieczność odcięcia się od rodziców. Nie, nie odwrócenia się od nich i odejścia bez powrotu, ale odcięcie takie mentalne i nie obwinianie się za to, że pewien etap w życiu naszych rodziców się zakończył. Zakończył się też w naszym. Będziemy podobnie jak oni przechodzić kolejne levele - od samodzielnego życia, przez życie z partnerem w fazie jeszcze bez dziecka, później z dzieckiem małym, potem nastoletnim, aż po puste gniazdo w końcu. Notabene ciekawą teorię mają psychologowie rodzinni na temat jednej z najwcześniejszych faz związku jakim jest narzeczeństwo/ młode małżeństwo. Wtedy następuje wypracowanie wspólnego dla pary systemu wartości. I wiecie co jest ważne, aby z pomyślnością i wzajemnym porozumieniem przejść do kolejnego etapu? Otóż pozbycie się 50% tego co wynosimy z domu rodzinnego.

Jesteście łukami z których dzieci wasze
Niby żywe strzały wysyłane są w przyszłość  

No właśnie rodzice to takie łuki... a konstrukcja tego przedmiotu zakłada, że strzała do nas nie wraca. Rodzice dają dzieciom energię, wsparcie i pełne przygotowanie do tego, aby wystrzeliły bezpiecznie w przyszłość i dały sobie w niej radę. Nie oznacza to, że dzieci uciekają od tego co ich łączy z rodziną. Odcinając na pewnym etapie gałąź próbują zbudować swoją niezależność i iść swoją ścieżką. Relacja między rodzicem a dzieckiem jest relacją zstępującą, czyli skazaną na brak równowagi... Wiadomo, że to co otrzymujemy od naszych rodziców przekazujemy swoim dzieciom, a nie im samym.

Ciekawe jest to, że córkom znacznie trudniej odciąć się od rodziny. Nie, nie dlatego, że są bardziej sentymentalne, czy w nich jest głębsze przywiązanie do rodzinnego domu. Tu jest ciągła walka i rywalizacja (chożbyśmy nie wiem jak temu zaprzeczały to tak jest): "ona dopiero zaczyna życie, a ja co...?"

Obie mają do siebie żal... A córka? Córka nie potrafi być osobą niezależną i żyjącą na własny rachunek, bo cokolwiek robi ma na celu to, aby pokazać jak bardzo różni się od własnej matki. A w rezultacie nie zauważa, że paradoksalnie wciąż tkwi w domu rodzinnym, nie potrafiąc odnaleźć własnego ja. Niszczące.

Hmmm... nie wiem czy będzie puenta, zresztą temat jest tak obszerny, że puent może byc wiele. Napiszę swoje osobiste podsumowanie zatem:

Kochani rodzice, nie obrażajcie się na własne dzieci jeśli pewnego razu nie przyjadą na Święta. Nie oznacza to, że staliście się dla nich mniej ważni i niekochani. Wasze dzieci zaczynają kolejny etap życia, w którym wy odgrywacie już inną rolę. Nie mniej ważną, ale inną. Bez względu na to jakie macie wyobrażenie o szczęściu swoich dzieci - one i tak muszą przejść swoją ścieżkę.

Kiedy myślę o sobie jako o przyszłej matce dopada mnie strach, że będę matką-kwoką. Taką, która będzie chciała dziecku zapewnić wszystko co najlepsze, a z drugiej strony taką, która będzie drżała nad każdym krokiem, miłościami i życiowymi decyzjami. Wściekając się przy tym, że nie ma na to wpływu. Mam nadzieję, że nie popadnę w taką paranoję, bo na szczęście sama czegoś takiego nigdy nie doświadczyłam. Wręcz przeciwnie - niezależności miałam aż za dużo. 

Czytając różne wypowiedzi na forach internetowych na ten temat natknęłam się na historię, która mną wstrząsnęła. Młode małżeństwo (mąż jedynak), wyprowadza się zagranicę. Matka męża, kobieta po rozwodzie od wielu lat, zostaje w Polsce. I co się dzieje? Matka zadręcza syna smsami w stylu: "nie sądziłam, że tak potraktujesz matkę, co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie traktujesz, wolałbyś żebym zdechła, zapomniałeś już o matce, poświęciłam dla ciebie życie, a ty mi się tak odpłacasz". Przerażające.

Co odpowiedzieć takiej kobiecie? Żeby znalazła sobie hobby i zajęła się własnym życiem, kiedy ona tkwi w beznadziei samotności? Przecież poświęciła się synowi, zapominając o sobie. I co teraz ma zrobić, żeby zapełnić pustkę?

