WNĘTRZE GÓRY SOBIESZ KRYJE OLBRZYMI SKARB III RZESZY.doc

(164 KB) Pobierz

WNĘTRZE GÓRY SOBIESZ KRYJE OLBRZYMI SKARB III RZESZY Na razie znaleziono tylko dwie stare łopaty. Jednak są w Polsce ludzie, którzy wierzą, że wnętrze góry Sobiesz koło Piechowic kryje olbrzymi skarb III Rzeszy. W swych opowieściach są tak przekonujący, że udało się im oczarować tą wizją wiele poważnych osób.


http://npn.ehost.pl/admin/data/upimages/lesiak003.jpeg
Fot. Słowo Polskie Gazeta Wrocławska.

Złota Wrocławia, Bursztynowej Komnaty i innych kosztowności szukał nawet rząd Józefa Oleksego. W poszukiwania zaangażował się wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko. Sprawa wyszła na jaw przy okazji otwarcia słynnej już szafy pułkownika Jana Lesiaka.

Oficer Urzędu Ochrony Państwa w specjalnym oświadczeniu stwierdził, że zajmował się wyjaśnieniem zagadki „złotego pociągu”, który miał wjechać tuż przed zakończeniem wojny do wnętrza góry.

Wersja Podsibirskiego

Najwyższych urzędników w państwie wizją złotego pociągu zaraził Władysław Podsibirski, poszukiwacz amator z podwarszawskich Janek.
Szukaniem skarbu w górze Sobiesz zajął się już w latach 70. ubiegłego wieku. Wierzy, że w listopadzie 1944 roku do wydrążonego w górze tunelu wjechał pociąg. Wagony były wypełnione sztabami złota, precjozami oraz skarbami kultury. Według niego, to głównie depozyty niemieckich banków, muzeów i galerii. Poszukiwacz, prócz rozległej wiedzy i rzekomo oryginalnych map, nie miał możliwości wydobycia skarbu. Postanowił więc zainteresować nim instytucje państwowe.

W maju 1995 roku wiceminister finansów w rządzie Oleksego, Jan Bogutyn, zawarł z nim umowę. Jeśli Podsibirski znalazłby choć jedną sztabkę, 10 procent jej wartości należałoby do niego. A Urząd Ochrony Państwa miał sprawdzić prawdziwość informacji o ukryciu skarbu.

„Prowadzono sprawę kryptonim „T” na sprawdzenie wiarygodności oferentów, którzy proponowali wskazanie miejsc ukrycia dóbr materialnych i kulturalnych przez wycofujące się wojska III Rzeszy. Wyjaśnieniami tymi zainteresowany był wicepremier G. Kołodko, minister Żelichowski i minister T. Polak” – czytamy w dokumencie sporządzonym przez pułkownika Jana Lesiaka.

Liczyli na skarb

Były oficer służb specjalnych dziś jest już na emeryturze. Chętnie opowiada o historii sprzed lat. Podkreśla, że do rozkazu służby podeszły bardzo poważnie, choć wersja Podsibirskiego brzmiała dość fantastycznie. – Szczerze liczyliśmy, że te rewelacje okażą się prawdziwe. Kraj był wtedy w trudnej sytuacji. Gdyby udało się wydobyć skarby, sytuacja finansowa państwa poprawiłaby się – tłumaczy. Jednak już na wstępie rewelacje poszukiwacza wydały mu się mocno przesadzone. – Była mowa o złocie o wartości 40 mln dolarów. Przeliczyłem, że gdyby w każdym wagonie było 20 ton kruszcu, to pociąg musiałby mieć ponad kilometr długości – dodaje.

Oficerowie UOP badali sprawę przez trzy miesiące. Potem zdecydowano, że rząd nie będzie finansował prac wydobywczych. Podsibirski musiał więc poszukać innych partnerów. Dziś źle wspomina współpracę ze służbami. UOP zabrał mu plany, na których zaznaczono miejsca ukrycia złota.
– W archiwum ABW jest kartka formatu A3. Nie ma na niej jakichkolwiek znamion, że to niemiecki dokument sprzed wielu lat. Są na nim napisy wyłącznie po polsku. Gdy Podsibirski pokazywał mi ją po raz pierwszy, nie wysechł jeszcze tusz flamastra – mówi Lesiak. Gdy rząd nie dał się namówić na odnalezienie złotego pociągu, Władysławowi Podsibirskiemu udało się przekonać do sfinansowania prac grupę prywatnych inwestorów (choć on twierdzi obecnie, że sam zainwestował w przedsięwzięcie milion marek niemieckich). Poszukiwania rozpoczęto w 1998 roku z dużym rozmachem. Na Sobiesz sprowadzono ciężki sprzęt i dynamit.

– Kopano i wiercono w wielu miejscach – wspomina Andrzej Proczek, kierownik referatu rozwoju miasta w piechowickim magistracie.

Profesjonalne badania

Mieczysław Bojko, prezes Stowarzyszenia Poszukiwaczy Zaginionych Zabytków „Talpa”, interesował się górą Sobiesz na początku lat 90. Na jego prośbę wykonano nawet zdjęcia lotnicze w podczerwieni i ultrafiolecie.

– Pokazują one, czy była naruszana struktura ziemi w tym miejscu. Zdjęcia wykazały, że w tym rejonie na przestrzeni wielu lat nie prowadzono jakichkolwiek większych prac ziemnych – wyjaśnia poszukiwacz.
Przeglądał też zeznania jeńców wojennych zmuszanych do pracy w zakładach w rejonie Piechowic. W żadnej z relacji nie znalazł wzmianki o potężnych podziemnych tunelach, a tym bardziej o „złotym pociągu”, który miał do niego wjechać. Dla niego jest to bajka wyssana z palca.

Narodziny mitu

– Ta legenda narodziła się wiele lat temu, gdy pan Podsibirski miał niewielką firmę pod Warszawą. Przyjeżdżał do niego zaopatrzeniowiec z jeleniogórskiego PKS-u i karmił go opowieściami o skarbach. Podsibirski uwierzył w coś, czego nie ma – tłumaczy Bojko. Według innej wersji, Podsibirskiego skierowano na błędny trop celowo, by odwrócić uwagę od innych miejsc, w których rzeczywiście coś zostało ukryte. W środowisku poszukiwaczy mówi się też o pewnym epizodzie poszukiwań na górze Sobiesz. Gdy inwestorzy byli już zniecierpliwieni brakiem efektów, szef ekspedycji poprosił o telefon komórkowy. Poinformował zmęczoną ekipę, że zadzwoni do córki oficera, który ukrywał skarb, i odszedł w pobliskie krzaki. Wrócił po chwili ze szczegółowymi informacjami, gdzie stoją lokomotywa i wagony. Gdy poszukiwania także i w tym miejscu nic nie przyniosły, ktoś postanowił sprawdzić numer, pod który dzwoniono.

– Odezwał się kobiecy głos. Pani przedstawiła się jako specjalistka od wróżb i przepowiedni – śmieje się prezes Taply.

Do dziś nie znaleziono jakiegokolwiek dowodu na istnienie podziemi i pociągu pełnego złota. Po poszukiwaczach na górze pozostały tylko dziury w ziemi i ślady po wierceniach. Władysław Podsibirski uważa jednak, że jest na najlepszej drodze do odnalezienia skarbu. Planuje kolejną ekspedycję na Sobiesz.

– Już teraz grupy Wehrwolfu penetrują teren i wywożą złoto do Niemiec, gdzie dostają za nie 50 procent wartości – przekonuje.

Torpedy i nietoperze

Zakłady Karelma w Piechowicach w czasie drugiej wojny światowej zajmowały się produkcją zbrojeniową. Wytwarzano w nich między innymi torpedy. Na terenie zakładu zbudowano nawet specjalny basen do ich testów. Część fabryki mogła znajdować się w masywie góry Sobiesz. Ale śladów zabudowań nie widać. Zachował się jedynie niewielki betonowy domek, przypominający wartownię i podziemny zbiornik, do którego prowadzą dwie studzienki. W zboczu góry Sobiesz jest też kilka wydrążonych sztolni. Teraz są one schronieniem dla setek nietoperzy.

Tajemnicze miejsca


http://npn.ehost.pl/admin/data/upimages/Goldnazi004.jpg
Zamek w Bolkowie to jedno z wielu hipotetycznych miejsc, w których miałaby zostać ukryta Bursztynowa Komnata. Historyk sztuki Stanisław Jan Stulin w swej książce „Gdzie ukryto Bursztynową Komnatę” opisuje tejemnicze sceny z listopada 1944 roku. Wtedy to do Bolkowa miał przyjechać wojskowy transport, złożony z siedemnastu ciężarówek z Królewca (Komnata została zrabowana w 1941 roku przez hitlerowców z Carskiego Sioła i przewieziona do tamtejszego zamkowego muzeum) wyładowanych skrzyniami. Z jednej z nich, uszkodzonej podczas transportu, wystawały ponoć fragmenty bursztynowych płyt. Komnata miała zostać ukryta w podziemiach zamczyska.

Tajemnicę kryje w sobie podobno także zamek Książ. Według eksploratorów, nie ma tam jednak skarbów. Badacze od dłuższego czasu przygotowują się, by wejść do ukrytych pomieszczeń. Spodziewają się znaleźć tam archiwa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy – dokumenty bezcenne dla historyków. W pomieszczeniach mogą być również urządzenia związane z niemieckim programem atomowym lub badaniami nad bronią chemiczną i biologiczną.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin