Seria Zwierciadlana - całość.rtf

(47 KB) Pobierz

Tytuł: Seria Zwierciadlana

Tytuł oryginału: The Simulacra Series

Autor: switchknife (jako Snape) i sinope (jako Harry)

Link: The Simulacra Series

Tłumaczenie: Ariel & Gobuss

Beta: Kaczalka :*

Ilość: sześć miniaturek

Ostrzeżenia: chan, perwersyjne opisy seksu

Od tłumaczek: Jest to seria miniaturek napisana z punktu widzenia Harry'ego i Snape'a przez dwie utalentowane autorki. Sinope gra tutaj Harry'ego, a Switchknife Snape'a. A oto zapis ich perwersyjnych "rozmów". Darzymy tę serię miłością wieczną i dozgonną^_^

 

 

 

 

 

Seria Zwierciadlana

 

 

 

 

 

1. Obrazy

(by sinope)

 

 

 

Jak mnie sobie wyobrażasz?

 

Zawsze, kiedy śledzisz mnie wzrokiem, czujesz drżące w żołądku poczucie winy z powodu tego, że jestem taki młody, lecz i tak nie przeszkadza ci to chciwie pożerać mojej delikatnej, niewinnej skóry każdym przelotnym spojrzeniem. Moje wargi są różowe, niczym jeszcze niezbrukane i wiesz, że zdecydowanie zbyt często wyobrażasz sobie, jakby to było poczuć je zaciśnięte mocno wokół ciebie. Kiedy zamykasz oczy, widzisz moje szczupłe, drobne palce i czujesz, jak małe paznokcie wbijają ci się w plecy.

 

Niezwykle często wyobrażasz sobie również moje włosy, wciąż mokre i pachnące czystością po niedawnym prysznicu albo też zlepioną potem czarną grzywkę, która przywarła do bladego czoła. Moje oczy niepokoją cię, błyszcząc jasnozieloną mieszanką złości, niewinności i pragnienia, ale gdy próbujesz wyobrazić sobie, jak mogłyby wyglądać, kiedy pogrążyłbym się w przyjemności - zawsze widzisz je zamknięte.

 

Obserwujesz mnie częściej niż myślę i częściej niż sam to zauważasz, a patrzenie na mój śmiech sprawia, że odczuwasz jednocześnie ogromną radość i silne poczucie winy. Twoje uszy nauczyły się wychwytywać te rzadkie momenty - kiedy łapię znicz podczas treningów lub gdy żartuję z Ronem na temat Trelawney - ponieważ możesz wtedy spoglądać na beztroski uśmiech na mojej twarzy i zapomnieć o cenie, którą należało za niego zapłacić. Zapominasz wtedy także o gwałtownej, słodkiej przyjemności, jakiej doznajesz, kiedy go niszczysz. Lubisz myśleć, że jestem młodszy niż w rzeczywistości, że możesz mnie formować i ugniatać wedle swojego uznania, a uśmiech czyni to jeszcze prostszym.

 

Udajesz, że nie zauważasz tanich, znoszonych ubrań, mimo że zacierają one przesuwające się przez twoją głowę obrazy, na których widzisz moje lśniące ciało - osłabione z przyjemności kończyny oraz gładką klatkę piersiową, wyginającą się w łuk, kiedy przesuwasz po niej wilgotnym palcem wskazującym. Myślisz o moich ubraniach jedynie w kategoriach ewentualności i możliwości, które dają - bardzo często widzisz moje spodnie opuszczone aż do kostek, kiedy rumienię się, zawstydzony, ale jeszcze częściej wyobrażasz sobie, jak ściągam je i klękam przed tobą, drżąc z niecierpliwości, podczas gdy ty z pełną opanowania godnością rozpinasz swoje szaty. A jeszcze częściej, chociaż lubisz myśleć, że nie mam o tym pojęcia, wyobrażasz sobie, jak tniesz je na kawałki zdecydowanymi pociągnięciami skalpela, a ja leżę przed tobą niczym najbardziej finezyjny obraz bezbronności. A potem smakujesz językiem zbierające się powoli czerwone krople, ciągnące się niczym łańcuszek wzdłuż mojego mostka.

 

Lubisz myśleć, że smakuję jak niewinność i młodość, jak "żaby, ślimaki i szczenięce ogony" wymieszane z sokiem dyniowym oraz tabliczkami czekolady, ale tak nie jest. Smakuję jak życie. Czasami wyobrażasz sobie, jak liżę swój nadgarstek po meczu quidditcha, przesuwając po nim różowym językiem i kosztując własny pot.

 

Nigdy nie chciałem, abyś dostrzegł ukrytą we mnie wrażliwość, jednak kiedy szlocham w twoim łóżku po otrzymaniu wiadomości o śmierci Rona, coś niemal zapomnianego, skrytego głęboko wewnątrz ciebie pragnie zamknąć mnie mocno w ramionach i nie pozwolić, aby ktokolwiek mnie jeszcze kiedyś dotknął.

 

 

 

 

 

2. Odbicia

(by switchknife)

 

 

 

Jak mnie sobie wyobrażasz?

 

To, jak ty wyobrażasz sobie mnie, jest powiązane z tym, jak ja wyobrażam sobie ciebie. Przecież widzieliśmy swoje umysły, kartkowaliśmy nawzajem nasze myśli - lustrzane odbicia, przeciwieństwa. Twoja biała niczym wosk skóra naprzeciw mojej czarnej krwi, twoje serce - czerwień wdzierająca się ogniem do mojego lodu. Tylko że ty śmiesz wyobrażać sobie, że mój lód pęka... Uwielbiasz ślizgać się palcami wzdłuż mojego ciała, wzdłuż pękniętych szczelin w mojej duszy i właśnie dlatego nienawidzę cię w swoim umyśle i nienawidzę cię w swoich komnatach i wiem, że złamię cię za każdym razem. Że złamię cię pierwszy.

 

Wyobrażasz mnie sobie jako mężczyznę, ale też jako tajemną istotę - tę samą tajemną istotę, którą byłem, kiedy po raz pierwszy pojawiłeś się w Hogwarcie i zobaczyłeś mnie po drugiej stronie Wielkiej Sali. Nie potrafiłeś oderwać wzroku od moich groźnych, czarnych, błyszczących oczu, które obserwowały cię zachłannie. Pomyślałeś wtedy o potłuczonym szkle, którym zraniłeś się w palec, kiedy ciotka Petunia kazała ci je pozbierać - pamiętasz ten słodki, ostry ból... i od tego czasu zawsze, zawsze chciałeś się dowiedzieć, co kryje się za moimi oczami.

 

Najwyraźniej udało ci się spełnić swoje marzenie. Teraz widzisz mnie także jako mężczyznę. Widzisz mnie jako czarny cień na trybunach podczas meczu quidditcha, kiedy pędzisz na swojej Błyskawicy, widzisz jasną smugę mojej twarzy zwróconej w twoją stronę - i lubisz sobie wyobrażać, że za moimi surowymi rysami tli się iskierka troski, że moje palce zaciskają się wokół różdżki na wypadek, gdybyś spadł. Gdy jest już po wszystkim i bierzesz prysznic, to nie ekscytacja złapaniem znicza sprawia, że jesteś twardy, tylko poczucie zwycięstwa, że ujrzałeś moje oczy wędrujące w dół twojej śliskiej od potu szyi, kiedy zsiadałeś z miotły. Wyobrażasz mnie sobie w lochach, gdzie - jesteś tego pewien - udałem się po meczu szybkim krokiem. W swoim umyśle tworzysz obrazy - w pośpiechu zsunięte szaty, palce zaciskające się wokół mojego penisa, dużego, gniewnego i czerwonego - i to właśnie myśl o mojej wykrzywionej w ekstazie twarzy, o widoku spermy osiadającej na ciemnym blacie drewnianego biurka sprawia, że przyciskasz twarz do kafelków i dochodzisz.

 

Kiedy jesteś na lekcji eliksirów, wyobrażasz sobie, że mój głos wydaje ci zupełnie inne polecenia - i dopiero, kiedy cię znieważę, kiedy ukąszę - dopiero wtedy widzę ten blask w twoich oczach, po którym nadchodzi gniew, tak czysty i ostry, jak zielone szkło.

 

Wyobrażasz sobie mnie wyobrażającego sobie ciebie. Wiesz, że robię to po naszych skazanych na porażkę sesjach oklumencji - i wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, lecz udaję, że nie wiem. Wyobrażasz mnie sobie jako drapieżnika, jako drapieżnego ptaka o błyszczących czarnych oczach, siedzącego dumnie przy biurku i zaciskającego na jego krawędzi palce przypominające białe szpony, kiedy obserwuję, jak przygotowujesz swój eliksir i robisz z niego pomyje. Wyobrażasz sobie, że ja wyobrażam sobie ciebie, mającego brudne myśli, słodkie myśli i czasami wydaje ci się, że widzisz swoje odbicie w moich oczach - nic tylko wiązka delikatnych kości i skóry, jasnej i gładkiej, idealnej do zatopienia w niej moich zębów, moich ust. Zdobycz. Wyobrażasz to sobie, ale delikatny powiew szeptu mojego umysłu o twój sprawia, że zastanawiasz się, czy to tylko twoja wyobraźnia. I zamykasz się z obawą, że zostałeś zauważony oraz że nie zostałeś zauważony, pragnąc, abym to odkrył i wściekając się z tego powodu, łaknąc i pożądając, abym zaciągnął cię do swych lochów i pożarł.

 

Czasami, kiedy czujesz się na tyle odważny lub gdy opęta cię niezdrowa ciekawość, wyobrażasz mnie sobie na moich misjach. Nie jesteś głupcem, przynajmniej nie przez cały czas, i wiesz, że jest we mnie więcej, niż tylko zwykły głód, pomimo iż głód jest tym, co najczęściej u mnie dostrzegasz. Widzisz mnie stojącego sztywno pomiędzy odzianymi w czerń drapieżnikami, takimi samymi jak ja, których szaty szeleszczą niczym pióra na nocnym wietrze. Wyobrażasz sobie ogniste płomienie odbijające się w bezlitosnej bieli mojej maski, za którą ukazuje ci się moja twarz, spokojna i wilgotna od potu. Wyobrażasz sobie żar mojego roztrzęsionego ciała i skręcający wnętrzności strach, kiedy jestem wzywany przez Czarnego Pana. Nie próbujesz wyobrazić sobie czerwonych oczu Voldemorta ani jego syczącego głosu, ponieważ spotkałeś się z nimi zbyt wiele razy w swoich wizjach - zależy ci tylko na mnie, widzisz tylko mnie, kiedy występuję naprzód i kieruję swoją różdżkę w stronę mugola, a raczej mugolki - dzisiejszej ofiary, związanej i klęczącej przede mną. Wyobrażasz sobie zupełny brak wahania w szybkim ruchu ręki i spokojne słowa klątwy wypływającej z mych ust, jesteś niemal pewien, że dłoń nie drży mi nawet przez chwilę, kiedy kobieta skręca się, wije i krzyczy. Żałujesz jedynie, że widzisz moje rozszerzone ze zgrozy, skryte za maską źrenice. Jednak nie dostrzegasz żadnych wyrzutów sumienia na moim obliczu, spokojnym i opanowanym, pomimo że skóra lśni od potu, a czarne włosy przykleiły mi się do czoła. Wiesz, że gdybym zdjął maskę, wyraz mojej twarzy będzie pogodny, a nawet usatysfakcjonowany.

 

Kiedy wyobrażasz mnie sobie w ten sposób, nienawidzisz mnie za to, że mogę robić takie rzeczy nawet dla większego dobra... nienawidzisz mnie z tego powodu i nienawidzisz Dumbledore'a oraz Voldemorta, ale najbardziej ze wszystkich nienawidzisz mnie. Chce ci się wymiotować, kiedy ukazuję ci się w taki sposób, ponieważ masz wtedy wrażenie, że jestem zupełnie innym człowiekiem niż ten, który czasami pieści cię delikatnie i sprawia, że jęczysz i wzdychasz. Nienawidzisz, kiedy wyobrażasz sobie rzeczy, które robię i dlaczego je robię. Nienawidzisz, gdy stajesz się twardy z powodu tego, że jestem tak niewzruszony, niemożliwy do złamania, że nie wzdrygam się przed tym, co widzę, co robię. Nienawidzisz mnie za to, że zaczynasz się dotykać, nawet kiedy wyobrażasz mnie sobie jako bezwzględnego sukinsyna, nienawidzisz tego, że wyraz mojej twarzy - czystej i białej niczym ściana, kiedy stoję przed Voldemortem - nie zmienia się nawet odrobinę w przebłysku litości. Nienawidzisz mnie, bo sprawiam, że zapominasz o tej mugolce, że widzisz jedynie nieruchomą linię mojego ramienia, odzianego w czerń i niezachwianego, moje palce zaciśnięte bezlitośnie - kiedy nagle uderza cię taki obraz - wokół twojego penisa. Nienawidzisz mnie za to, że nienawidzisz siebie - że nienawidzisz siebie za bycie takim idiotą, za to, że jesteś tak perwersyjny, że nie potrafisz się kontrolować. Chłopiec. Wyobrażasz sobie mój ostry, szydzący z ciebie głos. Wyobrażasz mnie sobie, stojącego tam, rzucającego Crucio za Crucio, aż mój głos staje się ochrypły - pamiętasz, co Bellatriks Lestrange powiedziała o tym, że trzeba być zdolnym do tego, aby je rzucić - i myślisz sobie: jeżeli on może je rzucić tak wiele razy... I tak, robisz się wtedy jeszcze twardszy. Kiedy dochodzisz w swoim łóżku, plamiąc pościel i odwracając głowę, aby móc zacisnąć zęby na poduszce, twoje włosy są mokre od potu, oczy rozgrzane od łez, a dłoń wilgotna, wilgotna, wilgotna i widzisz mnie w swojej wyobraźni, zdejmującego maskę i uśmiechającego się okrutnie... A potem wycierasz się szybko i, potykając się, biegniesz do łazienki, żeby zwymiotować do umywalki.

 

Przez kilka następnych dni ledwie na mnie spoglądasz, obawiając się, że ujrzysz ponownie ten uśmiech, obawiając się tego ciepła, które odczuwasz, kiedy to sobie wyobrażasz. Ale nie potrafisz na dłuższy okres czasu powstrzymać się od wizji na mój temat, ponieważ to staje się twoim codziennym, a także conocnym nałogiem, więc powracasz do swoich bezpieczniejszych fantazji. Tych, w których nadal jestem bestią, ale szlachetną... i kiedy moja dłoń przytrzymuje twoją, mieszającą eliksir, a ja udaję, że cię instruuję, mój uścisk jest ciepły, a twarz nieporuszona. Rozluźniasz się i pozwalasz pobudzać się przez coś o wiele bardziej trywialnego i normalnego i nie wyobrażasz sobie tej drugiej strony mnie, dopóki ponownie nie zbierzesz się na odwagę.

 

 

 

             

Beta: Kaczalka :*

 

 

 

3. Pryzmaty

(by Sinope)

 

 

 

 

Jak mnie sobie wyobrażasz?

 

Myślisz, że mnie znasz, prawda? A ja znam takich jak ty - Hermiona jest dokładnie taka sama, myśli, że jeżeli coś zrozumie, to będzie mogła to kontrolować. Uważasz, że jeżeli wpadniesz na odpowiednie rozwiązanie, obliczysz dokładnie, które guziki nacisnąć, wtedy zacznę się wić, błagać i jęczeć, a ty wygrasz.

 

Cóż, mylisz się i nieważne, jak dużo masz racji, i tak się mylisz. Myślisz tak, ponieważ możesz ściągnąć tego chłopca z jego miotły, wepchnąć do schowka, kazać mu rozłożyć nogi i skamleć o to, abyś go wypieprzył - i naprawdę sądzisz, iż to oznacza, że go kontrolujesz? Nie możesz mnie kontrolować i tak długo, jak długo pamiętam, jak to jest czuć ciepło słońca, zapach wiatru i dotyk znicza w dłoni, nigdy nie będziesz mnie kontrolował.

 

To dlatego nie potrafisz uciec, prawda? Lubisz myśleć, że cała ta umowa pomiędzy nami jest nieskomplikowana, że to triumf twojej logiki: pieprzysz mnie, ponieważ jestem wystarczająco niewinny, abyś mógł mnie zniszczyć, a ja pieprzę się z tobą, ponieważ potrafisz stworzyć perfekcyjną miksturę opętania: dziesięć kropli poczucia winy, garść dobrze posiekanego gniewu, kociołek pełen pożądania, mieszać przeciwnie do ruchów wskazówek zegara do czasu, aż się zagotuje. Tak, jakby to miało jakieś znaczenie. Nie mogłeś zmusić mnie do niczego, nawet za pomocą Imperiusa, dopóki ci na to nie pozwoliłem i nadal nie możesz mnie zmusić. Jestem pewien, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak marne jest to twoje zwycięstwo i właśnie dlatego wciąż wracasz po więcej.

 

Mówisz, że widzisz moje uczucia dzięki legilimencji. Nie wiesz, że ona pokazuje jedynie ciebie samego? Wiem, że zobaczyłem siebie w twoich myślach - zobaczyłem tego małego chłopca, który chował się przed rodzicami, który dostawał furii z powodu szkolnych prześladowań, zobaczyłem siebie i nienawidziłem cię za to. A czy ty nienawidzisz mnie za to, że zobaczyłeś siebie w moich myślach? Czy nienawidzisz mnie dlatego, że czujesz moje wspomnienia, w których próbuję przestać przyglądać się innym chłopcom pod prysznicem, w których dotykam się z przepełnionym poczuciem winy pragnieniem zbadania własnego ciała, w których robię się twardy nawet wtedy, kiedy patrzę na kogoś tak paskudnego, jak ty? To, co widzisz, profesorze, to nie jestem ja. To ty. Wiem, że jest we mnie o wiele więcej, niż tylko to i wiem, że kiedy po raz ostatni ucieknę z twoich lochów, będę żył i marzył i będę tysiącem różnych ludzi, a żaden z nich nie będzie tobą.

 

Znasz tego chłopca o imieniu Harry, tego, który mieszka w twoim umyśle? To ja go stworzyłem. Nie mogłem stworzyć Chłopca, Który Przeżył ani syna Jamesa Pottera, ale mogłem stworzyć jego. Tego, który każdej nocy wpycha sobie palce do gardła, próbując nauczyć się nie krztusić, kiedy, rumieniąc się, otwiera usta na przyjęcie twojego penisa; tego, który zastyga w przerażeniu (ale nie zaskoczeniu), kiedy po raz pierwszy czuje dotyk twojej chłodnej dłoni na swoim ciele; tego, którego mogę kontrolować. Obserwuję twoje oczy niemal tak zachłannie, jak ty obserwujesz moje i dostrzegam, jak twoje źrenice rozszerzają się - czerń rozrastająca się na tle jeszcze głębszej czerni - kiedy podoba ci się to, co widzisz. Pamiętam wszystko, a najlepiej pamiętam to, że chciałeś, abym nigdy nie zapomniał.

 

A jeśli chodzi o mnie: czy wyobrażam sobie ciebie, myślę o tobie, fantazjuję o tobie? Oczywiście, że tak. To nie moja wina, że pragnę zanurzyć dłonie w fałdach twoich szat, pragnę obserwować twoją opanowaną twarz do momentu, w którym twoje usta rozciągają się w ciężkim oddechu, tak blade, iż niemal białe. Pieprzysz mnie, a ja dochodzę, ponieważ jestem nastoletnim chłopcem, ale to wszystko. To nie ja. Nic z tego nie jest mną.

 

I wiesz, w czym się najbardziej mylisz, profesorze? Pragniesz myśleć, że cię potrzebuję, że delektuję się tymi chwilami, że przechowuję je w pamięci niczym najcenniejszy skarb, chwile, w których pozwalasz sobie w stosunku do mnie na odrobinę czułości. Wiem, że skrupulatnie wyliczasz każdy dar, każdy dotyk, każdy senny pocałunek. Wyliczasz je, a ja rozpływam się z wdzięczności za każdy z nich. I kiedy tak leżę nagi obok ciebie, pokryty twoją spermą, zaspokojony, z zamglonym spojrzeniem, wtedy myślisz, że wygrałeś.

 

Mylisz się. Tak długo, jak tego pragniesz, tak długo, jak mogę zdecydować, czy ci to dać, czy nie, nigdy nie wygrasz.

 

 

4. Paralaksa

(by Switchknife)

 

 

 

Ty beznadziejny, głupi, niedoświadczony dzieciaku. Myślisz, że mnie znasz, Potter? Nic nie wiesz. Myślisz, że to jakiś rodzaj dziwacznego rytuału posiadania, prawda? Że chciałbym uczynić cię moim? Że cię potrzebuję? Jak gdyby mogło być w tobie cokolwiek, cokolwiek z twojego nędznego, drobnego, wijącego się ciała... twojego umysłu, tak samo mizernego i żałosnego... co mógłbym chcieć posiąść? A co dopiero potrzebować?

 

Wiem, jak bardzo starasz się zatrzymać chwile swojej fałszywej wolności. W końcu je widziałem - potargane wiatrem, oświetlone słońcem chwile w twoim umyśle, kiedy trzepoczący znicz łaskocze twoją dłoń. To pieśń, którą śpiewasz sobie w swojej klatce, prawda? Czasami słyszę jej echo. Kiedy przychodzisz do mojego łóżka, wchodzisz na nie i dochodzisz w nim... twój umysł staje się mroczny jak zgaszona świeca, ale twoja śliska, gładka skóra rozpala się żarem. A kiedy już dojdziesz, kiedy leżysz pode mną rozluźniony, bezwładny i złocisty, ja kontynuuję, a ty wzdrygasz się, gdy moje ostre zęby zaciskają się na twoim ramieniu. Słuchasz wtedy tej pieśni, prawda? Czy to sprawia, że czujesz się czystszy, Potter? Czy to odpędza ciemność? Słyszę twoje myśli, kiedy twoje osłony opadają i pachniesz spermą - to nie ja to nie ja to nie ja - i wtedy niemal wybucham śmiechem, chociaż częściej cię za to nienawidzę. To właśnie sprawia, że po tym, jak już dojdziesz, pieprzę cię jeszcze mocniej. Dzięki temu mogę rozedrzeć fragment ciebie, sprawić, że będziesz drżał, sprawić, że będziesz cierpiał, żebyś powrócił do mnie, do cholery, ponieważ jesteś tym chłopcem... tym brudnym, małym chłopcem w łóżku swojego nauczyciela, z jego pulsującym penisem w swoim tyłku. I to, że ty wtedy myślisz o sobie jak o tej wolno-latającej istocie, słysząc wokół siebie dźwięk trzepoczących szat i czując drżącego pomiędzy twoimi palcami znicza... to, że śmiesz myśleć o tym, kiedy ja dochodzę, sprawia, że mam ochotę cię uderzyć, zmiażdżyć ten twój żałosny umysł, a potem bić i bić, dopóki nie złamiesz się pode mną niczym bezwładna zabawka z rozmontowanymi kończynami, zrobiona ze sznurków, ze szmatek i z kości.

 

Popioły.

 

Myślisz, że jesteś niewinny, Potter? To śmiechu warte. Byłeś zrujnowany, jesteś zrujnowany, byłeś...

 

Twoje łudzenie się zadziwia mnie. Czy ty w ogóle wiesz, jak długo błagałeś w swoim umyśle, żebym cię wypieprzył, zanim po raz pierwszy cię dotknąłem? Czy w ogóle zdajesz sobie z tego sprawę? Czy myślisz, że jesteś niewinny, kiedy wpycham cię do schowka na miotły, wciąż spoconego po meczu... kiedy podciągam twoje szaty i wgryzam się w twoje usta tak mocno, aż zaczynasz skomleć... kiedy dwoma kciukami rozwieram twój tyłek, żeby wedrzeć się w niego, a ty błagasz o to? Czy jesteś niewinny, kiedy ci się to podoba... kiedy spocony ocierasz się o moją szorstką, sztywną szatę, rozkoszując się ukłuciami drzazg wbijającymi się w twoje palce, którymi drapiesz o drewnianą powierzchnię drzwi... kiedy delektujesz się ostrym, piekącym bólem, który odczuwasz, gdy rozdziera cię mój penis? Czy jesteś niewinny, kiedy wypowiadasz tak tak proszę kurwa tak kurwa tak i myślisz, że ja tego nie pamiętam? Ale pamiętam! Każdą chwilę twojego upokorzenia, Potter, każdą pojedynczą, rozżarzoną chwilę, aż w końcu wznosisz się, wyginasz i rzucasz i każdy zduszony okrzyk, który wyrywa się z twoich małych, dziecięcych ust sprawia, że muszę zamknąć oczy, żeby nie patrzeć na ciebie, dzięki czemu nie odpycham cię, ty paskudny, brudny przedmiocie. Czy jesteś niewinny, kiedy spuszczasz się na mnie i plamisz moje szaty, i jesteś taki mokry, rozgrzany i łkający... czy jesteś niewinny, kiedy podnosisz się, a moja sperma wypływa z twojego tyłka i jest w tobie ta mała, zagniewana część, która to lubi, która lubi czuć się splamiona i wykorzystana?

 

Jesteś dziwką, Potter... czasami nią jesteś.

 

Ci chłopcy pod prysznicem, istotnie. Wiem, że ich obserwujesz, że chcesz się dotykać... ale kiedy to robisz, myślisz tylko o mnie, prawda? Kiedy ciepła woda spływa po twoim ciele, a ty obserwujesz innych zamglonym z pożądania wzrokiem, lekko podenerwowany, i wmawiasz sobie, że masturbowanie się tam nie jest czymś dziwacznym, ponieważ wszyscy chłopcy to robią... ale czy wszyscy słyszą mój głos, kiedy to robią? Czy muszą przygryzać wargi aż do krwi, żeby powstrzymać się od wykrzykiwania mojego imienia? Czy wiedzą, że kiedy owijasz dłoń wokół swojego penisa, potrafisz myśleć tylko o kształcie moich ciepłych dłoni, pokrytych odciskami od trzymania chochli, o tym, jak przesuwam nimi po twojej erekcji, powoli i niespiesznie, kiedy mam w sobie dość cierpliwości i chcę zobaczyć, jak się wijesz, podczas gdy wyciskam sączącą się z twojego penisa spermę, kropla po kropli, niczym skapujący ze świecy gorący wosk?

 

Och, doskonale wiesz, czym jesteś. Po prostu nie chcesz tego zrozumieć. Jeżeli jesteś po prostu chłopcem, jeżeli dochodzisz tylko dlatego, że ktoś cię dotyka, to dlaczego nie poszukasz sobie takiej samej małej dziwki jak ty? Czy niepewna, piegowata dłoń Weasleya zadowoliłaby cię? Oczywiście, że nie... Fantazjowałeś o tym, próbowałeś o tym fantazjować... ale każda fantazja zamieniała się we mnie, każda twarz zamieniała się w moją twarz, każde ciało zamieniało się w moje ciało, wilgotne od potu i ocierające się o ciebie, wokół ciebie, w tobie, aż przesiąkasz moim zapachem i moimi ustami i moim żarem i moim penisem, i każda twoja fantazja, każdy twój niewinny chłopięcy sen zamienia się w koszmar, w którym nie potrafisz przestać dochodzić, nie potrafisz przestać się rzucać, drapać moje plecy i dyszeć: więcej, mocniej, proszę!

 

O niczym nie masz pojęcia, chłopcze, nad niczym nie masz kontroli... i jeżeli myślisz, że chciałbym cię posiadać, to jesteś głupcem, bo ja cię nie potrzebuję. Jesteś mój, ponieważ zawsze będziesz mój, tylko mój, mój własny rozbity przedmiot, uszkodzony przedmiot, moja własna plugawa, roztrzaskana zabawka.

 

O niczym nie masz pojęcia, jeżeli myślisz, że ratuję cię w jakimś innym celu, niż tylko po to... Ratuję cię, ponieważ jesteś naszą bronią, tak, ponieważ zabijesz Voldemorta albo zostaniesz zabity przez niego, i ratuję cię, bo Dumbledore mnie o to prosił... ale najważniejszym powodem, dla którego cię ratuję, jest ten, że uwielbiam plugawić złotą broń Dumbledore'a, uwielbiam pieprzyć ciebie, twój umysł i twoje ciało, aż lśnisz krwistą czerwienią, spocony, zhańbiony, i taki delikatny i uległy, iż wyglądasz dokładnie na to, czym jesteś - pionkiem. Pionkiem Dumbledore'a i moim. Tworzymy cię i łamiemy wedle naszego uznania, a ty tak łatwo wtapiasz się w nasze formy. I jeżeli mam cię ratować, jeżeli mam ryzykować moje życie i mój oddech dla ciebie, szczeniaku, możesz przynajmniej dać mi to.

 

Jedyne, co możesz zrobić, to pozostawiać w moim gardle truciznę, gorzką, zgubną słodycz, kiedy spotykam się z Dumbledore’em albo Voldemortem - w tym przypadku obaj są tacy sami, ponieważ muszę trzymać ciebie, prawdziwego ciebie, dziwkę, moją dziwkę - ukrytą przed nimi. Czy wiesz, ile ryzykuję, żeby cię chronić, chłopcze? Możesz przynajmniej sprostać moim wymaganiom, wspomnieniom o tobie, fantazjom o tobie - takim ciepłym, otwartym i chętnym; o tym, jak pozostajesz w moim łóżku nawet wtedy, kiedy tego nie potrzebujesz; o tym, jak wypłakujesz gorzkie łzy po tym, jak dojdziesz; o tym jak próbujesz zachować nieruchomą twarz, kiedy nie śpię... Lecz kiedy tylko myślisz, że śpię, twój umysł zamienia się w ten rozdzierający, ślepy krzyk: SYRIUSZ SYRIUSZ SYRIUSZ i niemal uderzam cię za to, ale zamiast tego czekam, aż przysuniesz się do mnie bliżej i owiniesz swoją rękę wokół mnie, żeby mnie objąć i czasami gładzisz mojego penisa, dopóki znowu się nie "obudzę", a wtedy po prostu odwracam cię, rozsuwam twoje nogi i pieprzę cię. Powolne pchnięcia przechodzą w coraz szybsze, dopóki twój umysł nie wypełni się znów ciszą i warkotem tego szkaradnego znicza, który złapię pewnego dnia, złapię go i rozgniotę, a wtedy, dochodząc, będziesz widział mnie, będziesz widział tylko mnie.

 

To nie chodzi o posiadanie ciebie. Chodzi o to, co jest słuszne. O to, na co zasługuję.

 

Wspomnienie o tobie, trzepoczące w moim uwięzionym pulsie za każdym razem, kiedy rzucam klątwę dla Voldemorta... to właśnie sprawia, że w pamięci wciąż mam coś, co smakuje jak wygrana w samym środku klęski. Twoją uległość. Więc kiedy wślizgujesz się później do moich komnat, domagając się, bym opowiedział ci o misji, znajdujesz mnie chwiejącego się i pijanego nienawiścią, whisky i wściekłością, a ja nie daję ci nawet czasu na zaczerpnięcie oddechu przed tym, jak rozrywam twoje ubranie, twoje ciało, twoje usta.

 

Bestia.

 

To twoja myśl, albo może i moja, ale to nie ma znaczenia, ponieważ ty także jesteś bestią, młodym zwierzęciem, twardym, połyskującym i rozgniewanym, z obnażonymi kłami, kiedy warczysz i pytasz mnie: Czy dobrze się bawiłeś rzucając Cruciatusa dzisiejszej nocy?, a ja odpowiadam, mówię prawdę, kłamię, kiedy popycham cię na dywan i widzę twoje ciało wygięte w łuk i czekające na napaść moich palców i szepczę: Tak.

 

I wtedy dochodzisz, łkając rozdzierająco, zanim w ogóle zdążę wedrzeć się w ciebie swoim penisem.

 

Dziecko.

 

 

 

Beta: Kaczalka :*

 

 

 

 

5. Refrakcja

(by Sinope)

 

 

 

 

Wczoraj w nocy posuwałem innego chłopca, profesorze.

 

Nie, nie bądź głupcem, to oczywiste, że nie zdradzę ci jego imienia. Był naprawdę piękny. Jasnoróżowe wargi, smukła zgrabna szyja, tyłek z rodzaju tych, które sprawiają, że pragniesz zagłębić język w szczelinie pomiędzy pośladkami. Rozstawił szeroko drżące, smukłe nogi, podrażniając palcem swoje wejście i błagając mnie, abym go wypieprzył. Ale najpierw pozwoliłem, aby mi obciągnął - wcisnąłem mu penisa do gardła tak głęboko, że aż się zakrztusił. Napierałem na wypełnione smagnięciami języka ciasne wnętrze, dopóki nie byłem gotów na więcej. Rozszerzyłem jego pośladki i lizałem przestrzeń pomiędzy nimi dotąd, aż mogłem wsunąć język w jego wejście, a następnie wbiłem się w niego tak gwałtownie, iż zaczął skomleć. Na Merlina, profesorze, to było takie przyjemne, obserwować, jak wślizguję się powoli w to małe, słodkie wnętrze. Kiedy dochodziłem, jęczałem jego imię i uwierz mi, mój orgazm był długi i mocny.

 

Nie lubisz, kiedy mówię w taki sposób, prawda?

 

Och, nie jestem głupi, chociaż ty wolisz myśleć, iż jestem. Wiem, że się podniecasz. Wiem, że twój wielki, obrzydliwy kutas robi się czerwony i zaczyna odczuwać głód na samą myśl o jakiejś mlecznobiałej dupie do zerżnięcia. Możesz to sobie wyobrazić, prawda? W swojej wyobraźni widzisz, jak upadam na kolana, moje nogi drżą z niepewności, a ty łapiesz mnie za włosy i przyciągasz moją twarz wprost do swoich rozpiętych spodni. Lubisz, kiedy się opieram, lubisz, kiedy musisz uderzyć mnie w twarz, żebym w końcu otworzył usta, a czerwone ślady palców odbite na policzku widnieją na nim przez cały czas, kiedy ci obciągam. Patrzysz w dół, widzisz moje wargi boleśnie rozciągnięte wokół twojego trzonu i wtedy zaczynasz posuwać moje usta. Uwielbiasz, kiedy skóra pęka i odrobina krwi zabarwia twoją spermę kolorem czerwieni. Kiedy dochodzisz, wzdrygasz się, udając, że cię to brzydzi, ale tak naprawdę kochasz ten moment, gdy szczupłą, trzęsącą się dłonią wycieram nasienie ze swoich ust.

 

Mówisz, że nie kontroluję niczego, prawda? Jednak wciąż mnie słuchasz.

 

Jak widzisz, mogę kontynuować tę grę. Chcesz rozmawiać o seksie, aby ukryć fakt, że jesteś stary i przestraszony? W porządku, możemy rozmawiać o seksie. Potrafię mówić świńskie rzeczy, "kutas", "rżnąć" i "gęsta, gorąca sperma". To oczywiste, że nie będę wyrażał się elegancko, z pewnością nie tak jak Rimbaud, którego czytasz w mojej obecności, ponieważ uważasz, że tego nie zrozumiem, ale lubisz to robić, prawda? Lubisz myśleć, że jesteś ode mnie lepszy, bo przez dwadzieścia lat dłużej masturbowałeś się w samotności.

 

A więc, tak jak mówiłem, pieprzyłem tamtego chłopaka wyjątkowo mocno. Miał szeroko rozstawione nogi, a ja wciskałem go w ścianę i przytrzymywałem mu nadgarstki. Za każdym razem, kiedy uderzałem w ten punkt w jego wnętrzu, w ten punkt, w który tobie nie udaje się trafić nawet co drugi raz, czułem, jak rzuca się pode mną, czułem, jak trzęsą się pod nim kolana. Sprawiłem, że błagał, profesorze; sprawiłem, że przeklinał, jęczał i żebrał. Zanim w ogóle położyłem na jego erekcji chociaż jeden palec, kazałem mu czekać tak długo, aż niemal ugięły się pod nim kolana i musiał nabijać się na mojego penisa jeszcze mocniej i głębiej, aby utrzymać się na nogach i nie osunąć na podłogę. Kiedy w końcu go dotknąłem, doszedł natychmiast, szlochając i zaciskając mięśnie wokół mojej erekcji, dopóki nie wypełniłem go swoją spermą. Tą częścią mnie, której ty nigdy, przenigdy nie dotknąłeś.

 

Jasne, wiem, na co czekasz. Chcesz, żebym powiedział, że widziałem twoją twarz, kiedy przeczesywałem palcami jego włosy, że to wszystko było takie puste i niewłaściwe, że myślałem o tobie, kiedy dochodziłem. Mylisz się. Wcale nie myślałem o tobie. Wcale. Zamknąłem oczy i nie czułem nic, nic, nic poza gorącą skórą przy mojej własnej i słodkim, ciasnym kanałem, skręcającym się bezradnie pod strumieniami tryskającej spermy.

 

A więc ukarz mnie, do cholery. Wmawiaj sobie, że wciąż możesz mnie kontrolować, złap mnie za szczupłe nadgarstki i przytrzymaj mi je nad głową, podrażniaj mojego penisa obciągając mi, aż zacznę drżeć i rzucać się oraz łkać i błagać, abyś pozwolił mi dojść. Pogłaszcz moje jądra swoimi długimi, zwinnymi palcami, wsuń te palce we mnie, dotykaj mnie, aż powiem, że to ty, że istniejesz tylko ty, że nikt nigdy nie mógłby się z tobą równać. Uśmiechnij się z trumfem, kiedy dojdę, a moja twarz będzie mokra od łez. A jednak wciąż będzie istniała taka część mnie, której nigdy nie dotkniesz.

 

Wiesz, po seksie leżeliśmy obok siebie w uścisku, on i ja, jakbyśmy obaj pragnęli tam być. Pocałował mnie, tutaj, w tym miejscu na szyi, przeczesał palcami moje włosy i powiedział, że mnie kocha, że byłem wspaniały. Powiedział, że chce znowu się ze mną spotkać, że będąc ze mną czuł się szczęśliwy. Powiedział mi wszystkie te rzeczy, które ty zawsze uważałeś za nic nieznaczące bzdury, ale on naprawdę tak myślał, naprawdę tak myślał, naprawdę.

 

I jest to coś, czego ty nigdy nie ośmieliłeś się zrobić.

 

 

 

 

 

 

6. Odzwierciedlenie

(by Switchknife)

 

 

 

 

 

 

Myślisz, że udało ci się mnie zdenerwować, prawda, chłopcze? Myślisz, że ta twoja żałosna fantazja cokolwiek dla mnie znaczy? Cokolwiek poza udowodnieniem mi, że twój umysł naprawdę jest rynsztokiem, aczkolwiek wypełnionym także iluzjami i dziecięcą głupotą. Ponieważ tym właśnie jesteś, Potter, nieważne, jak bardzo męski sam sobie się wydajesz, nieważne, jak wiele razy i jak gniewnie mówisz słowa penis, sperma albo spuszczać się - nieważne jak śmiało je wypowiesz, tak jakbyś sądził, iż jesteś w tym weteranem, ale tylko ja mogę usłyszeć pełne zażenowania jąkanie w twoim umyśle.

 

Legilimens. Legilimens. To bardziej sposób życia, niż zaklęcie, ty głupi dzieciaku.

 

Czy jestem twardy? Czy robię się jeszcze twardszy?

 

Oczywiście, że jestem. Ty mała dziwko. Powtarzasz te wszystkie świńskie rzeczy swoim małym, słodkim językiem i wiesz dokładnie, jakich słów najlepiej użyć. Aby mnie zbulwersować. Aby mnie rozwścieczyć. Aby moje wargi uniosły się, odsłaniając zęby, dzięki czemu wyglądam tak, jakbym miał zamiar kąsać - abym rozerwał cię na strzępy swoimi ustami i swoim penisem, lecz ja opanowuję się i w zamian tylko się uśmiecham.

 

Jakie to ma w końcu dla mnie znaczenie, że pokażesz mi najbardziej tandetną stronę swojej osobowości? Najohydniejszą, najgłupszą stronę swojego umysłu? Że zniżysz się do czegoś takiego, do tak rażącego pragnienia zwrócenia na siebie uwagi, dokładnie tego, czego oczekiwałem od ciebie w chwili, gdy po raz pierwszy przekroczyłeś próg tej szkoły. Dziecięcy bohater. Anioł. Dziwka.

 

Wydaje ci się, że to ty rozdajesz karty. Wydaje ci się, że zdołasz mnie rozwścieczyć do tego stopnia, że ukarzę cię, że będę cię pieprzył tak mocno, iż uwierzysz, że pustka, jaka powstała w tobie po śmierci Blacka, ponownie się zapełni - wydaje ci się, że cała ta zabawa w przywdziewanie masek sprawi, że będę cię ścigał jeszcze szybciej, jeszcze zachłanniej, ale nie wiesz o tym, że ja cię w ogóle nie ścigam. To ty przychodzisz do moich lochów, to ty jesteś na wpół ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin