narodzinyUczcie dziecie łaski błagac.Bogu słu_yc, w awie leczec.Kiedy matka zbyt pobła_a.Rózga musi ja wyreczyc.
Tusze, 1513
PROLOG
Zamek Maidenstone, Wessex
10 czerwca 1135 roku
– Drugie dziecko musi umrzec.Z ust le_acej w wielkim ło_u kobiety wydobył sie cichy jek,lecz ani Edgar de Valcourt, ani jego matka, lady Harriet, niezwrócili na to uwagi. Akuszerka w ciszy spełniała sweobowiazki, oporzadzajac poło_nice po długotrwałym,wyczerpujacym porodzie. Słu_ace wykapały oba malenstwa izawineły je w płócienne beciki. Dziecko urodzone jako pierwszele_ało ju_ w zawczasu przygotowanej kołysce.Dla drugiego noworodka nie było kołyski, a sir Edgar i ladyHarriet własnie debatowali nad jego losem.– Kazałabys zabic moja córke? – spytał z niedowierzaniemsir Edgar. – Wydałabys polecenie, _eby ja tak po prostu zabic?– Zrobiłabym wszystko, _eby chronic rodzine – odrzekłastarsza kobieta, ani troche niespeszona surowym tonem syna. –Wszyscy wiedza, _e takie dzieci, urodzone z jednego poczecia,sa przeklete, bo maja tylko jedna dusze. W dawnych czasachobie zostałyby utopione. Powinienes byc zadowolony, _e niehołduje temu poganskiemu obyczajowi. Jestem w koncu osobaoswiecona. – Zerkneła na niego wyzywajaco, jakby sprawdzałaczy osmieli sie jej zaprzeczyc. Przecie_ chodziło o sprawy, októrych nie miał pojecia. – Skoro pierwsze dziecko otrzymałocałe dobro ich wspólnej duszy, rozsadek nakazuje je zachowac.Bedzie błogosławienstwem dla zamku Maidenstone, zapamietajmoje słowa, i pociecha dla ciebie na stare lata. Ale to drugie... –Urwała, posyłajac malenstwu tak lodowate spojrzenie, _esłu_aca trzymajaca becik a_ sie cofneła. – To drugie jestprzeklete, ma dusze ciemna i martwa. Jesli mi nie wierzysz,spytaj ksiedza. – Znów patrzyła niewzruszonym wzrokiem natwarz syna. – Nie ma wyboru. Najlepiej dla twojej rodziny i dlatwego dziecka, _ebys pozbył sie go jeszcze dzisiaj.– Ale... przecie_ zabijanie dziecka jest wbrew bo_emuprawu... I niezgodne z zasadami rycerskiego honoru...– Nie mów mi, synu, _e nigdy nie zabiłes kobiety anidziecka, słu_ac królowi Stefanowi i Bogu?– Owszem, zabijałem. Ale to było co innego. Była wojna.– A to nie jest? To swieta wojna, wojna przeciwkosamemu szatanowi! – Chwyciła ró_aniec wiszacy u paska ipotrzasneła mu nim przed nosem niczym poswieconym ore_em.Poskutkowało o tyle, _e cofnał sie o krok. – Musisz unicestwicdiabelskie nasienie tkwiace w tym dziecku. – Nozdrza jejzadrgały z pogardy. – Jesli nie masz na to dosc odwagi, samasie tym zajme!– NieChocia_ krzyk _ony zabrzmiał jak jek rozpaczy, Edgar
zwrócił sie ku niej z ulga. W sprawach wojny, ziemi i polityki
radził sobie doskonale. Podejmował bez wahania trudne decyzje
i me_nie ponosił wszelkie ich konsekwencje. Ta siła charakteru
kazała mu stanac u boku Stefana przeciwko córce starego króla
Henryka i pozwoliła mu zdobyc zamek Maidenstone wraz z
przynale_nymi don rozległymi ziemiami. Słu_ba u boku Stefana
przysporzyła mu wiele korzysci – zyskał niemały majatek,
poslubił piekna dziedziczke i został ojcem dwóch synów.
Jednak_e problem córek blizniaczek był dla niego czyms
zupełnie nowym.
– Edgarze, prosze – błagalny głos lady Elli zabrzmiał
ledwie słyszalnym szeptem w mrocznej, przegrzanej komnacie.
Pochylił sie nad _ona, skwapliwie uciekajac przed karcacym
spojrzeniem matki.
– Tak bedzie najlepiej – rzekł niepewnie, ujmujac wiotka
dłon _ony.
– Zachowamy to dobre dziecko...
– Chce zatrzymac je obie. Nie pozwól, _eby zabiła moje
dziecko. Prosze cie... błagam... nie pozwól jej...
Łzy wypełniły oczy lady Elli, a potem spłyneły po
policzkach zostawiajac mokry slad na bladej skórze, i w koncu
znikneły w jasnych włosach. Ella była piekna kobieta, i ma_
gotów był zrobic niemal wszystko, by sprowadzic usmiech na jej
twarz. Ju_ dawno czuł, _e gdyby nie kochał _ony a_ tak bardzo,
mo_e matka patrzyłaby na nia przychylniejszym okiem.
– Uspokój sie, _ono. Potrzebujesz odpoczynku, _eby móc
zajmowac sie dzieckiem...
– Dziecmi. Nie jednym, lecz dwoma – upierała sie. –
Spotkało nas podwójne błogosławienstwo, Edgarze, _e mamy je
dwie. Powiedz mi, jak wygladaja?
– Wygladaja... jak niemowleta – odparł, lekko wzruszajac
ramionami, bo dowiedziawszy sie, _e to nie chłopcy, nawet im
sie dobrze nie przyjrzał.
– Przynies mi je – poprosiła, sciskajac go za reke. – Pozwól
mi zobaczyc moje córki.
– Podajcie tylko te jedna – rozkazała lady Harriet,
powstrzymujac słu_aca, która trzymała w ramionach drugie
dziecko.
– Nie, obydwie – nalegała Ella, wpatrujac sie w
zakłopotane oblicze me_a. – Dałam ci ju_ dwóch synów –
przypomniała szeptem, przeznaczonym tylko dla jego uszu. –
Jak mo_esz odmawiac mi prawa do obu moich córek?
Na moment sie zawahał. Kosciół nie pochwalał zabijania
dzieci... ale przecie_ mógł je porzucic gdzies w lesie. Tyle _e to
by sie niczym nie ró_niło od zabójstwa. Poczuł mocniejszy
uscisk Elli.
- 7 -
– Dam ci jeszcze wielu synów, me_u. Zapełnie twój dom
silnymi synami. Tylko musisz mi dac moje córki.
Nie odrywała pałajacych oczu od twarzy Edgara,
równoczesnie wodzac szczupłymi palcami po jego dłoni. Jego
ciało natychmiast odpowiedziało na jej dotyk, jako _e mineło
wiele tygodni od czasu, gdy dzieliła z nim ło_e. Jesli nie spełni
jej _yczenia, Ella na długo pogra_y sie w _alu, tak jak po stracie
ich pierwszego dziecka. Tak_e dziewczynki, jesli dobrze
pamietał. Minał prawie rok, nim znów była dla niego taka jak
dawniej, cały rok rozczarowan i nocy bez rozkoszy. Nie chciał,
_eby to sie powtórzyło.
– Bedziesz miała obie córki – obiecał jej pod wpływem
nagłego impulsu. Serce wypełniła mu duma, kiedy
odpowiedziała usmiechem niewysłowionej wdziecznosci. Gotów
był na wszystko, byle uszczesliwic swoja ukochana.
Lady Harriet rzuciła trudne do rozszyfrowania
przeklenstwo, ale nie zwrócił na nia uwagi, skupiony na tym jak
długo jeszcze bedzie musiał czekac, nim znów wezmie Elle do
ło_a. Dał znak, by oba zawiniatka zło_ono u boku matki, a kiedy
obna_yła piersi, _eby nakarmic malenstwa, poczuł, _e nie
wytrzyma oczekiwania dłu_szego ni_ dwa tygodnie.
Kiedy zadowolony z siebie opuszczał komnate z zamiarem
odszukania jednej z mamek – tej, która z figury i koloru włosów
najbardziej przypominała jego ukochana Elle – zatrzymała go
- 8 -
matka.
– Có_ za głupota dac jej sie wodzic za ten bezrozumny
korzen, który ci sterczy miedzy nogami!
– Jest moja _ona – warknał, niezadowolony, _e znajduje
sie miedzy _ona a matka.
