Krahn Betina - Gołębica.pdf

(936 KB) Pobierz
46919006 UNPDF
Krahn Betina
Gołębica
Tytuł oryginału: THE SOFT TOUCH
Tłumacz orginału: Bożena Kucharuk
Nathanowi O. Krahnowi i Zebulunowi A. Krahnowi,
których miłość zawładnęła moim sercem
Rozdział 1
Baltimore, koniec kwietnia 1887
Panie McQuaid, potrzebuje pan raczej cudu niż pożyczki.
Drobny bankier popatrzył na Beara McQuaida znad okularów w złotych
oprawkach i obdarzył go nadzwyczaj uprzejmym uśmiechem.
Już drugi raz w ciągu ostatnich dni Barton „Bear” McQuaid był zmuszony
patrzeć na takie oblicze bankiera. Miał wielką ochotę zobaczyć, jak tę twarz
wykrzywia grymas bólu po mocnym ciosie pięścią w nos. Jednakże tylko wstał,
wsunął mapy i dokumenty pod pachę, podziękował za wysłuchanie prośby i wy-
szedł. Po chwili znalazł się na ulicy, gdzie czekał na niego wspólnik, Halt
Finnegan.
– Jak poszło? – Zwalisty Irlandczyk oderwał się od słupa latarni, o który się
opierał, lecz znieruchomiał, dostrzegłszy ponury wyraz twarzy Beara. – Nie udało
się, tak? – Zerwał z głowy kowbojski kapelusz i trzasnął nim o udo. wzniecając
obłok kurzu. – To fatalnie... beznadziejnie... – Na koniec szpetnie zaklął ściszonym
głosem, co jeszcze wzmocniło siłę przekleństwa. – Załatwiłem ci spotkanie, a ty
przynosisz mi takie wieści. Musimy...
– Nic nie musimy. – Bear chwycił wspólnika za ramię i powstrzymał przed
szarżą na bank. – Zrozum, zrobisz mu parę siniaków... a potem policja zrobi je
tobie, potem będę musiał bronić twojej parszywej skóry, a za dziesięć lat obaj
będziemy bezzębni, zeszpeceni bliznami i jako dwa ludzkie wraki wyjdziemy z
więzienia. – Uwolnił ramię wspólnika, gdy ten się uspokoił.
– Co teraz zrobimy? – zapytał Halt, pocierając ramię. – Nie mamy czasu.
Chłopcy z urzędu nie będą długo czekać na dokumenty potwierdzające nasze prawa
do tych ziem. Ich zgoda zależy od...
– Znajdziemy innego bankiera. – Bear włożył kapelusz z szerokim rondem i
rozejrzał się w poszukiwaniu innej instytucji finansowej. – A jeśli się nie uda.
pójdziemy do następnego i jeszcze następnego. W tym mieście aż się roi od
bankierów, a my potrzebujemy zaledwie jednego. Tego właściwego. Człowieka,
który ma słabość do linii kolejowych. – Chwycił ramię Halta i pociągnął go za
sobą. – Albo słabą głowę. Tak czy owak, kiedy następnym razem będę się wybierał
do banku, będziesz mi towarzyszył.
– Nie. – Halt zatrzymał się gwałtownie i popatrzył na wspólnika, który
wyzywająco odwzajemnił spojrzenie. Przez chwilę toczyli niemy pojedynek,
którego rezultat był z góry przesądzony; stalowe spojrzenie Beara było wręcz
legendarne w okolicach Billings w Montanie, niemal tak legendarne jak jego
niezależność.
Barton McQuaid od wczesnej młodości musiał sam radzić sobie w świecie i w
rezultacie jego dewizą stało się nieproszenie nikogo o pomoc. Lecz teraz, starając
się zgromadzić ziemie i środki potrzebne do budowy linii kolejowej, zrozumiał, że
istnieją sprawy, których jeden człowiek nie jest w stanie zrealizować za pomocą
siły woli, zdolności i determinacji. Z pewnością do takich spraw należało
przedsięwzięcie tak kosztowne i złożone jak budowa linii kolejowej.
Przez ostatnie pół roku wraz z Haltem przemierzali kraj w poszukiwaniu
pieniędzy na przedłużenie umów, pozwalających na przeprowadzenie linii
kolejowej przez upatrzone ziemie, co miało zapewnić nadanie im państwowej
ziemi przez rząd. Byli już bardzo blisko uzyskania potrzebnych pożyczek, kiedy
cały plan runął, jako że potencjalni inwestorzy zaczęli nalegać na przejecie kontroli
nad całym przedsięwzięciem. Zawiedzeni właściciele kopalń srebra w Kolorado,
potentaci handlu wołowiną z Kansas City i bankierzy z St. Louis patrzyli, jak Bear
McQuaid udaje się coraz dalej na wschód w poszukiwaniu kredytów nie
obciążonych trudnymi do przyjęcia warunkami.
Bear był wściekły, że musi prosić obcych ludzi, w dodatku mieszczuchów, o
pieniądze. Niezależny człowiek Zachodu aż się skręcał na myśl o tym, że musi
przedkładać swoje mozolnie opracowane plany pod ocenę tych. którzy nigdy nie
musieli w pocie czoła pracować na miskę strawy ani zastanawiać się, czy dożyją
wschodu słońca w czasie mroźnej zimowej nocy w górach. Nigdy nie ugiąłby
karku, gdyby w grę nie wchodziło pozostawienie po sobie czegoś własnego,
trwałego, co mogło przynieść fortunę i pozwolić zaistnieć w świecie. Skoro był
gotów na tak wielkie poświęcenie, uważał, że Halt Finnegan również powinien być
na nie przygotowany.
– Rozumiem, że pójdziesz ze mną. – Ogorzała od słońca i wiatru twarz Beara
wyrażała zdecydowanie.
– Zastanów się, chłopie – powiedział Halt z silnym irlandzkim akcentem. –
Wiesz przecież, że faceci ze wschodnich banków nie lubią interesów z
Irlandczykami.
– Tak, tak, więc skoro jesteś tak bardzo irlandzki, to popracuj trochę nad sobą,
bo nie mam zamiaru działać bez wspólnika. – W oczach Beara pojawiły się słynne
stalowe błyski. – Bo chyba mam wspólnika, prawda?
Następnego dnia po południu razem zasiedli w przestronnym, wykładanym
orzechową boazerią gabinecie prezesa Banku Handlowego w Baltimore. Za
ogromnym politurowanym biurkiem siedział krępy, nienagannie ubrany
mężczyzna. Złożywszy dłonie tak, że stykały się czubkami palców, patrzył na nich
onieśmielającym wzrokiem.
Jak się dowiedzieli, Philip Vassar był właścicielem jednego z trzech
największych banków w Baltimore i mimo niezwykłej zamożności dzień w dzień
osobiście pojawiał się w firmie; wciąż też podejmował większość decyzji
dotyczących przyznawania znaczących kredytów. Bear uznał, że to dobra
wiadomość; oznaczała bowiem, że Vassar jest człowiekiem znającym wartość
ciężkiej pracy i umiejącym czerpać z niej satysfakcję. Kiedy list polecający od
naczelnika jednego z okręgów Montany spotkał się z przychylnym przyjęciem i
zostali wprowadzeni do gabinetu Vassara, Bear posłał pełne nadziei spojrzenie
Hallowi. Lecz Irlandczyk pochylił głowę i wsunął ręce głęboko do kieszeni, a jego
wzrok mówił, że wolałby raczej przerzucać węgiel niż omawiać sprawy finansowe
w gabinecie bankiera.
– Mamy plany budowy linii kolejowej, które powinny wydać się panu
interesujące, panie Vassar – zaczął Bear i natychmiast przeszedł do opisu
planowanej linii. Rozłożył mapy, przedstawił szczegółowo sporządzone
kosztorysy, wstępne umowy z właścicielami ziem i listy zawierające obietnice
pozytywnego załatwienia sprawy z urzędu ziemskiego z Waszyngtonu. Vassar
zadał wiele szczegółowych pytań. Wydawał się szczerze zainteresowany linią,
którą zamierzali wybudować. W zamyśleniu pogładził brodę, pokiwał głową i
nawet się uśmiechnął. Odczytali to jako kolejne pomyślne sygnały.
Lecz kiedy prezentacja dobiegła końca, zapanowało długie milczenie. Bear
poruszył się niespokojnie i popatrzył na Halta, który cały czas się wiercił, bardziej
lub mniej zauważalnie. Mieli wrażenie, że Vassar mierzy ich wzrokiem cal po calu,
starając się przejrzeć potencjalnych klientów i ocenić nie tylko stopień ryzyka
finansowego, ale także ich charaktery.
– Dobrze, panowie – odezwał się w końcu bankier, po czym odchrząknął. –
Przedstawiliście mi bardzo interesujący projekt. Linie kolejowe otwierają przed
nami wszystkie bogactwa Zachodu. Kto oprócz panów ubiega się o prawo
użytkowania tych ziem?
Bear zesztywniał. Vassar był bardzo przebiegły. Musiał znać się na ludziach i
liniach kolejowych na tyle dobrze, by rozumieć, że możliwość otrzymania
państwowej ziemi wzdłuż planowanej linii kolejowej wzbudza nie tylko ogromne
zainteresowanie, ale i doprowadza do bezwzględnego współzawodnictwa.
– Prawdę mówiąc... – Popatrzył na Halta – są dwaj główni rywale. Jednym z
nich jest James J. Hill i jego Chicago, Milwaukee i St. Paul. Chce zbudować
własną sieć szybkich połączeń. Drugim jest Jay Gould z Northern Pacific, który
chciałby skorzystać na przedsięwzięciu Hilla. Kilka dochodowych odgałęzień linii
głównej lub krótkich linii dałoby mu dobrą pozycję przetargową w negocjacjach z
Hillem. Ale to my byliśmy pierwsi i wytyczyliśmy trasę w jedyny logiczny sposób,
przez dwie główne doliny. Nasza linia będzie prowadzić przez najżyźniejsze tereny
uprawy pszenicy na Zachodzie. Kiedy zakończymy budowę, ta ziemia będzie złota
Zgłoś jeśli naruszono regulamin