W powiecie wolsztyńskim
ZATOPIONA WIOSKA
Na zachód od Wolsztyna, niedaleko Obry, błyszczą w promieniach słońca i szumią tajemniczym szeptem fale Jeziora świętego.Dawniej, bardzo dawno, przed tysiącem lat, a może jeszcze dawniej, wznosiła się na tym miejscu wioska zamożna. Były tam pola urodzajne i łąki zielone i sześć pięknych chat, bo tylu mieszkało tam gospodarzy.Wtedy to, jednego razu wieczorem zaszedł do owej wioski pielgrzym – staruszek. Snadź, daleką przebył drogę, gdyż bardzo był utrudzony. A na domiar zziębnięty był i przemoknięty – jak to mówią do suchej nitki, jako, że jesień już była, słotna i zimna. Szukał więc miejsca, gdzieby mógł się ogrzać, posilić, osuszyć i wypocząć. Tak tedy zakołatał do pierwszej z brzegu chaty bogatej wdowy.Wynoś się ! – krzyknęła gniewnie bogaczka.dla starych włóczęgów drzwi mojej chaty zamknięte !Odszedł staruszek i powlókł się do chaty sąsiedniej zamożnego gospodarza. Ale zaledwie do drzwi zakołatał i wypowiedział swoją prośbę, usłyszał zaraz gniewną odpowiedź:Wynoś się, dla takich starych włóczęgów nie ma miejsca w mojej chacie!Poszedł staruszek dalej, do trzeciego gospodarza, do czwartego, piątego i szóstego. Ale wszędzie kołatał nadaremnie, wszędzie odtrącano go z tą samą odpowiedzią : „Wynoś się, stary włóczęgo !”Odszedł staruszek, ledwie nogami powłócząc, ażeby opuścić wioskę niegościnną, ale trochę za wsią na małym wzgórzu, ujrzał lichą chałupkę ubogiej wdowy.Może ludzie ubodzy będą miłosierniejsi – pomyślał, poszedł, do drzwi chałupki zakołatał.Uboga wdowa otworzyła natychmiast, a zobaczywszy staruszka zziębniętego i utrudzonego daleką drogą, zaprosiła go do izby i przyjęła sercem otwartym.Siadajcie dziaduniu. Niech zmoczone szatki obeschną. Ugotowałam właśnie trochę strawy, niewielkie to jadło, ale tym, co mam podzielę się z wami chętnie. A i snopek słomy się znajdzie, to się koło pieca prześpicie. Boć na taką słotę z chaty nie wypuszczę.Staruszek posilił się skromną wieczerzą, wypoczął w cieple na słomie, i nazajutrz pokrzepiony, zanim w dalszą udał się drogę, serdecznie miłosiernej kobiecie podziękował.Nie mam ja nic takiego – powiedział – czym mógłbym ci zapłacić za litościwe twoje serce. Ale pozostawię ci jedno życzenie: jaką robotę dziś rozpoczniesz niechaj ci się szczęśliwie i z korzyścią wiedzie aż do wieczora. Potem pożegnał się z nią i poszedł swoją drogą. A biedaczka uśmiechnąwszy się tylko na życzenie staruszka, sięgnęła do skrzyni i wydobyła kawałek płótna, by sporządzić koszulinę dla swojego dzieciątka. Odmierzyła ile było potrzeba, patrzy i oczom własnym nie wierzy – ten kawałek płótna w oczach rośnie i wydłuża się. Mierzy dalej, płótno rozwija się i rozwija, ale końca płótna jak nie widać, tak nie widać.Około południa cała izba zapełniła się płótnem aż po brzegi. Wyszła tedy z niekończącym się kawałkiem płótna z izby od sieni, z sieni na podwórko, z podwórka na łączkę, ciągnęło się i układało w wysoki wał płótno białe jak śnieg a miękkie jak puch. I wtedy dopiero, gdy słonko zaszło, i na niebie pierwsza gwiazda wieczorna zajaśniała, wdowa ujrzała koniec płótna. A płótna miała teraz takie mnóstwo, że stała się bogaczką. Gospodarze z wioski przyglądali się temu cudowi, i na widok rosnących gór płótna uczuwali złość i chciwość. Ale największa złość i chciwość odezwała się w sercu bogatej wdowy, która pierwsza odpędziła od swej chaty staruszka. Nie namyślając się więc długo, pobiegła za nim. A dogoniwszy staruszka na drodze wśród lasu, jęła go prosić i namawiać, ażeby się wrócił i do domu jej wstąpił. U mnie staruszku – mówiła – pożywisz się lepszą strawą, niż u tej biedaczki na wzgórzu za wsią. Dam ci mięsa i placka, i będziesz mógł się przespać w wygodnym łóżku pod pierzyną. Staruszek spojrzał na nią uważnie i zrozumiał, dlaczego go tak zapraszała. Ujrzał, że było to miłosierdzie kłamane, że przemawia przez nią chciwość. A potem powiedział:A któż mnie to wczoraj od swego domu odpędził ? Czemuż to wczoraj odmówiła mi przytułku ? Dziś już nie mogę wstąpić do ciebie, bo w dalszą muszę iść drogę. Ale jeśli twoja chęć ugoszczenia biednego jest szczera i w sercu twoim nie kryje się zazdrość i chciwość, natenczas będziesz nagrodzona tak, jak na to zasłużyłaś. To co zaczniesz robić dziś wieczorem, gdy pierwsza gwiazda zaświeci, niechaj się pomnoży do jutra rana.To powiedziawszy, poszedł staruszek swoją drogą, a bogaczka powróciła do chaty. Przez cały dzień nie robiła nic innego, jak tylko myślała o zdobyciu największych skarbów złota.Mnie tam głupiego płótna nie potrzeba, ja muszę mieć złoto, góry złota – powtarzała zawzięcie. I poszła do komory, gdzie miała ukryty garnek z pieniędzmi. Wzięła garnuszek, wyszła za obejście, siadła na kamieniu za sadzawką, ażeby tu zacząć liczenie pieniędzy. Ale ponieważ pieniądze długie lata leżały w kącie i od kurzu i wilgoci mocno poczerniały, przeto umyśliła przepłukać je wpierw i wymyć.Wolę ja – pomyślała – ażeby mi asie rozmnożyły pieniądze czyste i świecące, niż brudne i czarne.Tak pomyślawszy wysypała pieniądze na rozpostarty na ziemi fartuch. Potem zaczerpnęła garnkiem wody z sadzawki i zaczęła polewać pieniądze.W tej chwili zaświeciła się na niebie gwiazda wieczorna - i stało się to, czego się bogaczka wcale nie spodziewała. Bo oto woda z garnka lała się teraz jakby z górskiego potoku. Wody przybywało coraz więcej i więcej, woda rosła szybko, zalała bogaczkę i całe jej gospodarstwo, zatopiła całą wioskę z sześciu nielitościwymi gospodarzami i kiedy rano słonko zajaśniało, z wioski nie pozostało już ani śladu. Na miejscu wioski szumiało głębokie podłużne jezioro. Ostała się tylko chatka za wsią, na wzgórzu, w której mieszkała uboga wdowa o sercu litościwym.Wkrótce przybyli ludzie z całej okolicy i dziwili się bardzo wielkiej wodzie. A kiedy z ust ubogiej wdowy usłyszeli o staruszku – pielgrzymie, wtedy powiedzieli, że był to na pewno jaki wielki święty, który przekonał, ile dobroci i miłosierdzia mieści się w sercach ludzkich. I dla tego nowe jezioro zostało nazwane Jeziorem Świętym..
A-n-i-t-a