– Jest twoja _ona – powtórzyła wzgardliwie – a to jej
przeklete dziecko bedzie kiedys twoja zguba!
– Podjałem decyzje! Odejdz stad! – ryknał i wyminał ja bez
dalszej dyskusji. Niedawne uczucie radosci rozwiało sie
całkowicie.
Jednak_e lady Harriet nigdy sie nie bała gniewu syna,
tak_e teraz.
– Przynajmniej jakos ja naznacz. Sa tak do siebie podobne,
_e musisz miec jakis znak, po którym je rozpoznasz. Naznacz to
drugie dziecko, _ebysmy wiedzieli, którego sie mamy obawiac!
Pózniej miał _ałowac tego, co wówczas uczynił, ale przez
wszystkie nastepne lata nigdy nie przyznał sie do błedu.
Jednym surowym spojrzeniem nakazał słu_bie milczenie, a jesli
nawet Ella cos podejrzewała, nigdy nie stawiała mu _adnych
zarzutów.
Wrócił do komnaty porodowej i kazał poło_nym by
przyniosły mu obie córki, gdy _ona bedzie spała. Obejrzał
dziecko urodzone jako pierwsze, nazwane przez Elle imieniem
- 9 -
Beatrix. Przyjrzał sie dokładnie malenkiemu podbródkowi,
pyzatym policzkom, ciemnym oczom i jasnemu kosmykowi
włosów na główce.
Drugie dziecko, jeszcze nienazwane, było zupełnie takie
samo, nawet zarys jasnych brewek i linie malenkich uszu miało
identyczne z siostra. Widzac, _e w istocie nie jest zdolny
odró_nic dzieci, sir Edgar, z_ymajac sie w srodku, rozgrzał nad
swieca sygnet, a kiedy metal sie roz_arzył, przytknał go do
delikatnego ciałka drugiego noworodka.
Dziecko drgneło i zapłakało, nadspodziewanie głosny krzyk
obudził pierwsze malenstwo, które zawtórowało płaczem. Ale
Edgar de Valcourt był zdecydowany doprowadzic swój zamiar
do konca. Dopiero kiedy swad palonego ciała podra_nił mu
nozdrza, cofnał dłon i przyjrzał sie swemu dziełu.
Dymiaca purpurowa blizna znaczyła delikatna skóre na
malenkiej nó_ce. Ten widok, ogladany przy wtórze
przerazliwego krzyku obojga dzieci, przywiódł mu na mysl
wyobra_enie potepienców wijacych sie w mekach piekielnego
ognia, wyjacych w bólu agonii. Dreszcz przera_enia przebiegł
mu po plecach, przez moment zastanawiał sie, czy jednak nie
nale_ałoby spełnic _adania matki – pozbyc sie dziecka, na
wypadek, gdyby w jej uprzedzeniach tkwiło ziarno prawdy.
Wtedy jego _ona poruszyła sie niespokojnie na łó_ku i
Edgar przestał o tym myslec. Ella do konca _ycia miałaby do
- 10 -
niego _al. Pogra_ona w rozpaczy, nigdy by mu nie przebaczyła,
_e zabił jej córke.
Wreczył zawodzace dziecko przestraszonej niance, patrzac
na nia twardym, ostrzegawczym spojrzeniem. Potem odwrócił
sie i opuscił komnate.
Obie, _ona i matka, dostały to, czego chciały. Jesli to ich
nie zadowoli, to ju_ nie bedzie jego wina.
Na pewno nie.
- 11 -
Wschodzenie
Bo tyle twojego,
Ile wysłu_ysz dla twojego króla.
Crowley, ok. 1550
- 12 -
1
kwiecien 1153 roku
Wiedziała, _e zamek długo sie nie utrzyma. Zbyt wiele
wojska nadciagało zza wzgórza. Napływali niekonczaca sie fala,
prowadzeni łopoczacym na wietrze czerwonym sztandarem, na
którym walczyły ze soba dwa czarne niedzwiedzie.
Mimo to Linnea de Valcourt spluneła wyzywajaco przez
masywny kamienny mur, jakby upewniajac sama siebie, _e w
gre wchodzic mo_e jedynie szybkie, zdecydowane zwyciestwo.
– Głupcy. Marnuja tylko czas... i własna krew – stwierdziła
bunczucznie. – Henryk de Anjou nie mo_e zajac zamku
Maidenstone ani chocby kawałka Wessex. Ani kawałka
brytyjskiej ziemi – dodała z młodziencza zuchwałoscia.
– Ju_ zajeli spora czesc Wessex – przypomniał sir Hugh,
kapitan stra_y jej ojca, spogladajac na nieprzebrane hordy.
– Nie wezma Maidenstone – upierała sie Linnea, ale
czujac, jak jej odwaga słabnie, spytała z wahaniem: – Prawda?
Sir Hugh nie odrywał wzroku od wojsk, które dotarty ju_
niemal do wsi. Strumien przera_onych wiesniaków zmierzał w
strone zamku, uciekinierzy ciagneli ze soba potomstwo i
skromny dobytek, jaki zdołali zebrac przez ten krótki czas od
- 13 -
momentu podniesienia alarmu. Linnea patrzyła jak szczeki
kapitana co chwila zaciskaja sie nerwowo.
– Podniesc most! – rzucił rozkaz _ołnierzowi stojacemu u
jego boku.
– Nie! Jeszcze nie! – zawołała bez namysłu.
Jednak mordercze spojrzenie sir Hugha powstrzymało
jakiekolwiek dalsze protesty.
– Wynos sie z mojego pola bitwy, bo sprowadzisz
przeklenstwo na tych nielicznych, jacy sie jeszcze z nas ostali!
Linnea cofneła sie spłoszona, kiedy spoczeły na niej tak_e
cie_kie od niecheci spojrzenia pozostałych _ołnierzy.
Sir Hugh musiał widac dostrzec jej ból, bo jego surowe
rysy nieco złagodniały.
– Idz, dołacz do swojej siostry w wielkiej sali – dodał
mrukliwie. I powiedz swojej babce, _e przysle jej wiadomosci,
gdy tylko jakies beda.
Linnea skineła posłusznie, zebrała w jedna reke fałdy
prostej, szerokiej spódnicy i odwróciła sie ku stromym schodom
prowadzacym do zamku. Nie mówił powa_nie o tym
przeklenstwie. Była tego pewna. Był po prostu zdenerwowany
czekajaca go walka. Sir Hugh nigdy nie zachowywał sie tak jak
inni, scigajacy ja ukradkiem podejrzliwym wzrokiem. Nigdy nie
_egnał sie znakiem krzy_a napotkawszy ja niespodzianie.
- 14 -
Wszystko przez te piekielna wojne pomiedzy królem Stefanem i
tym normanskim uzurpatorem, Henrykiem Plantagenetem.
Najpierw jego matka, Matylda, a teraz syn. Czy_ ci wojowniczy
magnaci nie mogliby zostawic w spokoju ludnosci Wessex,
myslała, gdy z daleka dobiegało ju_ skrzypienie kołowrotu i
brzek łancuchów, zaczeto bowiem podnoszenie nowo
wybudowanego zwodzonego mostu Maidenstone.
Wzmógł sie krzyk wiesniaków oblegajacych mury,
zawodzenie rozpaczy zbiegło sie z pierwszym podmuchem
gryzacego dymu. Uswiadomiła sobie z przera_eniem, _e
najezdzcy pala wies. Ci barbarzyncy zamieniali niewinna wioske
Maidenstone w płonaca pochodnie!
– Przeklinam was wszystkich! – mrukneła do siebie Linnea,
doswiadczajac jednoczesnie wielkiego gniewu i szczerego
współczucia dla pogorzelców. – Przeklinam was wszystkich spod
znaku czarnego niedzwiedzia! – krzykneła, _ałujac z całego
serca, i_ w istocie nie posiada mocy, jaka wielu jej
przypisywało. Bo gdyby tylko mogła przeklac najezdzców,
zrobiłaby to bez wahania. Posłałaby ich w ogien piekielny na
cała wiecznosc, ratujac swój dom i swój lud.
A lud pokochałby ja za to. Przez moment wyobraziła sobie
te cudowna przemiane, jaka by zaszła, gdyby udało jej sie
zdziałac cos naprawde wielkiego i dowiesc mieszkancom
Maidenstone...
- 15 -
– Z drogi – za_adał ktos ostrym głosem, przywracajac ja
gwałtownie do rzeczywistosci.
Pospiesznie wspieła sie na ostatnie stopnie, czujac tu_ za
plecami obecnosc jednego z zamkowych stra_ników. Nie mógł
jej pomylic z Beatrix, chocby dlatego, _e strój Linnei zawsze
przedstawiał sie znacznie skromniej ni_ szaty jej siostry. Poza
tym Beatrix z pewnoscia nie włóczyłaby sie po zamku podczas
przygotowan do bitwy, tylko Linnea mogła sie zdobyc na cos
równie niemadrego. Beatrix zapewne była teraz w głównej sali
zamku, uspokajała przestraszonych wiesniaków, organizowała
dla nich po_ywienie lub oddawała sie jakims innym
po_ytecznym domowym zajeciom.
Na szczycie muru Linnea zawahała sie, niepewna, jaka
pozycje powinna zajac podczas nadchodzacej bitwy. Po drugiej
stronie zatłoczonego dziedzinca, w drzwiach prowadzacych do
wielkiej sali, dostrzegła babke – jedna reka wsparta na lasce,
druga rozdzielała polecenia.
Linnea w jednej chwili postanowiła, _e nie wróci do
wielkiej sali. Jej babka, lady Harriet, z trudem znosiła widok
młodszej wnuczki. A mo_na sie było spodziewac, _e tego dnia
dobre maniery nie powstrzymaja jej przed uszczypliwoscia.
Nagle Linnea usłyszała szorstki głos ojcu, po kilku
minutach przeszukiwania wzrokiem ludzkiej ci_by zobaczyła go
na wschodniej blance – wykrzykiwał rozkazy i gestykulował,
- 16 -
obejmujac dowództwo nad obroncami zamku.
Odziany był w skórzany kubrak ozdobiony rodzinnym
herbem Valcourtów – złotym lwem wspietym na tylnych łapach
na niebieskim polu. Z ramion spływała mu krótka niebieska
peleryna, a szeroka talie opinał cie_ki, nabijany złotem pas.
Wygladał na prawdziwie wielkiego rycerza, za jakiego w istocie
uchodził, niezrównanego w dzielnosci, sprycie i sile. Jesli jawił
sie jej me_czyzna bardziej oddanym przyjemnosciom dobrego
jadła i napitku ni_ wojaczki i strategii, to tylko dlatego, i_ przez
ostatnie dziesiec lat nie miał nic lepszego do roboty. Nie
pamietała czasów, kiedy walczył dla Stefana, pomagajac mu
wydrzec korone z rak przebiegłej córki starego króla. Słyszała
jednak historie o jego me_nych wyczynach, opowiadane po
wielekroc podczas długich zimowych wieczorów. O tym, jak
został pasowany na rycerza przez samego króla Stefana, choc
na długo przedtem, nim ten został królem. O tym, jak walczył w
doborowej gwardii Stefana. O tym, jak został nagrodzony za
wierna słu_be mał_enstwem z kuzynka Stefana, Ella,
najpiekniejsza kobieta w całym kraju. O tym, jak objał zamek
Maidenstone tu_ po smierci starego władcy i utrzymał go, mimo
ciagłych zakusów Matyldy pragnacej pozbawic go tej
posiadłosci, a Stefana – korony.
Wygladało jednak na to, _e tym razem syn Matyldy i jego
stronnicy podjeli bardziej zdecydowany atak.
- 17 -
Linnea wcisneła sie w zaciszny kat pomiedzy kamienna
sciana kuchni a palisadowym płotem otaczajacym zielny
ogródek. Przestrzen miedzy murami pełna była ludzi, psów i
niespokojnego bydła, oszalała ci_ba wzbijała tumany kurzu,
który powodował drapanie w gardle i wywoływał łzawienie.
Mimo to Linnea nie odrywała oczu od ojca.
Gdyby tak Maynard był tu na miejscu, pomyslała z _alem,
kiedy ojciec dołaczył do sir Hugha i stojac ramie w ramie
spogladali w kierunku nadciagajacego wroga. Jej brat bywał
czasami okrutnym i nieznosnym potworem, ale dzielnoscia
dorównywał ojcu i uchodził za wielce zrecznego wojownika.
Jednak_e Maynard przebywał w Melcombe Regis, wraz z
wiekszoscia ich rycerzy, łuczników i piechoty. Obrona
Maidenstone spoczywała w rekach zamkowej gwardii i
wiesniaków, którym udało sie schronic wewnatrz murów, zanim
podniesiono most.
Dziewczyna zatrzasł zimny dreszcz strachu, a_ zacisneła
ramiona na piersi. Po raz kolejny przyszła jej na mysl straszliwa
prawda – Maidenstone nie miał szans na zwyciestwo. Nie mogli
zwycie_yc, musieli zatem byc gotowi na przegrana.
Natychmiast opusciła swa kryjówke. Lek przed gniewem
babki przestał sie liczyc. Musi odnalezc Beatrix, _eby byc przy
niej na wypadek najgorszego. Beatrix potrzebowała kogos, kto
bedzie ja chronił, a Linnea, jak zawsze, gotowa była zrobic
- 18 -
wszystko dla ukochanej siostry. Zadarłszy spódnice gestem
bynajmniej niepasujacym do dobrze urodzonej panny, ruszyła
biegiem wzdłu_ muru, omijajac miotajacych sie wiesniaków i
wystraszone dzieci. Swad dymu stał sie mocniejszy, podobnie
jak rozpaczliwe lamenty w srodku i na zewnatrz obleganego
zamka.
Otaczajaca ja panika i zamieszanie zaczeły jej sie udzielac i
pomyslała z trwoga, _e nadchodzi koniec swiata. Zbli_ało sie
piekło, a czarny niedzwiedz u ich progu był chyba samym
diabłem.
Axton de la Manse wyjechał na pote_nym wierzchowcu na
skraj wsi i zadarłszy głowe przygladał sie kamiennym murom
Maidenstone. Czarne pióropusze dymu zasnuły niebo szaroscia,
w której dom jego dziecinstwa wygladał jak obraz piekieł.
Podpalił jedynie stodoły i szopy oraz kilka spichlerzy
znajdujacych sie w strategicznych punktach. Jednak_e teraz,
gdy gryzacy swad znad wsi przeniósł sie z wiatrem nad
zamkowe mury, wra_enie było na tyle straszne, by przerazic
bezbronnych wiesniaków – i zaszczepic lek w sercu Edgara de
Valcourt i całej jego nikczemnej rodziny.
– Wiesniacy znalezli sie w pułapce pomiedzy nami a fosa –
zauwa_ył sir Reynold, rotmistrz Axtona i jego najbardziej
- 19 -
zaufany człowiek.
Axton przytaknał skinieniem głowy.
– Podsycajcie ogien, dopóki nie opuszcza mostu i nie
podniosa bramy. Dajcie naprzód syna Valcourta.
– Zemdlał, jest ledwie _ywy.
Axton wzruszył ramionami.
– Walczył dzielnie... jak na Valcourta. Jesli umrze, to
trudno. To w niczym nie przycmi naszego dzisiejszego sukcesu.
– Nie musiał dodawac, _e zadanie Maynardowi de Valcourt
obezwładniajacego ciosu sprawiło mu dzika radosc. Axton i
Reynold odbyli razem wiele bitew i stracili w nich niejednego
me_nego współtowarzysza. Ale taki był los rycerza. Stoczyc
godna walke i polec od ran na polu chwały – oto czego
oczekiwali od _ycia Axton i Reynold. Nigdy nie liczyli na wiecej.
A_ do teraz.
Bo teraz Axton pragnał do_yc sedziwego wieku,
odło_ywszy do lamusa cie_ki stalowy miecz i ostry sztylet, kuta
_elazna maczuge i lance. Pragnał odzyskac swój dom, a choc
nadal cia_ył na nim obowiazek wobec króla – albo koniecznosc
wykupienia sie z niego – miał zamiar osiedlic sie w
Maidenstone, sprowadzic w to miejsce tych nielicznych
członków swojej rodziny, którzy pozostali przy _yciu, i odzyskac
wszystko, co utracili przed wieloma laty.
- 20 -
Tylko _e nie mo_na było odzyskac wszystkiego.
Jego dłon w skórzanej rekawicy zacisneła sie na wodzach,
kon zatanczył nerwowo. Na krew Chrystusa, ojciec powinien
byc dzis tutaj, napawac sie zwyciestwem, na które tyle musieli
czekac. A tak_e bracia, William i Yves – oni te_ zasłu_yli na
...
lalola203020