Sęk w tym, że kobietom jest o wiele trudniej wejść na nowe tory. Nie mówiąc o tym, że to co się z nimi fizycznie dzieje - przekwitanie - nie sprzyja myślom pod tytułem - "jestem komuś potrzebna, ważna, wartościowa". No i z mężem w takich chwilach nie jest łatwo złapać nić porozumienia. Ale nie tą myśl chciałam rozwinąć... Jeszcze nie teraz.

komuś potrzebna, ważna, wartościowa". No i z mężem w takich chwilach nie jest łatwo złapać nić porozumienia. Ale nie tą myśl chciałam rozwinąć... Jeszcze nie teraz.

Fragment przytoczony na początku uświadomił mi jedną rzecz. Konieczność odcięcia się od rodziców. Nie, nie odwrócenia się od nich i odejścia bez powrotu, ale odcięcie takie mentalne i nie obwinianie się za to, że pewien etap w życiu naszych rodziców się zakończył. Zakończył się też w naszym. Będziemy podobnie jak oni przechodzić kolejne levele - od samodzielnego życia, przez życie z partnerem w fazie jeszcze bez dziecka, później z dzieckiem małym, potem nastoletnim, aż po puste gniazdo w końcu. Notabene ciekawą teorię mają psychologowie rodzinni na temat jednej z najwcześniejszych faz związku jakim jest narzeczeństwo/ młode małżeństwo. Wtedy następuje wypracowanie wspólnego dla pary systemu wartości. I wiecie co jest ważne, aby z pomyślnością i wzajemnym porozumieniem przejść do kolejnego etapu? Otóż pozbycie się 50% tego co wynosimy z domu rodzinnego.

Jesteście łukami z których dzieci wasze
Niby żywe strzały wysyłane są w przyszłość  

No właśnie rodzice to takie łuki... a konstrukcja tego przedmiotu zakłada, że strzała do nas nie wraca. Rodzice dają dzieciom energię, wsparcie i pełne przygotowanie do tego, aby wystrzeliły bezpiecznie w przyszłość i dały sobie w niej radę. Nie oznacza to, że dzieci uciekają od tego co ich łączy z rodziną. Odcinając na pewnym etapie gałąź próbują zbudować swoją niezależność i iść swoją ścieżką. Relacja między rodzicem a dzieckiem jest relacją zstępującą, czyli skazaną na brak równowagi... Wiadomo, że to co otrzymujemy od naszych rodziców przekazujemy swoim dzieciom, a nie im samym.

Ciekawe jest to, że córkom znacznie trudniej odciąć się od rodziny. Nie, nie dlatego, że są bardziej sentymentalne, czy w nich jest głębsze przywiązanie do rodzinnego domu. Tu jest ciągła walka i rywalizacja (chożbyśmy nie wiem jak temu zaprzeczały to tak jest): "ona dopiero zaczyna życie, a ja co...?"

związku jakim jest narzeczeństwo/ młode małżeństwo. Wtedy następuje wypracowanie wspólnego dla pary systemu wartości. I wiecie co jest ważne, aby z pomyślnością i wzajemnym porozumieniem przejść do kolejnego etapu? Otóż pozbycie się 50% tego co wynosimy z domu rodzinnego.

Jesteście łukami z których dzieci wasze
Niby żywe strzały wysyłane są w przyszłość  

No właśnie rodzice to takie łuki... a konstrukcja tego przedmiotu zakłada, że strzała do nas nie wraca. Rodzice dają dzieciom energię, wsparcie i pełne przygotowanie do tego, aby wystrzeliły bezpiecznie w przyszłość i dały sobie w niej radę. Nie oznacza to, że dzieci uciekają od tego co ich łączy z rodziną. Odcinając na pewnym etapie gałąź próbują zbudować swoją niezależność i iść swoją ścieżką. Relacja między rodzicem a dzieckiem jest relacją zstępującą, czyli skazaną na brak równowagi... Wiadomo, że to co otrzymujemy od naszych rodziców przekazujemy swoim dzieciom, a nie im samym.

Ciekawe jest to, że córkom znacznie trudniej odciąć się od rodziny. Nie, nie dlatego, że są bardziej sentymentalne, czy w nich jest głębsze przywiązanie do rodzinnego domu. Tu jest ciągła walka i rywalizacja (chożbyśmy nie wiem jak temu zaprzeczały to tak jest): "ona dopiero zaczyna życie, a ja co...?"

Obie mają do siebie żal... A córka? Córka nie potrafi być osobą niezależną i żyjącą na własny rachunek, bo cokolwiek robi ma na celu to, aby pokazać jak bardzo różni się od własnej matki. A w rezultacie nie zauważa, że paradoksalnie wciąż tkwi w domu rodzinnym, nie potrafiąc odnaleźć własnego ja. Niszczące.

Hmmm... nie wiem czy będzie puenta, zresztą temat jest tak obszerny, że puent może byc wiele. Napiszę swoje osobiste podsumowanie zatem:

Kochani rodzice, nie obrażajcie się na własne dzieci jeśli pewnego razu nie przyjadą na Święta. Nie oznacza to, że staliście się dla nich mniej ważni i niekochani. Wasze dzieci zaczynają kolejny etap życia, w którym wy odgrywacie już inną rolę. Nie mniej ważną, ale inną. Bez względu na to jakie macie wyobrażenie o szczęściu swoich dzieci - one i tak muszą przejść swoją ścieżkę.

 

Od momentu gdy nasze dzieci pojawiają się na świecie zmienia się całe nasze życie. Od tego czasu wszystkie swoje sprawy i myśli poświęcamy dziecku, jego potrzeby są na pierwszym miejscu, zmieniają się nasze priorytety, przestajemy koncentrować się na sobie. Kobiety często dla dobra dzieci rezygnują z kariery zawodowej, chcąc w pełni poświęcić się wychowaniu potomstwa.

Później przez lata przechodzimy przez kolejne etapy życia naszego dziecka: przedszkole, szkołę podstawową, szkołę średnią, studia. Pomagamy dziecku w lekcjach, posyłamy je na zajęcia dodatkowe, dbamy by rozwijało swoje pasje i hobby, jesteśmy powiernikami jego kłopotów, gdy dorasta doradzamy jakie wybrać studia, jaką pracę. Staramy się nauczyć je jak najwięcej i zapewnić dziecku odpowiedni standard życia nie rzadko pracując na więcej niż jednym etacie. Pochłonięci wychowywaniem swoim dzieci często nie spostrzegamy jak szybko przystali być już dziećmi. Ani się obejrzymy jak przychodzi ten moment, że nasze dzieci stają się zupełnie samodzielne, wyprowadzają się z domu i tworzą własne rodziny.

Dla wielu rodziców moment wyprowadzenia się dorosłych dzieci jest bardzo bolesny. Nagle zaczynają się czuć niepotrzebni, nie wiedzą czym wypełnić swój czas. Każdy ich dzień wypełnia przytłaczająca tęsknota. Dzieci przez lata były priorytetem dlatego często zaniedbane zostały kontakty rodzinne i towarzyskie. Najtrudniej z odejściem dzieci radzą sobie rodzice jedynaków, osoby samotnie wychowujące dziecko oraz matki które były bierne zawodowo. Gdy dzieci jest więcej odchodzą one z domu etapami i łatwiej jest się do tej sytuacji przyzwyczaić.

Jak sobie radzić?

Należy starać się podejść do faktu usamodzielnienia dzieci jak najbardziej pozytywnie. To, że nasze dzieci potrafią samodzielnie funkcjonować, radzą sobie finansowo, odnoszą sukcesy w pracy to nasz największy sukces. To my jako rodzice stworzyliśmy dzieciom fundamenty, to my pokazywaliśmy im co w życiu jest ważne, kształtowaliśmy ich charaktery. Teraz możemy z dumą patrzeć jakimi wspaniałymi są ludźmi.

Zamiast rozpaczać i tęsknić należy starać się efektywnie wypełnić sobie wolną przestrzeń życiową. Czas zadbać o zdrowie, powrócić do zapomnianego hobby, odświeżyć znajomości ale też i być otwartym na nowe przyjaźnie. Jest to też doskonały czas na nadrabianie zaległości w związku małżeńskim, na cieszenie się z bycia razem. Należy ciągle starać się być dla siebie atrakcyjnym, dbać o swój rozwój, troszczyć się o partnera, walczyć z rutyną w związku. To doskonały czas na podróże, wspólne spacery, korzystanie z życia kulturalnego i wszystkie inne sprawy, które często były spychane na dalszy plan przez obowiązki rodzicielskie.

Starajmy się w tej sytuacji dostrzegać jej pozytywne strony: mamy teraz dużo więcej czasu, jesteśmy spokojniejsi, przypomnijmy sobie ile stresu, niepokoju kosztowało nas wychowywanie dzieci. Wiele satysfakcji i radości przyniesie nam również pomoc w opiece nad wnukami. Na lepsze zmieniają się też relacje między rodzicami a dorosłymi dziećmi bo są one bardziej partnerskie.

Teraz nadszedł czas gdy swoją aktywnością, umiejętnościami, doświadczeniem możemy służyć innym ludziom. Możemy czynnie uczestniczyć w działaniach różnego typu organizacji pożytku społecznego, warto wstąpić do klubu seniora czy zapisać się na zajęcia organizowane przez Uniwersytety Trzeciego Wieku. Tego typu działania mogą przynieść równie wiele satysfakcji co niegdyś wychowywanie dzieci. Warto zaangażować swój czas w pomoc innym gdyż wtedy pomagamy również sobie.

Błędy, których należy unikać

Nie róbmy dzieciom wyrzutów, że za mało się nami interesują, że za rzadko nas odwiedzają. Młody człowiek wkraczając w dorosłe, samodzielne życie potrzebuje odrębności, jest to dla niego nowa sytuacja, jednak nie narzucajmy się z radami, bo każdy musi przejść swoją lekcję życia ucząc się na własnych błędach. Nie zamęczajmy też dzieci częstymi wizytami, zwłaszcza tymi niezapowiedzianymi. Pamiętajmy, że młode małżeństwo szczególnie na początku jego trwania potrzebuje czasu, który spędza tylko we dwoje. Nie wtrącajmy się również w kłótnie małżeńskie swoich dzieci, bo jak każdy związek muszą się oni dobrze poznać, dotrzeć, nauczyć trudnej sztuki kompromisu. Dorosłe dzieci muszą mieć poczucie, że zawsze mogą do was przyjść, w razie potrzeby liczyć na wsparcie i radę, ale nigdy nie narzucajcie się z pomocą jeśli sami o to nie poproszą. Starajcie się szanować koncepcję życia młodych, choćby bardzo różniła się ona od waszych wyobrażeń.

Nie można również starać się na siłę zatrzymać w domu dorosłego dziecka, nawet jeśli nie wchodzi ono w związek małżeński przychodzi czas kiedy odczuwa potrzebę mieszkania na swoim. Dojrzały rodzic stara się pomóc swojemu dziecku w osiągnięciu pełnej samodzielności i nigdy nie próbuje go siłą zatrzymać przy sobie poprzez generowanie w nim poczucia winy czy wyrzutów sumienia. Kochający rodzic dba również o swoje zdrowie i formę by jak najdłużej być samodzielnym i nie obarczać opieką nad sobą dzieci, które dopiero tworzą własne rodziny.
Pamiętajmy, że dzieci nie są naszą własnością, choć ciągle się o nie boimy, lękamy się jak sobie poradzą w dorosłym życiu, musimy zaakceptować fakt, że nadszedł czas ich samodzielności, że to już nie my jesteśmy najważniejszymi osobami w ich życiu, ale tą najważniejszą osobą jest teraz mąż czy żona. Przejawem dojrzałości rodziców jest zrozumienie potrzeby wolności ich dorosłych dzieci.

O tym by bezboleśnie przejść moment odejścia dzieci warto pomyśleć wcześniej. Najgorzej znoszą to matki, które bez reszty zatracają się w swoich obowiązkach wychowawczych. W życiu potrzebne są właściwe proporcje, należy pamiętać że poza dzieckiem równie ważny jest mąż a przede wszystkim zawsze należy też myśleć o sobie. Dziecko z wiekiem potrzebuje coraz mniej opieki, dlatego warto na przykład na etapie szkoły podstawowej starać się wygospodarowywać coraz więcej czasu dla siebie, przeznaczonego na hobby, relaks i spędzanego wspólnie z mężem. Osoba żyjąca aktywnie, która ma swoje zainteresowania, cele, krąg przyjaciół i nie koncentruje całej energii na dziecku łatwiej zniesie jego odejście z domu.
Pamiętajmy, że odejście dzieci z domu to tylko kolejny, naturalny etap życia. Etap spokojniejszy niż poprzednie, jednakże również bardzo ciekawy i pełen nowych możliwości. Nie warto do faktu wyprowadzenia się dzieci podchodzić ze strachem i niepokojem. W wielu wypadkach to właśnie po opuszczeniu przez dziecko domu udaje się z nim nawiązać prawdziwie głębokie i partnerskie relacje, bo o wiele łatwiej porozumieć się z córką, która sama stała się matką. Czas ten jest też naturalną weryfikacją tego jak sprawdziliśmy się w roli rodzica przez te wszystkie lata, jeśli byliśmy mądrymi rodzicami, serce i poświęcenie włożone w wychowanie dzieci niewątpliwie zaprocentuje bardzo ciepłymi relacjami między rodzicami a dorosłymi dziećmi.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin