Harrison Kim - Zapadlisko Tom 2 - Dobry, Zły i Nieumarły.pdf

(1905 KB) Pobierz
Harrison Kim
DOBRY ZŁY I NIEUMARŁY
Tytuł oryginału: The Good, the Bad, and the Undead
Copyright © 2005 by Kim Harrison
Copyright for the Polish translation © 2010 by Wydawnictwo MAG
Redakcja: Urszula Okrzeja
Korekta: Magdalena Górnicka
Ilustracja na okładce: Damian Bajowski
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Irek Konior
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń
ISBN 978-83-7480-158-4 Wydanie I
Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel/fax (0-22) 813 47 43
e-mail: kurz@mag.com.pl www.mag.com.pl
Wyłączny dystrybutor: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów
Maz. tel. (22) 721-30-00 www.olesiejuk.pl
Druk i oprawa: drukarnia@dd-w.pl
808612147.001.png
 
Mężczyźnie, który wie, że na pierwszym miejscu jest kofeina, na drugim czekolada, a na trzecim romans —
a także to, kiedy ta kolejność powinna zostać odwrócona
PODZIĘKOWANIA
Chciałabym podziękować Willowi za pomoc oraz natchnienie przy wymyślaniu biżuterii pochodzącej z Za-
padliska, a dr Caroline White za jej niecenioną pomoc przy łacinie. Szczególnie jednak chciałabym
podziękować mojej redaktor, Dianie Gil, za danie mi swobody, dzięki której pchnęłam moje pisarstwo na
obszary, których nigdy dotąd nie brałam pod uwagę, oraz mojemu agentowi, Richardowi Curtisowi.
ROZDZIAŁ 1
Podciągnęłam na ramieniu parciany pas od pojemnika z wodą i wyciągnęłam się, by wetknąć dyszę w
wiszący kwiatek. Do pomieszczenia wlewał się słoneczny blask, grzejąc mnie przez niebieski służbowy
kombinezon. Za wąskimi oknami znajdował się niewielki dziedziniec otoczony biurami VIP-ów. Mrużąc
oczy z powodu słońca, nacisnęłam dźwignię rozpylacza i usłyszałam cichutki syk wody.
Rozległ się stukot komputerowej klawiatury, a ja przemieściłam się do kolejnego kwiatka. Z gabinetu
usytuowanego za biurkiem sekretarki dobiegała rozmowa telefoniczna przerywana gromkim śmiechem,
który przypominał szczekanie psa. Łaki. Im wyżej się znajdowały w hierarchii stada, tym bardziej udawało
im się upodabniać do ludzi, ale zawsze można było je poznać po śmiechu.
Wzdłuż rzędu roślin wiszących przed oknem zerknęłam na wolno stojące akwarium za biurkiem. Zgadza
się. Kremowe płetwy. Czarna plamka na prawym boku. To ona. Pan Ray hodował koi i pokazywał je na
dorocznej wystawie ryb. W sekretariacie zawsze wystawiał zwycięzcę z zeszłego roku, lecz teraz w
akwarium pływały dwie ryby, a maskotka Wyjców zaginęła. Pan Ray kibicował Legowisku, drużynie
rywalizującej z miejscową drużyną baseballu składającą się wyłącznie z Inderlanderów. Nietrudno było
skojarzyć fakty i zabrać skradzioną rybę.
- Więc Mark jest na urlopie? - zapytała pogodna kobieta za biurkiem i wstała, by włożyć papier do
podajnika drukarki. - Nic mi nie mówił.
Skinęłam głową, nawet nie patrząc na sekretarkę ubraną w elegancką kremową garsonkę, i
przeciągnęłam sprzęt do podlewania kwiatków o następny metr. Mark był na krótkim urlopie na klatce
schodowej budynku, w którym pracował przed przejściem do tego. Nieprzytomny dzięki krótko
działającemu eliksirowi snu.
-Tak, proszę pani - powiedziałam, podnosząc głos i lekko sepleniąc. - Ale powiedział mi, które kwiatki
trzeba podlać. - Ukryłam palce z umalowanymi na czerwono paznokciami, żeby sekretarka ich nie
zauważyła. Nie pasowały do wizerunku dziewczyny od podlewania kwiatków. Powinnam byłam pomyśleć
o tym wcześniej. - Wszystkie na tym piętrze, a potem arboretum na dachu.
Kobieta uśmiechnęła się, ukazując nienaturalnie duże zęby. Była łakiem, i to dość wysoko postawionym
w biurowym stadzie, sądząc po jej ogładzie. A pan Ray nie trzymałby na stanowisku sekretarki psa, skoro
było go stać na pensję dla suki. Rozsiewała dość przyjemny, lekki zapach piżma.
- Czy Mark powiedział ci o służbowej windzie na tyłach budynku? - zapytała uprzejmie. - Łatwiej z
niej skorzystać niż targać wózek po schodach.
Nie, proszę pani - odparłam, mocniej naciągając brzydką czapkę ze znaczkiem firmy ogrodniczej. -
Chyba utrudnia mi zadanie, żebym nie próbowała przejąć jego terytorium.
Czując, że serce bije mi coraz szybciej, popchnęłam wózek Marka z nożycami do przycinania roślin,
granulowanym nawozem i pojemnikiem do podlewania. Wiedziałam o windzie, a także o rozmieszczeniu
sześciu wyjść awaryjnych i przycisków włączających alarm przeciwpożarowy oraz to, gdzie personel biura
trzyma pączki.
7
 
Ach, ci mężczyźni — powiedziała sekretarka, przewracając oczyma i siadając przed monitorem. -
Czy nie zdają sobie sprawy, że mogłybyśmy rządzić światem, gdybyśmy tylko tego chciały?
Kiwnęłam głową i siknęłam odrobiną wody w następny kwiatek. Jakoś mi się wydawało, że już
rządzimy tym światem.
Przez szum drukarki i cichy gwar biurowych rozmów przebiło się intensywne brzęczenie. Wydawały je
skrzydełka Jenksa, mojego partnera, który przyfrunął z gabinetu szefa znajdującego się na tyłach biura;
najwyraźniej był w złym humorze. Jego skrzydełka podobne do skrzydełek ważki poczerwieniały z
podniecenia i sypał się z niego czarodziejski pyłek, tworząc kaskady słonecznego blasku.
Skończyłem sprawdzać kwiatki w gabinecie - oznajmił głośno, lądując na krawędzi doniczki
wiszącej przede mną. Wziął się pod boki, co sprawiło, że w swoim niebieskim kombinezonie wyglądał jak
Piotruś Pan wyrosły na śmieciarza. Żona uszyła mu nawet pasującą czapeczkę. - Trzeba je tylko podlać.
Mam ci tu w czymś pomóc czy mogę wrócić i pospać w samochodzie? - dodał zgryźliwie.
Zdjęłam z ramienia pojemnik z wodą i postawiłam go na podłodze, żeby zdjąć nakrętkę.
Przydałaby mi się tabletka nawozu - podsunęłam, zastanawiając się, o co mu chodzi.
Jenks podleciał do wózka, mamrocząc pod nosem, i zaczął w nim grzebać. We wszystkie strony zaczęły
się sypać zielone druciki mocujące, podpórki i zużyte paski testowe odczynu pH.
Mam - oznajmił, znalazłszy białą tabletkę nawozu wielkości jego głowy.
Upuścił ją do pojemnika; rozpuściła się z sykiem w wodzie. Nie był to nawóz, lecz substancja
natleniająca i wywołująca wydzielanie śluzu. Po co kraść rybę, jeśli ma zdechnąć podczas transportu?
O Boże, Rachel — szepnął Jenks, lądując na moim ramieniu. - To jest poliester. Mam na sobie
poliester!
Kiedy sobie uświadomiłam przyczynę jego złego humoru, opadło ze mnie napięcie.
Nic ci nie będzie.
Mam wysypkę! - stwierdził, drapiąc się energicznie pod kołnierzykiem. - Nie mogę nosić
poliestru. Pixy mają na niego alergię. Zobacz. Widzisz? — Przechylił głowę tak, że jego blond włosy
odsłoniły szyję, ale znajdował się zbyt blisko, żebym mogła wyraźnie zobaczyć. — Wypryski. I śmierdzi.
Czuję zapach ropy. Mam na sobie zdechłego dinozaura. Nie mogę się ubierać w martwe zwierzę. To
barbarzyństwo, Rache - zakończył błagalnie.
Jenks? - Zakręciłam pojemnik i znów przewiesiłam go sobie przez ramię, spychając z niego przy okazji
Jenksa. - Ja mam na sobie to samo. Wytrzymaj.
- Ale to śmierdzi!
Spojrzałam na unoszącą się przede mną jego sylwetkę.
Przytnij trochę gałązek - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Strzepnął w moją stronę rękami i odfrunął do tyłu. Trudno. Poklepałam się po tylnej kieszeni mojego
obrzydliwego kombinezonu i znalazłam nożyce. Miss Zawodowa Sekretarka wystukiwała list, a ja
rozłożyłam składaną drabinkę i przystąpiłam do obcinania liści z rośliny wiszącej obok jej biurka. Jenks
zaczął mi pomagać i po chwili szepnęłam:
- Jesteśmy gotowi?
Skinął głową, nie spuszczając z oczu otwartych drzwi gabinetu pana Raya.
- Kiedy następnym razem będzie sprawdzał pocztę, przewróci się cały system zabezpieczenia Internetu.
Jeśli sekretarka ma o tym pojęcie, naprawa potrwa pięć minut, a jeśli nie ma, cztery godziny.
- Potrzebuję tylko pięciu minut - powiedziałam, pocąc się od słonecznego ciepła, wpadającego przez
okno.
Pachniało tu jak w ogrodzie, w ogrodzie z mokrym psem dyszącym na chłodnych płytkach.
8
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin